[19] I'm Kidding, Darling.
Tak jak myślałam, na kolacji była sama śmietanka. Wszyscy poważni, w garniturach, które już na pierwszy rzut oka wyglądały na droższe niż siedem moich wypłat.
Żony dostojnych biznesmenów prezentowały się jak najczystrze diamenty przy boku swoich małżonków.
I oto ja. Czarna owca wśród stada Suffolk*.
Rozglądałam się za szefem bądź Niallem, ale nie mogłam ich znaleźć. Dopiero Niall zaczął do mnie machać z jednego ze stolików, więc podeszłam.
Zauważyłam, że oprócz Irlandczyka i naszego szefa, pozostałe wolne miejsca (oprócz jednego dla mnie) zajęte były przez kolegę szefa, kobietę u jego boku i młodego chłopaka. Na oko miał może 17 lat. Nie wydawał się być zainteresowanym całym wydarzeniem.
- Dobry wieczór - przywitałam się, rzucając zdawkowy uśmiech w stronę gości. Niall przyjrzał mi się od góry do dołu i jeszcze raz. Jego wzrok zatrzymał się dokładnie 3 sekundy dłużej na moich piersiach niż powinien.
Odruchowo spojrzałam w dół, ale nie były aż tak wyeksponowane. Zachowałam granice przyzwoitości.
- Dobry wieczór, Violetto - mój szef odpowiedział jako pierwszy, a kolega i kobieta przytaknęli. Nastolatek rzucił mi spojrzenie, po czym ponownie zerknął na mnie z pod byka. A jeżeli mam być super dokładna, patrzył w mój dekolt.
Szef zaprosił mnie do stołu, więc usiadłam na wolnym miejscu pomiędzy Niallem a nastolatkiem. Dzięki okrągłej formie stołu, szef mógł być pomiędzy Niallem, a swoim przyjacielem, a z kolei ten przy swojej żonie, która właśnie zganiła syna za wyciągnięcie słuchawek z kieszeni.
Ewidentnie nie chciał tam być. Trochę mu się nie dziwię. Nie mówię, że to najgorsze miejsce, w jakim mogłam być, ale formalne przyjęcia to nie moja bajka.
Imprezy u szefa też.
Swoją drogą pomówmy o Niallu, który tego wieczoru założył czarną koszulę (która opinała jego bicepsy w taki sposób, że wywoływało to u mnie uczucia) i czarne joggery z czarnymi suprami co nie było zbyt eleganckie, ale bardzo podobne do Nialla.
Mogłabym dalej mówić o Niallu, ale kolega szefa zaczął do mnie mówić. A ja jak zwykle byłam myślami wszędzie indziej, ale nie tam, gdzie trzeba.
- Traduire? [tłumaczysz?]
- Oui Violetta [tak, Violetta] - uśmiechnęłam się do mężczyzny, a on mi zawtórował.
- Samuel. Voici ma femme, Anne [Samuel. To moja żona, Anne] - powiedział, obejmując żonę ramieniem. - Et voici notre fils, Xavier [a to nasz syn, Xavier].
Teraz już bez problemu spojrzałam na ich syna, który uniósł na mnie wzrok, ale nadal pozostał cicho.
- Niemowa? - mruknął Niall, a ja rzuciłam mu spojrzenie. Miał szczęście, że Anne i Samuel nic nie rozumieli.
Za to nasz szef tak i spojrzał na Nialla tak samo jak ja. To zabawne patrzeć jak Niall aka "Pan Nic Mnie Nie Ruszy" skulił się pod spojrzeniem szefa, patrząc na mnie z lekkim rozbawieniem.
- C'est mon plaisir [cała przyjemność po mojej stronie] - odparłam, a później Anne zaczęła coś mówić do syna, ale w innym języku, co wyglądało na portugalski.
- Jak szef się z nimi dogadywał? - zapytałam w międzyczasie.
- Cudem - odparł, upijając łyk wina.
- I na migi - Niall dopowiedział, co sprawiło, że ledwo powstrzymałam napad śmiechu.
Szturchnęłam go łokciem w żebra.
- Vin? [wina?].
Wszyscy przenieśliśmy uwagę na kelnera, który przyszedł do nas z tacą pełną szklanek z białym winem do przystawki.
Ja i Niall odmówiliśmy, ale szef, Anne i Samuel jak najbardziej przyjęli propozycje. Xavier również chciał, na co kelner spojrzał w odpowiedzi na Samuela. Anne zaczęła mówić do syna (prawie krzyczeć). Ledwo rozumiałam, ale chodziło o wino i jego wiek. Dobrze oszacowałam, że miał 17 lat. Nawet nie całe z tego co mówiła kobieta.
- Czemu nie pijesz? - zapytałam Nialla. Kelner przyniósł mu wodę w kieliszku zamiast wspomnianego wina. Ja miałam sok pomarańczowy.
- Biorę leki.
- Leki? - zdziwiłam się. - Jakie leki?
Przez chwilę serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Od razu przyszła myśl. "Choroba".
- Na wątrobę - przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Nic nie wskazywało na to, żeby był chory. W ogóle przy wątrobie są objawy? Nie znam się na tym.
- Żartuję, kochanie - zaczął się śmiać, a ja rzuciłam mu zdegustowane spojrzenie. Tak samo jak szef, który najwyraźniej słyszał przynajmniej część rozmowy.
- Śmieszne - powiedział do Nialla, a ten wzruszył ramionami, popijając triumfalnie wodę.
- A tak serio?
- Tak serio to biorę leki, ale na twarz. Jest marzec, więc wszystko pyli i mam jakieś uczulenie.
- Robisz się czerwony i pulchny?
- Ha. Nie - powiedział przekąśle i przewrócił oczami, a ja puściłam mu oczko, zwracając uwagę na rozmowę szefa z małżeństwem.
📌📌📌📌📌📌📌📌📌
Suffolk* - gatunek owcy o wyraźnie białej wełnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro