Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[7] Why are You Here?

Nowy dzień kursów. Stara ja.

Tym razem miałam ze sobą notatnik (włącznie z zapiskami dnia poprzedniego, kiedy jakaś kobieta pożyczyła mi kartkę). Ale kto pomyślał o długopisie? Nie ja.

Horan zaczął dyktować, a ja czułam się jak czarna owca w stadzie białych. Byłam na linii ognia i czułam to.

On na pewno się czepi. Nie no, na 100%.

Udawałam, że mnie tam nie ma i zaciskałam zęby, wmawiając sobie, że ten różowy kaszkiet, który dzisiaj ubrałam, to peleryna niewidka.

- Procesor Intel Core i9 9900KS posiada 16 MB pamięci, 8 rdzeni, 16 wątków i czy ty znowu nie masz długopisu?

Zabrakło mi tlenu. Kurwa.

- Uhm... - wydukałam jakbym miała wadę mózgu.

Horan odepchnął się od biurka, wziął długopis z blatu i dał mi go, a to wszystko nie opuszczając wzroku z mojej twarzy.

- Zostań po zajęciach - powiedział, a ja przełknęłam ślinę. Bałam się go, serio. Miał wzrok psychopaty. Ale takiego wiecie... Że niby cicha woda, a jednak sekretarka zostaje znaleziona z długopisem w nosie.

Później wydarł się na cały głos.

- Słuchajcie! Robimy zakłady! Kiedy Panna Violetta przyjdzie przygotowana!

Wszyscy zakpili pod nosem, a ja nie miałam nic do dodania. Nie obstawiłabym na siebie nawet dolara.

Kiedy Horan ogłosił koniec, wszyscy wyszli z sali i drzwi zamknęły się, podeszłam do niego. Moje serce grało grunge. Mógł to usłyszeć, jestem pewna.

- Proszę - położyłam długopis na jego biurku, a później odeszłam do ławki, żeby pozbierać swoje rzeczy. Naprawdę chciałam wyjść i byłam bardzo blisko, ale jednak nie do końca chodziło mu o to, żeby oddać długopis.

- Tak właściwie - zaczął. Zatrzymałam się tuż przy drzwiach. Moje marzenia się rozprysnęły, więc mogłam poczuć tą ciecz na twarzy. Ohyda. - Czemu tu jesteś?

Znalazłam (Bóg jeden wie gdzie) odwagę, żeby odwrócić się do niego i spojrzeć mu w te psychiczne oczy.

- Tak jak wszyscy staram się zostać w firmie.

Uniósł brew i prychnął jakby to była niewiadomo jak śmieszna rzecz. Na pewno nie najbardziej głupia jaką powiedziałam.

- Zostać? Przychodząc na kurs kompletnie nie przygotowana? W dodatku pierwsze co chciałaś zrobić, gdy mnie zobaczyłaś, to wgnieść w ścianę, biegając po firmie.

Nie zapomni mi tego...

- To był wypadek! Poza tym to ty się zachowujesz jak prawdziwy dupek.

- Oh naprawdę? - założył ręce na piersi. Lew będzie sie bronił. Zaraz zaatakuje. A ja stałam tam jak ciele i czekałam.

No. Dawaj. Czym mi dowalisz?

- Nie jesteśmy w przedszkolu, Violetta. Może Violka? Przestań się zachowywać jak gówniarz i przychodź na zajęcia przygotowana, albo nie zjawiaj się wcale.

Obszedł biurko dookoła i czekał na moją reakcje. Co mogłam zrobić? Zabuzowało mi, więc od wróciłam się na pięcie i wyszłam, trzaskając drzwiami.

Okej, jebło bardziej niż powinno.

Ja to się nawet obrazić nie umiem.

- Jezus, sorry - w ostatnim momencie złapałam równowagę po czołowym spotkaniu z kobietą, która podała mi długopis na pierwszej godzinie. - Wybacz, cholera. Od paru dni staram się nikogo nie zabić, a prawie ci rozbiłam mózg.

Szatynka zaśmiała się.

- Nic nie szkodzi. Widocznie to przeznaczenie - rzuciła żartem i podała mi dłoń. - Octavia.

Tak skończyłyśmy w jakiejś losowej kawiarni, pijąc espresso i obgadując Horana, bo co innego mogą robić dwie nowe psiapsi poznane na wykładzie? Plotkować o nauczycielu.

- Słyszałam, że nie ma litości. Wszyscy mają go za sukinsyna. I to prawda.

- Jest chamem - pokiwałam głową.

- Podobno jego była z nim zerwała, bo był zbyt bezduszny - zaśmiałyśmy się.

- To choroba?

- Jeżeli tak, Horan potrzebuje leków.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro