control
they sent me away to find them a fortune
a chest filled with diamonds and gold
the house was awake, with shadows and monsters
the hallways, they echoed and groaned
~*~
Jego oddech zrobił się cięższy, a serce zaczęło bić wolniej, opadając z sił. Ciało stało się kompletnie bezwładne, a jego umysł otulił ciepły kokon nicości i pustki, w której nie widać było żadnego światełka.
~*~
Yoongi siedział na ich hotelowym łóżku, nawet na chwilę nie zamykając oczu. Nie mrugał, bo gdy tylko opuszczał powieki, widział jego bladą skórą, rozchylone wargi i zamknięte oczy. Łzy toczyły się po jego policzkach, a on nie starał się ich nawet zatrzymać. Wiedział, że to nie ma sensu. Cały apartament był pogrążony w idealnej ciszy, bo nikogo w nim nie było. Cała grupa, nawet dziewczyna z którą współpracował tego wieczoru, wszyscy siedzieli przy nim w szpitalu. Wszyscy oprócz Yoongiego. Nie mógł tego znieść. Nie mógł patrzeć na to jak bezwładny i bezbronny był jego chłopak. Pyskaty i bezpośredni, zawsze miał coś do powiedzenia. Teraz był cicho jak nigdy przedtem, a Min nie mógł tego znieść. Słyszał strzały. Siedząc w samochodzie słyszał strzały z budynku kasyna. Bał się, ale nie o niego. Nigdy wcześniej nie słyszał huku wystrzałów, ale wiedział, był bardziej niż pewien, że żadna z kul nie dosięgnie jego Jungkooka. Kilka minut później dowiedział się jak bardzo się mylił. Gdyby trafiła milimetry dalej, uszkodziłaby kręgosłup. Mógłby być martwy. Paraliż byłby dla niego gorszy niż śmierć. Yoongi zdawał sobie z tego sprawę, wiedział jak młodszy uwielbiał to co robił, jak kochał swój motor, pistolet, adrenalinę. Lubił pieniądze, które za to dostawał i lubił rozpieszczać nimi Yoongiego. Lubił ich domek w Teksasie, basen i ogród. Lubił ich sypialnię i wszystko co się w niej działo. Jungkook lubił seks, lubił spać z Yoongim, lubił się z nim budzić, przytulać i całować. Lubił patrzeć jak pochłania kolejne książki, podczas gdy on pływał, przeglądał telefon albo się do niego przytulał. Jungkook kochał Yoongiego, a Yoongi nie umiał wyobrazić sobie życia, w którym nie ma Jungkooka, w którym wraca do Korei, do pracy w szpitalu, do jego szarego mieszkania, które dzielił z Hoseokiem.
Ale on przecież nie był jeszcze martwy.
Min zachowywał się jakby opłakiwał martwego kochanka, orientując się nagle, że to on go pogrzebał. Wszyscy byli obok niego i czuwali, a on go pogrzebał, tak po prostu wsadził do grobu i zamknął trumnę rozpaczając. Wstał nagle z łóżka i sięgnął po telefon pisząc do Fox i prosząc o adres szpitala. Wziął prysznic i ledwo przełykając zjadł marne śniadanie, wlewając w siebie kubek czarnej jak smoła kawy. Zamówił taksówkę i pojechał do nich, powiedział, że jest partnerem Jungkooka i jakimś cudem pozwolili mu wejść. Wszyscy siedzieli w sali, Jimin najbliżej, trzymając go za rękę. Wyglądali tak samo jak Yoongi. Opuchnięte twarze, czerwone oczy i to okropne przerażenie w oczach. Nikt na niego nawet nie spojrzał, zauważyli jego obecność dopiero gdy objął Parka opierając mu brodę na głowie, a rękami oplatając luźno jego szyję. Park drgnął wystraszony, jednak rozpoznając charakterystyczny zapach perfum Mina, odetchnął i rozluźnił się, przylegając do niego bardziej. Blondyn nie puścił ręki swojego byłego kochanka i przyjaciela, a Yoongi nie oczekiwał, że to zrobi. Wiedział, że ze wszystkich to on i piękna dziewczyna o kruczoczarnych włosach, mieli najmniejsze prawo to być. Pozostała czwórka to jego najbliżsi, rodzina. Yoongi był tylko jego chłopakiem. Nie przeszli razem tyle co reszta. Akceptował to. Wiedział, że teraz żeby być blisko Jeona, musi dać im pierwszeństwo.
Siedzieli w ciszy, ktoś tylko czasem pociągał nosem. Min sięgnął w końcu po krzesło i usiadł nieco za Jiminem, dalej utrzymując z nim kontakt fizyczny. Jeśli wszystko było tak jak mówili, to on rozumiał go najlepiej. Hyuna położyła mu dłoń na udzie w geście solidarności, opierając głowę na ramieniu Taehyunga, który miał palce splecione z nieznajomą brunetką. Połączeni nierozerwalnym łańcuchem bólu i strachu o najważniejszego chłopaka na świecie. Po kilku godzinach, do pokoju wpadł Bang. Ostatnia osoba, której ktokolwiek by się spodziewał.
- Co z nim jest do cholery? - zapytał burząc idealną ciszę pokoju, a jego ostry głos zabrzmiał za głośno i za ostro. Wszyscy milczeli, a jego oczy spoczęły na Yoongim, który jako jedyny nie pasował mu do tego obrazka. - Czy ktoś mi odpowie co się stało? - powtórzył podnosząc głos.
- Wyjdź stąd Bang. - powiedział cicho Jimin, sięgając by poprawić ciemną grzywkę Kooka, odsłonić niego jego zamknięte oczy i spokojną buzię.
- Nie czas na sentymenty Blondyna, mówcie dlaczego Killer tu leży.
- Bo go kurwa postrzelili, umiesz czytać raporty? - syknęła Ruda odwracając do niego głowę, a w jej ciemnych oczach czaił się niebezpieczny błysk.
- A dlaczego go postrzelili? - zapytał, a jego głos zabrzmiał jeszcze inaczej, teraz był pełen oskarżeń. - Bo był rozproszony. A dlaczego był rozproszony? Dlatego. - wskazał dłonią na Yoongiego, który pożałował, że w ogóle tu przyjechał. - Dlatego był kurwa rozproszony, przez jakiegoś głupiego chłopaka. Dlatego wolałem jak sypiał z Blondyną. Wszyscy byli zadowoleni, to nie, on musiał znaleźć sobie kogoś dodatkowego. - głos mężczyzny wciąż ociekał jadem, a każdym słowem było go więcej, a Yoongi przytulił się do ramienia Hyuny, która zaczęła głaskać go delikatnie po policzku. Taehyung puścił Isabelle i swoją dziewczynę, podchodząc do Banga i łapiąc go za materiał koszuli wyciągnął na korytarz.
- Popierdoliło cię do reszty? - zapytał wściekle, cały czas zaciskając pięść na koszuli wyższego mężczyzny. - To nie czas i miejsce na jebane dramy! Co chciałeś osiągnąć? Doprowadzić Yoongiego do płaczu? Sprawić żeby poczuł się jeszcze bardziej? Brawo, udało ci się. Zresztą jak zawsze.
- Alien, kurwa, doskonale wiesz, wszyscy wiecie, że mam rację. Od kiedy się pojawił, wszystko jest chujowo-
- Nie masz racji. Nie masz pierdolonej racji, Yongguk. Yoongi jest najlepszym co mogło się Jungkookowi przytrafić. Miłość, jest najlepszym co mu się mogło przytrafić, ale skąd możesz to wiedzieć, skoro ty nawet nie umiesz kochać. Jungkook nigdy nie był bardziej skupiony niż dwa dni temu. To co się stało nie było niczyją winą, a już szczególnie nie Yoongiego, którego nawet tam kurwa nie było! - powiedział ze śmiechem. - Jungkook uratował Jimina. O tym ci ktoś powiedział? Że gdyby Jungkook przed nim nie stał, to Jimin leżałby w pieprzonym czarnym worze? Oczywiście, że nie. Dlatego wyjdź stąd i nie denerwuj nas wszystkich i nie waż się mówić takich rzeczy o Yoongim, Yongguk! - warknął, a brunet złapał go za gardło i przyparł do ściany, zmuszając by stanął na palcach.
- Szacunek, szczeniaku! - prawie wrzasnął. - Pierdolony szacunek, do kogoś, kto cię wychowuje i utrzymuje! W dupie mam to, czy Jimin leżałby w worku, czy byłbyś to ty, czy Ruda. Interesuje mnie to ile pieniędzy stracimy na tym, że Killer leży tutaj! Spieprzyliście robotę przez tą małą szmatę, którą tu przywlókł, rozumiesz? Za tydzień chcę was widzieć z powrotem w Teksasie, z Killerem w całości, bez szwów, gipsu albo innego gówna, rozumiemy się? - zapytał patrząc mu twardo w oczy i puścił gwałtownie poprawiając swoją koszulę i odchodząc w stronę windy.
- Pierdol się, Yongguk! - krzyknął jeszcze Kim i wrócił do sali siadając obok swojej dziewczyny i wtulając się w nią. Hyuna puściła Yoongiego, który wtulił się w pełni w ramię Jimina i zadrżał przez szloch. Pokręcił głową i gwałtownie wciągnął powietrze.
- On ma rację. To wszystko przeze mnie. - powiedział cicho, a Park puścił rękę szatyna i pogłaskał go po policzku. - Gdybym się nie pojawił, nic by się nie wydarzyło.
- Ciii, Yoonie, Yongguk chuja wie i rozumie. - szepnął łagodnie blondyn. - To nie twoja wina, naprawdę. Jesteś najlepszym co go w życiu spotkało i mówię to, chociaż bardzo bym chciał, żeby nie było prawdą, ale jest. Kook cię kocha, a ty kochasz jego i nie zarobiłeś nic złego.
Wstał ostrożnie i zamienił się ze starszym miejscami, a Min od razu złapał chłodną dłoń szatyna w swoją i przyłożył do niej czoło. Po długiej chwili ciszy, podniósł w końcu głowę i pogłaskał go po policzku, jego skóra była wciąż tak samo gładka i miękka. Zsunął palce na jego szyję i podniósł się nieco by ucałować go w czoło.
- Mój mały, słodki Jungkookie... Wróć do nas skarbie, proszę. - szepnął i wrócił na miejsce cały czas trzymając jego dłoń w swojej i gładząc jej wierzch kciukiem w czułym geście.
Gdy wszyscy usnęli, dalej nie zmieniając pozycji, Yoongi drgnął nagle, czując lekki uścisk na swoje dłoni. Wytarł resztki snu z oczu i uważnie spojrzał na chłopaka, który mrugał patrząc się w sufit. Odpowiedział na jego uścisk, a szatyn przekręcił do niego głowę, jego oczy nagle wielkie z przerażenia. Próbował coś powiedzieć, ale maska tlenowa wyraźnie mu to utrudniała. Yoongi ostrożnie odkleił od siebie Jimina i wstał z krzesła, sprawdzając całą aparaturę i poprawiając kroplówkę. Delikatnie opuścił plastikową maskę na jego brodę i widząc spierzchnięte usta chłopaka, natychmiast podał mu kubeczek wody ze słomką i delikatnie nasmarował jego usta balsamem różanym, który leżał na szafce nocnej.
- Cz-czy jestem w niebie, hyung? - zapytał cicho, zachrypniętym i łamiącym się głosem.
- Nie kochanie, ale przeżyłeś piekło - powiedział łagodnie, głaszcząc go po policzku, a Jeon przełknął ciężko ślinę i przymknął powieki, zaraz ledwo je unosząc. - Śpij dalej, porozmawiamy rano z lekarzem. - pocałował go delikatnie w czoło i założył z powrotem maskę, siadając na swoim miejscu. Chłopak usnął znowu a Yoongi splótł ich palce i uśmiechnął się lekko, znowu przyciągając do siebie Jimina.
Będzie dobrze. powtarzał w myślach.
Będzie dobrze.
~*~
Oof, to było ciężkie, but we're good.
Enjoy,
~ Alex =^.^=
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro