Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

siedziałam na murze w świątyni. może faktycznie to że moja prababka odezwała się we śnie znaczy że będziemy mieć kłopoty?

-ktoś ma ochotę na kluseczki?-usłyszałam głos Skaylor.

-Sky jesteś!-krzyknęła Nia i uścisnęła czerwonowłosą.

-ej bo mnie zgnieciesz!-pisneła tamta. na dziedziniec wyszedł Kai i równiez ją uścisnął co nie uszło uwadze malującej Lulu. nagle dziewczyna kichneła.

-za dużo farby Lulu?-zaśmiała się Sky.-kluseczki?

-jasne. w końcu najlepsze w Ninjago co nie?-spojrzałam na chłopaków. Cole ćwiczył co nie nowość, Zane razem z Pixal i Talią przestawiał doniczki, Lloyd medytował unosząc się w powietrzu a Jay siedział przy motorze od ojca i coś robił. podeszłam do niego.

-13,5 cala-mamrotał podałam mu klucz-dzięki.-zabrał-18,3-podałam mu klucz i zabrałam stary-okey i-spojrzał na mnie i odskoczył i upadłby ale leżąca w smoczej postaci Zefir podniosła ogon i podtrzymała go.-ale mnie wystraszyłaś-wyszczeżyłam się w uśmiechu-nie szczeż się tak-zaśmiał się

-co robisz?-usiedliśmy na ziemi.-westchnął

-no...modyfikuje motor żeby miał napęd błyskawiczny-zaśmiałam się.-co?

-jaki pan taki motor-teraz to też on się śmiał-Nia i Cole patrzyli na nas ale nie zwróciłam na to uwagi.

per Nia

podeszłam do naszych śmieszków co zrobił tez Cole.

-nie za dużo śmiechu?-zapytał zły mistrz ziemi unosząc brew.

-siostra!!!!!!!!!!!!!!-wydarł się nagle Kai. wystraszona odwróciłam się do niego

-Co?

-W...w...w....w....woda!!!-krzyknął przerażony. spojrzałam na ziemię.faktycznie była woda dużo wody.

-to nie moja wina Kai.

-i co z tego zrób coś!!!!!!!!!!-krzyczał niemogąc się ruszyć z przerażenia. podniosłam wodę i wlałam ją do kwiatów które niosły dziewczyny i Zane.

-podlewałam je już! chcesz żeby się spaliły!?-krzyknęła zła Talia. uśmiechnęłam się niewinnie. 

per Nova

Jay uniósł rękę i dotknął motoru. a temu odpadło parę części

-AAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!no nie poddaję się!-krzyknął i wyszedł za bramę świątyni.

-Jay!-krzyknęłyśmy równo z Nią

-Jay stój-krzyknęła dziewczyna a ja weszłam do budynku.

-Nova stój! co się stało?-zapytał Cole

-i to ja jestem zazdrosna? co cię napadło?-nawet się do niego nie odwróciłam.

-równo z jesienią nadejdzie koniec...-usłyszałam w głowie

-ech...posłuchaj-spojrzałam na chłopaka-Cole. jest tak że...dobra. byłam zazdrosna bo jej nie znałam ok?! a ja pomagałam Walkerowi tylko i wyłącznie w naprawie motoru. czy ty w ogóle pomyślałeś że on ma Nię?

-zapomniałem-zasmucił się-podeszłam do niego i oplotłam ręce wokół szyi przytulając się.

-już dobrze. mamy mało czasu.

-jest dopiero 8:30. czemu mało czasu?

-nie gadaj tyle. gdzie-zaczęłam grzebać w skrzyni z broną-masz kosę?-zapytałam wyrzucając z niej różnego rodzaju broń-tu nic nie ma-wyprostowałam się i podeszłam do innej skrzynki powtarzając czynność.-Mam-wyciągnęłam moją potencjalną broń.

-jesteś niebezpieczna.-zaśmiał się gdy nakładałam pazury na rękę. spojrzałam na niego jak na idiotę.

-a to ci nowość.

-synowie i córki szykujcie się...

-ostatnio zachowujesz się jakoś...inaczej-zagadnął

-no.

-czy coś sę stało?

-wiele rzeczy a co?

-jakich rzeczy?

-naprzykład poznałam prababcię potem dowiedziałam się że nadchodzi wojna ale to nic bo jestem następcą córki jesieni czyli jestem córką córki jesieni.

-aha i...inwazja ma być kiedy?

-z początkiem jesieni.

-i nikomu nie powiedziałaś? 

-Wu wie.-odparłam i spojrzałam na niego.  ręce trzymał metalową kosą ale nie tą orginalną tylko tą do ćwiczeń.-dobra gotowy?

-nakładasz tylko na jedną rękę?

-no...tak a co nie wystarczy ci?

-masz się bronić.

-proszę cię przed tobą?-uderzyła a ja odleciałam metr do tyłu-aha. tak się bawisz. supcio.

walczyliśmy z drugiej strony świątyni na małym placyku.

-obiad!-usłyszeliśmy.

-ktoś powiedział obiad?-chłopak odwrócił głowę a ja wytrąciłam mu broń z ręki. potem walczył tylko rękami.chyba na nas czekali bo po chwili przyszłą Nia a za jakiś czas po kolei reszta drużyny.złożyłam pazury i walczyliśmy dalej aż w końcu chłopak powalił mnie na ziemię-wystarczy?-zapytał

-tak chyba tak-wstał i podał mi rękę,złapałam ją i wszyscy weszli do środka. w drzwiach pociągnęłam go jeszcze za kołnierzyk żeby się schylił i pocałowałam go szybko w usta.

-co na obiad?-weszłam do jadalni jakby nigdy nic.

-ee kurczak z ryżem-powiedziała Misako przynosząc talerze.Cole położył głowę na moim ramieniu i przymknął oczy.

-zmęczony?-zapytałam odpinając pazury z ręki.

-no-mruknął.

-Ej Colel kurczak przyszedł

-tak jasne Nia-powiedział ale się nie ruszył. serio? przecież go nie wymęczyłam tak bardzo. nagle ktoś zapukał w bramę.

-otworzę-odparł Wu.wstał i wyszedł.

-ale musisz coś zjeść Cole. bo będziesz jak Jay-westchnęłam

-czemu niby jak ja?-zdziwił się widać że już przeszła mu złość po motorze

-bo jesteś chudy jak patyk i...wiotki

-co? to nie...

-ah no dobra ale nie drzyjcie się tak!-westchnął Cole.

do pokoju wszedł Wu wraz z jakimś chłopakiem i dziewczyną.

-usiądźcie Misako zaraz wam przyniesie jedzenie.

-dziękujemy.-usiedli obok nas bez słowa. dziewczyna miała na sobie naszyjnik w kształcie kwiatu a chłopak ze śnieżynką.

Talia zamrugała znacząco żeby nawet nie próbowali jej podpaść ale olali ją.

-kim jesteście?-zapytała Pixal.

-Anabeth Enris i Kris Tunders.-przedstawiła ich dziewczyna.

-a co tu robicie/

-Nia to nie przesłuchanie!-jęknął Kay

-pogadacie jak zjemy.

time skip

siedzimy na dziedzińcu teraz Jay znów zabrał się do modyfikacji motoru Lloyd razem z Emmą medytowali a Nia siedziała na przeciwko Krisa bacznie mu się przyglądając. Talia i Lulu znowu zniknęły co robią od ostatnich kilku dni a Kai i Zane gadają z mistrzem Wu. Cole leży na moich nogach i lekko przysypia a ja siedzę razem z siostrą jeża i nowo przybyłymi i rozmawiamy.

-wędrujemy od wielu dni i szukamy spokojnego miejsca,musimy przed jesienią zebrać drużynę która pomoże nam pokonać ciemność.

-jaką ciemność?-zapytała Nia a ja bawiłam się włosami Cola.

-tego nie wiemy ale to ma być coś wielkiego. w końcu Matka natura wybrała mnie na...mistrzynię wiosny...a Krisa...-Jay znowu się poślizgnął a Kris strzelił lodem tak by powstał coś na wzór fotelu-zimy.

-dzięki!-krzyknął Jay.

-on się w ogóle odzywa?-zapytałam

-czasami ale rzadko.

-od zawsze taki był?-zapytałam a chłopak pokręcił głową.

-nie znamy się od zawsze ale matka natura kazała nam...mi zgromadzić dzieci pór roku i dostałam kompas który mnie do nich zaprowadzi-wyjęła urządzenie a strzałka wskazała na mnie.-i chyba znaleźliśmy.

-eh...myślałam że uderzyłam się w głowę i to wszystko mi się wydawało.ale jak nasza czwórka ma pokonać ciemność.

-trójka-poprawiła mnie Nia

-czwórka. cztery pory roku.

-ale was jest trójka.

-musimy to zmienić-odezwała się Anabeth.

-masz rację. 

-czy pomożecie nam?-odezwał się Kris.

-jak najbardziej.-powiedziała Nia i zaczeła zbierać ekipę a kompas pokazał nowy kierunek i zaświecił na jasne jak słońce światło

-szukamy dziecka Lata...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro