Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie jestem pewien, czy to była gorączka.

Ręce Rankina powędrowały na moje policzki, a ja dalej stałem jak stałem. Miałem wrażenie, że ta chwila trwała wiecznie. Nie mogłem mrugnąć czy poruszyć ręką. Coś kazało mi się ruszyć, ale do cholery jasnej nie mogłem. Świat wirował wokół mnie i Rankina. Skręcało mnie w żołądku jednak nie mogłem się porzygać tak jak wtedy.

Nagle Rankin się odsunął, a jego ręce z policzków zjechały do moich rąk. Dalej stałem nieruchomo. Nie wiedziałem co się dalej wydarzy, co mam zrobić, czy jak zareagować, byłem przerażony.

-Proszę zostań Jeff... - powiedział Rankin, tylko że jakoś tak inaczej... tak spokojnie... a jego oczy zjechały na nasze złączone ręce.

 To był ten moment, nie wiedziałem co robić, mogłem wysunąć ręce i uciec, albo zostać i też się upić. Mogłem uciec albo zostać. Mogłem uciec albo zostać. Mogłem uciec albo zostać. MOGŁEM DO CHOLERY ZOSTAĆ ALBO UCIEC.

Powoli wysuwałem ręce z dłoni Rankina, moja twarz zaczynała przybierać wyraz przerażenia. Twarz Rankina również zaczęła się zmieniać, lekki, ciepły uśmiech uciekł z jego ust, też zaczął wysuwać ręce... z każdą chwilą coraz trudniej było mi oddalać się od niego.

"Jeff jesteś w nim tak zabujany, że on jest jedyną osobą do której byś leciał kiedy na dworze sypie śnieg"

Przypomniałem sobie słowa Amandy. Nie prawda.

Przywaliłem Rankinowi z liścia... znowu...

-CO TY ODWALASZ CIOTO? - nie ugryzłem się w język na czas, bo wypowiadając te słowa czułem jakby to bolało bardziej mnie niż Rankina... "cioto"...

Rankin chwycił się za obolały policzek i patrzył na mnie. Znowu czułem jakby to chwila trwała wieczność. Moje ręce zaczęły się trzęść, a żołądek na poważnie zaczął mi podchodzić do gardła... tak jak wtedy... 

Rankin zmienił wyraz twarzy w ciągu sekundy, jednak to nie był przyjazny wyraz twarzy. Znowu mnie przyciągnął do siebie i oddał drugi pocałunek. Próbowałem się wyrwać, ale Rankin był dla mnie zbyt silny. W końcu udało mi się wyrwać

-KURWA MAĆ RANKIN PRZESTA-!

Nie skończyłem bo znowu mnie pocałował i znowu i znowu i znowu i tak za każdym razem jak udawało mi się wyrwać. 

Wtedy zauważyłem jak Rankin płacze, po raz pierwszy w życiu widziałem jak Rankin płacze.

-Przepraszam... - wymamrotał i mnie przytulił

Rankin Green płakał na moim ramieniu jak małe dziecko chwilę po tym jak mnie pocałował z 7 razy, do tego mnie tulił i mamrotał słowo "przepraszam". Naprawdę nie wiedziałem co robić, głośna muzyka z następnego pokoju powoli zaczynała do mnie docierać, krzyki ludzi i głośne kibicowanie, jeśli się mylę dotyczyło zerowania jakiegoś alkoholu...

Wziąłem głębszy wdech po czym powiedziałem

-Nie rycz Rankin... zostanę... - tylko żebyś się uspokoił, dodałem w myślach

-Naprawdę...? - wyszeptał Rankin przez zatkany nos i lekko zmutowany głos

-Tak... - dobrze wiedziałem, że robię najgłupszą rzecz na świecie

Mój plan był prosty, miałem oddać problem, przepraszam chodziło nie problem tylko o Rankina, komuś innemu, komu kolwiek i wtedy uciec. Trochę się przeliczyłem...

Rankin złapał mnie za rękę i zaprowadził do pokoju w którym było dużo ludzi na szczęście nie aż tyle co na ostatniej imprezie. Byłem się w stanie połapać gdzie jestem. Na stole leżał alkohol chciało mi się rzygać jak na niego patrzyłem, po prostu nie mogłem sobie wyobrazić jak drugi raz robię coś tak głupiego jak całowanie się z chłopakiem który mi się podoba... bez wzajemności oczywiście... 

Usiadłem na kanapie i włączyłem telefon sprawdziłem wiadomości. Amanda nic nie pisze, czyli rodzice jeszcze nie wrócili, to dobrze jak teraz się zwinę to może nawet zdążę przed nimi i z niczego nie będę musiał się tłumaczyć. Nagle Rankin usiadł koło mnie

-No chodź Jeff! Rozerwij się! - powiedział przybliżając swoją twarz do mojej niepokojąco blisko. Odruchowo się odsunąłem, muszę pamiętać, że jest pijany i nie wie co robi i że nie pocałował mnie dla tego że się mu podobam...

-Pójdę do łazienki i zaraz wracam - powiedziałem, oczywiście kłamiąc

-Po schodach, prosto i do końca korytarza - mówiąc to Rankin wymachiwał rękami pokazując mi niby plan domu - Będę czekał - i dał mi całusa w czoło, po czym wstał i poszedł.

... co... byłem zdruzgotany... Myślałem że dałem Rankinowi wyraźnie do zrozumienia, że nie chcę się z nim miziać. Dobra dam radę i tak już wychodzę. Jutro mu wszystko wygarnę w wiadomościach, albo nie, dopiero w poniedziałek, w weekend muszę od niego odpocząć...

Wstałem i udałem się do przedpokoju już sięgałem po kurtkę, gdy nagle ktoś mnie zaczepił.

-Hej pewnie szukasz łazienki?! - wydarła się dziewczyna

-Um... nie... aktualnie wychodzę... - powiedziałem po czym sięgnąłem z powrotem po obuwie, jednak dziewczyna znowu mi przerwała

-Jak to?! Przecież impreza dopiero się zaczyna! Oj no plz! Rankin się napracował robiąc ją!

Przez chwilę było mi głupio, ale potem powiedziałem

-Imprezy to nie mój klimat, ze mną na nich zawsze źle się kończą, dlatego uciekam - powiedziałem i czułem, że wypaplałem trochę za dużo

-Czemu? - zapytała

Tak też myślałem.

-Nie twoja sprawa, nawet nie wiem jak się nazywasz - i znowu sięgnąłem po kurtkę, ale ona znowu mi przerwała

-Jestem Kaya, teraz już mnie znasz, jak chcesz możemy iść na górę tam jest trochę spokojniej!

Brzmiało to dość dziwnie, ale naprawdę chciałem wyjść, popatrzyłem na drzwi. Jednak wtedy Kaya pociągnęła mnie za rękę. Czułem się jak skończony debil. Zaciągnęła mnie na najwyższy stopień schodów.

-No to jesteś gejem? - zapytała

-SKĄD WIESZ? - krzyknąłem, jednak donośny ton, jakby zatrzymał mi się w gardle

-No nie oszukujmy się, całowanie się z organizatorem imprezy jest dość gejowskie... - na końcu dodała lekki uśmieszek

Momentalnie rumieniec oblał moją twarz, chciałem zaprzeczyć jednak wiedziałem, że jest to niemożliwe.

-Ej spoko... nie mam nic do ciebie... sama miałam dziewczynę - na co odwróciła głowę

-Miałaś? - dopytałem, jednak dość cicho bo nie byłem pewny, czy w ogóle mogłem pytać Kaye o sprawy prywatne, jednak ona też mnie pytała o imprezę... więc mnie pokusiło

-Ta... miałam... okazało się, że ma kogoś na boku... oprócz mnie... - Kaya przetarła oczy

-Jezu przepraszam, nie chciałem- jednak nie zdążyłem dokończyć

-Nie, nie... wszystko jest ok... serio... po prostu długo ze sobą byłyśmy... i w ogóle... ale jest ok... dam sobie radę... jestem kobietą, która nie potrzebuje innej kobiety, ani mężczyzny, aby być szczęśliwą!

-To dlatego tu przyszłaś? - nie ugryzłem się w język na czas, a moja wredna strona zaczęła wychodzić

-Eh... Wiesz w sumie masz racje, chciałam o tym zapomnieć dlatego tu jestem... - zatrzymała się na chwilę - Boże masz racje... - powtórzyła - Jak chcesz to możesz iść... Przepraszam, że cię zatrzymywałam... - mówiąc to odwróciła głowę i spojrzała na sam dół schodów

-Nie zamierzam iść - powiedziałem - teraz znam ciebie i moja wymówka, że nikogo nie znam chyba już nie działa - na końcu dodałem lekki uśmiech i parsknięcie

Kaya również się uśmiechnęła, ale chwilę potem zaczęła płakać.

-Jezu... przepraszam... ja naprawdę - Na chwilę przerwała - ja.. - otarła łzę - Ja myślałam, że to ona... ta... jedyna... a przyłapałam ją na... - zaczęła gestykulować rękami - TYM... z jej nowym chłopakiem... wiesz co jest najgorsze, że ona też tu jest... i do tego z nim... - po czym znowu się rozpłakała

-Przykro mi Kaya... nie widziałem... - wymamrotałem - myślę, że powinnaś z nią porozmawiać...

-Ale o czym tu rozmawiać... to koniec i tyle - jednak Kaya nagle przystanęła - Victoria...?

Popatrzyłem przed siebie gdzie stała brązowowłosa dziewczyna w crop topie i mocnym eyelinerem. Wyglądała na zdezorientowaną, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła.

-Kaya posłuchaj mnie... - w końcu wymamrotała, ale Kaya nie zamierzała słuchać i od razu przerwała

-NIE! Zostaw mnie! Wiesz co... ja naprawdę jestem w stanie znieść słowa w stylu "nie podobasz mi się" albo "nie pociągają mnie laski" czy coś... ALE TY MNIE CHAMSKO ZDRADZASZ Z TYM DEBILEM ADAMEM!

-Masz racje. - przerwała Victoria - przepraszam. - po czym przybrała poważny wyraz twarzy - nie mam żadnego usprawiedliwienia dla tego co zrobiłam... ale i tak chcę Cię przeprosić... 

-Po co? Przecież i tak Cię nie obchodzę...

-Nie prawda... ja... - Victoria próbowała coś z siebie wydusić, jakiś moralny powód, jednak nic nie mogła znaleźć - Proszę Kaya... jesteś dla mnie słońce... musisz mi przynajmniej wybaczyć

-Przyjmuję przeprosiny... - powiedziała, co spowodowało że Victoria nagle się rozpromieniła - ale nigdy Ci nie wybaczę... - Kaya odwróciła głowę i dopiero wtedy  dokończyła - zdziro...

Wewnętrznie coś we mnie pękło patrząc na tą sytuację, bo chciałem żeby Kaya była szczęśliwa, ale ją rozumiem... i to nawet zbyt dobrze...



(OMG! Dobra mamy nowy rozdział, przepraszam za taką przerwę, mam nadzieję że nikogo nie zniechęciłam. +to jest najdłuższy rozdział jak na razie (1300 słów). Jak można zauważyć, jest tu cholernie dużo na wiązań do "świątecznej imprezy" z oryginalnej książki. Dobranoc!!!!)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro