Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23

siedzieliśmy na statku który niosły czerwono fioletowe smoki. dzieci pór roku jak nie było tak nie ma.

-Ale ze mnie matoł-powiedziałem siedząc na schodach.

-coś się stało?-obok mnie przysiadła się Zefir.-może coś cię boli?

-puściłem ją samą. aahhh!!!! ale to było głupie. powinienem z nią lecieć.

-słuchaj. polecieli we trójkę a poza tym jest z nimi Lar.

-ale co jak coś im się stanie?

-widziałeś przyszłość. wiesz że wszystko co widziałeś musi się zdarzyć. lecąc z nimi moglibyście nie być razem później albo-wyciągnęła kartkę z  kieszeni i podała mi ją-albo nie mieć jej.-rozwinąłem kartkę a moim oczom ukazał się portret dziewczynki która była w chmurach...

-Madi...

-chcesz ją kiedykolwiek zobaczyć?

-jasne że tak.

-to wstawaj i idź sprawdzić jak się ma Kai.

-dzięki. jesteś kochana-wstaliśmy a ja przytuliłem Zefir co spotkało się z rykiem czarnej bestii która zleciała z masztu pod nasze nogi. był wielkości Rokiego albo nawet mniejszy. puściłem w międzyczasie dziewczynę i założyłem ręce na piersi. statek powoli wodował.

-jaki słodki smoczek.

-nie rozwścieczaj go. po prostu jest zazdrosny.-nagle smok zamienił się w chłopaka

patrzył na mnie nie odzywając się a ta cisza wręcz piszczała w uszach.

-To jest Drago. w świecie smoków jest ich przywódcą.

-jak widać sam nie umie się [przedstawić.

-Radziłbym ci się nie zbliżać do Zefir.-powiedział 

-Drago to jest Cole. ten o którym ci opowiadałam. chłopak córki jesieni.

-Smoki!-usłyszeliśmy krzyk Lloyda. więc zbiegliśmy na dół.

-Co jest?

-Ma jakieś dziwne sny nie mogę go utrzymać-nagle Lloyd zrobił się zielony a cała energia uderzyła w najbliżej stojącą Emmę.

-boże nic ci nie jest?!

-auć. chyba nie. ale Lloyd-wskazała na chłopaka. już nie emanował zieloną energią ale kręcił się i wiercił rzucając się na łóżku. podszedłem do niego i przycisnąłem żeby nie zrobił sobie krzywdy.

-stary obudź się.-powiedziałem. nagle przez otwarte okienko usłyszeliśmy śpiew który sprawił że zielony przestał się tak rzucać. podeszliśmy do okna a z wody wynurzyły się dwie dziewczyny.

-siemka Cole.

-Larisa? Tini? co wy tam robicie?

-nie uwierzysz.-pokazała mi syreni ogon

-stało się przez przypadek ale fajnie co nie?

-jasne-dotknąłem muszli zwisającej na sznurku na mojej szyi. obydwie były mistrzyniami melodii.-chodźcie.-wyszedłem z podpokładu i spuściłem im drabinkę. weszły i spojrzały na wszystkich mistrzów i smoki. niektóre z bestii przemieniły się w ludzi tak jak Drago który stał razem z Zefir przy maszcie.

-co się stało z Liptonem?-zapytała ruda niska dziewczyna o kocich żółtych oczach-Tini.

-dostał wstrząsów i zaczął się rzucać krzycząc jakieś dziwne słowa nie w naszym języku.-Emma dalej się strzęsła.

-co jej zrobiłeś!?-usłyszeliśmy krzyk 

-n...n...nie wiem

-poparzyłeś ją!

-n...n...nie...specjalnie...

-chłopaki! nic...auć...Nic mi nie jest!-Wyszli z podpokładu a Nia trzymała dłonią prawy nadgarstek. 

-właśnie widzę!-krzyknął Kai a oczy Nii zaszkliły się-przepraszam siostrzyczko...nie chciałem krzyknąć. ale ty Jay nie zbliżaj się do niej. to był rozkaz!-powiedział i podszedł do siostry obejrzeć jej rękę. zrezygnowany Jay usiadł obok nas.

-co ty jej zrobiłeś?-zapytałem

-zdenerwowałem się a ona po prostu podeszła i złapała mnie z rękę co ja też zrobiłem i nagle ona krzyknęła .wystraszyłem się ale ona zaczęła mówić że to nic takiego i że nie boli. kazałem jej pokazać bo bardziej niż zdenerwowany to byłem wystraszony. przecież przez wodę przepływa prąd ach-schował twarz w dłoniach. nagle obok nas przeszła Emma i...upadła tak po prostu.

-Em! coś się stało?-podszedł do niej mistrz lodu.

-ja...chyba...źle się czuje...Zane możesz mi pomóc?-chłopak podniósł ją i posadził na poduszkach ułożonych na ziemi w miejscu obrad. 

-ej spokojnie oddychaj-podbiegliśmy do wachlującego ją Zanea.

-czy wyładowanie Lloyda mogło zrobić jej krzywdę?

-nie wiem-dziewczyna robiła się blada a jej oczy powoli się zamykały

-nie zamykaj oczu Emma!-krzyknęła Larisa i potrząsnęła ją lekko.

-LLOYD SIĘ OBUDZIŁ!-usłyszeliśmy krzyk Tali.

-Emma Lloyd się obudził słyszysz? żyj no-Lulu wpadała w paranoję-nie umrze prawda?

-jasne że nie.

-Co z Emmą?-usłyszeliśmy głos Lloyda który o własnych siłach wyszedł na pokład.

per Lulu

coraz bardziej martwiłam się o załogę Perły. Nia została porażona przez Jaya,Emma przez Lloyda który na szczęście się wybudził a dzieci pór roku jeszcze nie wróciły.

-Emma!-Lloyd klęknął przy niej.a gdy dotknął jej ręki między nimi powstała zielona wstęga mocy która owinęła się dookoła dwóch splecionych dłoni. Wtedy Emma otworzyła oczy a jej brązowe zawsze tęczówki stały się zielone...i takie zostały. Lloyd rzucił się na nią z uściskiem tak że oboje wylądowali na poduchach.-Żyjesz!-krzyknął uradowany.

-czemu miałabym nie żyć? po prostu poczułam się trochę gorzej.

-ta jasne a moje oczy po zetknięciu z Lloydem stały się zielone tak moje.-po wypowiedzeniu tych słów wszyscy się na mnie patrzyli a ja nie zwracałam na to uwagi aż do momentu kiedy od ciszy zaczęło mi piszczeć w uszach-i co się gapicie jednak mam zielone oczy?

-Ale Lulu ty od zawsze masz zielone oczy-do naszej grupki doszedł Kai.

-a. no faktycznie. zapomniałam.-zaśmiali się a ja cmoknęłam Kaia w policzek-cześć-podbiegłam do nowego,który stał z Zefir i ją całował.-nie całować mi się tu-odciągnełam jedno od drugiego i stanęłam między nimi.

chłopak posłał mojej przyjaciółce zdziwione spojrzenie a ona wywróciła oczami

-kim jesteś ludzka istoto?-zapytał chłopak

-Jestem Lulianna ale mów mi Lulu. a ty?

per Zefir.

dziewczyna pociągnęła słomką napój który miała w kubku.

-Drago.

-a skąd znasz Zefir?

-z naszego świata.

-ło macie swój świat.

-chodzi o świat Oni Lulu.

-i wy nim rządzicie? nieźle

-ech...nie o to chodzi Lulu-podszedł do nas Kai by zabrać 

-o przyszedł pan ogień tylko nie podpal nam statku-zaśmiał się

-o nie-walnęłam otwartą ręką w czoło.

-Tak a jak podpali to trzeba będzie ochłodzić klimat.-zaśmiał się Jay. 

na statek weszła Misako razem z Wu i Maią.

-gdzie Nova?-zapytała mała.-podszedł do niej Cole.

-jeszcze jej nie ma. ale niedługo wróci. obiecuje-położył rękę na sercu i pogłaskał mała po głowie.

-idź z Colem.-powiedziała Misako a chłopak zabrał ją do smoków.. jeden z nich nawet ją polizał.

-kiedy oni wrócą?-szepnęłam opierając się na drewnie i patrząc na wodę.

-myślę że niedługo-zaśmiał się Lloyd.

-z czego się śmiejesz głupku?-warknęła Lulu a ten podniósł jej głowę-lecą!-krzyknęła. zrobiliśmy im miejsce na pokładzie by mogli wylądować.

-jesteśmy.-powiedziała Nova.-i mamy syna Lata.

-siema.-podszedł do nas a przed nim stanął Kai. mierzyli się wzrokiem.

-siema-jeż uśmiechnął się i podał mu rękę-jestem Kai mistrz ognia.

-ech...dzieci.

-Nova!-usłyszałam krzyk małej Mai.

per Nova.

zmęczona lotem marzyłam tylko o drzemce w miękkim łóżku ale co mnie zdziwiło to masa smoków na statku i dużo innych nieznanych mi ludzi.

-przyleciałaś-powiedziała Maia gdy podbiegła do mnie.-gdzie Lar?

-stoi tam z chłopakami możesz do niego iść-przytuliła mnie jeszcze raz pobiegła do brata. wstałam i napotkałam czarne źrenice mojego chłopaka.

-długo cię nie było.-powiedział.-dużo się zdarzyło.

-wiem. przepraszam może nie powinnam jednak z nimi lecieć.

-nie zmienisz przeszłości.

-wiem-chłopak przechylił głowę i pocałował mnie.

-idziemy spać?-usłyszałam głos Lara który stał z Maią ale ona wskazała na mnie i coś powiedziała

-jesteś zmęczona?-zapytał Cole.

-troszkę. to było wiele godzin lotu.

-możesz iść. wyśpij się ale bez oszukiwania-powiedział jak do małego dziecka.

-ej wiem że ty też jesteś pewnie zmęczona ale czy nie mogłabyś jej położyć?-zapytał Lar

-jasne. choć Maia.-złapałam dziewczynkę za rękę weszłyśmy do pokoju z łóżkami. to takie małe wnęki w ścianie z położoną pościelą

-umiesz śpiewać? mama zawsze mi śpiewała na dobranoc. Misako tez mi śpiewała.

-no wiesz...moja mama tez mi śpiewała.

-to zaśpiewasz mi?

-a co?

-cokolwiek.

-no dobrze...

per Lloyd.

chciałem się położyć był już wieczór więc byłem zmęczony.

Długo Nas nie było,
To już nie ten sam,

Widok na, i ludzie już nie tacy, jak tam

-Nie uda nam się mieć wszystkiego na raz,
Coś kończy się żeby coś mogło trwać,
Ta brakująca część ukryta tu gdzieś,
Do pełni szczęścia brak nam jej-usłyszałem zza drzwi.

spojrzałem w szparę między drzwiami a futryną.

-zmieniam się i ja i ty... szukamy tego co najlepsze jest...

ale ona ma głos.nigdy nie słyszałem jak śpiewa.

leżała na jedne z leżanek razem z Maią. i w pewnym momencie obie usnęły.

-co się gapisz?-zapytał rozbawiony Kris i wystraszył mnie nie na żarty.

-nie strasz. i nie krzycz.

-podoba ci się dziewczyna Colea? ładna jest.

-mam swoją dziewczynę.

-Ale przyznaj ładna jest?

-Nova?-kiwnął głową-ładna.

-no i proszę. jesteśmy zgodni-walnął mnie w ramię.

-ta...jasne.

-ja bym się na twoim miejscu położył. sam lecę z nóg.

-tak..tak-czyli nie słyszał śpiewu Novy-ja też.-położyłem się a w głowie dalej słyszałem jej melodyjny głos...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro