Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13.

LEWIS' POV.

Gdy obudziłem się rano, Raven nie było obok mnie. Wstałem więc, pościeliłem nasze łóżko i poszedłem jej poszukać. Siedziała przy stole w kuchni, miała na sobie białą bluzę bez kaptura i krótkie spodenki. Włosy zebrała w nieuporządkowane coś, co miało przypominać koczka na czubku głowy, a jej błękitne oczy mrużyły się za szkłami okularów, aby odczytać coś z laptopa stojącego przed nią. Zauważyłem, że odkąd zaczęła z nami pracować jej wzrok się pogorszył od ciągłego siedzenia przed ekranem.

Nie prezentowała się może wte dy tak nienagannie, jak zazwyczaj, ale jakbym miał być szczery, taką Raven kochałem najbardziej. Pewnie, że podobała mi się w podkreślającym jej urodę makijażu, sukienkach odsłaniających jej piękne nogi czy eksponujących dekolt... Ale pociągała mnie też w moich ubraniach, bez makijażu. Wiedziałem, że to była ta wersja, w której ujawniała siebie najwięcej, bo na odsłanianie uczuć nie miałem co liczyć z jej strony. Nie mówiła „kocham cię", o co nie miałem do niej pretensji. I tak wiedziałem, że mnie kocha, ale wiedziałem też, że obawia się mi zaufać. Nie rozmawialiśmy też zbyt wiele o uczuciach, bo zawsze ucinała temat. Nawet przy mnie nie zrzucała swojej zbroi. Zbudowała ją przez biznes, w którym kiedyś się obracała, siłę, której potrzebowała aby zajmować się samotnie synem, oraz to, jak twarda musiała być, aby jako kobieta utrzymywać swoją pozycję w Formule 1. Nie podobała mi się ta niesprawiedliwość, ale sam systemu nie zmienię. Mogłem tylko starać się ułatwić jej życie w nim, ale nie bardzo wiedziałem jak.

- Dzień dobry - przywitałem się z nią.

- Hej - uśmiechnęła się do mnie zza ekranu laptopa.

- Długo tu już siedzisz?

- Ze dwie godziny będzie - odpowiedziała.

- Słońce, ale jest dziewiąta. Pracujesz od siódmej rano.

- Chłopaki z fabryki wysłali mi dane, które trzeba sprawdzić pod kątem tego czy ewentualne poprawki w bolidzie nie będą kolidowały z ustawieniami samochodu, abyśmy nie ponieśli strat w jednym sektorze na koszt innego. Potrzebowali natychmiastowej odpowiedzi.

Głośno westchnąłem. Chyba muszę się z kimś rozmówić.

- Chcesz chociaż kawę? - spytałem.

- Poproszę - uśmiechnęła się z wdzięcznością.

Podszedłem do ekspresu i nacisnąłem odpowiedni guzik, wcześniej podstawiając kubek.

- Jadłaś już coś?

- Nie, nie jestem głodna - odparła.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Obok laptopa stał pusty kubek po poprzedniej kawie, a na regale przy drzwiach tarasowych leżała paczka fajek.

- Kochanie, ile razy mam ci powtarzać, że kawa i papieros to nie jest śniadanie?

Raven przewróciła oczami z uśmieszkiem na ustach.

- Jestem dorosła.

Spojrzałem na nią z politowaniem.

- Martwię się o ciebie. Odkąd pracujesz pogorszył ci się wzrok, jeszcze bardziej wychudłaś, jesteś cały czas przemęczona... - zacząłem wyliczać.

- Lewis! - przerwała mi kobieta, odrywając wzrok od ekranu. - Wszystko jest w porządku. Nie martw się o mnie.

- Ktoś musi się o ciebie zatroszczyć, jeśli ty sama nie potrafisz - burknąłem.

Raven zdjęła okulary z nosa i położyła je na blacie. Przetarła twarz dłońmi i ciężko westchnęła.

Nie lubiłem takich spięć między nami. Nie kłóciliśmy się dużo, w zasadzie wcale ale nawet takie drobne sprzeczki nie były czymś, koło czego umiałem przejść obojętnie.

- Możesz mi... Po prostu zrobić tą kawę?

Nie chcąc się dalej kłócić, dałem za wygraną. Wiedziałem, że przed nami jeszcze jedna trudna rozmowa.

Zabrałem kubek z kawą z ekspresu i postawiłem ją przed nią na stole. Widząc, że kobieta nie zwraca na mnie uwagi, usiadłem na sąsiednim krześle i zatrzasnąłem ekran laptopa.

- Co tym razem? - Raven spojrzała na mnie znużona.

 - Moi rodzice przylatują

- Tak, wiem, rozmawialiśmy o tym - pokiwała powoli głową.

- Jutro - oznajmiłem.

- Słucham?! Czemu nie powiedziałeś wcześniej?!

- Nie chciałem cię zawczasu denerwować...

- No tak, bo teraz to na pewno jestem spokojna - skrzyżowała ręce na piersi.

Westchnąłem i objąłem ją ramieniem.

- No już, nie denerwuj się na mnie. Będzie dobrze, pokochają cię. Musisz tylko... Przygotować się na kilka rzeczy.

Kobieta spojrzała na mnie, unosząc brew.

- Jak wiesz, moi rodzice są rozwiedzeni. Mój ojciec uwielbia robić matce na złość, dlatego wiedząc, że i ona przyjeżdża, na pewno zabierze ze sobą Lindę, czyli jego obecną partnerkę. Przyjedzie z nimi także Nicholas, mój brat, ale jego na miliard procent polubisz ze wzajemnością. No a z matką... Z nią przyjadą moje przyrodnie siostry, Nicola i Samantha. One są... - westchnąłem, - specyficzne.

- To znaczy? - spytała zrezygnowana Raven. Widziałem, że to już było dla niej zbyt dużo.

- Przytakują wszystkiemu, co powie moja matka. Jeśli ona się na coś uprze, to one też. Niejednokrotnie, jak matka pokłóciła się z ojcem czy Lindą to i one zatruwały im życie. Nam często też. Lubię Lindę. Z całej tej ferajny, nie licząc Nicholasa, ona jest najnormalniejsza. Z ojcem się tolerujemy, ale nie mamy od paru lat najlepszych kontaktów. Może jak cię poznają, zobaczą, że się ustatkowałem... Może zmienią nastawienie.

Skończyłem mówić, a Raven dalej milczała. Chyba musiała przyswoić to wszystko.

- Słuchaj, przepraszam, że cię w to wszystko wciągam. Wiem, że to dzieje się bardzo szybko...

- W porządku, Lewis. Byłam świadoma tego, że to wszystko może tak wyglądać. Damy radę, hm? - uśmiechnęła się.

Za to kochałem tę kobietę. Potrafiła uspokoić każdą burzę w naszym niespokojnym życiu.

Wypiliśmy wspólnie kawę, w międzyczasie obudził się Oliver. Ogarnęliśmy się i wspólnie pojechaliśmy po zakupy. Zjedliśmy obiad, po którym przyszedł czas na poobiednią drzemkę malucha, zatem Raven poszła go położyć, a ja pozmywać po jedzeniu. Jednak gdy już skończyłem, kobieta dalej nie wróciła z pokoju chłopca, więc postanowiłem do nich zajrzeć. Oliver istotnie, spał na poduszce, jednak w nogach łóżka, oparta o ścianę, drzemała jego mama. Zmęczenie w końcu wzięło nad nią górę. Delikatnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka w naszej sypialni. Cicho zamknąłem drzwi, a sam poszedłem do salonu. Ledwie włączyłem telewizor, rozległy się wibracje mojego telefonu. Dzwonił Toto. Ciężko westchnąłem, bo niezbyt chciałem rozmawiać na urlopie o pracy, ale odebrałem.

- Halo?

- Czemu Raven nie odbiera? - spytał od razu mężczyzna.

- Cześć, szefie, mi też miło, że zadzwoniłeś zapytać co u mnie. Wszystko w porządku, jestem na urlopie, podobnie jak moja partnerka.

Po drugiej stronie usłyszałem głośne westchnięcie.

- Słuchaj, Lewis, ja wiem, ale musisz pamiętać, że nawet w trakcie letniej przerwy prace w fabryce nie ustają.

- Wiem, Toto, ale powiedzieliście jej, że ma urlop po tym ciężkim czasie, a tymczasem ona siedzi i cały czas pracuje.

- Rozumiem, ale potrzebuję, żeby coś sprawdziła w pliku, do którego tylko ona i Bono mają dostęp, a on zapomniał zabrać laptopa z domu. Możesz poprosić ją do telefonu?

- Ona śpi. Jest przemęczona. Poszła uspać Olivera i sama zasnęła. Proszę cię, daj jej trochę luzu. Czy ty w ogóle widzisz w co ją wrzuciliście? Wylądowała na takim stanowisku nie mając zielonego pojęcia o branży, nie mając czasu na jakiekolwiek wdrożenie się. W jej życiu... Dużo się działo ostatnio, to się  na niej odbija.

- Hm, dobrze widzieć, że dbasz o nią równie bardzo, jak ona o ciebie. To dobra dziewczyna. Jak się obudzi, powiedz jej żeby wysłała dokumenty z ostatnich testów aerodynamicznych dotyczących zachowania samochodu przy zmianie dociążenia. Będzie wiedziała, o co chodzi. Trzymajcie się, na razie.

- Cześć - pożegnałem się i zakończyłem połączenie.

Około pół godziny później obudził się Oliver. Przyszedł do mnie i kazał sobie włączyć bajkę. Razem oglądaliśmy „Hotel Transylwania", a potem dołączyła do nas Raven.

- Czemu mnie nie obudziłeś? - spytała, obejmując mnie od tyłu, a następnie pocałowała w policzek.

- Byłaś zmęczona, potrzebowałaś snu. Dzwonił Toto. Potrzebuje jakichś plików, coś że testy aerodynamiczne, dociążenie, nie pamiętam dokładnie.

- Przecież Bono ma te dokumenty - powiedziała, marszcząc czoło.

- Ale zostawił laptopa w domu, czy coś, a im się pali i potrzebują tego.

Dziewczyna westchnęła i usiadła na kanapie, biorąc laptopa na kolana. Spędziła tak resztę dnia, wisząc na telefonie, wciąż odbierając połączenia, na zmianę od Bono, Toto, a czasami nawet od Jamesa. Trzeba było ugasić jakiś pożar w firmie. Pod wieczór poprosiła mnie tylko, żebym ogarnął Olivera i położył go spać, bo ona nawet na pięć minut nie mogła odejść od komputera. Nim chłopiec zasnął, była już dziewiąta wieczorem, a gdy zaszedłem do salonu, ona dalej nad czymś zawzięcie pracowała.

Siedziała z laptopem na kolanach, jej palce sprawnie pracowały na klawiaturze. Jej piękna szyja była odsłonięta dzięki związanym w kitkę włosom.  Skupiając się na czymś, przygryzała wargę, doprowadzając mnie tym samym do szału. Podszedłem do kanapy i usiadłem obok niej, jednak nie otrzymując żadnej uwagi, poprosiłem:

- Raven, zostaw to już dzisiaj. Jest późno. 

- Jeszcze chwilę - zbyła mnie, ale nie chciałem dać tym razem za wygraną. 

Powoli zamknąłem ekran laptopa, a ona spojrzała na mnie zrezygnowana.

- Lewis, muszę-

Nie chcąc słuchać tej samej śpiewki, co zwykle, przerwałem jej pocałunkiem. Nie przerywając go, odłożyłem laptopa na stolik kawowy. Oderwałem na chwilę swoje usta, aby złapać ją za biodra i pokierować nią, by usiadła na moich kolanach. Zdjąłem jej okulary i je również położyłem na stoliku. Moje dłonie powędrowały pod koszulkę kobiety. Błądząc palcami po jej gładkiej skórze, powiedziałem:

- Jutro przyjeżdża moja rodzina, mamy ostatnie chwile dla siebie. Cały czas pracujesz. Tęsknię za tobą.

- Wiem... Masz rację. Przepraszam - odpowiedziała, a następnie pochyliła się, by mnie pocałować.

Mógłbym całe życie smakować tylko jej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro