Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

badlands {interlude}

Yoongi po raz ostatni zerknął na swoją sypialnie sprawdzając każdy kąt, otwierając każdą szufladę i szafkę. Gdy rzeczywiście okazało się, że nic już nie zostało, zasunął smętnie zamek błyskawiczny dużej walizki i włożył do swojej torby podręcznej maskotkę w kształcie różowego królika. Zamknął za sobą drzwi i odetchnął głęboko stając przed nimi. Silna dłoń osiadła lekko na jego ramieniu wyrywając z zamyślenia. Odwrócił głowę do młodszego chłopaka uśmiechając się smutno i spojrzał mu głęboko w oczy. Rudy rozłożył ramiona i objął go mocno szepcząc do ucha słowa podzięki za trzy lata wspólnego mieszkania najpierw w poprzednim lokum, a teraz tutaj, na małym osiedlu robotniczym zapełnionym już niemal w całości. Potem uściskał serdecznie drobną szatynkę i popatrzył na nich smutno.

- Będę za wami strasznie tęsknił. - powiedział Min.

- My za tobą też... - odpowiedzieli razem i mężczyzna uściskał ich jeszcze raz, każąc o siebie dbać oraz dobrze jeść.

Yoongi podszedł do stojącego w progu przedpokoju szatyna i kiwnął mu głową, na co ten tylko odwrócił się na pięcie i otworzył drzwi z numerem 93 na drzwiach.

~*~

Szarowłosy chłopak krzątał się po kuchni prawie wyrywając sobie włosy z głowy. Biegał po małej przestrzeni między blatem, lodówką i kuchenką, potykając się przy tym o własne nogi i prawie wybijając zęby. Mieszał na patelni i w garnku, kroił warzywa i miksował składniki na ciasto.

- Ile mamy jeszcze czasu? - krzyknął licząc, że ktokolwiek mu odpowie, jednak się przeliczył. - Dobra, jebać was, dam sobie radę sam... - mruknął już tylko do siebie.

Dokończył smażenie kurczaka, wyłączył gaz pod kimchi oraz makaronem ryżowym, sałatkę zalał sosem, a ciasto zamknął w piekarniku. Pozostała dwójka współlokatorów kończyła dekorować mały salon i żadne z nich nie mogło odpowiedzieć zbyt skupiona na równym wieszaniu transparentu. Blondyn zerknął na zegarek gdy skończyli i westchnął głęboko chcąc już zobaczyć przyjaciela. Za godzinę musi wyjść z domu żeby dotrzeć na lotnisko w Huston na czas, a przez tą godzinę dużo mogło się wydarzyć. Poszedł do kuchni i usiadł ciężko na blacie uderzając się w głowę o dno szafki wiszącej nad nim. Szarowłosy parsknął tylko śmiechem i powrócił do mieszania różowego lukru w metalowej misie.

- Dodaj niebieskiego, on lubi fioletowy.

- Gdybym miał niebieski, to bym chyba dał, no nie? - warknął szarowłosy.

- Uspokoić was panienki? - zapytała rudowłosa dziewczyna wchodząc do kuchni i sięgając do koszyka z owocami po zielone jabłko.

- Nie wkurwiaj mnie nawet, dobrze? Prosiłem was o pomoc, jedno z was dałoby sobie samo radę z powieszeniem tego transparentu.

- Chyba skoro robiliśmy to we dwoje to jednak by sobie nie dało... - mruknął blondyn.

- Wyjazd z kuchni, ale już. Sprawdźcie czy nie ma was w ogrodzie, albo w garażu, co?

- Mój kuchcik się denerwuje, jakie to urocze. - zaśmiała się ruda dźgając szarowłosego w żebra.

- Wyjdź, albo cię walne...

Dziewczyna uniosła ręce w geście kapitulacji i opuściła pomieszczenie wychodząc do ogrodu. Porośnięty zieloną trawą ogród wydawał się wyglądać wręcz nienaturalnie wśród przepalonej przez słońce, pomarańczowej ziemi. Ich posesja wyglądała dosłownie jak oaza na środku pustyni, ale organizacja postarała się żeby mieli tam jak w raju. Usiadła powoli na brzegu basenu wkładając długie nogi do cieplej wody i wystawiła twarz w kierunku słońca przymykając oczy. Nie mogła się już doczekać powrotu Killera. Tych kilka miesięcy bez niego wyraźnie dawało się we znaki całej trójce, jednak jej szczególnie, przede wszystkim dlatego, że zwyczajnie się nudziła. Mimo wszystko, bez lidera nie mieli prawa podejmować żadnych decyzji i przyjmować zleceń, co ich również zmuszało do przymusowego urlopu. Żeby nie oszaleć, jeździli po całym stanie zwiedzając różne dziwne miejsca i ciesząc się ze swobody, jednak kiedy po dwóch tygodniach wrócili do domu, ciężko było im usiedzieć na miejscu i chcieli wyrwać się trochę dalej, na przykład do Santa Fe albo Phoenix, jednak dostali od centrali kategoryczny zakaz opuszczania stanu bez lidera. Wszyscy troje uważali to za niesprawiedliwość, ale nie mieli wyjścia i musieli się dostosować.

Po upłynięciu tej dłużącej się w nieskończoność godziny, blondyn przebrał się w czarne dżinsy oraz luźną koszulkę i zabierając z szafki w przedpokoju swoje okulary przeciwsłoneczne pożegnał się z przyjaciółmi i ruszył w trzygodzinną podróż na lotnisko w Huston, by odebrać ich lidera oraz jednego gościa.

~*~

Huhu, zaczynamy tą ciekawszą cześć Now or Never...

Enjoy,
- Alex =^.^=

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro