Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Where the fuck am I?!

Siedziałam przy biurku i szkicowałam nowy rysunek, słuchając przy tym muzyki na słuchawkach. Było po północny, wszyscy domownicy juz spali, a mnie wzięło na rysowanie.
W całym domu było ciemno, jedynie moja mała lampka oswietlała moje miejsce pracy.
Byłam ubrana tylko w majtki, lekki stanik a na to bardzo luźną, białą koszulkę, z napisem "Close Your Eyes", sięgającą mi do połowy ud.

Powinnam od ponad godziny spać, a tym czasem ja w ogóle nie odczuwałam zmęczenia.

Nagle usłyszałam jakiś trzask. ByBylł bardzo cichy, ale w mroku i spokoju panującym w domu, slyszalam go bardzo wyraźnie.

Przestraszona odwróciłam sie za siebie. Na moim łóżku siedział Jack a okno nad nim było otwarte.

- Zamknij, zimno! - szepnełam zdenerwowana - Co ty tu robisz o tej porze?!

- Chcę Cie gdzieś zabrać - podszedł do mnie ukazując zachęcający uśmieszek.

- Zwariowałeś?! Jest po północy! - krzyknęłam szeptem.

- Spodoba Ci się, obiecuje. - objął mnie w pasie i podniósł z krzesła.

- Ale wrócimy przed 6 rano? - zapytałam szybko.

- Nie obiecuję...- zaśmiał się.

- Ale chwila, moze się ubiore?! - starałam sie wyrwać z jego objęcia ale po chwili wyskoczyliśmy przez okno.

- Co ty robisz?! - krzyknęłam gdy na motorze oddaliliśmy sie od domu.

- Spodoba Ci się, skarbie, obiecuję. - odwrócił się nie zatrzymując pojazdu, podniósł lekko maske i dał mi krótkiego buziaka.

Więcej już się nie odezwałam. Mimo, że było mi cholernie zimno, chciałam mu ufać. Objęłam go mocno w pasie i opierając głowę na jego plecach zamknęłam oczy.

"Niech mnie wiezie gdzie chce" -myślałam sobie, gdy przestałam już słyszeć silnik motoru i zasnęłam...

+-+

Obudziło mnie ciche łkanie. Dochodziło z mojej prawej strony. Na początku nie chciałam otwierać oczu. Byłam senna i miałam nadzieję że obudzę sie w ramieniach Jacka. Jednak po chwili czułam tylko ucisk w nadgarstkach i kostkach.

Gdy zdałam sobie sprawę z tego, co jest nie tak, otworzyłam gwałtownie oczy. Otaczała mnie czerń i mrok. Siedziałam na jakimś słabym, drewnianym krześle. Ręce i nogi miałam związane i przywiązanie do siedziska.

Spojrzałam w prawą stronę. Łza spłynęła po moim poliku. Ujrzałam Nicole, w takiej samej sytuacji jak ja, niecałe dwa metry obok mnie.

- Nicole - szepnełam po chwili, bojąc sie wydobyć jakikolwiek odgłos.

Dziewczyna podniosła gwałtownie głowę i ucieszona spojrzała na mnie.

- Już myślałam, że nie żyjesz, jak się cieszę. - odpowiedziała szeptem.

- Gdzie my do cholery jesteśmy? - zapytałam przestraszona, a moje poliki były coraz bardziej mokre od łez.

- Witajcie w naszych skromnych progach. - odezwał się nagle męski głos dochodzacy z wnetrza ciemności przed nami.

- Jeff?! - usłyszałam przerażony szept przyjaciółki.

"Jeff?! - pomyślałam"

- Mamy nadzieję że spodoba wam się to, co dla Was przygotowaliśmy. - odezwał sie inny glos, z innej strony pokoju, jak sie można było spodziewać.

- Jack?! - tym razem ja wydobyłam z siebie zduszony odgłos.

Nagle z mroku wyszła jakaś wysoka, szczupła postać. Miała na sobie białą bluze, pochlapaną czerwoną cieczą, i czarne dżinsy. Jego twarz przysłaniały czarne, długie włosy.

Na środku pokoju zapaliło się nagle małe światełko w żarówce, wiszącej na suficie resztkami sił. Obok nieznanej mi postaci stanął...Jack! Zaczęłam płakać. Nic nie rozumiałam.

- Na początku naszego spotkania - odezwał się tajemniczo ten w białej bluzie - Żebyście bardziej nam zaufały, zrobimy coś co bardzo chciałybyscie, żebyśmy zrobili.

Po tych słowach chłopak odgarnął włosy z twarzy i nam ją ukazał. Zamknęłam oczy przerażona.

Miał zupełnie białą cerę, nienaturalnie jasną. Oczy bardzo szeroko otwarte, dookoła podkreślone kolorem czarnym. A poliki...to było chyba najgorsze. Poliki miał rozcięte na kształt uśmiechu. Cały ten "uśmiech" był tak przerażająco krwisty...

Przerażona spojrzałam na Jacka. Złapał maskę i powoli podniósł ją do góry. Na początku pokazał mi tylko uśmiech, tak jak to zawsze robił, a ja tak bardzo to lubiłam. Ale po tym, jak zobaczyłam twarz Jeffa, jego usmiech mnie nie cieszył.

Po chwili chłopak całkowicie zdjął maskę i podszedł do mnie powoli. Nachylił się, opierając ręką o moje krzesło i przysunął twarz bardzo blisko mojej. Nie znikał z niej ten wredny uśmieszek.

- Spójrz mi w oczy, Emily. - powiedział, po czym razem z Jeffem zaczęli się śmiać.

Co w tym śmiesznego? Tak pomyślałby każdy człowiek który nie widzial tego co ja.

Jack NIE MIAŁ oczu. Patrzyłam tylko w jego czarne oczodoły, z których wypływała dziwna, tego samego koloru ciecz i zostawiała na polikach takie ślady, jakie widniały na niebieskiej masce.

Poza tym jednym, drobnym szczegółem, jego twarz była zupełnie w porządku. Ładna. Zdecydowanie był przystojny. Szkoda tylko, że NIE MIAŁ GAŁEK OCZNYCH!

Zamknęłam energicznie oczy a po moim poliku spłynęła łza. Widząc to, chłopcy zaczeli sie śmiać a Jack odsunął sie ode mnie.

- Co chcecie z nami zrobić? - zapytała roztrzęsiona Nicole. Widocznie tak jak ja, była przerażona wyglądem swojego "przyszłego chłopaka", jak to jeszcze dwa dni temu go nazywała.
Na dobrą sprawe byłam ciekawa jak długo siedzimy już w tym pomieszczeniu. Przecież mamy rodziny które napewno już sie o nas martwią.

- Chcemy tylko się zabawić. Nie masz sie czego martwić skarbie. - odpowiedział chłopak.

W końcu łzy przestały płynąć po moich polikach. Bałam się cholernie, a płacz tu nic nie pomagał.

- Co masz na myśli? - wtrąciłam szybkie pytanie.

- Och, może pora żebyście same się przekonały. - zaśmiał się Jeff, spoglądając na mnie spode łba. Podszedł do mojej przyjaciółki i nachylił się nad nią, po czym sięgnął ręką do kieszeni zakrwawionej bluzy.
Po chwili w jego dłoni zabłysł wielki nóż kuchenny.

Widziałam jak moja przyjaciółka zaczęła szybciej oddychać. Gdy chłopak przybliżył nóż do jej szyji, poruszyłam się gwałtownie na krześle i krzyknęłam:

- Przestań! Nie rób jej nic!

Słysząc to Jeff zaśmiał się i rzucił do Jacka spokojne:

- Zajmij się nią.

Jack podszedł do mnie z uśmiechem i powiedział:

- Spokojnie, narazie Cię nie zabiję. Tak samo jak Jeff swojej dziewczyny. Nie masz sie co martwić.

Powiedział to tak spokojnie, jakby fakt, że jego przyjaciel właśnie robi kolejną ranę na policzku mojej przyjaciółki, był niczym nadzwyczajnym.

- Więc co masz zamiar zrobić? - zapytałam niepewnie.

- Hmmm... - westchnął, po czym wyjął ze swojej bluzy skalpel i dokładnie mu się przyjrzał. Potem kucnął przy mnie i ręką zaczął przyjeżdżać po moim brzuchu i biodrach.

- Jack, pamiętaj, zjesz później - odezwał się nagle Jeff.

- Wiem - burknął w odpowiedzi chłopak - Ale tak kuszą...

Zobaczyłam jak po policzkach Nicole spływa krew. Chłopak zrobił jej coś na wzór swoich rozciętych policzków, z tą różnicą, że nie przeciął ich na wylot, a jedynie zrobił delikatne przecięcia, również na kształt uśmiechu.

W pewnym momencie Jack podwinął moją koszulkę i dotknął zimną dłonią mojego brzucha.

Pierwsza myśl normalnej nastolatki to "o nie, zobaczy moje fałdy". Miałam szczęście że nie miałam akurat problemu z tłuszczem. Poza tym, to była ostatnia rzecz, o którą w tamtej chwili sie martwiłam.

Chłopak wziął do prawej ręki skalpel i powoli zrobił delikatne nacięcia na mojej skórze, w miejscu nerek. Przez strach, nie czułam bólu aż tak bardzo, chociaż nie mogę powiedzieć, że nie bolało. Patrzyłam jak mój brzuch robi sie czerwony od krwi.
Po chwili Jack zaczął jechać skalpelem od samego dołu mojego brzucha, coraz wyżej, aż do podwiniętej koszulki którą rozciął, a krwistą linie poprowadził wyżej aż do szyji. Byłam w samym staniku a po moje ciało dzieliła linia z której cały czas spływała czerwona ciecz. Chłopak przejechał po ranie palcem i oblizał go.

- Pyszne. - spojrzał na mnie. Jeśli w ogóle mógł widziec, bez oczu.

Wpatrzyłam się w czerń z której bez przerwy wypływał dziwny płyn. Patrzyłam na niego kilka sekund, po czym odchylilam głowę do tyłu i odleciałam.

+-+

Ej prosze o motywujące komentarze ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro