Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

room 93 {prologue}

Obudził go upierdliwy stukot maszyn za oknem nie pozwalających się wyspać już od dobrych dwóch miesięcy. Błagał w myślach by ta mordęga się już skończyła, jednocześnie przeklinając samego siebie za tak wczesną wprowadzkę na świeżutkie, ledwo oddane i praktycznie niezamieszkane osiedle robotnicze.

Powoli wstał z łóżka przecierając oczy rękoma i udał się dosyć szybko, jak na siebie, do łazienki, by zająć ją przed swoim współlokatorem, którego chrapanie słyszał nawet przez szum prysznica, z którego lała się lodowata woda. Wyszedł z kabiny jeszcze bardziej niezadowolony niż do niej wchodził i z grymasem na ustach zaczął wcierać w twarz jakiś krem nawilżający. Gdy już osuszył ciało czymś szorstkim, co bardziej przypominało papier ścierny albo szmatę do podłogi niż ręcznik, założył swoje ukochane i zdecydowanie niepowtarzalne czarne bokserki opuszczając łazienkę bez cienia żalu. Ziewnął głęboko zapalając światło w swojej sypialni i sięgnął do szafy po biały, za duży na niego o co najmniej dwa rozmiary t-shirt, oraz czarne dżinsy z przetarciami na całych nogawkach. Z małej szufladki przy łóżku wyciągnął różowe skarpetki w wisienki, a z krzesła stojącego przy biurku zabrał czarną bluzę z kapturem. Wrzucił do torby identyfikator, ładowarkę do telefonu oraz słuchawki i zabierając niezbędne do życia urządzenie z szafki nocnej, ostatecznie uznał swój dzień za rozpoczęty otwierając w kuchni pustą lodówkę.

Podszedł powoli do drzwi obok tych prowadzących do jego pokoju i westchnął głęboko, by ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy zacząć walić pięścią w ich drewnianą powierzchnię. Usłyszał w środku jakiś ruch i za chwilę wraz z cichym skrzypnięciem drzwi, stanął przed nim zaspany współlokator ubrany tylko w za duży, kolorowy T-shirt i wystające spod niego bokserki z logo supermana.

- Teraz była twoja kolej na zakupy. Możesz mi wyjaśnić, dlaczego więc ta cholerna lodówka jest pusta? - zapytał spokojnym, wręcz znudzonym tonem.

- Oj przestań hyung, zjesz śniadanie w autobusie. Mogę ci dać pieniądze jak chcesz...

- Pieprzyć pieniądze! Chcę tylko móc otworzyć rano lodówkę i znaleźć w niej coś jadalnego, a nie spleśniałego tosta sprzed tygodnia.

- Dobrze, pójdę zaraz do sklepu, daj mi dziesięć minut, okej?

- Pięć.

- Co pięć? - zmarszczył brwi rudowłosy mrugając nierozumnie.

- Za pięć minut chcę widzieć jak wychodzisz z naszego zasranego mieszkania i wracasz po maks dwudziestu z jakimś śniadaniem dla nas obu. Okej?

W odpowiedzi młodszy kiwnął tylko głową i zamknął mu drzwi przed nosem trzaskając nimi głośniej niż to konieczne. Zrezygnowany chłopak usiadł przy stoliku w kuchni i zaczął się bawić rogiem żółto-pomarańczowej ceraty szpecącej wnętrze maleńkiej kuchni. Po równo pięciu minutach z pokoju naprzeciwko kuchennej framugi wypadł wyższy od niego rudowłosy chłopak zabierając z szafki w przedpokoju portfel i bez słowa wyszedł z mieszkania w swoich kapciach króliczkach.

W tym czasie starszy z dwójki bawił się telefonem sprawdzając wszystkie media społecznościowe i kolorując obrazek pingwina w specjalnej aplikacji. Dwadzieścia minut zleciało szybciej niż myślał i już miał podnosić się z krzesła by pójść założyć buty i wynieść się z dala od śmierdzącego tynkiem mieszkania, jednak wtem usłyszał szelest reklamówek.

- Spóźniony o dwie minuty. Poprawiłeś swój czas - uśmiechnął się krzywo i przejął zakupy od chłopaka, który przeklinając pod nosem zaniósł swoje futrzaste obuwie na grzejnik w salonie. - Nic ci to nie da. Nie działają - rzucił tylko z uznaniem grzebiąc w torbach i wyciągając z nich coraz lepsze produkty. - No i widzisz, jak chcesz to potrafisz zrobić zakupy. Warto było szarpać moje nerwy z samego rana? - zapytał wgryzając się w idealnie zielone i gładkie jabłko.

- Masz i się zamknij. Wyłaź już, a ja idę spać dalej. - mruknął tylko rudy rzucając w niego paczką truskawkowych żelków i Marlboro Goldów.

- Dziękuje Hobi, nie musiałeś. - odpowiedział i zastapił wyższemu przejście trzymając w dłoniach swoje prezenty. Objął go szybko przytulając policzek do jego ramienia i uśmiechnął się szczerze życząc dobrych snów.

Rozpakował resztę zakupów z satysfakcją uzupełniając puste półki w lodowce i szafkach oraz dokończył jabłko czytając w telefonie jakiś artykuł na temat skuteczności służby zdrowia w swoim kraju. Gdy cyferki na elektronicznym zegarze w kształcie kwiatka stojącym na blacie zmieniły się na punkt ósmą, wstał powoli ze swojego miejsca i poszedł do łazienki by wypłukać usta płynem od płukania o smaku zielonej herbaty.

Z namaszczeniem zawiązał w przedpokoju swoje czarne converse'y i wrzucił do torby szeleszczącą paczkę żelków oraz papierosy i zapalniczkę leżąca na szafce z kluczami. Wyjął ze środka jeden komplet, ten z doczepionym brelokiem w kształcie pudla i wyszedł w końcu z mieszkania schodząc po niekończących się schodach na sam dół. Wetknął do uszu słuchawki i narzucił na głowę kaptur bluzy widząc jak krople deszczu spływają po małej szybce u góry drzwi prowadzących do ich bloku i opuścił przeklęte miejsce udając się w stronę najbliższej stacji metra.

~*~

- Doktorze, to już wszyscy na dziś. - powiedziała drobna brunetka kłaniając mu się lekko i czekając na odpowiedź.

- Oh, jak cudownie. W takim razie, jesteś wolna, Jiwoo. Wykonałaś dziś dobrą pracę. - uśmiechnął się do dziewczyny i wrócił do spisywania czegoś w rozłożonych na biurku formularzach. Zegar na ścianie tykał miarowo, a wraz z bębniącym w szyby gabinetu deszczem tworzył mieszankę, która przyprawiała młodego mężczyznę o
istną furię. Był zdziwiony, że nawet zakładanie nowych kart mu dziś nie szło, a skoro odprawił Jiwoo do domu, to nie miał co liczyć na jej pomoc w razie kłopotów. Niechętnie wpakował plik formularzy oraz firmowy laptop do swojej torby i zdjął kitel odwieszając go starannie do szafy. Opuszczając szpital żegnał się ze wszystkimi współpracownikami i personelem jak zawsze gdy miał dobry humor. W momencie, w którym zamknęły się za nim automatyczne drzwi, odpalił papierosa i zaciągnął się mocnym dymem krocząc dumnie w stronę przystanku autobusowego.

~*~

- Hoseok mówiłem ci coś na temat zapraszania dziewczyn pod moją nieobec... - powiedział słysząc śmiech dwóch osób z salonu, jednak stanął na środku pomieszczenia zdecydowanie zszokowany. - Oh, przepraszam za to nieporozumienie. - dodał przyglądając się przystojnemu szatynowi siedzącemu na kanapie razem z jego przyjacielem. Chłopak wstał ze swojego miejsca uśmiechając się delikatnie, a Yoongi poczuł jak miękną mu kolana z każdym krokiem, który nieznajomy robił w jego stronę. Ujął jego bladą dłoń w swoją i podniósł do ust delikatnie całując kostki palcy.

- Jeon Jungkook. - powiedział w końcu, a jego ciepły, przyjemny głos sparaliżował na moment Mina, który czuł ogólne skołowanie całą sytuacją.

- M-Min Yoongi. - odpowiedział zdecydowanie ciszej niż powinien wpatrując się w orzechowe oczy chłopaka trochę zbyt długo. W końcu pokręcił głową otrząsając się z jego dziwnego uroku i patrząc nad jego ramieniem na Junga, który wpatrywał się w nich z tępym uśmieszkiem i mrugnął do Mina pokazując dłońmi znał iksa na znak tego, że jego znajomy jest wolny. Miętowowłosy wywrócił oczami i powrócił do szatyna czując na sobie jego palący wzrok. - Napijesz się herbaty?

- Właściwie to miałem się już zbierać, ale skoro terrorysta Yoongi proponuje mi herbatę, nie śmiem odmówić. - znowu posłał mu ten rozbrajający uśmiech i odwrócił się na pięcie powracając do rudego, który przez tą przeciągającą się w nieskończoność konwersację postanowił przejrzeć swoje wiadomości i odpisać szybko na kilka z nich.

Chłopak powoli wszedł do kuchni i zamaszystym ruchem włączył pstryczek w czajniku od razu opierając się łokciami o blat i chowając twarz w dłoniach. To nie mogło dziać się znowu...

- Hoseok, rusz tu swój tyłek! - zawołał w końcu uświadamiając sobie, że nie zaniesie do pokoju trzech kubków.

- Fajny jest, nie? - zapytał konspiracyjnym szeptem rudy gdy tylko znalazł się obok jasnowłosego, który zastanawiał się czy skłamać, czy może przyznać się do słabości.

- Jest chyba najlepszy z tych, których przyprowadziłeś do tej pory. - opcja pół na pół.

- Zapytał się mnie czy kogoś masz, po tym jak wyszedłeś. Powiedziałem, że nie.

- Jung pieprzony Hoseok! - krzyknął głośniej niż powinien od razu przykładając dłoń do ust. - Dlaczego w ogóle odpowiedziałeś na to pytanie? - powrócił do szeptu energicznie trząchając trójkątną torebką herbaty w jednym z naczyń.

- A dlaczego nie? Widziałem jak się przy nim rozpływasz...

- Nie rozpływam się, ja tylko... Um, było mi głupio, że pomyliłem go z dziewczyną, okej? Nie chciałem od razu wyjść na Yoongiego terrorystę...

- No jasne, to moje kolana się trzęsły zamiast twoich.

- Pomóc wam w czymś, bo jakoś długo robicie tą herbatę! - krzyknął ich gość z salonu.

- Nie, nie już idziemy! - odpowiedzieli razem, a Min posłał młodszemu mordercze spojrzenie biorąc do ręki czarny kubek dla Jeona.

Tej nocy w mieszkaniu z numerem 93 zaczęły się wiązać dziwne więzi, które być może wiązać się nigdy nie powinny, a śmiech trójki mężczyzn niósł się po korytarzach prawie pustego bloku donośnym echem, irytując mieszkającą na najwyższym piętrze starszą panią...

~*~

Dzień dobry!

Przez moje dziwne fantazje na temat topującego Kooka gangstera powstało Now or Never.

Jeśli tytuł wydaje wam się znajomy, to tak, chodzi o piosenkę Halsey. Cała jej twórczość jest dla mnie jedną wielką inspiracją i to będzie takie moje małe podziękowanie, bo w sumie gdyby nie MV do Bad at Love nie wpadłabym na ten pomysł.

Rozdziały będą miały różną długość, postaram się żeby były jak najdłuższe, jednak nic nie obiecuję.

Przyjmijcie to ff z miłością, bo wymyślenie wszystkiego zajęło mi trochę czasu i dawno nie pracowałam tak długo nad fabułą.

Kontynuuje poszukiwania bety!!!!

Enjoy,
- Alex =^.^=

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro