~Chapter One~
*POV YoungJae*
- Kochanie, zejdź już z walizkami i zaraz ruszamy, tak?! - krzyknęła moja mama.
Westchnąłem, patrząc ostatni raz na swój, za chwilę były, pokój i wyszedłem z niego, schodząc z walizkami i torbami po schodach na dół.
Tak, razem z rodziną wyprowadzamy się. Dlaczego? Szkoła. Moja szkoła to beznadziejne dno, którego nienawidzę od początku jej istnienia. Nie tylko od tego czasu, gdy ja tam poszedłem. Stan i wygląd tego budynku dawał, daje i będzie dawał dużo do życzenia. Jednak dyrekcja nic z tym nie robi.
Co z tego, że sala gimnastyczna jest z niskim sufitem?
Co z tego, że ten cały "sufit" się sypie?
Co z tego, że lampy spadają przy najmniejszym uderzeniu piłką?
Co z tego, że... Zabiło i okaleczył to nie jedną osobę...?
Nic sobie z tego nie zrobili! Nie mam zamiaru chodzić do tej szkoły więcej...
W moim mieście jest dużo dobrych szkół, które mają całe ściany, czy też sufity. Ale nie. Musimy się przeprowadzić, bo tu nie ma dobrych szkół. A kto tak sądzi? Moja mama. RAZ nie udało jej się z wyborem szkoły i teraz wszystko zwala na to miasto. Dlatego jedziemy do... Nawet nie wiem gdzie...
~~~*~~~
- YoungJae... - słyszałem ciche pomruki, przez co szybko się obudziłem.
Byłem w aucie, a obok siedziska mama, która spała. Dziwne... Może to tylko sen? Aish, zapowiadał się tak dobrze!
Po niedługim czasie widok z szyby samochodu przypominał... Seul? O nie!
Nigdy nie chciałem tu przyjeżdżać, ze względu na popularność tego miasta, ale oczywiście rodzice nawet nie wzięli mnie pod uwagę...
- Dlaczego Seul? - jęknąłem niezadowolony.
- A dlaczego nie? - odpowiedział mój ojciec.
- A dlatego, bo nie lubię tak popularnych miast?
- A wiesz, że my decydujemy?
- Niestety... - mruknąłem cicho, patrząc przez szybę.
On tylko westchnął.
~~~*~~~
- Kochanie, obiad! - krzyk rodziców obudził mnie z koszmaru, całe szczęście...
Wstałem z łóżka i szybko wyciągnąłem swój łapacz snów, który zawsze miałem u siebie w pokoju. Pomagał mi od kilku lat, kiedy zaczęły mnie prześladować koszmary.
Nagle usłyszałem pukanie.
- Zaraz wystygnie... - ojciec podszedł do mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu. - Dalej go masz...
- Dlaczego miałbym go nie mieć? To jedyna pamiątka po dziadku. - mruknąłem zirytowany jego pytaniem.
- Dziadek był dobrym człowie...
- Wiem... Nie zasłużył sobie na taką śmierć... - westchnąłem, wieszając łapacz i ruszyłem na dół, nie czekając na mężczyznę.
Usiadłem przy stole, zaczynając jeść w milczeniu. Mama spojrzała na mnie z troską i pogłaskała po głowie. Nie wytrzymałem. Wtuliłem się w nią mocno, zamykając oczy.
Zawsze byłem blisko tylko z mamą. Ojca ciągle nie było, nienawidziłem go za to. Koledzy ważniejsi niż rodzina, tak? Fajnie się bawił?
Westchnąłem cicho, czując jedną dłoń mamy na głowie, drugą na plecach, a na ramieniu jej delikatne łzy.
- Mamo... - spojrzałem do góry. - Dlaczego...?
- Nie martw się... To z tęsknoty za domem... Dobrze wiesz, że też nie byłam zbytnio za tym, by tu mieszkać... Ale ojciec...
- Ojciec nie ma nic do gadania. Dobrze było, jak zostawiał nas? No właśnie... - westchnąłem.
Powiedziałem to na tyle głośno, że usłyszał. Podszedł do nas, nachylił się i mocno przytulił.
Dlaczego tak nie mogło zawsze być? Wtuliłem się mocno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro