Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Chapter One~

*POV YoungJae*

- Kochanie, zejdź już z walizkami i zaraz ruszamy, tak?! - krzyknęła moja mama.
Westchnąłem, patrząc ostatni raz na swój, za chwilę były, pokój i wyszedłem z niego, schodząc z walizkami i torbami po schodach na dół.
Tak, razem z rodziną wyprowadzamy się. Dlaczego? Szkoła. Moja szkoła to beznadziejne dno, którego nienawidzę od początku jej istnienia. Nie tylko od tego czasu, gdy ja tam poszedłem. Stan i wygląd tego budynku dawał, daje i będzie dawał dużo do życzenia. Jednak dyrekcja nic z tym nie robi.
Co z tego, że sala gimnastyczna jest z niskim sufitem?
Co z tego, że ten cały "sufit" się sypie?
Co z tego, że lampy spadają przy najmniejszym uderzeniu piłką?
Co z tego, że... Zabiło i okaleczył to nie jedną osobę...?
Nic sobie z tego nie zrobili! Nie mam zamiaru chodzić do tej szkoły więcej...
W moim mieście jest dużo dobrych szkół, które mają całe ściany, czy też sufity. Ale nie. Musimy się przeprowadzić, bo tu nie ma dobrych szkół. A kto tak sądzi? Moja mama. RAZ nie udało jej się z wyborem szkoły i teraz wszystko zwala na to miasto. Dlatego jedziemy do... Nawet nie wiem gdzie...

~~~*~~~

- YoungJae... - słyszałem ciche pomruki, przez co szybko się obudziłem.
Byłem w aucie, a obok siedziska mama, która spała. Dziwne... Może to tylko sen? Aish, zapowiadał się tak dobrze!
Po niedługim czasie widok z szyby samochodu przypominał... Seul? O nie!
Nigdy nie chciałem tu przyjeżdżać, ze względu na popularność tego miasta, ale oczywiście rodzice nawet nie wzięli mnie pod uwagę...
- Dlaczego Seul? - jęknąłem niezadowolony.
- A dlaczego nie? - odpowiedział mój ojciec.
- A dlatego, bo nie lubię tak popularnych miast?
- A wiesz, że my decydujemy?
- Niestety... - mruknąłem cicho, patrząc przez szybę.
On tylko westchnął.

~~~*~~~

- Kochanie, obiad! - krzyk rodziców obudził mnie z koszmaru, całe szczęście...
Wstałem z łóżka i szybko wyciągnąłem swój łapacz snów, który zawsze miałem u siebie w pokoju. Pomagał mi od kilku lat, kiedy zaczęły mnie prześladować koszmary.
Nagle usłyszałem pukanie.
- Zaraz wystygnie... - ojciec podszedł do mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu. - Dalej go masz...
- Dlaczego miałbym go nie mieć? To jedyna pamiątka po dziadku. - mruknąłem zirytowany jego pytaniem.
- Dziadek był dobrym człowie...
- Wiem... Nie zasłużył sobie na taką śmierć... - westchnąłem, wieszając łapacz i ruszyłem na dół, nie czekając na mężczyznę. 
Usiadłem przy stole, zaczynając jeść w milczeniu. Mama spojrzała na mnie z troską i pogłaskała po głowie. Nie wytrzymałem. Wtuliłem się w nią mocno, zamykając oczy.
Zawsze byłem blisko tylko z mamą. Ojca ciągle nie było, nienawidziłem go za to. Koledzy ważniejsi niż rodzina, tak? Fajnie się bawił?
Westchnąłem cicho, czując jedną dłoń mamy na głowie, drugą na plecach, a na ramieniu jej delikatne łzy.
- Mamo... - spojrzałem do góry. - Dlaczego...?
- Nie martw się... To z tęsknoty za domem... Dobrze wiesz, że też nie byłam zbytnio za tym, by tu mieszkać... Ale ojciec...
- Ojciec nie ma nic do gadania. Dobrze było, jak zostawiał nas? No właśnie... - westchnąłem.
Powiedziałem to na tyle głośno, że usłyszał. Podszedł do nas, nachylił się i mocno przytulił.
Dlaczego tak nie mogło zawsze być? Wtuliłem się mocno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro