rozdział 11
Family feuds, saying Mom's confused
I'm for sure she doesn't wanna learn
My daddy's gone, say he's never home
And wishin' only makes it worse
I guess there's certain dreams that you gotta keep
'Cause they only know what you let 'em see
And all the things that I know
That your parents don't
They don't care like I do
Nowhere like I do [...]
Saturday nights
Light gray Silverado
Drive it 'cause you have to
Stay up working late at a job you hate
And fix your makeup in a dirty bathroom
No more love, in and out of clubs
Knowin' what you gotta do
You got plans wrapped in rubber bands
And that's the only thing you never lose [...]
'Cause I care
I care about you
There's nowhere I'd rather be
Than right here right now
I care, care about you
There's nowhere I'd rather be
With all the things that I know
That your parents don't
They don't care about you
The way that I do
~ Khalid - "Saturday Nights"
Lewis' pov.
Rano gdy tylko wstaliśmy zabraliśmy się za pakowanie walizek, bo o piętnastej mielimy lot do Monaco. Napisał do mnie też Bono z pytaniem, o której musimy być na lotnisku. Potem poszedłem zanieść dwie zapakowane walizki do samochodu, a gdy wróciłem, Raven stała przy stole w towarzystwie Bono i Toto. Omawiali zapewne coś z ostatniej chwili.
Mnie jednak nie tyle interesował temat ich rozmowy, co blondynka oparta rękami o blat, pochylająca się nad jakimiś papierami. Włosy miała odgarnięte na jedną stronę, co dawało idealny widok na jej profil. Napięte mięśnie jej szyi, wystający obojczyk i zmrużone z powodu braku okularów oczy. Miała na sobie czarne sportowe legginsy i top do kompletu, dzięki czemu mogłem podziwiać jej idealną figurę.
- O, cześć, Lewis - z transu wyrwał mnie Toto.
- Cześć wam - powiedziałem, po czym podszedłem do Raven i objąłem ją od tyłu, całując ją za uchem. - Co robicie?
- Tłumaczą mi, co mam zrobić. Będę się tym musiała zająć.
Westchnąłem i z zrezygnowaniem powiedziałem:
- Toto, ona ma wolne... - wywróciłem oczami.
- Wiem! Wiem, wiem, wiem, przepraszam, ale Bono sam nie jest w stanie tego ogarnąć, narobiło nam się burdelu przez tą awarię twojego bolidu.
Świetnie, teraz przeze mnie Raven będzie gnić w papierach, pomyślałem.
- Wy też powinniście zrobić sobie przerwę - zauważyła Rav. - Ogarnęlibyśmy to po powrocie.
- Gdyby to było możliwe, na pewno byśmy tak zrobili - odparł Bono. - Ale zostajemy tu jeszcze trochę, bo firma pod ręką, a jest sporo roboty. Ja mam wolne dopiero od weekendu.
- A ja nie mam go w ogóle. Nie mamy wyboru.
- Jezu, kiedy wy się widujecie z dziećmi? - mruknęła dziewczyna pod nosem. - Ale teraz muszę was wygonić, bo spóźnimy się przez was na samolot.
Dokończyliśmy pakowanie i ruszyliśmy na lotnisko. Odprawa przeszła w miarę sprawnie, jednak największe zaskoczenie czekało na nas już w samolocie.
Gdy zajmowaliśmy nasze miejsca, usłyszałem za plecami:
- Lewis?
- Seb, Charles? Co wy tu robicie?
- Ja wracam do domu, Sebastian na "wakacje", ale was się tu nie spodziewałem.
- My też na małe wakacje, trochę odpocząć, bo w Anglii pogoda jest zapewne do dupy. Swoją drogą, nie wiem czy mieliście okazję poznać Raven.
- A, racja, jeszcze nie - uśmiechnęła się Charlotte, dziewczyna Charlesa. - Miło cię poznać.
Zajęliśmy miejsca i zapięliśmy pasy. Zauważyłem, że Raven jest zdenerwowana.
- Wszystko w porządku? - spytałem.
- Wspominałam już, że boję się latać? - wydusiła.
- Um, nie... Ale przecież już raz lecieliśmy i nie wyglądałaś, jakbyś się bała.
- Wtedy byłam zdenerwowana sytuacją, teraz... - silniki samolotu zostały włączone. - Panikuję.
- Hej, nie bój się... - wziąłem ją za rękę, a drugą dłoń położyłem na jej udzie i pocałowałem ją w skroń.
Najgorszy był dla niej moment startu, później, gdy mogliśmy już odpiąć pasy, dziewczyna trochę się rozluźniła.
- Więc, jakie plany? - spytał Seb.
- Naładować baterie na kolejne tygodnie, odpocząć... Chociaż Bono zostawił Raven jakąś robotę. Moi rodzice wpadają. Tata ma urlop i zaprosiłem ich do mojego domu w Monaco.
- Kurde, dla mnie to jest chyba najlepsza nagroda w tym wszystkim, że mogłem moim starym zapewnić trochę przyjemności z życia, nie?
- O stary, totalnie tak.
- A ty, Raven? - zwrócił się do dziewczyny. - Jakie plany po tej misternej "pierwszej wypłacie"? Bierzesz rodziców na wakacje na Malediwach, czy coś?
Przysięgam, zabiję go. Uduszę. Poderżnę mu gardło.
- Nie, w zasadzie...- głos się jej załamał, więc odchrząknęła. - W zasadzie to nie - zobaczyłem łzy w jej oczach.
Seb chyba sam zrozumiał, że jego pytanie było nieodpowiednie i spojrzał na nią współczująco, mówiąc:
- Kurna, przepraszam, nie chciałem powiedzieć nic niestosownego.
- To...To nic - machnęła ręką. - Pójdę z Oliverem do toalety.
Użyła tego jako wymówki, żeby nie rozpłakać się przy wszystkich, i pewnie powinienem był za nią pójść, ale nie chciałem robić sceny.
- Ej, może wpadnijcie jutro na kolację? - zaproponował dla rozluźnienia atmosfery Charles.
- Chętnie - odpowiedział Seb.
- Jasne - dodałem.
Rozmawialiśmy dalej o wczorajszym wyścigu, gdy Oli wrócił z łazienki, jednak sam, bez Raven.
- Lewis, mama zośtała w łazience i płace!
- Ah... Oli, usiądź na swoim miejscu i zaczekaj na mnie, okej?
- Dobze!
Wstałem i poszedłem do łazienki, zapukałem do środkowej kabiny i odpowiedział mi cichy głos Raven:
- Zajęte.
- Rav, to ja. Wszystko w porządku?
- Tak, zaraz... Zaraz przyjdę.
- Raven, otwórz, proszę.
- Powiedziałam, że zaraz wrócę. Po prostu idź już.
Poddałem się, bo wiedziałem, że walka z nią nie daje żadnych rezultatów poza kłótnią. Wróciłem na swoje miejsce, a pięć minut później dołączyła do nas Raven.
- Wszystko w porządku? - spytała Charlotte.
- Tak, dlaczego? - odparła jak gdyby nigdy nic Raven.
Po około pół godzinie Seb, siedzący po mojej prawej zasnął, a Charles i Charlotte w słuchawkach oglądali serial na iPadzie.
- Słońce... - zacząłem.
- Hm?
- Możemy porozmawiać?
- O czym?
- Wczoraj jak wróciłaś do domu, płakałaś - dziewczyna westchnęła na moje słowa. - Nie wzdychaj, proszę. Martwię się o ciebie.
- Lewis, ja... Po prostu jak dostałam tą pracę... Pierwsze, co chciałam zrobić, to zadzwonić do taty. Powiedzieć: zobacz, tato, jestem tu, zrobiłam to, choć we mnie nie wierzyliście. Ale... - głos jej się załamał, a łzy popłynęły po policzkach. - Ale to się nie stanie, bo oni mnie nienawidzą.
Jej łzy były dla mnie jak małe szpilki wbijane w moje serce. Robiłem wszystko, żeby jej pomóc i odjąć cierpienia, ale niezagojonych ran nie mogłem naprawić. Jedyne czego nie potrafiłem, to przywrócić jej kontaktu z rodzicami, a tego właśnie najbardziej pragnęła.
- Nie płacz, kochanie - przytuliłem ją. - Ale zobacz, zaszłaś tak daleko bez ich pomocy. Po co ci ona teraz?
- Nie chcę o tym gadać.
- Czemu w ogóle ze mną nie rozmawiasz? Ilekroć poruszam jakiś temat, ty się zamykasz, mówisz "nie teraz", "nieważne".
- Bo to... Jestem bardziej skomplikowana niż ci się wydaje. I nie chcę ci zaprzątać tym wszystkim głowy, masz ważniejsze rzeczy, o których musisz myśleć.
- Nie przekonam cię? - spytałem. Pokręciła głową. - Okej. To zmieńmy temat.
- Wiesz, co odkryłam? - spojrzała na mnie.
- Hm?
- Nigdy właściwie nie byliśmy na randce, jako "randce" randce.
- Co? Nie, niemożliwe. Na pewno byliśmy.
- Nie byliśmy, mówię ci - zaśmiała się.
- Nie no, ale... Kurna, nie byliśmy - przyznałem.
- No mówiłam!
- Trzeba coś z tym zrobić - stwierdziłem.
- Nie, nie o to mi chodziło, zwyczajnie... To dziwne, nie? Przez to wszystko, co stało się w Anglii od razu wpadliśmy w ten etap wspólnego mieszkania, zaangażowania i zobowiązania, a ominął nas ten etap poznawania się, spotykania, chodzenia na randki i tak dalej.
- Racja, racja, nasz początek był jednym wielkim bałaganem - zaśmiałem się pod nosem. - Wolałabyś, żeby to się potoczyło inaczej, nie?
- Znaczy... To w jakiś sposób sprawia, że jesteśmy wyjątkowi...
- Umówmy się, że w naszym związku nic nie jest zwyczajne.
- To prawda. Ale nie ma czego żałować - poklepała mnie po klatce piersiowej. - Dobrze jest, jak jest.
Godzinę później byliśmy już pod moim domem w Monaco. Gdy otworzyłem drzwi, wziąłem Raven na ręce i przeniosłem przez drzwi.
- Co ty robisz?! - zaśmiała się.
- Przenoszę przez próg, czy coś - także się zaśmiałem. Postawiłem ją na ziemi i pocałowałem.
*****************************************
Rozdział bez fabuły check, przepraszam, następny będzie ultra słodki i wzruszający.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro