Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[15] Deam, You Got This.

Kolejny tydzień minął naprawdę szybko i o dziwo bezboleśnie. Arcady nadal był w szpitalu, Katy za granicą, a ja i Octavia bardzo się zaprzyjaźniłyśmy.

To takie dziwne, że przez cały czas miałyśmy obok siebie biura, a nawet tego nie zauważałyśmy.

- Masz tą kopię - powiedziała przyjaciółka i podała mi ją do rąk. - Myślę, że tyle wystarczy na dzisiaj.

- Zbierasz się? - sprawdziłam czy wszystko się ładnie odbiło na kartce papieru, a później odłożyłam dokument do prawidłowej teczki.

- Tak, mam urodziny chrześniaka. Najwyższy czas kupić prezent - zaśmiała się.

- Dobra matka chrzestna - powiedziałam ironicznie, ale jednak rozbawiona.

- Hej, robiąc w corpo tak już jest. Ledwo masz czas na jedzenie, nie? - rzuciła we mnie teczką z dokumentami. Oh, to te, które miała zanieść na piętro. Świetnie. - Bayo!

Już się nawet nie odzywałam. No więc jeszcze jedna sprawa do załatwienia na dzisiaj. Bez obaw, mam całą noc. W końcu mogę mieć nadgodziny, prawda?

Posortowałam dokumenty, zaniosłam teczkę na piętro, wysłałam kilka maili i nic więcej nie zdążyłam zrobić, ponieważ dostałam SMSa od Nialla.

Niall: Przyjdź do biura.

No tak. Przez ten tydzień dużo ze sobą pisaliśmy i raz spotkaliśmy się na kawę po pracy. Okazał się być naprawdę charyzmatycznym facetem i kiedy byliśmy sam na sam, wcale nie był chamski.

Może to jakiś sposób odciągania od siebie ludzi, żeby mu nie zawracali głowy? Dobry patent.

Ale i tak nie wiedziałam czego może chcieć o tej porze. Dochodziła 18, a jego zmiana kończyła się o 16. Tak jak moja.

Ha.

Zapukałam do jego biura, a po usłyszeniu "wejdź!", zrobiłam to.

- Cześć - powiedziałam widząc go za swoim biurkiem z telefonem w ręku. Swoją drogą nigdy nie widziałam go w białej koszuli. Zawsze chodził w czerni.

- O, hej. Chodź, sprawa jest.

- Domyślam się - uśmiechnęłam się i podeszłam do jego biurka. Usiadłam na krześle tuż przed nim.

- Znasz francuski, prawda?

Uniosłam brwi zaskoczona.

- No tak.

- Dobrze. Ja i szef za dwa dni lecimy do Francji, konkretnie Paryż. Przed chwilą szef mi powiedział, że nasz tłumacz miał wypadek samochodowy i nie może z nami lecieć.

- I że ja mam robić za tłumacza?! - zacisnęłam dłonie na podłokietniku. Znałam francuski, ale czy na tyle, żeby tłumaczyć biznesowe sprawy?

- Cholera, poradzisz sobie. Nie ma czasu ściągać nikogo innego. Najbliższy tłumacz francuskiego może tu być za dwa dni.

- A na miejscu nikogo nie macie?

- Wiesz jakie tam są ceny?

- Jezus - jęknęłam rozpaczliwie.

- Dasz radę, nie będziemy tam dużo gadać. Szef leci tylko na małe spotkanie. Głównie będziemy zwiedzać i pić wino.

- Czyli to nie jest spotkanie biznesowe?

- Nie, kolega szefa zaprosił go na weekend. A mnie razem z nim, bo kiedyś z nimi już byłem we Francji.

- Czyli lecimy...

- Wylot za dwa dni o trzeciej rano. Przyjadę po ciebie o pierwszej. Nie spóźnij się. I daj mi swój adres.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro