rozdział 9 - zbyt blisko
Pocałunek.
Blondynka znieruchomiała. Jej ciało spięło się momentalnie nie pozwalając na jakikolwiek ruch. Nie mogła nawet drgnąć. Po prostu stała tam jak ta idiotka. Skamieniała gdy ciepłe wargi zaatakowały jej usta. Tom złapał ją w talii przyciągając do siebie. Wbił się w jej usta zachłannie pieszcząc dolną wargę. Sonya po chwili osłupienia odwzajemniła pare pocałunków. Jednak wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyła pomyśleć co się właśnie dzieje i czemu całuje swojego przyjaciela. Już chciała pogłębić pocałunek jednak Tom gwałtownie oderwał się od niej.
Lekko zmieszana otworzyła oczy zerkając przed siebie. Tam jednak zamiast twarzy bruneta zobaczyła długie czarne kosmyki.
Później wszystko działo się szybko.
Zawartość plastikowego kubka z piwem wylała się wprost na bruneta, a on wściekły zacisnął szczękę. Krople napoju powoli spływały po całym jego ciele. Mokra koszulka przyległa do jego klatki piersiowej podkreślając zarysowane mięśnie. Tom przełknął głośno ślinę. Wpadł w furię.
Po chwili z całej siły popchnął bliźniaka do tyłu. Zacisnął pięści gwałtownie wymierzając w jego podbródek. Uderzenie w ostatniej chwili przerwał Gustav momentalnie znajdując się przy nich. Objął Toma od tyłu i całym ciężarem ciała odciągnął go od pijanego Billa.
Szatyn ledwo stojąc na nogach patrzył tylko pełen furii na brata. Lisa szybko podbiegła do niego odciągając go jak najdalej tak, że obydwaj stali po dwóch przeciwnych stronach.
Bliźnicy patrzyli się na siebie złowrogo. Ich szczęki było mocno zacisnięte, a oczy zmrużone. Obydwoje nadal byli nabuzowani. Jednak w porównaniu do ich niesłyszalnych przez muzykę przyśpieszonych oddechów, napiętą atmosferę czuł każdy. Wokół braci zebrała się spora grupa gapiów. Szeptali między sobą tworząc szum.
-Idziemy. - Gustav rzekł stanowczo ciągnąc Toma w stronę stolika z dziewczynkami. Nie chciał wzbudzać żadnych plotek. Bał się, że zaraz ktoś nagra całą sytuacje. A wtedy menadżer by ich zabił.
-Nie. - rzucił sucho. Zatrzymał się gwałtownie stawiając opór. Wyrwał się z uścisku przyjaciela i już miał ruszyć w stronę Billa. Jednak zatrzymał go mocny uścisk na ramieniu.
-Ogarnij się. - blondyn wyszeptał stojąc tyłem do niego.- Chcesz być w gazecie? Żeby śpiewał „Moonson" z siniakiem na oku? Zjebać trasę? - prychnął nieprzyjemnie. - Jak tak, to proszę. Droga wolna.
Gustav puścił przyjaciela dając mu wolną rękę. Miał już dosyć tej sytuacji. Modlił się, aby Tom pierwszy raz w życiu użył mózgu i nie pobił wokalisty zespołu dzień przed trasą.
Brunet zerknął na brata. Wlepił w niego zimne, pełne mordu spojrzenie. Po chwili jednak ugryzł się w język i odwrócił się z zamiarem odejścia. George odetchnął z ulgą. Jak i wszyscy.
Bill nadal będąc trzymanym przez Lisę włożył papierosa to ust z chęcią odpalenia go.
-Tak tak możesz zapalić, ale jeden ruch a dostaniesz po twarzy. - brunetka zagroziła mu mrużąc oczy. Nadal bała się, że gdy tylko puści szatyna ten zaraz rzuci się na brata z pięściami. Chwyciła zapalniczkę i już miała odpalić mu papierosa.
Jednak w ostatniej chwili Tom odwrócił się gwałtownie i uśmiechnął się w ten swój cwany sposób. Na sam widok Bill zagotował się w środku, a jego ciało napięło się.
Brunet zaśmiał się szyderczo ukazując swoje bielutkie zęby w aroganckim uśmiechu.
Wszyscy spojrzeli na niego modląc się aby już zamilkł. Gustav załamał ręcę głośno wzdychając. Tom zddcydowanie nie miał mózgu.
-Więc jesteś pewien swoich słów? - zapytał prześmiewczo nawiązując do ich poprzedniej rozmowy. - A w sumie... Teraz i tak już nie będzie cie chciała. - dodał arogancko przypominając o pocałunku.
Bill wyrwał się Lisie i już miał rzucić się na brata jednak dziewczyna z całej siły pociągnęła do za koszulkę. Spojrzał na nią wściekle po czym prychnął ze złości poprawiając ubranie. Miał mocno spiętą szczękę, był cholernie zdenerwowany. Szatyn pokazał swojemu bratu środkowego palca po czym gwałtownie ruszył w stronę wyjścia z papierosem w ustach.
Lisa i Sonya spojrzały za nim. Chciały go zatrzymać. Jednak Bill już po sekundzie zniknął w tłumie.
Wszyscy podbiegli do Toma.
-Co ty odpierdalasz? - Lisa zdzieliła go ręką w ramię spoglądając na niego wściekle. - Mogłeś sobie oszczędzić komentarzy! Nawet nie chce wnika-
Brunet nawet nie dał jej dokończyć.
-Ugh odjebcie się. - Tom rzucił lekceważąco wymijając przyjaciół. Nabuzowany schował ręce do kieszeni szerokich spodni i ruszył w przeciwną stronę.
Cała trójka spojrzała na siebie znacząco. Lisa gapiła się na blondynkę ze spojrzeniem mówiącym „A nie mówiłam?" Szturchnęła dziewczynę w ramie i wyszeptała:
-Prawie się o ciebie pobili. - rzekła. - Idź do niego do cholery!
Lisa posłała jej jeszcze swój podejrzany uśmiech. Po chwili Gustav z Lisą ruszyli za gitarzystą. Sonya natomiast udała się na poszukiwania Billa.
Wiedziała, że musi być gdzieś blisko. Po prostu to czuła. Poszła tędy co chwilę wcześniej szatyn wypatrując go wśród tańczących ludzi. Jednak długowłosego nigdzie nie było. W końcu wyszła ze strefy koncertowej. Na przeciwko znajdowały się jedynie drzewa i długa leśna ścieżka. Postanowiła jednak rozpocząć poszukiwania od metalowej bramy dookoła terenu.
Ruszyła w prawo co jakiś czas kopiąc mały kamień do przodu. Billa nigdzie nie było. Mimo to nie poddawała się. Musiała go znaleźć.
Ciągle myślała o słowach Toma.
„Teraz i tak by cię nie chciała."
Sonya doskonale wiedziała, że chodzi o nią. Ale jakimś cudem nie mogła tego zaakceptować. Czy to możliwe, że Bill był zazdrosny? Czy to w ogóle możliwe, aby mu się podobała? Ciągle o tym myślała i na samo wspomnienie tej sytuacji rumieniła się lekko. Nie mogła uwierzyć w to co właśnie się stało.
Bill chyba naprawdę lubi ją bardziej niż przyjaciółkę. I to nie były halucynacje.
Uśmiechnęła się do siebie na samą myśl.
Drugim tematem zaprzątającym jej głowę był Tom. Ten cholerny pocałunek.
Tom całował świetnie jak można się tego domyśleć. Ich pocałunek był agresywny, pełen pasji. Brunet napierał na jej wargi. Przez chwilę nawet dziewczyna chciała pogłębić pocałunek. Już miała wysunąć jezyk. Jednak ktoś im przerwał. Z jednej strony cieszyła się bo TOM I ONA? Dziwnie czuła się z tym faktem. Wiedziała, że brunet pewnie uważał to za zwykły nic nie znaczący pocałunek. W końcu znała jego podejście do dziewczyn. I mimo to, że na trzeźwo, sama z siebie nigdy nie pocałowałaby go.
Podobało jej się.
Choć może wolałaby, aby był to Bill.
W końcu znalazła wokalistę. Opierał się o metalową brame paląc papierosa. Już był trochę spokojniejszy. Mięśnie jego twarzy rozluźniły się, a dym z używki zataczał wokół niego kółka.
Blondynka na widok czarnowłosego zestresowała się. Zastanawiała się czy to już ten moment kiedy wyznają sobie uczucia. Czy on jej się w ogólę na prawdę podobał? To duże słowa, a blondynka nadal nie potrafiła się przed sobą przyznać. Ale dziwnym sposobem fakt, że Bill może teraz wyznać jej miłość cholernie ją zestresował rozbudzając stado trzepoczących motyli w jej brzuchu.
Na miękkich nogach i z bijącym sercem podeszła do niego.
-Mam cię. - rzuciła z lekkim uśmiechem. Miała nadzieje, że szatyn nie wyczuł jej drżącego głosu. Ani szybko bijącego serca.
Bill spojrzał na nią podnosząc wzrok. Wokół było ciemno. Oświetlenie terenu zza bramy rzucało na nich pojedyńcze promienie światła. Jednak nadal dominował mrok.
-Co tu robisz? - spytał po chwili przerywając kontakt wzrokowy. Wlepił wzrok w ziemię i zaciągnął się mocno.
Bill czuł złość przepełnioną wstydem i żalem. Żałował oblania Toma piwem. Patrząc z perspektywy czasu to cała ich kłótnia była bez sensowna. Był na siebie zły, że prawie pobił się z własnym bratem przez alkohol. Jednak gdy zobaczył bruneta całującego Sonye coś w nim pękło. Nawet nie zastanawiając się chwycił kubeczek z piwem i wylał całą jego zawartość na głowę bliźniaka. Bill nie był typem zadymiarza. Nie lubił bójek. Jednak nie mógł znieść Toma z tym cholernym uśmieszkiem tak blisko Sonyi. Zdecydowanie zbyt blisko.
-Tom jest idiotą. - powiedziała opierając się o metal. Stanęła obok niego i doskonale czuła niezręczność sytuacji. Już sama nie była pewna co się wydarzy. Obydwoje krępowali się nie wiedząc co powiedzieć. - Ale też strasznie cię kocha. Powiedział to wszystko w złości. Jestem pewna. Wiesz doskonale, że jesteście i zawsze będziecie nierozłączni.
-Nasza relacja nie ma z tym nic wspólnego. - odrzekł. - Tu chodzi o ciebie.
-Jeśli masz na myśli ten pocałunek to-
-Nie chodzi o to, że cię pocałował. - skłamał przerywając jej. - Nie chce, żeby cię wykorzystał.
Szatyn przygryzł wargę. Nie chciał wyznać jej uczuć w takiej sytuacji. Nie gdy upił się i oblał piwem bliźniaka. Postanowił więc po prostu skłamać. To wszystko było cholernie pokręcone.
-Traktuje dziewczyny przedmiotowo i nie chce żeby cię zranił. - dodał unikając kontaktu wzrokowego. - Pewnie dużo o tym słyszałaś. - zaciągnął się. - Jak traktuje kobiety.
-Nie musisz się o to martwić. - odrzekła najmilej jak się da. Chciała ukryć smutek. Trochę rozczarowały ją słowa szatyna. Zrozumiała, że miał gdzieś ten pocałunek. Chodziło jedynie o podejście Toma. Wcale nie był zazdrosny. Poczuła się jak idiotka.
Po tym obydwoje zamilkli. Bill dopalał papierosa, a Sonya wpatrywała się tępo w ziemie. Pierwszy raz panowała między nimi tak niezręczna cisza. Przez pare minut siedzieli po cichu wsłuchując się w odgłosy komarów na przemian z piosenkami Rammsteinu.
-Podobało ci się? - Bill spytał nagle nadal patrząc przed siebie.
-Hm?
-No czy ci się podobało. - odpowiedział po chwili przełykając głośno ślinę. Ponownie zaciągnął się dymem papierosowym wydmuchując go po chwili. Sonya zauważyła, że lekko się spiął. Jego szczęka uwdytaniła się mocno. Po chwili ledwo słyszalnie dodał. - Pocałunek.
To pytanie wybiło blondynkę z rytmu. Zmieszana przygryzła wargę.
„Tom zajebiście całuje, ale wolałabym abyś był to ty." pomyślała.
-To był dziwny wieczór. - odpowiedziała nawet na niego nie zerkając. Czuła się jakby pomiędzy nimi była betonowa ściana uniemożliwiająca jakikolwiek kontakt wzrokowy.
-Nie odpowiedziałaś.
-Pass. - odpowiedziała przechwycając od niego papierosa. Zwinnym ruchem zabrała mu używkę. Zaciągnęła się wpuszczając biały dym do płuc. Nienawidziła tego uczucia. Ale mimo iż nienawidziła nikotyny, to nie było tak źle. Nawet poczuła się odrobinę lepiej.
Bill zaśmiał się po raz pierwszy od piętnastu minut. Pokręcił głową i spojrzał na nią z kpiną.
-Czy ty dziewica orealańska i matka teresa w jednym. - zaczął prześmiewczo. - Właśnie zapaliłaś papierosa?
Sonya jedynie zaśmiała się lekko uderzając go w ramię.
-Nadal uważam, że palisz za dużo. Nie wymigasz się. - pogroziła mu palcem.
-Oj tam. - Bill prychnął.
W końcu na siebie spojrzeli.
Po chwili obydwoje zdali sobie sprawę, że na siebie patrzą. Wpatrywali się w swoje oczy z zachwytem. Gdy zrozumieli, że po prostu gapią się na siebie bez żadnych słów obydwoje speszyli się. Sonya szybko odwrociła wzrok na trawę. Bill zrobił to samo.
Rozluźniając atmosferę szatyn odezwał się po sekundzie.
-Jestem debilem prawda?
-Nie. - Sonya od razu zaprzeczyła. - Nie jest-
-Oblałem go piwem. - zaśmiał się. - Cholera to było tak głupie. - Bill schował twarz w dłoniach kręcąc głową. Obydwoje na ten gest zaśmiali się. Znowu czuli sie swobodnie w swoim towarzystwie.
-Chyba chciałeś powiedzieć, że masz farta, że mnie nie oblałeś. - rzuciła prześmiewczo blondynka. - Uwierz mi, że ja na miejscu Toma mogłabym zabić. - blondynka teatralnie złapała się za serce. - A Lisa gdybyś pobrudził jej limitowaną koszulką Rammsteinu. Tak, mam ją na sobie! Torturowała by cię przez jakieś dwa lata.
Bill prychnął z coraz szerszym uśmiechem.
-I to w męczarniach! - dodała po chwili.
Obydwoje ponownie zaśmiali się głośno. Szatyn rozmierzwił blondynce włosy uśmiechając się szeroko.
-Uwielbiam cię wiesz?
I blondynka znowu sama już nie wiedziała co sądzić o jego uczuciach względem niej.
•••
„Nie-zauroczeni" ruszyli w stronę sceny śmiejąc się głośno. Bill zdążył już ochłonąć i lekko wytrzeźwieć. Teraz chciał przeprosić Toma i pogodzić się z nim.
Minęli bramę wejściową. Nadal były tak samo duże tłumy. Wszyscy tańczyli i kryczeli. Sonya zauważywszy resztę przyjaciół jako pierwsza po prostu pociągnęła Billa za sobą.
-Chodź! - chwyciła go za nadgarstek. - Tam są!
Szatyn nawet nie zdążył mrugnąć, a już stał przed swoim bratem.
-Tom ja-
-Lisa do cholery! - jakaś wysoka blondynka po czterdziestce wepchnęła się miedzy braci. Była zdenerwowana. Mocno zaciskała zęby wpatrując się w brunetkę zawistnym wzrokiem. - Mówiłaś, że gracie w kalambury! A te krzyki w tle to telewizor!
-P-pani Feige? - Lisa wytrzeszczyła oczy na widok pracodawczyni. Była to matka dziewczynek.
Kobieta wyglądała dokładnie tak samo jak jej córki. Była bardzo wysoka i wręcz kościście szczupła. Cała szośtka podziwiała ją i fakt jak bardzo jest podobna do Amalie i Leni. Mimo wieku wyglądała bardzo młodo. Najpewniej przez zabiegi medycyny estetycznej.
-Nie wierzę. - kobieta westchnęła głośno. Zacisnęła pięści wydzierając się. - Lisa jak mogłaś zabrać moje dziewczynki na koncert jakichś ćpunów?!
-Pani Feige to nie tak!
-Nie kłam. Amalie wszystko mi powiedziała!
Wszyscy pokręcili głową na te słowa. To było tak oczywiste.
-Pani Feige ja to wytłumaczę. - Lisa rzuciła błagalnie składając ręce jak do modlitwy. - To tylko tak wygląda. - zaśmiała się nerwowo. - Troszkę dziwnie.
-Zwalniam cię. - starsza wycedziła.
-Mamo nie!
Jakiś bardzo wysoki głos wypowiedział te słowa.
Wszyscy spojrzeli na Leni zszokowani. George wytrzeszczył oczy, a Sonya rozszerzyła wargi. Nikt się tego nie spodziewał.
-Cholera to ona mówi? - Tom zmarszczył brwi.
Leni wstała od drewnianego stolika stając na przeciwko swojej rodzicielki. Swoimi dużymi jasnymi oczami błagalnie na nią spoglądała.
-Mamo proszę cię! - dziewczyna złożyła ręce jak do modlitwy. Miała bardzo uroczy, spokojny głos. Wyglądała jak mały aniołek.
-Leni...- rodzicielka kucnęła przy niej. - Wiesz, że koncert rockowy to nie jest odpowiednie miejsce dla dziewczynek takich jak ty.
-Mamo ale było super! - Leni wykrzyczała. - Było super! Kocham muzyke Rammsteinu!
Pani Feige zamgruła dwukrotnie na słowa córki. Myślała, że zaraz zemdleje. Ewentualnie zabije Lisę.
-Kochanie to nie jest muzyka dla takich dzieci jak ty.
-Mamo proszę nie zwalniaj jej!
Pani Feige nic nie odpowiedziała. Przełknęła głośno slinę wlepiając wzrok w podłogę.
-Idziemy Leni. - chwyciła ją za ramię odwracając się.
-NIE. - dziewczynka odskoczyła na bok. - Mamo to był najlepszy dzień w moim życiu nie możesz tego zrobić. - wykrzyczała ze smutną miną. - George bawił się ze mną petshopami, Sonya zagadywała do mnie, a Lisa zabrała mnie na koncert. Jest najlepszą opiekunką na świecie!
Wszyscy spojrzeli na nią zszokowani, Lisa miała już łzy w oczach. Tom objął ją ramieniem, aby ją pocieszyć. Brunetka jednak szybko odepchnęła jego ramię i otarła łzę z policzka.
-Nie podrywaj mnie teraz.
Brunet prychnął, a Leni kontynuuwała swój wywód.
-To dzięki Lisie pierwszy raz byłam w lumpeksie! Albo nurkowałam na basenie. Ty nigdy mi nie pozwalasz! Albo jak oglądałyśmy horrory w nocy!
Pani Feige nadal była wściekła. Jednak widząc smutek na twarzy córki zmarszczyła lekko brwi. Widziała, że mała bardzo polubiła opiekunkę.
-Albo jak uciekałyśmy przed kanarem z autobusu.
-Hola hola o tym może już nie wspominajmy. - Lisa przerwała jej wymachując ręką. Po chwili otarła kolejną łzę.- Leni jesteś cudowną dziewczynką. Naprawdę.
Miała jeszcze coś dodać jednak mała blondynka po prostu wbiegła w jej ramiona. Złączyły się w szczelnym, ciepłym uścisku. Nawet na twarzach randomowych przechodniów pojawiał się uśmiech. Była to cholernie dziwna sytuacja. Jednak urocza.
-Spotkamy się jeszcze kiedyś? - Leni podniosła głowę do góry aby spojrzeć na swoją opiekunkę.
Lisa wygięła wargi powstrzymując łzy. Mimo to, że nie przykładała się do pracy bardzo zżyła się z małą Leni.
-Na pewno. - posłała jej smutny uśmiech. - Do zobaczenia malutka.
Dziewczynka powolnie udała się w stronę rodzicielki z opuszczoną głową. Ostatni raz spojrzała na wszystkich po czym lekko się uśmiechając odeszła. Trzy blondynki, Pani Feige, Leni i Amalie ruszyły w stronę wyjścia.
A Lisa chyba właśnie straciła pracę.
-Okej. - Bill zamrugał dwukrotnie. - Co tu właśnie się stało?
-Chyba nie mam pracy. - brunetka odrzekła nawet nie spoglądając na swoich przyjaciół. Tępo patrzyła na miejsce gdzie jeszcze sekundę temu stała Pani Feige.
-Nie to, że coś. - George zaczął. - Ale...
Cała szóstka spojrzała na niego wyczekująco. Oprócz List która nadal patrzyła w ziemię „zamyślona."
-Halo? Ziemia do Lisy!
Tom pomachał jej ręką przed twarzą. Brunetka po chwili ocknęła się zerkając na reszte.
-Cholera! Ja nie mam pracy! - złapała się za głowę. Uniosła brwi do góry przerażona. Wyglądało to tak jakby właśnie dotarła do niej powaga sutuacji. - Co ja teraz zrobie!
-Właśnie. - George zaśmiał podejrzanie się ukazując szereg białych zębów. - Mam propozycje.
Lisa spojrzała na niego marzycielskimi oczami. Powoli poszerzała uśmiech wyczekując tego co brunet ma powiedzieć. Praca w zespole? Menadźerka?
-Często chce mi się pić na koncertach. Przydałaby się jakaś podawaczka wody.
Wszyscy zaśmiali się.
-Wiesz co. - dziewczyna wywinęła oczami. - Spierdalaj.
-Ej ale Lisa! - rzekła Sonya. - To wcale nie jest taki zły pomysł...
-Dostajesz hajs za podawanie plastikowej butelki. - brunet zaznaczył uśmiechając się cwanie. - I wtedy pojedziesz z nami w trasę.
-Oferta nie do odrzucenia.
Lisa spojrzała na nich analizując sytuacje. Po chwili wzdychając rozluźniła się i rzekła;
-Biorę tą robote!
Wszyscy uśmiechnęli się szeroko. Lisa jechała z nimi w trasę! Sonya od razu przytuliła przyjaciółkę. W innym wypadku brunetka musiałaby zostać w Berlinie. Jednak teraz. Teraz będzie musiała im towarzyszyć.
-W ogóle ładna była ta ich mama.
-Tom do kurwy!
-Czy ty kiedyś przestaniesz? - Sonya spojrzała na niego zażenowana.
-Nie. - Brunet odpowiedział sarkastycznie posyłając jej buziaka w powietrzu.
Szatyn prychnął pod nosem na ten gest. Tym razem jednak postanowił nie rzucac się na brata. Przygryzł wargę po czym spojrzał wymownie na Toma.
-Musimy pogadać.
Bracia odeszli na pobocze. Sonya odprowadziła ich wzrokiem. Ta sytuacja była chora.
-Nie prychaj tak. - rzucił spokojny już Tom. - Nie zabiorę ci jej. - spojrzał mu prosto w oczy ze swoim uśmiechem numer trzy.
Bill zmrużył oczy przejeżdzając językiem po górnych zębach. Patrzyli na siebie przez pare sekund. Tom się uśmiechał, a Bill zabijał wzrokiem. Po chwili obydwoje wybuchnęli głośnym śmiechem. Tom objął szatyna w szczelnym uścisku.
-Cholera! Przepraszam. - rzekł Bill. - Jestem idiotą wiem. Ale po prostu nie zbliżaj się do niej. Nie mogę na to patrzeć.
Tom zignorował go odnosząc się tylko do przeprosin:
-Wybaczam ci tylko powiedz mi wreszcie prawdę.
-Jaką prawdę? - Bill prychnął próbując zmienić temat. Nerwowo uśmiechnął się do brata.
Tom jedynie wywinął oczami.
-No dobra. - westchnął szatyn. - Cholernie mi się podoba. Zadowolony?
-Jeszcze nie.
Tom zwinnie chwycił za plastikowy kubeczek piwa i chlustem wylał całą jego zawartość na Billa.
-Wybaczyłem ci kłamstwo. - rzekł ironicznie. - Ale nie oblanie mnie piwem. - brunet zaśmiał się perfidnie. - To jest Z e m s t a.
Gitarzysta puścił mu ironiczne oczko powoli cofając się do tyłu. Bill zamrugał dwukrotnie na jego słowa. Chwilę stał nieruchomo. Czuł ciecz spływającą po każdym skrawku jego ciała.
-Boże jak ja cię kurwa nienawidzę.
-Lalalala.
Bill zabrał ze stolika szklankę piwa biegiem ruszając za bliźniakiem. Tom zaśmiał się głosno i sprintem ruszył w stronę Sonyi, która właśnie rozmawiała z resztą.
Bill postanowił, że nie będzie ganiał swojego idiotycznego brata. Przechylił kubeczek do przodu wylewając ciecz. Ogromna ilość piwa wylała się przed szatynem. Jednak Tom zrobił unik. Cała zawartość kubeczka oblała biedną niczego nie świadomą Sonye. Blondynka stanęła nieruchomo. Zimny napój momentalnie znalazł się na jej ciele mocząc jej koszulkę. Jednak nie była to byle jaka bluzka. Mianowicie limitowana koszulka Rammsteinu należąca do Lisy.
-Zabije cię. Ja cię zabije. - brunetka wysyczała. Nie myśląc wiele biegiem ruszyła za nimi z napojem w ręce.
-Ej Gustav i George nie dostali jeszcze to nie fair! - jęknął Tom. - Ich oblej!
-Nie martw się. - zakpiła Sonya po chwili oblewając dwóch mężczyzn ogromnym kuflem piwa ze stolika obok. - Sprawiedliwość zawsze dopadnie wszystkich.
Cała szóstka zaczęła ganiać się wśród tańczących fanów Rammsteinu. Później gdy odechciało im się biegać zdjęli z siebie mokre koszulki. Dziewczyny zostały jedynie w biustonoszach na górze, a chłopcy z nagim torsem. Do końca wieczoru tańczyli bez przerwy. I na szczęście nie wylali już ani grama piwa więcej.
Następny przystanek: koncert w Paryżu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro