hurricane
i'm the violence in the pouring rain
Chłopak siedział przywiązany do drewnianego krzesła i z przerażeniem obserwował jak kkałuża krwi wokół niego robi się większa i większa. Próbował krzyczeć, jednak uniemożliwiała mu to brudna szmata, którą wetknął mu do ust Kyungwon zanim wyszedł z pomieszczenia. Patrzył jak krople deszcze wpadają do wyżłobionej w betonie kałuży z cichym pluskiem. Słyszał tykanie zegara nie będąc jednak pewnym, czy słyszy je naprawdę, czy może tylko jego mózg się z nim bawi i zaczyna serio wariować. Myślał o Yoongim, który pewnie siedzi teraz zmartwiony na kanapie w salonie i czyta książkę udając, że nic się nie dzieje i właśnie tak powinno być. Żałował, że nie spędził z nim ostatniej nocy przed wyjazdem i nie miał odwagi by go przeprosić za to jak bezmyślnie się zachował. Gęsta ciecz zbliżała się do niego coraz bardziej i mógł przysiąc, że czuje jak powoli muska palce jego stóp, chociaż miał na sobie ciężkie buty. Tym razem Fox nie wpadnie tu znikąd i go nie uratuje, a Blondyna nie powie, że jest debilem, bo został całkiem sam. Jego przyjaciele siedzieli w samochodzie jadąc do domu na jego polecenie. Znał Kyungwona prawie tak dobrze jak samego siebie, dlatego kazał im uciekać. Nie poradziliby sobie z nim we troje, ponieważ tylko Jungkook mógł przewidzieć jego następny ruch. Słysząc złowrogie skrzypienie i trzeszczenie z pomieszczenia obok, zaczął znowu rozglądać się po niewielkiej klitce, w której został zamknięty i w półmroku dostrzegł błyszczące ostrze noża, którym mógłby przeciąć ostre liny wrzynające mu się w skórę. Poruszył się ostrożnie na krześle starając się nie hałasować i jakimś cudem udało mu się dostać do leżącego na ziemi ostrza. Przewrócił się na bok i wziął je do ręki raniąc się przy tym lekko, ale udało mu się rozciąć linę. Wypluł obrzydliwy knebel z ust i przez chwilę walczył z odruchem wymiotnym, który ustąpił prawie tak szybko, jak się pojawił. Podniósł się chwiejnie na zdrętwiałych nogach i odetchnął zimnym powietrzem, w którym czuć było stęchły smród zgniłych zwłok, metaliczną krew i świeży deszcz, dzięki któremu jeszcze mógł oddychać. Kiedy robił pierwszy krok, coś zachlupotało dziwnie i dopiero wtedy zauważył, że brodzi w gęstej krwi sięgającej mu już do kostek. Nie dostrzegł nigdzie żadnego wlewu ani kratki w podłodze, a pod ścianami leżało kilka ciał, jednak fizycznie nie było to możliwe, by wypłynęło z nich aż tyle cieczy. Jeon odetchnął głęboko i przymknął oczy poprawiając uchwyt na zimnym nożu, który trzymał w ręce gotowy do ataku i ruszył przed siebie, by wyjść z pomieszczenia i przede wszystkimi wydostać się z tego jeziora krwi, przez które żołądek podsuwał mu się coraz bardziej do gardła. Już prawie udało mu się wydostać, gdy poślizgnął się na czymś i z głuchym łoskotem wpadł w lepką ciecz, która od razu oblepiła całe jego ciało. Zaklął pod nosem i podniósł się szybko idąc dalej przed siebie. Krążył po korytarzach na oślep, czując jak robi mu się coraz zimniej przez wilgotne ubrania, z których co jakiś czas kapała krew. Garbił się i zatrzymywał za każdym razem gdy słyszał ten sam łoskot z pomieszczenia, które było coraz bliżej niego. Prawda była taka, że był przerażony. Jeon Jungkook miał ochotę skulić się w kącie i poczekać aż ktoś go stąd bezpiecznie zabierze. Trzęsły mu się dłonie, a po policzku spływały pierwsze kropelki potu, gdy stał oparty o mur i walczył sam ze sobą, by zacisnąć zęby i wejść do pomieszczenia, w którym zastał Kyungwona bawiącego się ogromnym łańcuchem.
- Czyli w końcu mnie znalazłeś, szczeniaku. Spodziewałem się czegoś więcej po tak znakomitym agencie. - mruknął nawet nie patrząc w stronę szatyna.
- Związałeś mnie i zakneblowałeś w pieprzonym akwarium z trupami. - parsknął w odpowiedzi chowając nóż za plecami i podchodząc bliżej niego.
- Nikt, nie mówił, że będzie łatwo. - zaśmiał się blondyn w końcu spoglądając na starszego mężczyznę. Jungkook bardzo szybko zauważył, że jest wychudły i ma zmęczone oczy. Bardziej zmęczone niż jego. Pomyślał, że będzie przez to słabszy w walce. - Widzę, że się mnie boisz, Jungkookie. - przeciągnął jego imię w obrzydliwy sposób i oblizał dolną wargę zaciskając dłoń na grubym kawałku metalu, z którego wyrastał jego łańcuch.
- Dalej jesteś tak samo głupim bachorem jak byłeś siedemnaście lat temu. - splunął mu pod nogi, a chłopak odsunął się gwałtownie do tyłu patrząc na niego z odrazą. Zrobił jeszcze kilka kroków do przodu, aż mógł bez problemu poczuć smród jego obrzydliwej obsesji na punkcie mordowania.
- Jungkookie, co masz za plecami? - wysyczał patrząc prosto w ciemne oczy swojego napastnika.
- Twoją śmierć, braciszku. - wypalił Jeon i zamachnął się do przodu, jednak Kyungwon zablokował cios i wykręcił jego rękę tak, by czubek ostrza był skierowany w przeciwną do niego stronę.
- Może i masz mięśnie, ale mózgu za grosz... - sapnął blondyn i szarpnął swoim łańcuchem, który poruszył się wyjątkowo lekko i szybko, unosząc się kilka centymetrów na posadzkę i opadając na nią znowu ze złowrogim łoskotem. Starszy z braci zaśmiał się szczerze, jednak zaraz spoważniał i wykorzystując fakt, że jego ciało nadal jest śliskie przez krew, w który wpadł gdy się poślizgnął, wywinął się z jego uścisku i złapał za gardło naciskając palcami na jabłko Adama i tętnicę.
- Myślisz, że wystraszę się twojego łańcuszka? Nie takie rzeczy w życiu widziałem, Wonnie. I nie przed takimi rzeczami udało mi się uciec zabijając ich właściciela. Może i w naszych żyłach płynie ta sama krew, ale twoja jest zatruta przez tą popierdoloną chęć mordu.
Kyungwon próbował łapać oddech, jednak dłoń brata zbyt szczelnie oplatała jego szyję, by mógł mu odpowiedzieć. Poczuł zimne ostrze noża na swoim brzuchu i otworzył szerzej oczy. Szarpnął łańcuchem, tym razem mocniej niż poprzednio i metalowe ogniwa uderzyły boleśnie w szerokie barki szatyna, który wygiął się w tył i jęknął głucho krzywiąc się nieznacznie. Jungkook wolał nie zwlekać i wbił ostrze pod żebra brata, który krzyknął tylko zaskoczony, a z jego oczu popłynęło kilka łez. Zmachnął się jeszcze raz, jeszcze mocniej niż poprzednio i łańcuch uderzył starszego z braci w plecy i ramię, wyrywając z jego gardła głuchy kaszel. Gdy upadał na kolana trącił łokciem ostrze, które przesunęło się w bok rozpruwając chude ciało blondyna. Kilka kropli krwi upadło na twarz Jeona, który próbował złapać oddech dysząc ciężko i opierając się dłońmi o zimny beton. Patrzył kątem oka jak bezwładne ciało osuwa się na posadzkę i uderza potylicą o metalowy blat stołu, o który cały czas się opierał. Chłopak podniósł się z podłogi i z odrazą kopnął martwe już ciało młodszego brata, którego nienawidził z całego serca od chwili jego urodzenia. Gdy wychodził z piwnicy jego domu ociekając krwią, potem i łzami strachu, pisał właśnie raport do dowódcy i myślał o przerażonym Yoongim, który będzie bał się go bardziej niż do tej pory. Szedł szosą do domu, jedynego miejsca, które kiedykolwiek mógł tak nazwać i modlił się, by nikt akurat nie przejeżdżał tą drogą. Udało mu się dojść szybciej niż się spodziewał, jednak długo stał przed drzwiami. Nacisnął w końcu klamkę i wszedł do salonu powłócząc nogami. Tak jak się spodziewał, starszy mężczyzna siedział pod kocem na kanapie i czytał książkę. Zdjął okulary i rzucił je na ziemię wstając ze swojego miejsca i rzucając się do niego. Objął jego twarz dłońmi i przez jakiś czas tylko wpatrywał się w jego orzechowe oczy i gładził palcami policzki zbryzgane krwią brata. W końcu przytulił się do niego, wtulił się w jego klatkę piersiową i zamknął oczy oddychając z ulgą. Chłopak jęknął cicho gdy dłonie starszego przejechały po zranionych plecach i mocniej zacisnął palce na jego blond włosach.
- Chodź Jungkookie, musisz to z siebie zmyć. -- powiedział łagodnie biorąc go za rękę i prowadząc do łazienki.
Wypełnił wannę ciepłą wodą i pomógł mu się rozebrać, ostrożnie odlepiając koszulę od jego ran. Yoongi nie zadawał pytań, widział w jakim szoku jest jego chłopak, zauważył jak zaciska oczy, jak drży jego dolna warga i jak jego klatka piersiowa unosi się gwałtownie do góry, powstrzymując szloch. Siedział na podłodze opierając się plecami o chłodną armaturę i ściskał w palcach drżącą dłoń Jeona, który siedział w wannie aż woda nie ostygła, a szkarłatna i lepka ciesz nie zeszła z każdego zakamarka jego ciała. Min przyniósł mu świeże ubranie i opatrzył rany na plecach, całując jego karmelową skórę kilka razy i cały czas pokazując mu, że jest obok i nie ma się czego bać. Jungkook poprosił go, by nie gasił światła i wtulił się w niego całym sobą, chowając twarz w ciepłej piersi starszego i wdychając zapach jego mlecznej skóry. Czekał, aż Yoongi zaśnie i gdy tylko jego palce spadły bezwładnie z jego kręgosłupa, pozwolił sobie na jeszcze kilka łez. Nienawidził Jeon Kyungwona z całego serca, jednak nigdy nie sądził, że to on będzie musiał go zabijać...
~*~
Okej, nie wiem co tu się wydarzyło, kiedyś na pewno poprawię ten rozdział, bo jest tak messy, że o jacież pierdzielę...
Enjoy,
- Alex =^.^=
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro