Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

gasoline

you can't wake up, this is not a dream
you're part of a machine, you are not a human being

Szatyn westchnął głośno i ruszył do przodu stąpając pewnie po śliskiej, wypolerowanej na błysk posadzce, która już za kilka chwili miała spłynąć szkarłatem krwi jego ofiar.

Rozglądał się po całym kasynie szukając starszego mężczyzny, jednak nie było go nawet przy ulubionym stole pokerowym, przy którym zawsze można było go znaleźć. Wielkie krople potu toczyły się po jego plecach, gdy jego palce powędrowały do paska spodni, przy którym znajdowała się kabura z bronią. Bardzo powoli, wypuścił powietrze przez zęby i dotknął małej, czarnej słuchawki w lewym uchu.

- Alien, co to ma kurwa być, Parkera nie ma w całym kasynie. - syknął czując jak kolejne słone krople spływają wolno po jego czole zatrzymując się na brwiach, lub wsiąkając w kołnierz białej jak śnieg koszuli.

- Nie wiem, Killer. Blondyna próbuje wyciągnąć coś z Fentyego, a Fox walczy z Dragun. Na pewno sprawdzałeś wszędzie? - głos po drugiej stronie był nerwowy, w tle słyszał stukanie klawiatury.

- To się dowiedz, masz przecież wszystko na talerzu.

- Daj mi sekundę, zaraz go znajdę. Zajmij się czymś, wyglądasz podejrzanie stojąc na środku korytarza.

Jeon nie odpowiedział, tylko ruszył w stronę Jednorękiego Bandyty. Usiadł na skórzanym stołku kiwając głową do pozostałych mężczyzn i wrzucił do maszyny pięćdziesięcio centówkę. Pociągnął za wajchę i skupił wzrok na przesuwających się szybko obrazkach. W pierwszej kolumnie wypadła siódemka. W ostatniej również. Uniósł jedną brew do góry i nachylił się bardziej do przodu napinając mięśnie pleców. W środkowym rzędzie również wypadła magiczna cyfra. Poczuł szczupłą dłoń przesuwającą się po ramieniu i kobiecy szept tuż przy uchu.

- Jackpot, kotku. Dzisiaj jestem w zestawie.

Odwrócił głowę i zauważył piękną kobietę wyłaniającą się zza niego. Miała na sobie dopasowaną, krwistoczerwoną suknię aż do ziemi, która mieniła się w żółtym świetle tysiącami drobnych rubinów przyszytych do materiału. Miała idealny makijaż, długie rzęsy, równe kreski oraz pełne usta pociągnięte matową szminką w kolorze sukni. Czarne jak smoła włosy opadały na szczupłe ramiona kaskadą miękkich loków. Miała nieco odmienną urodę, nad górną wargą znajdował się mały pieprzyk, a skóra miała ciepły, oliwkowy odcień. Chłopak uśmiechnął się do niej i ujął jej dłoń w swoją schodząc ze stołka tuż przed tym, jak rozległ się dźwięk odliczanych banknotów, a w otworze na dole maszyny znalazł się plik zielonych papierków. Wyjął swoją nagrodę i schował pieniądze do wewnętrznej kieszeni marynarki cały czas patrząc uważnie na swoją nową towarzyszkę.

- Killer, mam go. Sala trzynaście, a tak poza tym, poznaj swoją dzisiejszą partnerkę, Isabelle Lightwood. - w słuchawce usłyszał nagle głos starszego Kima.

- Okej, dzięki. Wygrałem w Jackpot wiesz?

- Widziałem. Będzie na waciki.

Jungkook parsknął cichym śmiechem i skinął głową na Isabelle, która ponownie się uśmiechnęła i wsunęła rękę pod jego ramię.

- Wybacz mój brak manier, nie przedstawiłem się z tego wszystkiego. Jeon Jungkook, ale wszyscy mówią mi Killer. - szepnął nachylając się do niej i dbając o to, by nikt z boku nie usłyszał co mówi.

- Nic nie szkodzi. Isabelle Lightwood, wolę Izzy. - odparła uśmiechając do wysokiego bruneta raczącego się czerwonym winem w towarzystwie niższego Azjaty o dziwnych, nienaturalnie jasnych piwnych oczach. - To zaszczyt pracować u twojego boku, panie Jeon.

- Bez przesady, darujmy sobie wszystkie grzeczności. - mruknął naciskając złoty guzik obok windy. - To zaszczyt pracować z Lightwoodami. Wiele o was słyszałem tu i ówdzie.

- Mam nadzieję, że były to same dobre rzeczy.

- Jak najlepsze. Panie przodem. - odsunął się nieco puszczając ją przed sobą i wsiadając do windy, która zamknęła się tuż przed nosem mężczyzny, z którym Izzy wcześniej się witała. - Kto to był?

- Mój brat, Alec.

- Próbował nam przeszkodzić?

- Skądże. Raczej dostać twój numer. - uśmiechnęła się słabo opierając się o chłodną ścianę dźwigu i dotykając złotej bransolety w kształcie węża owiniętego wzdłuż jej lewego nadgarstka. - A więc Parker, huh?

- Tak, poszukujemy zemsty.

- Za co?

- Dwa lata temu zamordował naszego przywódcę, Kim Namjoona-

- Wiele o nim słyszałam. - przerwała mu brunetka.

- Ciężko było nie słyszeć. Był dla mnie jak ojciec, dlatego to szczególnie ważna misja. Clave wielokrotnie próbowało namówić go do połączenia naszych organizacji.

- To prawda, jednak Krąg uparcie nas odpychał. - posłała mu znaczące spojrzenie nagle przestając się uśmiechać.

- Cóż, to nie moja wina. Yongguk robi co chce. Jestem dobry, ale nie na tyle, by zasiadać z nim do negocjacji. - kobieta bez problemu wyczuła w jego głosie nutę żalu i smutku.

- Za młody?

- Nie. Jestem niechcianym szczeniakiem. Nie należę do żadnej z rodzin, nie mam bogatych rodziców i wpływów. Wy, Lightwoodowie, bylibyście szanowani nawet bez Clave. Yongguk cały czas próbuje się mnie pozbyć, jednak do tej pory nie miałem słabego punktu.

- Co się zmieniło? - wyszła z windy czekając na niego chwilę i ponownie wsuwając zręcznie dłoń pod ramię.

- Pojawił się ktoś na kim bardzo mi zależy. Ktoś spoza Kręgu, czy nawet Clave. Zwykły mężczyzna. Nie wiedział nic o gangach. Teraz jest w niebezpieczeństwie, przeze mnie, ale to nie ważne. Chcesz czynić honory? - zapytał sięgając do kieszeni marynarki po plik zielonych banknotów i podał go Izzy, która uśmiechnęła się delikatnie i nacisnęła klamkę sali oznaczonej numerem trzynaście.

W środku panował półmrok, wielka lampa oświetlała środek wyłożonego czerwonym aksamitem stołu, dookoła którego siedziały cztery osoby. Jeon rzucił pieniądze na stół i spojrzał prosto w stalowe tęczówki siwego mężczyzny siedzącego po przeciwległej stronie stołu.

- Podbijam stawkę. - warknął wyciągając swój pistolet ze skórzanej kabury przy pasku. - O twoją głowę. - zacisnął szczękę, a jego serce przyspieszyło. Czuł jak adrenalina pulsuje w jego żyłach, był gotowy pociągnąć za spust. Był gotowy zastrzelić każdego, kto siedział w tej sali.

- Wiesz jak często dzieciaki celują do mnie z broni? - zakpił John Parker wstając ze swojego miejsca i kiwając palcami na mężczyzn dookoła niego, którzy natychmiast otoczyli jego i Isabelle. - Nigdy. Jeśli nie chcesz, żeby tej młodej damie coś się stało, połóż broń na stole.

Chłopak uniósł ręce do góry ignorując nerwowe szepty swojej partnerki i odłożył pistolet na stół, na którym cały czas leżały rozłożone karty oraz pieniądze.

- Grzeczny chłopiec. A teraz pora na najważniejsze pytanie. - mężczyzna oparł brodę na splecionych dłoniach i uśmiechnął się kpiąco. - Kim ty właściwie jesteś szczeniaku, i czego chcesz.

- Chcę tylko i wyłącznie twojej śmierci, Parker. - jego głos był przesiąknięty jadem i goryczą. Mężczyzna uniósł brwi, a Isabelle dostrzegła w jego oczach prawdziwy strach i zdezorientowanie. - Zabiłeś mojego ojca, a ja mam zamiar się za to odpłacić.

- Zabiłem wielu ojców, w tym swojego, uwierz mi, że nie był ci do niczego potrzebny. - zaśmiał się Amerykanin.

W tym momencie Jeon nie wytrzymał i robiąc dwa wielkie kroki do przodu znalazł się obok mężczyzny. Wziął zamach i porządnie napinając mięśnie wymierzył mu prawy sierpowy trafiając idealnie w szczękę. Parker podniósł się ze swojego miejsca i zamrugał oburzony patrząc mu w oczy. Chciał mu oddać, jednak Kook był szybszy i złapał go za nadgarstek wykręcając rękę z tyłu pleców. Ściskając go nieco mocniej przechylił się przez stół po swoją broń i kiwnął głową do Isabelle, która od razu wyrwała się mężczyznom i zaczęła się z nimi rozprawiać. Padali szybciej niżby przypuszczali, aż w pokoju nie pozostał nikt przytomny oprócz niej, Amerykaninia i szatyna, który przystawił w końcu Parkerowi spluwę do skroni. Chciał mu coś powiedzieć, zapytać co się dzieje, dlaczego nie stawia oporu, jednak w tamtym momencie usłyszał kilka strzałów z góry oraz krzyki paniki gości kasyna. Zaczęło się.

- To twój koniec, Parker. - syknął poprawiając uścisk. - Pozbycie się Ciebie było łatwiejsze niż zabranie dziecku lizaka. - dodał z uśmiechem. - Odwróć się Izzy, nie chcę żebyś na to patrzyła.

Brunetka skinęła głową i posłusznie stanęła tyłem do atolu czekając na dźwięk wystrzału, jednak zamiast niego usłyszała chrzęst przesuwanych kości i zduszony, żałosny krzyk. Odwróciła się ostrożnie i zauważyła, jak Jeon wypuszcza jego twarz z dłoni i sięga po pistolet. Usadził go na krześle i spojrzał prosto w oczy, celując w pierś.

- Miło się gawędziło, ale na górze czeka mnie lepsza zabawa niż ta z tobą. Do zobaczenia w piekle śmieciu. - powiedział i pociągnął za spust trafiając idealnie w pierś.

Z satystakcją patrzył jak życie z niego ulatuje, a szkarłatna plama ma białej koszuli rośnie z sekundy na sekundę. Zwrócił się w stronę Isabelle chowając broń i zbierając ze stołu pieniądze, których część podał dziewczynie. Wjechali windą na górę, jednak zanim weszli z powrotem do samego kasyna, Jeongguk odprowadził ją do drzwi na końcu korytarza.

- Wyjdź tym wyjściem, na zewnątrz będzie czekał na ciebie samochód. Skontaktuj się z bratem i powiedz, że jesteś bezpieczna. Dziękuje za pomoc. - uśmiechnął się lekko i odprowadził ją wzrokiem, wyciągając pistolet i przeładowywując magazynek ruszył po czerwonej wykładzinie wprost w paszczę lwa.

Potworny krzyk, pisk i huk wystrzałów prawie go ogłuszył, jednak już dawno temu nauczył się ignorować dźwięki dookoła. przekręcił broń na palcu rozglądając się po pomieszczeniu i szukając swoich towarzyszy namierzył Fox i od razu ruszył w jej stronę po drodze zdejmując któreś z dziwadeł towarzyszących martwej już Dragun. Ruda uśmiechnęła się do niego tylko i wcisnęła mu do ręki chłodny pendrive, który zaraz znalazł się w wewnętrznej kieszeni jego ubrania. Przeniósł wzrok na drugą stronę sali i zauważył blond czuprynę Jimina, który stał otoczony przez grupę mężczyzn. Natychmiast rzucił się do niego biegiem i zaczął strzelać do przeciwników z precyzją seryjnego mordercy, którym jakby nie patrzeć był. Gdy znalazł się przy chłopaku przytulił go mocno rozglądając się dookoła.

- W porządku? - zapytał tylko i miał się już odsuwać gdy nagle stanął sparaliżowany.

Wszystkie mięśnie w jego ciele się spięły, a twarz zmarszczyła, gdy mocniej ścisnął czarną marynarkę Parka.

- Killer? - zwrócił się do niego chłopak. - Kook? - powtórzył unosząc do niego głowę. - Jungkook, co się dzieje?

Szatyn zamrugał powoli patrząc się w odległą ścianę a jego ręka nagle zsunęła się z ramienia starszego przyjaciela, w ostatniej chwili chwytając się go za nadgarstek. Drżący oddech uciekł spomiędzy spierzchniętych warg, gdy kolana się pod nim uginały, a nagle ciężka broń upadła z hukiem na marmurową posadzkę. Jimin złapał go w ostatniej chwili rozumiejąc co się stało. Sam ugiął się pod ciężarem umięśnionego ciała Killera i przyłożył dłoń do pleców przyjaciela znajdując wilgotną plamę. Jungkook przełknął powoli ślinę przenosząc w końcu wzrok na napiętą twarz Parka i zamrugał szybko, nie zauważając nawet, że łzy spłynęły po jego policzkach.

- Nie, nie, nie, Killer, wracaj do mnie - powiedział błagalnie. - Nie zasypiaj, rozumiesz? Fox! -wydarł się w końcu. - Fox! - rozglądał się nerwowo dookoła układając sobie głowę szatyna na kolanach.

Ruda usłyszała głos przyjaciela i odepchnęła od siebie kolejnego napastnika z gracją manewrując między martwymi ciałami ścielących podłogę jak ciepły, śliski dywan. Klęknęła obok Blondyny i zmarszczyła brwi zaciskając szczękę. Spojrzała na podłogę pod swoimi kolanami przez kilka sekund obserwując jak krew powoli plami zimną posadzkę.

- Podnieśmy go i uciskaj ranę, ja wezmę za nogi. - powiedziała tylko chłodno. - Taehyung, Killer jest ranny, zapieprzaj do auta i przygotuj tylną kanapę. - dodała jeszcze do słuchawki i powoli podnieśli się z Jiminem idąc do wyjścia najszybciej jak mogli.

- Po-powiedzcie Yoongiemu, że go kurewsko kocham. - sapnął jeszcze Jungkook tuż przed tym jak wyszli na zewnątrz, a jego zmęczone i ciężkie powieki zakryły oczy, które poleciały w tył głowy.

Jego oddech zrobił się cięższy, a serce zaczęło bić wolniej, opadając z sił. Ciało stało się kompletnie bezwładne, a jego umysł otulił ciepły kokon nicości i pustki, w której nie widać było żadnego światełka.

~*~

Przyznać się, kto myślał, że Now or Never już umarło, a ja razem z nim?

Enjoy,
- Alex =^.^=

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro