Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 2

LEWIS' POV

Spojrzałem na Raven, jednym uchem słuchając tego, co mówi do mnie Fernando. Dziewczyna siedziała przede mną ze spuszczoną głową, patrząc w prawie pustą szklankę.

- ...no i mu mówię, że nie chcę zmieniać sponsora, a on nadal mnie ciśnie.

- Mhm, mhm. Raven? Chodź na chwilę. - Kiwnąłem głową w bok. Wstaliśmy od stolika i oddaliliśmy się nieco. - Chcesz już iść?

- A ty?

- Ja też. Zadzwonię po mojego kierowcę.

- Mam prośbę. Moglibyśmy podjechać do mojej przyjaciółki po Oliviera?

- Jasne, nie ma sprawy.

- Dziękuję. - Uśmiechnęła się.

Zadzwoniłem po kierowcę i wróciliśmy do stolika się pożegnać.

- My będziemy się zbierać. - Oznajmiłem.

- Tak wcześnie? - Spytał Charles.

- Tia... To starcia opon jutro życzę.

- Nie, dziękujemy. - Zaśmiał się Valtteri.

Udaliśmy się do wyjścia. Kierowca już czekał na nas w moim aucie. Raven podała mu adres. Kilkanaście minut później byliśmy pod niewielkim domkiem. Dziewczyna weszła do środka i wróciła z śpiącym Olivierem na rękach. Gdy wsiadła do samochodu i przyjrzałem się chłopcu, nie mogłem uwierzyć własnym oczom.

- Jeju, on jest równie śliczny, jak ty. - Szepnąłem.

- Dzięki. - Uśmiechnęła się.

Wkrótce podjechaliśmy pod blok, w którym mieszkała Raven.

- Wejdziesz na chwilę?

- Zapraszasz mnie na górę? - Poruszyłem brwiami.

- Nie, zapraszam, bo mam trochę wina, które dostałam na urodziny i samo się nie wypije.

- Okej, z chęcią. 

Pomogłem dziewczynie wysiąść z auta i powiedziałem kierowcy, że za godzinę do półtorej wrócę. Weszliśmy do budynku.

- W torebce mam kluczyki, otworzysz?

- Jasne.

Wyjąłem z torebki klucze, którymi otworzyłem drzwi i wpuściłem dziewczynę do środka.

- Dzięki. - Szepnęła. - Usiądź w salonie, ja położę go do łóżka i zaraz przyjdę. 

Zdjąłem marynarkę i poszedłem do salonu, a raczej ich "dużego pokoju", o ile można nazwać go "dużym". Mieszkanie było mikroskopijne, Raven chyba nie miała swojej sypialni tylko spała na rozkładanej kanapie, bo oprócz tych prowadzących do pokoju Oliviera, były jeszcze tylko jedne drzwi, zakładam, że do łazienki. Około półtora metra za kanapą była namiastka kuchni - piekarnik, a nad nim płyta gazowa, dwie szafki na dole i trzy wiszące. 

- Już jestem. - Powiedziała dziewczyna, wchodząc do pomieszczenia. Przebrała się, miała na sobie dresy i białą koszulkę. - Sukienka jest przepiękna, ale było mi już niewygodnie. - Dodała, podchodząc do szafki i wyjmując z niej wino, a z drugiej dwa kieliszki.

- Stosunkowo małe to mieszkanko. 

- Dobrze, że w ogóle je mam. 

- Pozwól, że spytam... Skąd masz ten samochód? No Audi do najtańszych nie należy.

- To samochód mojego... ekhm, mojego... pracodawcy.

- Okej, rozumiem. Jeju, twój syn to aniołek.

- Hm. Jest moim całym światem.

- Podziwiam cię. Tak wiele dla niego robisz.

- Mam wyjście? - Spojrzała na mnie, unosząc głowę znad kieliszka. - Czasami... Nie, to zabrzmi, jakbym była wyrodną matką.

- Nie zamierzam cię oceniać. Nie wyobrażam sobie, jak ciężko musi ci być. - Spojrzałem jej w oczy, dodając otuchy.

- Czasami żałuję, że on się urodził. Że to się tak potoczyło. Powinnam być teraz na studiach, mieć chłopaka i pracować w kawiarni. Nie mieć syna, żyć na koszt mojego alfonsa i być dziwką.

- Nie mów tak o sobie. - Wziąłem ją za rękę. - Proszę.

- Ale takie są fakty.

- Nie robisz tego, bo masz takie widzimisię. Krótko się znamy, ale dla mnie jesteś bohaterką.

- Nie mów tego. - Pokręciła głową.

- Ej... - Wziąłem ją za rękę. Dziewczyna spojrzała nasze splecione dłonie. - Jesteś najwspanialszą, najpiękniejszą osobą, jaką poznałem.

- Kłamiesz.

- Nie kłamię.

Byliśmy niezbyt trzeźwi, ale nie sądzę, żeby był to powód tego, co się wydarzyło.

Oczy Raven są niesamowite. Gdy w nie patrzyłem, gdzieś zapodziałem czasoprzestrzeń. Przypominały mi wody Monaco. Czemu Monaco? Nie wiem, ale to na to Grand Prix czeka się najbardziej. Z tym kojarzyła mi się Raven. Odkąd ją zobaczyłem. Była jak coś, do czego tęskni się po minucie nieobecności. Znaliśmy się... prawie wcale. Ale właśnie w jej oczach utonąłem. I chyba niezbyt chciałem wypływać na powierzchnię. 

- Nigdy nie myślałam, że mogłabym się znowu zakochać.

Raven chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, co powiedziała, ale dla mnie to krótkie zdanie znaczyło więcej, niż tysiące słów.

- Czy miałabyś coś przeciwko temu, żebym cię pocałował?

- Wydaje mi się, że pytasz tylko dla zasady.

Zbliżyła swoją twarz do mojej i musnęła moje usta swoimi, a ja pogłębiłem ten pocałunek.

To mogło mieć całkiem przyjemny finał, lecz w drzwiach jego pokoju stanął zaspany Oliver.

- Mamo? - Potarł oczka.

- Kochanie, czemu nie śpisz?

- Miałem zły sen.

- Chodź tutaj. - Wyciągnęła do niego ręce, a chłopiec szybko do niej podszedł. Po chwili spojrzał na mnie i zatrzymał się nagle. - Kto-

- Chyba wiesz, kto to - uśmiechnęła się do niego.

- Siema, mały. - Przybiłem mu piątkę. Chłopczyk z szerokim uśmiechem usiadł na kolanach Raven. - Fajna piżama. - Wskazałem na czarny bolid na jego bluzce.

- Dzięki.

- Powinienem się zbierać. - Powiedziałem. - Zapraszam was jutro na wyścig. A potem do mnie. Oli będzie mógł poznać Roscoe i Coco.

Raven spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.

- Tak, mamo, możemy?! Proszę! - Ucieszył się chłopiec.

- Pogadam o tym z Lewisem, jeśli ty pójdziesz grzecznie z powrotem do łóżka. Chodź, odprowadzimy cię do pokoju.

Oliver wrócił do łóżka, a ja i Raven do przedpokoju.

- Lewis, bardzo to doceniam, ale to chyba nie jest... dobry pomysł. - Powiedziała cicho, pocierając ramiona.

- Dlaczego?

- Czy tobie w ogóle nie zależy na własnej reputacji? Nie wyobrażam sobie, żeby bez echa przeszło twoje pojawienie się z nową dziewczyną, która ma dziecko. A później nikt by jej więcej nie zobaczył.

- Dlaczego mielibyśmy się więcej nie zobaczyć?

- Bo jestem dziwką? Bo z tego nic nie będzie? Bo-

Nie mogłem jej słuchać, więc przerwałem jej pocałunkiem.

- Nie pierdol głupot i widzimy się jutro. Przyjadę o ósmej - oznajmiłem i wyszedłem z mieszkania.

***

Krótko, wiem, przepraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro