Part 48
Jeden rozdział do końca :)
Finał książki będzie we środę, ale... epliog dopiero w sobotę!
Margo POV
Przebudzenie nie należało do przyjemnych. Pulsujący ból w głowie był obezwładniający. Uniosłam powieki z trudem. W ustach miałam sucho jak na Saharze. Usiłowałam przełknąć. Słomka dotknęła ust, a w zasięgu wzroku pojawiła się twarz Marco.
– Powoli. – poprosił.
Starałam się brać niewielkie łyki ciepłej wody. Gardło powoli rozluźniało się.
– To nie Romanov. – wychrypiałam – Tylko jego sobowtór-bliźniak. Romanov na koniczynę wytatuowaną pod linią włosów, za lewym uchem. – zagłówek podjechał do góry, tak że mogłam niemal usiąść – Potrzebuję swój telefon. Muszę ostrzec...
– Nie musisz. – zaprzeczył, ocierając mi kroplę wody z brody – Dmitrij Tereshchenko ma jedną z twoich bliźniaczek.
Zamrugałam gwałtownie. Maszyna z boku zaczęła pikać głośno. Serce zaczęło walić jak oszalałe, pulsowało mi w uszach. Patrzył na mnie ze spokojem, głaszcząc po włosach. Czy wszystkie króliki uciekły z kapelusza? Najpierw telefon a teraz to?
– Musimy go znaleźć. – powiedziałam z trudem, gardło niemiłosiernie mnie bolało – Zanim on znajdzie nas.
Marco wyciągnął z blistra tabletkę i włożył mi do ust. Ssałam powoli, czując, jak znieczula przełyk. Przysiadł na materacu i oparł się ramieniem ponad moją głową. Poczułam zapach jego perfum. Jakbym nagle znalazła się na plaży nad morzem. Chłodna bryza, mokre drewno, sól i woda rozpryskująca się na kamieniach. Marco pachniał jak dom. Bezpieczna przystań.
– Nie musisz się nim martwić. Nikolay i Dmitrij się tym zajmą. I jest to dla nich priorytet.
Oznaczało to ni mniej, ni więcej niż to, że Dmitrij przejął władze w Rosji.
– Kogo mają?
– Alinę. – nadal gładził mnie po włosach, zahaczając o czoło.
– To nie jest jej prawdziwe imię.
– Wiem. – przyznał – Rita, prawda? – skinęłam głową, przełykając ciężko – Chcesz jeszcze trochę odpocząć?
– Nie.
Cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy.
– Patrick chce z tobą porozmawiać. Tak samo Diania i Tony.
Westchnęłam. To oznaczało ostateczny rachunek sumienia. Wszystko się wydało. Wolną ręką ujął moją dłoń i ścisnął, starając się dodać mu otuchy.
– Po co? Chyba już wszystko wiecie.
– Brakuje nam bardzo wielu elementów.
– Jakich? – przymknęłam oczy, zaciskając palce na jego.
– Na przykład jak to możliwe, że Stefania ma to samo DNA co ty. Bliźniacze.
Przełknęłam ciężko.
– Jest moją bliźniaczką. – wyznałam – Jedną z bliźniaczek.
– Ale dzielisz też DNA z Tobiasem.
– Tak. Mamy wspólnego ojca.
Pocałował mnie w czoło. Nie wydawał się zaskoczony moimi słowami. Znów.
– No właśnie, kochanie. Gotowa na wyznanie grzechów?
– Nie.
Zaśmiał się cicho, całując w czubek głowy. Sięgnął po telefon i przez chwilę coś na nim klikał. Odłożył go na pościel.
– Usiądę na fotelu, będzie ci wygodniej.
– Nie. – zaprotestowałam, chwytając go mocniej za rękę. – Nie odchodź.
Spojrzałam mu błagalnie w oczy. Nie byłam mentalnie gotowa, żeby przestał mnie dotykać. Chciałam mu zrobić nieco więcej miejsca. Widząc moje zmagania, wsunął dłonie pod moje ciało i przesunął nieznacznie. Usiadł z powrotem, obejmując ramieniem. Znów znalazłam się w bezpiecznym kokonie silnych ramion i upajającego zapachu.
– Masz jakieś pytania, zanim zleci się szarańcza?
Podniosłam na niego oczy.
– Czemu nadal tu jesteś?
– To bardzo proste: ponieważ cię kocham.
Rozpłakałam się na te słowa jak ostatnia lebioda. Trzymał mnie w ramionach, nawet kiedy do sali wpadła pielęgniarka. Uspokajał ją, że nic się nie dzieje, a ja muszę sobie popłakać. Przez łzy widziałam jej niezadowoloną minę, ale nie mogła nic zrobić. One same niekontrolowanie leciały z oczu. Zostawiła środek uspokajający na stoliku i wyszła.
– Już w porządku Margo. – uspokajał – Jesteś wolna. Stefania jest bezpieczna z Aidenem. Później tu przyjadą, jak skończymy z Patrickiem.
– Czy ona wie?
– Tak. Daliśmy jej wyniki DNA.
– Czy ona mnie nienawidzi?
– Nie sądzę. Jest nieco pogubiona.
W niecałe pół godziny w pokoju zjawił się Patrick z Adamem. Mike. Diania i Anthony. Co zabawne Diania miała na ręku Antonię, która bawiła się długim sznurem czarnych pereł zawieszonymi na jej szyi. Mój wzrok też przyciągały te przepiękne czarne klejnociki połyskujące wszystkimi kolorami tęczy. Mogłam się założyć, że są prawdziwe.
Lekarz i pielęgniarka protestowali, argumentując, że nie powinnam się denerwować. Skapitulowali po paru minutach. Doniesiono krzesła i cała imprezka rozsiadła się półkolem.
– Królowa na tronie. – szepnął mi Marco do ucha – Z poddanymi u swoich stóp.
Uśmiechnęłam się nieznacznie.
– Jak się czujesz? – zagaiła Diania.
– Jeszcze oddycham. Tyle musi wystarczyć.
– Dojdziesz do siebie. To kwestia czasu.
Antonia zaczęła cichutko gaworzyć.
– Wiesz, zabawne jest, że przez ten cały czas ścigaliśmy wiatr. – zaczął Patrick konwersacyjnym tonem. Usiłowałam się doszukać w nim pretensji, ale niczego takiego tam nie było.
– To nie było ukartowane. – powiedziałam nieco obronnie.
– Było. – zaprzeczył – Do ostatniego krwawego szczegółu. Dokładnie z tego powodu nie byliśmy w stanie nigdy was namierzyć. Zrozumieliśmy, że coś jest nie tak, kiedy Marco wpadł na pomysł wyciągnięcia skanów biometrycznych na lotniskach. Paszporty przechodziły kontrolę bez problemu w każdym zakątku świata. Porównaliśmy skany siatkówek i biomterykę.
Uśmiechnęłam się lekko. Chyba w końcu zrozumiał. Przymknęłam oczy i oblizałam usta. Kot, a raczej koty uciekły z worka – Marco podzielił się moimi sekretami ze swoim szefem. Patrick bawił się telefonem. Przesuwał każdy róg między kciukiem a palcem wskazującym.
– Ile was jest?
Palce Marco musnęły moje ucho. Milczałam, analizując, od czego zacząć zdradzanie sekretów ukrytych przez dwadzieścia siedem lat.
– Wiemy o przynajmniej jednej, która była na wyspie. Laska, która była w Dubaju nie była tobą. Ty pojawiłaś się na Balearach tydzień przed akcją. – wpatrywał się we mnie intensywnie – Zdjęcia w telefonie.
– Cztery. – wyznałam w końcu – Rozpoznanie, królewska zakładniczka i dwóch strzelców.
Na początku nie mogli mnie namierzyć, bo szukali nie tego co potrzeba. Wszyscy zawsze szukali jednej osoby, kiedy w rezultacie powinni czterech. Dlatego nikt nigdy nie wiedział, jak wygląda Greta Eden. Tobias stworzył tę tożsamość, a potem zakodował paszporty biometryką każdej z nas.
– To nie ja tu byłam przez pierwszy tydzień – dodałam – tylko Maarit.
– Jak się wymieniłyście? – spytał Adam.
– Wynajęłam łódź.
– Czemu Maarit nie została?
– Zawsze byłam lepsza w rozpoznaniu. – wzruszyłam ramionami – Maarit jest bardziej impulsywna. Lubi błyszczeć. Nikt nigdy mnie nie zauważał.
– Aż spotkałaś mnie na swojej drodze. – Marco lekko zacisnął place. Spojrzałam na nasze połączone dłonie.
– To po prostu się stało. – wyszeptałam – Naprawdę nie miałam planu, naprawdę nie chciałam zemsty, powiedziałam wtedy prawdę. Pozwoliłeś mi zatrzymać jeden sekret, więc go zatrzymałam. Ani Maarit ani Rita nie chciały mieć z wami nic do czynienia. Uznały to za głupi pomysł i wróciły do Syrakuz. Aż im ktoś nie powiedział nawet nie wiedziały, że dogadałam się z Inc. – zerknęłam na Dianię.
– Deal życia. – podsumowała z wymówką, machając perłami przed buzią Antoni, która wpatrywała się w błyszczące nienanizane kuleczki z hipnotyczną wytrwałością.
– Nie moja wina, że nie poprosiłaś o pin. – odparłam nonszalancko.
– Point taken – uśmiechnęła się. – Nauczka nie pójdzie w las.
– Z powodu twojej współpracy z Inc. Marrit i Rita przeszły na stronę Romanova? – spytał Tony.
– Tak myślę.
– Ale coś poszło nie tak? – dociekał.
– Ale nie wiem co. Nie mam pojęcia, czemu Rita skończyła tak jak ja, ale Maarit nie lubi konkurencji tak samo jak Tobias. – dywagowała – Może Rita bardziej spodobała się ojcu?
– No i jeszcze to, że Romanov jest waszym ojcem – skwitowała Diania. – Chyba największe zaskoczenie.
– Tak, no cóż... ja go nie wybrałam. – usiłowałam wzruszyć ramionami – Wolałabym być adoptowana.
Czułam się jak na przesłuchaniu. Wszyscy wpatrywali się we mnie intensywnie. Ale żaden z nich nie zadał pierwszego pytania, które miało znaczenie. Czekali.
– Co się stało dwadzieścia osiem lat temu? – zapytał Marco, który cały czas trzymał mnie za rękę.
Serce znów zaczynało mi przyspieszać. Podobnie oddech. Sprzęt piknął. Nie chciałam okazywać słabości przed nimi, w końcu byłam Gretą Eden. Zapatrzyłam się na okno za Patrickiem, ale czym dłużej to robiłam, tym bardziej się denerwowałam. W końcu Marco chwycił mnie za podbródek, odwracając, by nasze oczy się spotkały.
– Zacznij, gdzie ci wygodnie, ale musimy wiedzieć.
Zaciągnęłam się jego zapachem i przymknęłam na chwilę oczy.
– Tobias był równie chory i pojebany jak jego ojciec. – spojrzałam na Dianię – Dzięki, że zabiłaś jego dublera, ale nadal mamy problem.
Brwi kobiety powędrowały do góry. Chyba nie spodziewali się takiej informacji.
– Romanow był ojcem Tobiasa? – spytała, nie dowierzając.
Postanowiłam podać im suche fakty. Tak jak je pamiętałam.
– Jego matkę Ilja Romanov uważał za zwykłą dziwkę. Zgwałcił ją na schodach rezydencji ku uciesze swoich kolegów. Zaszła w ciążę. Romanov ją wyśmiał. Zapragnęła zemsty. I czekała z tym dziesięć długich lat, kiedy okazja napatoczyła się sama. Pomogła uciec mojej matce, która zmarła potem przy porodzie.
Patrick uniósł brew, ale nie odezwał się słowem. Pogłaskał Antonię po pleckach.
– Nie zrobiłaby tego sama. – Adam zakwestionował to co mówię – Żeby zrobić coś takiego musisz mieć człowieka na samej górze. Bardzo dobrze zorientowanego człowieka, który ma dostęp do ludzi i pieniędzy.
Miał absolutną rację, dwie kobiety w Związku Radzieckim nie dałyby rady odwalić takiej akcji.
– Siergiej Zacharenko był tym człowiekiem. – czekali na dalsze słowa – I wszystko to z powodu dupy. – dodałam gorzko – Matka Tobiasa była przyrodnią siostrą Zacharenko. A moja matka... – zawahałam się – Miała należeć do niego. Ale ojciec Ilji doszedł do władzy i tamten mariaż wydawał się lepszy z punktu widzenia politycznego i umacniania władzy. – przymknęłam oczy, zaciskając palce na dłoni Marco – Odwieczna żądza władzy i pieniądza. Odbył się ślub Ilji Romanov i mojej matki, a potem upokarzające pokładziny, w których uczestniczyli przedstawiciele rodzin. Dostali swoje krwawe prześcieradło. Zacharenko musiał patrzeć jak Romanov bierze siłą kobietę, którą kochał. Postawił sobie za punkt honoru wychowanie Tobiasa na bezuczuciowego mordercę, którego celem powinno być zabicie biologicznego ojca.
Historia rodem z telenoweli wenezuelskiej, ale osadzona w zimnych murach rosyjskich organizacji przestępczych.
– Ile lat miał Tobias, kiedy ich wszystkich wywiózł? – spytał Adam
– Dziesięć.
Następne było pytanie Patricka.
– Zakładam, że Zacharenko by niezadowolony, kiedy się okazało, że urodzą się dziewczynki?
Skrzywiłam się, zanim odpowiedziałam, przypominając sobie przeczytane zapiski matki.
– Matka napisała w dzienniku, że po pijaku Sierioża śmiał się z Romanova, że nawet nie potrafi zapłodnić kobiety i mieć synów.
– Ale sam też dostał w ręce cztery córki wroga? – zaryzykowała stwierdzenie Diania.
Poprosiłam Marco o wodę. Pociągnęłam kilka łyków.
– I jego syna. Tobias wielokrotnie mówił, że to kurwa epicko zabawne. – zaczęłam – Że nikt nie spodziewa się, że mordercą może być kobieta. Oddał Romanowowi Stefanię jako gest dobrej woli, nas zatrzymał jako zakładników. – przełknęłam ciężko ślinę. Musiałam wrócić do wspomnień, które powinny zostać pogrzebane na wieczność. – A potem nas szkolił. Latami. Mnie, Ritę, Maarit. Oznaczył każdą z nas, bo nie potrafił odróżnić.
– Oznaczył? – Adam zmarszczył brwi.
– Macie długopis? – spytałam, patrząc na Patricka. Sięgnął do szuflady, podając mi pióro. – Na pierwszy rzut oka to wygląda jak kocie zadrapanie.
Powiodłam końcówką na wewnętrznej stornie nadgarstka po ledwie widocznych liniach. Wyłoniła się nieco zniekształcona litera D. Grecka litera. Moje znamię jak u krowy. Nienawidziłam tego znaku, przypominał mi o wszystkim, co złe. O tym czym i kim byłam. Do czego byłam zmuszana. Mój oddech przyśpieszył, kiedy głowa odtwarzała urywki przeszłości.
– Margo. – glos Marco rozległ się przy moim uchu. Zamrugałam. – Dajcie jej chwilę.
Serce i oddech nadal przyśpieszały. Krtań zacisnęła się boleśnie. Ścisnęłam dłoń Marco. Za chwilę będę się dusić. Zaczęłam swoją mantrę. Pięć rzeczy, które widzisz... okno, niebo, łóżko, kaniula tkwiąca w mojej dłoni, dłoń Marco. Cztery rzeczy, które możesz dotknąć: pościel, piżama, kwiatki na stole, dłoń Marco. Trzy rzeczy, które możesz słyszeć: piszczący monitor serca, szept w moim uchu, wentylator poruszający się nad naszymi głowami. Wzięłam spazmatyczny oddech. Dwie rzeczy, które możesz poczuć: dłoń Marco gładząca mój kark, strach. Jedna rzecz, której możesz posmakować...
Otworzyłam oczy, patrząc ponad ramieniem Patricka w okno.
– Jestem czwartą. Deltą. Najsłabszym ogniwem. – wyszeptałam – Tym, które nie chciało zabijać, ale też nie mogło zostać zabite.
Usłyszałam, jak pod nosem Marco zdusił przekleństwa.
– Stefania? – spytał Patrick.
– Gamma.
– Też ma znak? – dopytywał.
– Nie.
– Dlaczego?
Oblizałam usta.
– Od początku nie była, aż tak bardzo do nas podobna. Odstawała. Kiedy ja, Rita i Maarit miałyśmy ciemne włosy, jej zawsze były jasne. Nawet imię na pasuje do odmian imienia Małgorzata. – spojrzeli na mnie, nie rozumiejąc – Maarit jest z fińskiego, Margo z węgierskiego a Rita z macedońskiego. Stefania była osobnym bliźniakiem. My trzy jesteśmy jednojajowe.
– Znęcał się nad tobą, bo urodziłaś się ostatnia? – spytał Marco. Spojrzałam na nasze złączone dłonie. Gładził kciukiem wierzch mojej.
– Znęcał się nad nami wszystkimi. Dopóki nie odkrył, że jestem świetnym strzelcem.
Już o tym mówiłam, kiedy odkryli kim jestem. No... powiedzmy, że odkryli.
– Kto był w Polsce? – spytał Patrick.
– Ja. Tobias uznał za zabawne, że najsłabsze ogniwo musi pozbyć się najsłabszego ogniwa.
– I najsłabsze ogniwo go zabiło. – podsumował Marco.
– Kto był w Dubaju? – kolejne pytanie od Patricka.
– Ja i Rita. Maarit była już tutaj.
– I co się stało? – dociekał – Pokłóciłyście się?
– Jeśli uważacie, że którakolwiek z nich mnie kochała, musicie się iść leczyć. Obie zabiłyby mnie bez mrugnięcia okiem. Byłam powodem, dla którego były torturowane przez Tobiasa. A czym bardziej on się nad nimi znęcał, tym bardziej one go kochały. – przymknęłam oczy – Nie potrafiłam tego zrozumieć. Zabronił im jakiegokolwiek odwetu i karał niemiłosiernie jeśli źle na mnie spojrzały. Myślę, że w pewnym momencie zrozumiały, że one też są ofiarami. Zeszłam im z oczu po dwudziestu siedmiu latach. Ukartowałam pozbycie się Tobiasa z Inc.
– No chyba to nie było tak. – mruknęła Diania podając marudzącą nieco Antonię Patrickowi.
– Wiedziałam, że po swoim idiotycznym występie w Monaco Tobias pójdzie na dno. Aiden obkleił jego twarzą wszystkie media społecznościowe i całe podziemie. Nie było mowy o anonimowości. Był skończony. To była kwestia czasu, aż ktoś go zabije. Lepiej wcześniej niż później. Zaproponowałam telefon Tobiasa Inc.
– Ale nie dała nam do niego pinu. – burknęła Diania, składając usta w ciup – Deal życia.
– Skąd wiedziałaś o Stefanii? – spytał Adam.
– Kiedy miałyśmy po piętnaście lat, miała wypadek samochodowy. Pijany kierowca staranował ich auto na autostradzie. Groziło jej, że będzie potrzebowała nerki. Byłam... – zawahałam się – częściami wymiennymi. Dostała moją krew.
– Ja pierdolę! – nie wytrzymał Tony.
– Byłam najsłabsza...
– Czy ona wiedziała? – przerwał mi Adam.
– Że jest moją siostrą? Nie. Wyślizgnęłam się pewnej nocy z pokoju i poszłam do niej. Przebudziła się, zaczęłyśmy rozmawiać. Zaskoczył między nami. Zanim ktoś nas nakrył, wróciłam do siebie. Utrzymywałyśmy kontakt latami. Jak skończyłam osiemnaście lat, Tobias dał mi dłuższą smycz.
Adam przejął od Patricka Tonię.
– Czy pozostałe wiedzą?
– Nie. – zaprzeczyłam – Maarit by ją zabiła. Czemu Dmitrij trzyma Ritę?
– Została mu dostarczona. – wyjaśnił Patrick – Najwidoczniej Ilja trzymał ją w swoich podziemiach razem z tobą. Dima myślał, że to ty, chciał cię wymienić na Stefanię. – zbladłam. Nie rozumiałam, na co Dimie potrzeba była Stefania. – Marco twierdził, że jest na sto procent przekonany, że ty to ty.
Kciuk Marco przesunął się po moim nadgarstku. Zrozumiałam natychmiast.
– Mam tatuaż. – podniosłam lewą rękę, w której miałam podpiętą kroplówkę – Lustrzane odbicie tatuażu Marco. Oplata mój serdeczny palec i ciągnie się aż do nadgarstka. Jest widoczny tylko w UV.
– Wiesz, co zrobiłaś? – spytał z niedowierzaniem Adam.
Doskonale wiedziałam, do czego nawiązywał.
– Wiem, związałam się z rodziną Alvarez–Talavera. Z waszym egzekutorem. Dopóki śmierć nas nie rozłączy, czyż tak? Ale zanim o tym... w jaki stanie jest Rita?
– Buntowniczym. – rzucił od niechcenia Patrick. Zmarszczyłam brwi. – Daje w kość Dimie. I to porządnie z tego co mówił Nikolay.
Zadałam pytanie, które nurtowało mnie najbardziej.
– Czy zamierzasz oddać Stefanię?
– Już widzę jak Aiden oddaje Stefani. – mruknął pod nosem Marco – To tak jakbyś zapytała Patricka, czy oddaje Anję.
Patrick wziął na ręce córkę i zaczął spacerować.
– Jeśli nie masz nic przeciwko, żeby podzielić się z nimi rewelacjami o DNA, pewnie da spokój Stefanii. Nie będzie mu potrzebna, bo ma next best thing. – Adam był bardziej dosadny – Albo jedną z czterech.
– Maarit i Ilja Romanov. Czy to możliwe, że sprzymierzyliby siły? – spytał Tony.
Nie musiałam się zastanawiać.
– Maarit potrzebuje silnej ręki. Ilja jej to da.
– Syndrom Edypa? Ojciec i córka?
– Może.
Adam oparł łokcie o kolana i pochylił w moją stronę.
– Jest coś, o czym Ci nie powiedzieliśmy – podsumował Adam. Oblizałam usta i przygryzłam wargę. – Maarit zabiła Romanova w Syrakuzach.
To zupełnie nie pasowało do Maarit. Albo jej odjebało dokumentnie.
– Czy miał tatuaż? – wyszeptałam.
– Tak. – potwierdził Marco.
Ulżyło mi. Naprawdę mi ulżyło. W takim razie zostały na planszy tylko moje bliźniaczki.
– Czemu Maarit miałaby go zabić? – spytała Diania.
– Jest jego idealną kopią. Wybuchowa osobowość.
– Zostawiła wiadomość. – dodał Adam, patrząc mi prosto w oczy – Jesteś następna.
Aparatura znów zaczynała piszczeć, a mi brakowało powietrza w płucach. Dosłownie zapomniałam, jak się oddycha. Znów będę musiała uciekać. Znam Maarit. Nie odpuści. Po trupach do celu to jej życiowe motto. Zabiła Romanova, pewnie wydaje jej się, że i Ritę. I to wszystko moja wina! Moja! A co jeśli ruszy za Stefanią?
– Oddychaj. – szept Marco przedarł się do mojej głowy, w której słyszałam tylko pulsowanie własnej krwi. Głaskał mnie po głowie, przytulając do swojej klatki. – Oddychaj, nie chcę cię szprycować lekami.
Wzięłam głębszy oddech, poddając się kojącemu głosowi.
– Teraz znów muszę się oglądać przez ramię. – wymamrotałam.
– Może przez chwilę. Ale na dłuższą metę: nie. – zaprzeczył Patrick – To zabawa dla Dimy, Rity i Nikolaya. Jeśli ona chce być bezpieczna, musi im pomóc się jej pozbyć. My zrobiliśmy swoje. Znów obaliliśmy tron. Teraz to już nie nasze małpy i nie masz cyrk.
Diania spojrzała na niego z uśmiechem. Przyłożyła teatralnie dłoń do serca, zanim wypaliła:
– A boję się zapytać, który kraj następny.
– A z jakim masz problem? – spytał Adam, unosząc brew do góry
Zaśmiała się lekko.
– Jaka szkoda, że nie pracujecie dla mnie.
– Nawet nie dla Evergreen. – odparował jej.
– Evergreen. – wypluła z siebie tę nazwę, jakby posmakowała czegoś gorzkiego.
– Black Ops bez żadnej kontroli. – dodałam, patrząc na nią.
– Nade mną jest tylko Tony. – spojrzała na mnie z błyskiem w oku.
– I wolę, kiedy jesteś pode mną. – mruknął dwuznacznie – Mam większą kontrolę.
– Może znajdźcie sobie pokój czy coś? – zasugerował milczący dotąd Mike.
– Nie będziemy cię dłużej męczyć. – oznajmiła Diania wstając – Pewnie będę miała jeszcze jakieś pytania, ale pozwolę sobie zadzwonić.
Musiałam coś jeszcze zrobić.
– Patrick? – zawołałam za nim. Marco i Adam odwrócili się także – Mogę zamienić z tobą dwa słowa na osobności?
Mój facet przeniósł ciężkie spojrzenie ze mnie na swojego szefa.
– Jasne.
Wrócił się i usiadł przodem do szklanej szyby, tak żeby nikt nie mógł czytać mi z ruchu warg.
– Muszę ci coś powiedzieć.
– Coś, czego nie możesz powiedzieć Marco?
– Tak.
– Znów? – jego brwi powędrowały do góry, a twarz wyrażała naganę dla tego co robiłam.
– Nigdy nie opuszczę szpitala. – wypaliłam rewelacje zasłyszane rano od lekarza, któremu zabroniła informować o tym kogokolwiek – Maarit uszkodziła moje serce. Lekarz potwierdził, że wciągnął mnie na listę do przeszczepów.
Zareagował dokładnie tak jak się spodziewałam
– To nie jest problem. – przymrużył nieco oczy.
– Wiem, że kupno serca na czarnym rynku nie jest problemem, ale nie chcę, żeby ktokolwiek jeszcze stracił przeze mnie życie. – oznajmiłam spokojnie.
– Jak się jakieś znajdzie może być już za późno?
– Ja... – zawahałam się – zrobiłam już wystarczająco...
– Nie możesz mu tego zrobić. – oznajmił kategorycznie.
Spojrzałam na niego przez łzy.
– Znajdzie kogoś, kto będzie bardziej na niego zasługiwał. – mrugałam wściekle, żeby się nie rozpłakać. Moje serce przyspieszyło nieznacznie, nasilając pikanie. Wzięłam kilka oddechów. – Nie chce, żeby wiedział.
– On by ci je dostarczył szybciej niż w dobę.
– Ja tylko chcę, żeby był szczęśliwy.
Potrząsną głową, jakby się ze mną nie zgadzał.
– To tak nie działa Margo.
– Wiem i nie na tym polega moja prośba. Nie chcę, aby ktoś przypadkowy umarł za mnie.
– Nie rozumiem.
Oblizałam usta i wyjaśniłam mu, co chciałam, aby dla mnie zrobił. Słuchał uważnie i widziałam, jak bardzo mu się to nie podobało. Z każdym słowem mars na jego czole się pogłębiał. Skończyłam na:
– Brzmi znajomo?
Wszystkie emocje odpłynęły z jego twarzy.
– Ile wiesz? – spytał grobowym głosem.
– Wszystko. Dlatego proszę ciebie i zapewne Adama...?
– Nie masz pojęcia, co chcesz mu zrobić. – zaprotestował po raz kolejny.
– Jeśli to nie zadziała i tak umrę. – przypomniałam mu słabo.
– Być może umrzesz. – skontrował.
– A być może to zadziała. – kłóciłam się – A byc może w ogóle nie doczekać sie realizacji, bo mi serce siądzie choćby jutro!
– Dla porządku: byłem przeciwny. – oznajmił – Ale dobrze, jeśli tak chcesz. Nic mu nie powiem. Czego potrzebujesz?
Wyjaśniłam szczegółowo swój plan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro