Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 3

- Oliver, na miłość boską, nie możesz wziąć wszystkich samochodzików!

- Ale dlacego, mamo?!

Głośno westchnęłam i ukucnęłam przed nim.

- Oglądałeś ze mną wyścigi, prawda? Wiesz, że tam się bardzo dużo dzieje i możesz je zgubić, albo ktoś ci je zniszczy.

- A ne mozes wzionć ich do tolby?

- Dobrze, dawaj je tu - dałam za wygraną, przewracając oczami.

Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Otwarte! - Krzyknęłam, zapinając torebkę.

- Cześć - Lewis wychylił się zza drzwi.

- Lewis! - ucieszył się Oli i wskoczył mu na ręce.

- Jak tam, gotowa?

- Yyy... - rozejrzałam się dookoła - Chyba tak.

- To chodźmy. Gdzie masz fotelik dla tego małego łobuza?

- O Chryste, zapomniałabym. W garażu przed blokiem, w samochodzie. 

- Dobra, to chodźmy po niego i ruszajmy.

Poszliśmy więc do garażu.

- Przepraszam za ten bajzel, ale zakładam czujniki cofania i... no, trochę się z tym papram.

- Sama to robisz?

- No... - wyciągnęłam fotelik z auta - Tak. Możemy iść.

Zamknęłam garaż i ruszyliśmy w kierunku czerwonego Lamborghini.

- Chcesz prowadzić? - spytał Lewis.

- To pytanie?

Wsiedliśmy do samochodu. Na tylnych siedzeniach czekali na nas Roscoe i Coco.

- Uroczaśni są. Oli już ich polubił - zaśmiałam się. Doprawdy, młody zapomniał o Bożym świecie.

- Pięknie wyglądasz - powiedział Lewis.

- Um... Dziękuję.

- To ja dziękuję. Cieszę się, że zgodziłaś się przyjść.

Jechaliśmy w przyjemnej ciszy, czasami tylko Oliver pytał Lewisa o pieski.

Gdy byliśmy już niedaleko toru, spytałam:

- W jaki sposób wyrwałeś dwa miejsca na widowni dzień przed wyścigiem? Jakby... Ty możesz wszystko, po prostu kogo pozbawiłeś tych miejsc?

- Na jakiej widowni? Chyba się źle zrozumieliśmy. Posiedzisz z chłopakami przy pit wallu.

- Serio? W sensie- serio?

- No tak! Chodź, nie narzekaj - otworzył drzwi i wysiadł z auta.

Lewis

Gdy znaleźliśmy się już na paddocku, przywitałem się z ekipą. W końcu nawinął mi się Valtteri.

- Hej - przywitał się zaskoczony

- Siema. Gdzie byłeś wczoraj?

- Tiffany jest w ciąży - oznajmił. Dopiero zauważyłem, jak zdenerwowany był.

- Co?! - Powiedzieliśmy równolegle z Raven - Przepraszam, nie chciałam się wtrącać - przeprosiła dziewczyna.

- A to jest...?

- To Raven - przedstawiłem ją.

- Miło mi cię poznać. I w ogóle... Jezu, to wszystko jest takie piękne. Czy to- O Boże.

Chłopaki właśnie rozładowywali mój bolid.

- Później dam ci pomacać. A teraz chodź, pokażę ci co i jak. Stary, idziesz? - zwróciłem się do przyjaciela.

- Tak tak, idę.

- W porządku? - spytałem

- Przepraszam, ale po prostu nie mogę się na niczym skupić.

- Kiedy baby shower? Czuję się zaproszony. I gdzie masz Tiff?

- Właśnie o to chodzi, że... Powiedzmy, że trochę się pokłóciliśmy.

- Że co?

- Stary, ja nie chcę teraz dzieci. 

- To się trzeba było pilnować. To już twój problem. Poza tym masz 31 lat, może czas najwyższy?

- Odezwał się ten, który nawet dziewczyny nie ma. 

- Kwestia czasu - kiwnąłem w stronę Raven, która właśnie w tym momencie w ostatniej chwili złapała Olivera, który o mały włos nie wbiegł pod ciężarówkę. 

- Kim ona w sumie jest? Mam na myśli, gdzie ją dorwałeś. Ładna jest.

- I moja - spojrzałem na niego ostrzegawczo

- Właśnie dowiedziałem się, że będę ojcem, za kogo ty mnie masz?

- Już dobrze, dobrze. A to... długa historia. Nie mniej jednak uwierz mi, że coś z tego będzie.

- Obyś miał rację. Młodszy nie będziesz - szturchnął mnie ze śmiechem, a ja mu oddałem.

- Raven! Chodźcie tu! - zawołałem dziewczynę

Weszliśmy razem do naszego "centrum dowodzenia". Wbrew pozorom lubię ten harmider. Motywuje mnie.

- Siema, Toto! - powiedzieliśmy równocześnie z Valtterim. 

- Cześć chłopaki! Ty sam, gdzie Tiffany? A to...

- To Raven.

- Miło mi pana poznać. 

- Mów mi po imieniu. A ten mały łobuziak to?

- Jestem Olivel - powiedział chłopczyk

- Cześć, Oliver - mężczyzna przybił z nim żółwika

- Znajdzie się dla nich miejsce przy pit wallu?

- Jasne - wzruszył ramionami, po czym zwrócił się do Raven - Ale nie wiem, czy coś z tego zrozumiesz.

- Wiem więcej niż się panu- tobie, wydaje.

- Jake! Chodź tu proszę i pokaż jej co i jak.

Gdy dziewczyna od nas odeszła, Toto powiedział do mnie cicho:

- Niezła z niej laska.

- Mhm, i moja - mruknąłem - Dotknij jej, a cię zabiję.

Mężczyzna uniósł ręce w geście poddania i ze śmiechem się wycofał.

Podszedłem do Raven, siedzącej na fotelu przy komputerze.

- Jak się podoba?

- Lewis, to niesamowite - spojrzała na mnie. Przysięgam, miała gwiazdki w oczach - Tu wszystko jest przepiękne i zajebiste, nawet krzesła!

Zaśmiałem się.

- Chodź, dam ci podotykać - kiwnąłem głową w stronę bolidu - Oli bawi się z psami.

Podeszliśmy do mojej zabawki.

- Chcesz wsiąść?

- MOGĘ?! Jezu, tak!

Pomogłem jej wejść do środka.

- Ciasno. Ale zajebiście! Takim się przejechać...

- Może kiedyś - wzruszyłem ramionami. Spojrzała na mnie zaskoczona - Ale ćśś, nie mów Toto, bo w życiu by nam nie pozwolił. Ale to kiedyś. Bo to wcale nie takie proste. To prowadzi się inaczej niż zwykłe auto.

Raven dalej patrzyła na mnie zszokowana, gdy podeszli do nas Max i Daniel.

- Siema! - powiedziałem

- Cześć! Jak nastroje? - spytał Daniel

- U mnie w porządku, z tamtym gorzej - kiwnąłem głową w stronę Valtteriego.

- Jak to?

- Tiff jest w niezbyt planowanej ciąży, pokłócili się, nie rozmawiają, nie ma jej tu, a on "nie planował teraz dzieci".

Chłopaki zaczęli się śmiać.

- Ktoś tu się nie pilnował?! - krzyknął Max do samego zainteresowanego - Chodź no tu!

Nasz przyjaciel z westchnieniem wstał z krzesła i do nas podszedł.

- Masz za długi język - mruknął do mnie - Jak się podoba? - zwrócił się do Raven 

- To-jest-piękne. Calutkie życie marzyłam, żeby się tu znaleźć.

- Oh, Raven. To ty byłaś wczoraj z Lewisem, prawda? - upewnił się Max

- Um, tak, to ja.

- Mamo? Mamo! - usłyszeliśmy Olivera

- Tu jesteśmy, Oli! - pomachałem do niego. Chłopiec szybko do nas przybiegł.

- Wszystko w porządku? - spytała Raven.

- Tak, tylko nie mogłem was znaleć. 

- Więc ty to Oliver? - Daniel ukucnął przed nim. - Jestem...

- Daniel. Znam was. - uśmiechnął się chłopczyk dumny z siebie.

- I to się nazywa porządne wychowanie dziecka. - powiedział Max. Zaśmialiśmy się. 

Po chwili podszedł do nas Toto.

- Widzę, że świetnie się bawicie. - spojrzał to na Raven w bolidzie, to na mnie.

- Nic nie zepsuję, nic nie dotykam, obiecuję! Już wychodzę! - od razu powiedziała dziewczyna.

- A ty jesteś przewrażliwiony. - powiedziałem do szefa pomagając Raven wyjść z samochodu.

- Może i jestem, ale nie stać mnie na ewentualne uszkodzenia. Chodźcie lepiej, robota sama się nie zrobi.

***

Sakhir GP to był jakiś żart XDD Mercedes to zjebał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro