Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Znowu?

Już miałem złapać Rankina i zaciągnąć gdzieś w krzaki gdy nagle:

-JEFFFFFFFFFFFFFFF!

Kóźwa... 

-Jeff gdzie ty idziesz...? - spojrzała na mnie Amanda z zdziwieniem

-yyyyyyyy nigdzie miałem iść do Ciebie, a co? hehe...

-Nie umiesz kłamać... o a to kto? Wygląda jak ten cały Rankin wiesz... blondyn, zielone oczy, piegi i jest strasznie wysoki... tak... PASUJE

-yyyyy kim jest Rankin...? hehheheheehehhe... - zapytałem

-Jesu, Jeff ale ty jesteś debilem

-Yyy... Amando pamiętaj, że mam tylko godzinkę... wiesz... - wyszeptała cicho Kate do Amandy

Amanda od prychnęła na to i popatrzyła na Kate która również zwijała się ze śmiechu

-Masz rację Kate chyba musimy już iść - powiedziała Amanda, oczywiście co drugie słowo przerywała śmiechem - a więc chodźmy!

Amanda pomachała mi na pożegnanie, a Kate się do mnie uśmiechnęła i znowu zaczęły się śmiać... coś czuję, że to było specjalnie... dobra nie ważne...

-Ej, Jeff nie wiedziałem, że masz siostrę...? - powiedział Rankin zdaniem twierdzącym, jednak też trochę niepewnie jakby pytaniem

-Mam wrażenie, że Ci mówiłem... - wymamrotałem i smętnym krokiem ruszyłem w stronę domu

Ja i Rankin przez ok. minutę szliśmy w ciszy potem Rankin zapytał:

-Jeff... a jakie masz stosunki z siostrą... wiesz... kłócicie się często czy coś?

-yyyy... kiedyś częściej teraz już z tego wyrośliśmy... chwila po co Ci to tak w ogóle?! - zapytałem lekko przerażony ciekawością Rankina

-Umm... nie po prostu... ja... też mam rodzeństwo to znaczy... doszywane? No wiesz... jakby... eh... moi rodzice się rozwiedli, a ja zostałem z ojcem. Matka założyła nową rodzinę i ma dwójkę dzieci z tym facetem...

-Oł... przykro mi... - wymamrotałem

-Nie przejmuj się mną, zrobiłem dużo... um... złych rzeczy więc wiesz... należało mi się heh...

Tak... zrobiłeś dużo złych rzeczy Rankin... zbyt dużo... i nigdy Ci ich nie wybaczę i też uważam, że Ci się należało... ale nie aż tak... jakby... ja... chyba mu trochę... tak serio... współczuję?

Nie... nie możliwe...

-O patrz Jeff! Jaki słodki!

Co... co... gdzie jakie słodkie co...

Rankin zaczął iść w stronę jakieś baby z psem, aha... że... pies... no może nawet... był tak trochę słodki...

Po chwili ujrzałem Rankina wypytującego właścicielkę o rasę, imię i takie tam... o te rzeczy które wypytują psiarzy lub psiary... kiedyś bardzo chciałem mieć psa. Rodzice kupili mi rybki, żebym mógł im zaimponować jak opiekuję się zwierzętami. Zdechły po tygodniu... więc o psie mogłem tylko marzyć, potem mi przeszło, a potem to już w ogóle przestałem zwracać na to uwagę. Pamiętam jak kiedyś umiałem rozpoznać rasę psa... Jezu... co to były za czasy...

-Do widzenia! - powiedział Rankin do tej baby i znowu zaczął się kierować w moją stronę

Przez chwilę zastanawiałem się, czemu po prostu sobie nie poszedłem... przecież mam na niego wywalone...? On mnie nie obchodzi, ale... ja chyba go obchodzę... a przynajmniej chyba... zacząłem... Kiedy Rankin do mnie podszedł zaczął mi mówić jaki ten pies był wspaniały. Nagle się zatrzymałem... doszliśmy do mnie... kuźwa... 

-Dobra pa... 

-Co? A już jesteśmy

-No... jesteśmy, pa - powiedziałem sucho i zacząłem się kierować w swoją stronę

- Czekaj Jeff, a może wszedłbym do Ciebie na chwilę... wiesz porozmawialibyśmy o tym... i... 

Czułem jak puszczają mi nerwy... Najpierw mnie gwałci potem go spotykam znowu i zachowuje się jak aniołek i jeszcze chce wejść do mojego domu... kurde... jak ja go-

-Jeff?

-Co

-To mogę?

-Nie... - i tu miałem skończyć ale jakimś cudem dodałem na końcu - wiem... - i wyszło "nie wiem..."

-Um... rozumiem... ja też bym Cię do siebie nie wpuścił gdybyś mi zrobił coś takiego... to... ja chyba będę spadać... pa...

Rankin odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę, ależ mnie ciągnęło żeby powiedzieć "Chwila! Stój!" ale... nie... nie mogłem... po prostu... to było dla mnie za wiele... 

Otworzyłem drzwi od domu, spojrzałem jeszcze raz za siebie i... popatrzyłem na Rankina zmarszczyłem brwi i zamknąłem drzwi... Jezu... walczyłem z jakąś moją wewnętrzną empatią do Rankina... co jest... czemu, aż taki mi go do cholery jasnej żal? Jakby... chciałęm coś zrobić, powiedzieć, krzyknąć! Ale jednocześnie coś kazało mi milczeć... bałem się tego... 

Wszedłem do domu i krzyknąłem:

-Mamo! Tato! Jesteście?!

Cisza.

Czyli ich nie ma... spoko... 

...

Cholera jasna Rankin... jesteś kórwą...

Wybiegłem za drzwi i sprawdziłem czy już poszedł... 

Dalej widziałem jego sylwetkę nie powstrzymałem się:

-RANKIN!!! - krzycząc to wcisnąłem na siebie buty i zacząłem biec w jego stronę, kompletnie olałem fakt, że jest środek lutego i nie jest zbyt ciepło zacząłem biec, czułem, że muszę, ALE PO JAKĄ CHOLERE MUSZĘ?

-Jeff...? - Rankin odwrócił się i zobaczył jak biegnę w jego stronę

-Chryste Jeff! Gdzie ty masz kurtkę, przeziębisz się!

-Mówisz jak moja matka...

-Bo ma racje!

-Masz! - Rankin ściągnął plecak i płaszcz, a następnie okrył mnie nim

Czułem jak się rumienie... co... nie... NIE... NIE NIE NIE NIE NIE!!!!

NIE KUŹWA... NIE

-Jeff wszystko dobrze?

-yyyyyyyy ta...

-Wszystko dobrze? co się stało?

-Chodź że do mnie... - i zacząłem go ciągnąć za rękę, a on się lekko uśmiechnął

Weszliśmy i Rankin zaczął ściągać buty, szalik i czapkę. Ja ściągnąłem JEGO płaszcz i SWOJE buty... czułem się jak skończony debil... 

Po chwili, usłyszałem z ust Rankina:

-O wow! Ale masz ładny domek Jeff... - swoją wypowiedź zakończył cichym śmiechem

-Ta... Jest ok... 

-Jeff... nie umiesz doceniać tego co masz...

-Co... - jak śmiesz ty kórwo obwiniać mnie o niedocenianie, najpierw chcesz się ze MNĄ przyjaźnić, potem włazisz do MOJEGO domu i na sam koniec jeszcze MNIE krytykujesz?!

-Jeff chodźmy do Ciebie... może...

-Jak musimy...

Zaczęliśmy iść po schodach na górę do mojego pokoju czułem jak oblewa mnie pot... a może on dalej się zgrywa... jesu wejdziemy tam i mnie zgwałci... Chryste co ja robię...

-mój pokój...

Rankin wszedł i usiadł na dywanie i poklepał miejsce obok siebie... zajebiście... czyli na ostro na dywanie? Ja pierdole... dużo par robi... TO... na dywanie, ale po pierwsze ja i Rankin w moim jebanym życiu nigdy nie będziemy razem, a po drugie... ja się zabiłem... na dywanie...

Usiadłem koło niego, chwilę po tym zastanawiałem się co ja tak właściwie odpierdalam?

-Jeff... a więc... ja...

-Przepraszasz za tamto... Jezu słyszałem to już dziś... - powiedziałem to z ironią w głosie

Rankinowi ewidentnie odebrało głos, po chwili się odezwał


(1019 słów xD zaszalałam uwu... przepraszam że przez długi czas nie było rozdziałów, ale jednym słowem uczyłam się na sprawdzany xD... ale teraz mam zdalne przez tydzień to kolejny powinien być niedługo. Dziękuję i pozdrawiam UwU)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro