17
siedziałam na murze w świątyni. może faktycznie to że moja prababka odezwała się we śnie znaczy że będziemy mieć kłopoty?
-ktoś ma ochotę na kluseczki?-usłyszałam głos Skaylor.
-Sky jesteś!-krzyknęła Nia i uścisnęła czerwonowłosą.
-ej bo mnie zgnieciesz!-pisneła tamta. na dziedziniec wyszedł Kai i równiez ją uścisnął co nie uszło uwadze malującej Lulu. nagle dziewczyna kichneła.
-za dużo farby Lulu?-zaśmiała się Sky.-kluseczki?
-jasne. w końcu najlepsze w Ninjago co nie?-spojrzałam na chłopaków. Cole ćwiczył co nie nowość, Zane razem z Pixal i Talią przestawiał doniczki, Lloyd medytował unosząc się w powietrzu a Jay siedział przy motorze od ojca i coś robił. podeszłam do niego.
-13,5 cala-mamrotał podałam mu klucz-dzięki.-zabrał-18,3-podałam mu klucz i zabrałam stary-okey i-spojrzał na mnie i odskoczył i upadłby ale leżąca w smoczej postaci Zefir podniosła ogon i podtrzymała go.-ale mnie wystraszyłaś-wyszczeżyłam się w uśmiechu-nie szczeż się tak-zaśmiał się
-co robisz?-usiedliśmy na ziemi.-westchnął
-no...modyfikuje motor żeby miał napęd błyskawiczny-zaśmiałam się.-co?
-jaki pan taki motor-teraz to też on się śmiał-Nia i Cole patrzyli na nas ale nie zwróciłam na to uwagi.
per Nia
podeszłam do naszych śmieszków co zrobił tez Cole.
-nie za dużo śmiechu?-zapytał zły mistrz ziemi unosząc brew.
-siostra!!!!!!!!!!!!!!-wydarł się nagle Kai. wystraszona odwróciłam się do niego
-Co?
-W...w...w....w....woda!!!-krzyknął przerażony. spojrzałam na ziemię.faktycznie była woda dużo wody.
-to nie moja wina Kai.
-i co z tego zrób coś!!!!!!!!!!-krzyczał niemogąc się ruszyć z przerażenia. podniosłam wodę i wlałam ją do kwiatów które niosły dziewczyny i Zane.
-podlewałam je już! chcesz żeby się spaliły!?-krzyknęła zła Talia. uśmiechnęłam się niewinnie.
per Nova
Jay uniósł rękę i dotknął motoru. a temu odpadło parę części
-AAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!no nie poddaję się!-krzyknął i wyszedł za bramę świątyni.
-Jay!-krzyknęłyśmy równo z Nią
-Jay stój-krzyknęła dziewczyna a ja weszłam do budynku.
-Nova stój! co się stało?-zapytał Cole
-i to ja jestem zazdrosna? co cię napadło?-nawet się do niego nie odwróciłam.
-równo z jesienią nadejdzie koniec...-usłyszałam w głowie
-ech...posłuchaj-spojrzałam na chłopaka-Cole. jest tak że...dobra. byłam zazdrosna bo jej nie znałam ok?! a ja pomagałam Walkerowi tylko i wyłącznie w naprawie motoru. czy ty w ogóle pomyślałeś że on ma Nię?
-zapomniałem-zasmucił się-podeszłam do niego i oplotłam ręce wokół szyi przytulając się.
-już dobrze. mamy mało czasu.
-jest dopiero 8:30. czemu mało czasu?
-nie gadaj tyle. gdzie-zaczęłam grzebać w skrzyni z broną-masz kosę?-zapytałam wyrzucając z niej różnego rodzaju broń-tu nic nie ma-wyprostowałam się i podeszłam do innej skrzynki powtarzając czynność.-Mam-wyciągnęłam moją potencjalną broń.
-jesteś niebezpieczna.-zaśmiał się gdy nakładałam pazury na rękę. spojrzałam na niego jak na idiotę.
-a to ci nowość.
-synowie i córki szykujcie się...
-ostatnio zachowujesz się jakoś...inaczej-zagadnął
-no.
-czy coś sę stało?
-wiele rzeczy a co?
-jakich rzeczy?
-naprzykład poznałam prababcię potem dowiedziałam się że nadchodzi wojna ale to nic bo jestem następcą córki jesieni czyli jestem córką córki jesieni.
-aha i...inwazja ma być kiedy?
-z początkiem jesieni.
-i nikomu nie powiedziałaś?
-Wu wie.-odparłam i spojrzałam na niego. ręce trzymał metalową kosą ale nie tą orginalną tylko tą do ćwiczeń.-dobra gotowy?
-nakładasz tylko na jedną rękę?
-no...tak a co nie wystarczy ci?
-masz się bronić.
-proszę cię przed tobą?-uderzyła a ja odleciałam metr do tyłu-aha. tak się bawisz. supcio.
walczyliśmy z drugiej strony świątyni na małym placyku.
-obiad!-usłyszeliśmy.
-ktoś powiedział obiad?-chłopak odwrócił głowę a ja wytrąciłam mu broń z ręki. potem walczył tylko rękami.chyba na nas czekali bo po chwili przyszłą Nia a za jakiś czas po kolei reszta drużyny.złożyłam pazury i walczyliśmy dalej aż w końcu chłopak powalił mnie na ziemię-wystarczy?-zapytał
-tak chyba tak-wstał i podał mi rękę,złapałam ją i wszyscy weszli do środka. w drzwiach pociągnęłam go jeszcze za kołnierzyk żeby się schylił i pocałowałam go szybko w usta.
-co na obiad?-weszłam do jadalni jakby nigdy nic.
-ee kurczak z ryżem-powiedziała Misako przynosząc talerze.Cole położył głowę na moim ramieniu i przymknął oczy.
-zmęczony?-zapytałam odpinając pazury z ręki.
-no-mruknął.
-Ej Colel kurczak przyszedł
-tak jasne Nia-powiedział ale się nie ruszył. serio? przecież go nie wymęczyłam tak bardzo. nagle ktoś zapukał w bramę.
-otworzę-odparł Wu.wstał i wyszedł.
-ale musisz coś zjeść Cole. bo będziesz jak Jay-westchnęłam
-czemu niby jak ja?-zdziwił się widać że już przeszła mu złość po motorze
-bo jesteś chudy jak patyk i...wiotki
-co? to nie...
-ah no dobra ale nie drzyjcie się tak!-westchnął Cole.
do pokoju wszedł Wu wraz z jakimś chłopakiem i dziewczyną.
-usiądźcie Misako zaraz wam przyniesie jedzenie.
-dziękujemy.-usiedli obok nas bez słowa. dziewczyna miała na sobie naszyjnik w kształcie kwiatu a chłopak ze śnieżynką.
Talia zamrugała znacząco żeby nawet nie próbowali jej podpaść ale olali ją.
-kim jesteście?-zapytała Pixal.
-Anabeth Enris i Kris Tunders.-przedstawiła ich dziewczyna.
-a co tu robicie/
-Nia to nie przesłuchanie!-jęknął Kay
-pogadacie jak zjemy.
time skip
siedzimy na dziedzińcu teraz Jay znów zabrał się do modyfikacji motoru Lloyd razem z Emmą medytowali a Nia siedziała na przeciwko Krisa bacznie mu się przyglądając. Talia i Lulu znowu zniknęły co robią od ostatnich kilku dni a Kai i Zane gadają z mistrzem Wu. Cole leży na moich nogach i lekko przysypia a ja siedzę razem z siostrą jeża i nowo przybyłymi i rozmawiamy.
-wędrujemy od wielu dni i szukamy spokojnego miejsca,musimy przed jesienią zebrać drużynę która pomoże nam pokonać ciemność.
-jaką ciemność?-zapytała Nia a ja bawiłam się włosami Cola.
-tego nie wiemy ale to ma być coś wielkiego. w końcu Matka natura wybrała mnie na...mistrzynię wiosny...a Krisa...-Jay znowu się poślizgnął a Kris strzelił lodem tak by powstał coś na wzór fotelu-zimy.
-dzięki!-krzyknął Jay.
-on się w ogóle odzywa?-zapytałam
-czasami ale rzadko.
-od zawsze taki był?-zapytałam a chłopak pokręcił głową.
-nie znamy się od zawsze ale matka natura kazała nam...mi zgromadzić dzieci pór roku i dostałam kompas który mnie do nich zaprowadzi-wyjęła urządzenie a strzałka wskazała na mnie.-i chyba znaleźliśmy.
-eh...myślałam że uderzyłam się w głowę i to wszystko mi się wydawało.ale jak nasza czwórka ma pokonać ciemność.
-trójka-poprawiła mnie Nia
-czwórka. cztery pory roku.
-ale was jest trójka.
-musimy to zmienić-odezwała się Anabeth.
-masz rację.
-czy pomożecie nam?-odezwał się Kris.
-jak najbardziej.-powiedziała Nia i zaczeła zbierać ekipę a kompas pokazał nowy kierunek i zaświecił na jasne jak słońce światło
-szukamy dziecka Lata...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro