Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33

całe dnie razem z nią pracuję nad budową Zanea. och...gdyby jego ojciec tu był to by nam pomógł. usiadłam obok stołu.

-jak mogłam cię tak zostawić! przecież jesteś wszystkim co mam-łzy poleciały z moich oczu

-ej ja już wychodzę!-usłyszałam Nię.

-co? jak to? gdzie?

-no...na obiad do Lulu. zaprosiła mnie i rodziców...żeby się  poznali. wiesz od kiedy Lulu chodzi z Kaiem...nie ważne po prostu muszę już iść ale ty nie siedź przy nim przez noc dobrze?

-Nia wiesz że nie mam nikogo innego-nagle włączył się cichy alarm.

-sorry zaraz się spóźnię a nie mogę lecieć smokiem bo rodzice Lulu nie wiedzą że jestem mistrzynią wody. straszne. Lulu musi oszukiwać swoich rodziców a boję się że moi się wygadają.

-trzymam kciuki-powiedziałam wstając.-to w nocy za zamkniętymi drzwiami dzieją się najbardziej widowiskowe

-gdy nikt nie patrzy. choć zamknę jaskinie.-wyszłam za Nią i po chwili wejście do jaskini zniknęło.

-jasne to ja lecę...do...

-Może odwiedź Jaya i pogadaj z nim-zaproponowała czarnowłosa.

-tak zrobię dzięki.

per Lulu

stół był już przyszykowany a zupa grzała się w garczku. nagle zadzwonił dzwonek.

-otworze!-krzyknęłam do mamy i otworzyłam drzwi.-dzień dobry.

-witaj ty jesteś pewnie Lulu.

-tak. miło mi.

-siema młoda-Nia weszła przed rodziców i uścisnęła mnie

-pamiętaj że jestem starsza.

-tak tak.-machnęła ręką i olała mnie po całości-dzień dobry pani Milor

-kochani jesteście już wspaniale-zaprosiłam wszystkich do środka.-czujcie się jak u siebie.

-dziękujemy za zaproszenie.

-przykro nam z powodu syna

-mamo-mruknęłam-przyniosę zupę.-wstałam a za mną Nia

-jak z nim?-zapytała

-byłam wczoraj zresztą widziałaś jak jest. to że oddycha to tylko kwestia czasu kiedy przestanie.

-to nie może się tak skończyć.

-co masz zamiar zrobić?

-Talia na pewno ma coś co może go wybudzić.

-wołaj anioły ona jest daleko nie przyleci w trzy...-nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem a my jak oparzone wybiegłyśmy z kuchni.

-przepraszam za najście ale czy są tu rodzice Ka...o Nia słuchaj...

per Talia godzinę wcześniej.

leciałam właśnie nad złomowiskiem rodziców Jaya. Nia powiedziała żebym z nim pogadała ale po co? czy ja wyglądam jak jego...jakbym go choć trochę lubiła przecież ja go nie znoszę pfff. przeleciałam dalej . tak się zamyśliłam że wpadłam na kogoś.

-White co tu robisz.-ktoś machał skrzydłami w kolorze brązu. pomachałam głową a obraz mi się wyostrzył

-a ty?

-ja? ja...cię szukam?

-to było pytanie?

-nie stwierdzenie które było...

-dobra nie wymądrzaj się pięknisiu. co tu robisz Davis?

-jestem tu bo wysłała mnie Mamki. wiesz jej moce przyszłości czy coś. kazała ci przynieść. wiesz jej rogi uuuu...

-nie śmiej się z niej.-rozkazałam-daj mi spokój. mieszkam tutaj. możesz się odczepić? 

-nie mogę. masz zaproszenie na bal. skrzydlaci organizują go co roku. ale na prawie żadnym nie byłaś.

-nie potrzebuje tego do szczęścia. ale kraina bajek cię potrzebuje.

-czy Mamki nie mogła wymyślić lepszej nazwy?-pokręcił głową ze zrezygnowaniem przy okazji machając swoimi orlimi skrzydłami.-bardzo bym chciała ale mam kryzys. nie zrozumiesz. wy orlici macie wszystko.

-nieprawda. 

-zastanowię się-odwróciłam się 

-mam coś co pomoże Smithowi.

time skip

stanęłam przed domem Lulu. tak obiad może poczekać. otworzyłam drzwi chowając po drodze skrzydła.

-przepraszam za najście ale czy są tu rodzice Ka...o Nia słuchaj...mam coś co obudzi Kaia.-Lulu stała jak wryta.

-on przeżyje?-otworzyła buzie

-tak-podałam jej małą buteleczkę.-jedna kropla. nie więcej.

-jasne. dziękuje Talia...-ścisnęła buteleczkę jak skarb.

-co to jest?-Nia wskazała na proszek w mojej ręce.

-to leczy rany które nie są zadane człowiekowi.

-Zane.-kiwnęłam głową

-muszę iść.-wyleciałam z domu Lulu kierując się do warsztatu.

per Lulu.

stałam tam parząc na nich jak przez mgłę. możemy go ocalić. wszyscy będziemy żyć. Zane Kai my...wszyscy.-rzuciłam się Nii na szyję. powoli oddała uścisk.

-on będzie żył Nia...

-wiem.

-jedźmy do niego proszę-odsunełam się kawałek od Nii.

-a obiad?-spojrzałam na rodziców Nii a oni kiwneli głową.-dobra idziemy.-wyszłyśmy z domu a ja spojrzałam w niebo i zagwizdałam. po chwili obok mnie stał smok. smok Kaia. Wsiadłam ipodałam rękę Nii która wskoczyła na niego.podleciałyśmy do okna szpitala. przeskoczyłam przez parapet i stanełam przy nim

-jedna kropla-podałam Nii butelkę. kiwneła głową i kapneła Kaiowi do ust.-to nie działa. Talia obiecała że zadziała.-złapałam rękę Kaia i położyłam głowę na jego brzuchu. zamknełam oczy wsłuchując się  w bicie jego serca. nagle ktoś zaczął gładzić mnie po głowie.

-wstajemy śpiąca królewno-zaśmiała się Nia podniosłam głowę i zobaczyłam ten piękny uśmiech Kaia. przytuliłam go a kilka łez szczęścia wyleciało z moich oczu.

-kocham cię Lulu.

-ja ciebie też Kai.-do sali wbiegła jakaś pielęgniarka.

-doktora! doktora!-zaczęła krzyczeć.zaśmiałam się. przyszedł doktor i gdy zobaczył mnie i Nię kiwnął nam głowami i poodczepiał Kaia od całej aparatury.

-może pan wyjść ze szpitala.-chłopak wstał i zachwiał się.-tylko ostrożnie-wyszedł razem z pielęgniarką. Kai przytulił Nię i zaczęli się śmiać.

-co?-spojrzeli na mnie. też spojrzałam na siebie.-no co?-pokręcili głowami i Kai zagwizdał a smok podleciał do okna.

time skip.

-gdzie lecimy?

-możesz się zdziwić ale nasi rodzice pojechali do rodziców Lulu.

-aha? i lecimy do niej?

-tak.-powiedziała byłam tak zamyślona że prawie wlecieliśmy w drzewa lądując.-ej Lulu.

-tak przepraszam.-zeszliśmy ze smoka a ten odleciał-otworzyłam drzwi i spojrzałam na rodziców

-kai-mama chłopaka wstała z krzesła.-masz zakaz spadania ze smoków.-przytuliła go

-mamo-jęknął puść mnie mam 16 lat nie jestem dzieckiem.

-jesteś.

-siądźcie przyniosę talerze.-usiedliśmy przy stole śmiejąc się i rozmawiając

per Nova.

niedługo nadejdzie zima. ale wcześniej będę musiała rozstać się z Colem. 

teraz leżymy na plaży a ja mam wszechogarniające uczucie pustki.

-poczułaś to?-zapytał Cole-nagle coś jakby ścisneło moje serce. kiwnełam głową-co to mogło być?

-nie wiem.-nagle zadzwonił telefon. odebrałam-halo?

-hej tu Jay. czy wy tez to czuliście?

-ale to nie żadna wojna prawda?

-myślę że byśmy tego tak nie czuli. zadzwonię do Nii. może ona oś wie. o dzwoni Lloyd dobra to narazie 

-pa.

-kto to?

-Jay. mówi że tez to czuje.

-coś musi być na rzeczy.-spojrzał na mnie-ale mamy wakacje a całe zło jest zniszczone. połóż się i odpocznij.-jak można odpoczywać gdy dzieje się coś złego?! czy on w ogóle myśli!?-co jest?

-musimy wrócić do Ninjago. może się tam dziać coś złego.-wstałam-chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął tak że wylądowałam na jego kolanach.

-tam sa obrońcy. nawe Kris tam jest dadzą radę gdyby sie cos działo.

-myślę że to się wiąże z tym...z lulu.

-to znaczy?

-mogło jej się coś stać. jako jedyna nie ma mocy.-kiwnął głową 

-zadzwoń do niej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro