Part 46
Marco POV
Nie chciałem zostawiać Margo samej, ale i tak była nieprzytomna. Za każdym razem jak wychodziłem ze szpitala miałem w głowie myśl, że ją porzucam. Ostatnie tygodnie spędziłem na pogoni za wiatrem w polu. Walka z wiatrakami.
Czekaliśmy aż Aiden przyprowadzi Stefanię do gabinetu w bibliotece. Tę rozmowę i tak już odkładaliśmy zbyt długo. Mieliśmy elementy tej układanki i chyba w końcu byliśmy w stanie złożyć ją w całość.
– Widziałeś wyniki? – spytałem Patricka.
Pokiwał głową, odchylając ją na oparcie i przymykając oczy.
– Cluster fuck.
Stefania obrzuciła nas wszystkich zaniepokojonym spojrzeniem, przekraczając próg. Trudno się dziewczynie dziwić. Byliśmy w komplecie. Ja, Adam, Patrick, Darius, Alessi i Aiden. Zazwyczaj w tym gronie paniom automatycznie spadały majtki na sam widok, a mężczyźni zaczynali błagać o litość. To fascynujące jak ten sam pokaz władzy podniecał kobiety, a terroryzował osobniki płci męskiej.
– Usiądź. – poprosił Aiden kierując ją w odpowiednią stronę. Zamiast usiąść obok, stanął za krzesłem i położył dłonie na oparciu. Patrick Uniósł brew na ten pokaz, ale nie odezwał się słowem. Każdy z nas kiedyś musiał stanąć przeciw braterstwu krwi.
– Czy coś się stało? – odważyła się zapytać, patrząc na Patricka.
– Ponieważ Margo nie jest w stanie nam odpowiedzieć na wiele pytań, może spróbujemy z tobą.
Niebieskie oczy rozszerzyły się niczym u łani złapanej w światła reflektorów ciemną nocą. Urodzona niewinność. Każda z naszych kobiet potrafiła tak udawać jeśli było to na rękę. Zaczęła sobie wyłamywać palce.
– Ale ja nic nie wiem.
Patrick uśmiechnął się kącikami ust, słysząc tę defensywną odpowiedź.
– Może porzuć tę pozę zagubionej dziewczynki i porozmawiajmy na poziomie White Rabbit? Raczej nikt z nas zgromadzonych nie uwierzy, że jesteś damą w opresji. – uniósł palec wskazujący do góry – No może Aiden, ale on ma na twoim punkcie absolutnego pierdolca, więc jego zdanie nie ma żadnego znaczenia w tej rozmowie.
Spojrzałem na naszego cyfrowego magika. Wyglądał na porządnie już wkurwionego, a co dopiero będzie dalej. Nie podzieliłem się z nim wynikami próbek DNA. Ba! Żeby być kompletnie szczerym, nawet mu nie powiedzieliśmy, że pobraliśmy taką od Stefanii w szpitalu. Aż chciałoby się westchnąć i zacytować po raz kolejny Tony'ego Starka z Avengers: Kiedy tajemnice mają swoje tajemnice.
Stefania westchnęła. Spojrzała pewniej, porzucając pozę zastraszonej kobietki. Wyprostowała się nieznacznie. No proszę, czyli jednak miała coś ze swoich sióstr bliźniaczek. Jakiś kręgosłup.
– Co chcesz wiedzieć? – spytała pewnie.
– Zacznijmy od ty i Margo. – zaproponował.
– Byłam uczestnikiem wypadku samochodowego. – wyznała – Poznałam ją w szpitalu. Bardzo szybko się zakumplowałyśmy. Wypisali ją przede mną, ale zdążyłyśmy się wymienić numerami telefonów.
– A potem? Skąd się dowiedziałaś, co robi?
– Utrzymywałyśmy kontakt. – skrzywiła się nieznacznie – I jestem hakerką. Zawsze miałam do tego dryg. Lubię cyfry i zapewne tak samo jak ty widzę w nich logiczne wzory i połączenia. Miała kiedyś problem i poprosiła mnie o pomoc. Nauczyłam ją tego i owego. Musiała mi zdradzić pewne nielegalne interesy ona i Tobias mieli.
Obserwowałem jak Aiden uspokajającym gestem, przesuwa kciukiem po jej obojczyku. Wpadł jak śliwka w kompot. A tak się zarzekał, że on nigdy nie da się zniewolić żadnej kobiecie. Mały srebrny lisek usidlił wielkiego Cerbera. Zaśmiałbym się, gdyby nie to, że pewien kameleon leżący obecnie w śpiączce farmakologicznej, zrobił to samo ze mną.
– I? – zachęciłem, żeby mówiła dalej.
Kolejne westchnięcie.
– Mój ojciec raczej też nie jest przykładnym obywatelem.
Wiedziałem, jakie będą następne słowa Patricka i wpatrywałem się w Stefanię.
– Wasz ojciec – poprawił ją.
Zamrugała kilka razy, nie dowierzając temu co usłyszała.
– Słucham? – spytała, marszcząc brwi.
Aiden sztyletował nas spojrzeniem. Jednego po drugim.
– Wasz ojciec. – powtórzył Patrick.
Zapadła na chwilę cisza. Ona wpatrywała się w naszego szefa jak w wariata. On za to uniósł wyzywająco brew. Wyglądało na to, że Stefania nie miała pojęcia, kim jest dla niej Margo, poza oczywistym, że przyjaciółką.
– Oszalałeś? – wyrzuciła z siebie z niedowierzaniem – Słońce ci zaszkodziło? Może przestań jarać to co produkujesz?!
– DNA nie kłamie. – Patrick podniósł papier ze stołu.
Aiden położył dłoń na ramieniu Stefani, osadzając ją w miejscu, zanim zerwała się po papiery. Sam podszedł do biurka i przez chwilę wpatrywał się w kartki, analizując ich zawartość. W końcu pod nosem wycedził parę przekleństw i zakończył soczystą kurwą.
– Czemu mi nie powiedziałeś? – zaatakował go Aiden gniewnie.
– Dokładnie z tego powodu. – padła spokojna odpowiedź – Nie jesteś obiektywny.
To tylko bardziej wkurwiło Aidena.
– A on jest? – warknął, wskazując na mnie.
– Nie jest. – odparł mu Adam – Od dawna nie jest, tak samo jak ja kiedy idzie o Sofię, Darius w związku z Nicolą i Iwo. I oczywiście nie zapominajmy o Patricku za każdym razem, gdy chodzi o Anję i Antonię.
– Ukrywaliście to przede mną.
Absolutnie rozumiałem jego rozgoryczenie i wściekłość.
– Wyniki przyszły dzisiaj rano. – wtrąciłem, zerkając na zegarek na przegubie – Jakieś dwie godziny temu.
– Kurwa!
Stefania wyglądała na całkowicie zaszokowaną.
– Mam siostrę? – spytała z niedowierzaniem.
Patrick spojrzał na mnie, dając mi zielone światło do kolejnych rewelacji. Aiden także przeniósł spojrzenie w tę stronę.
– Siostry. – odpaliłem. Usta Stef ułożyły się w okrągłe O.
– Czy ty mówisz, że...
– Mhm – pokiwałem głową, opierając łokcie o kolana.
– Jak to siostry?! – spytała niemal szeptem.
– Nie urodziłaś się w Moskwie, jak to mówi twoje świadectwo urodzenia, ale w Syrakuzach. – wyjaśniłem – Twoją matką jak i pozostałych dziewczynek jest Natalia Romanova a ojcem Ilja Romanov. Jedyną prawdą jest to, że zmarła przy porodzie. Przez dwa lata wychowywałaś się w Syrakuzach.
Patrick jak magik z kapelusza wyciągnął kolejne papiery. Odbitki zdjęć, które przywiozłem. Daliśmy jej moment na obejrzenie ich i przetrwanie wszystkich informacji. Aiden ukucnął obok i niczym jastrząb wpatrywał się w swoją kobietę, gotowy urządzić nam jazdę za to wszystko. Przydałaby mi się dobra jatka na matach.
Spojrzała na niego skołowana.
– Nie rozumiem!! – wyrzuciła z siebie z frustracją. Łzy zalśniły w błękitnych jak niebo oczach – Więc mam siostry?
– Trzy siostry bliźniaczki jednojajowe. – wyjaśniłem – Dlatego one są wszystkie ciemnowłose i niemal identyczne a ty bardziej przypominasz matkę.
– Ale... – zawahała się ponownie, wpatrując w zdjęcia. Czy powinniśmy jej powiedzieć prawdę? Dlaczego Tobias ją oddał? Wymieniłem spojrzenia z Patrickiem. Nie była na to gotowa. Zostawimy tę nieprzyjemność Margo o ile kiedykolwiek będzie w stanie to wyznać. – Dlaczego?
– Nie wiemy dlaczego. – skłamałem – Tę wiedzę może mieć tylko Margo.
– Myślice, że wiedziała od początku? – wyszeptała z przerażeniem.
– Istnieje taka możliwość. Będziesz musiała sama o to zapytać.
Poderwała głowę do góry, patrząc na mnie ze łzami w oczach. Przełknęła ciężko. Dolna warga zadrżała, ale wydawało się, że jest szczera.
– Co jeśli, ona... – zrobiła nieokreślony gest ręką.
– Nie mam dla ciebie żadnej odpowiedzi. – przyznałem – Ja tylko wiem, że macie wspólne DNA. Ty i twoje trzy siostry bliźniaczki. Maarit, Rita, Margo i ty.
– Byłam tak inna, że nawet dostałam osobne imię?
– Jesteś jedyna w swoim rodzaju! – zapewnił ją Aiden głaszcząc po plecach.
Siedzieliśmy w ciszy, dając jej czas do przetrawienia. Przeglądała raz po raz kartki z wynikami badań DNA, a potem z odbitkami zdjęć.
– I co teraz? – spytała, patrząc w podłogę.
– Dminitrij Tereshchenko zażądał, żebyś wróciła do Moskwy. – odpowiedział Patrick.
– Mam nadzieję, że kazałeś mu się odpierdolić. – odparował natychmiast Aiden.
– W rzeczy samej. – Patrick wygodniej rozsiadł się w fotelu – Ma przecież w rękach Ritę to na chuj mu Stefania?
– Skąd ma Ritę?
– Jakoś nie chciał się dzielić szczegółami, jak usłyszał kategoryczne: nie. – ironizował Adam – Poradziliśmy mu o nią zadbać, bo jeśli chodzi o DNA, to ma w rękach to, czego chciał.
– Ma już władzę, na co byłabym mu potrzebna? – nie rozumiała Stefania.
– W każdej organizacji są dwie frakcje: młode wilki i starzy wyjadacze. – wyjaśniłem – Teraz w Rosji będą rządzić młode wilki, które potrzebują wsparcia poprzedniej watahy, której ty jesteś przedstawicielką po ojcu. A za starymi rodami idą potężne pieniądze. I z tego samego powodu co Dmitrij nie mogę cię puścić wolno.
Zmrużyła lekko oczy.
– To znaczy?
– Nawet jeśli dam ci paszport, który nie jest zrobiony w kuźniach w Londynie – dodał Patrick – a uwierz, są takie i należą do kategorii „duchów", nadal nie jestem w stanie nigdzie cię ukryć.
– Ale... – zerknęła w bok na Aidena – On zadbał, żeby mnie uznano za zmarłą.
– Nie oszukasz biometryki. – przypomniał jej, siadając obok.
– Ja tylko chciałam być wolna, a okazało się, że spadłam z deszczu pod rynnę! – wyrzuciła z siebie z frustracją – Nic nie poszło tak, jak powinno. Margo przepłaciła moją wolność życiem. Teraz ty mi mówisz, że nie mogę robić tego co chcę. To nie tak miało być! – krzyknęła, zrywając się ze swojego miejsca – Nie wybrałam sobie, w jakiej rodzinie się urodziłam. Nikt mnie nie pytał, czy chcę do niej należeć. Byłam trzymana z daleka. Nic nie wiem o nikim, a tym usiłujesz mi wmówić, że jestem kartą przetargową?! Jestem człowiekiem.
– Siadaj! – rozkazał autorytatywnie Patrick. Jej oczy rozszerzyły się ze strachu i opadła z powrotem na siedzisko. – Nie widzę powodu, dla którego miałabyś tu zostać jeśli nie chcesz, ale też nie będę się z nikim układał w twojej sprawie. – Aiden spiął się nieznacznie, nie bardzo wiedząc, do czego ta rozmowa zmierza – Nie dzieje ci się tu żadna krzywda. – przypomniał – Mój człowiek dba, żebyś miała zajęcie i rozrywki. Czy tego chcesz, czy nie, nie jesteś i nie będziesz nigdy przeciętną blondynką spotkaną w sklepie. Na ten moment musisz przetrawić to, że masz siostry, a jedna z nich poświęciła swoje życie, żebyś była w pewnym sensie wolna.
Spojrzałem na Stefanię a ona na mnie. Dopiero teraz łzy spłynęły po bladych policzkach. Chyba w końcu dotarło do niej, co powiedział Patrick.
– Przepraszam. – wyszeptała – Nie chciałam nigdy, żeby tak to wszystko wyszło.
– Wiedziała, co robi. – odparłem bez emocji.
– Ale uważasz, że to moja wina.
Czym dłużej na nią patrzyłem, tym bardziej się wkurwiałem. Paląca wściekłość ciężką gulą zaległa mi w żołądku. Ona i tylko ona była powodem tej nieprzemyślanej eskapady i oddania się w ręce Ilji. Gdyby nie to, że Margo postanowiła ratować siostrę, nic by się nie stało. Czy winiłem Stefanię? Tak, bo nie potrafiłem winić siebie ani mojej kobiety.
– To, co ja myślę, nie ma znaczenia, bo tak samo jak Aiden nie jestem obiektywny. – spojrzałem na Patricka i zmieniłem jeżyk na portugalski – Skończyliśmy?
Skinął mi głową, wiec wyszedłem bez słowa, zostawiając ich wszystkich.
Margo POV
Kiedy odzyskałam przytomność pierwszym dźwiękiem, który do mnie dotarł, było miarowe pikanie pompy podającej leki oraz monitora serca. Płytki oddech eksplodował ostrym, palącym bólem w całym ciele. Miałam suche usta i język jak drewniany kołek, niezdolny do żadnego ruchu. Coś mokrego dotknęło moich warg. Z wysiłkiem uniosłam powieki. Przez te kilka sekund zarejestrowałam biały sufit. Ktoś obrócił moją głowę. Przełknęłam z trudem.
– Jesteś w szpitalu. – słowa docierały do mnie jak przez mgłę – Masz rozległe obrażenia. Nie walcz z lekami, one pomogą na ból.
Przebudziłam się jeszcze kilka razy, za każdym razem udawało mi się unieść powieki, ale jedyne co widziałam to sufit. W końcu nie czułam rury do oddychania. Przekręciłam głowę w lewo.
– Dostałaś porządne lanie.
Głos Marco dobiegł z drugiej strony. Zamrugałam, ale nie miałam siły się obrócić. Gardło mnie paliło. W końcu udało mi się wrócić do wpatrywania w sufit. Kostka lodu dotknęła spierzchniętych warg.
– Powoli. – ostrzegł, pojawiając się w zasięgu wzroku. Kostka roztapiała się na moich gorących ustach. – Masz cztery załamane żebra, wielokrotne złamania kości. Rozległe obrażenia wewnętrzne. To cud, że żyjesz.
Zamknęłam oczy, odpływając. Miałam jeszcze kilka takich wspomnień, ale pamiętam tylko urwane słowa. Głosy. Biały sufit. Czasem udawało mi się zostać przytomną odrobinę dłużej. Miałam szczęście jeśli była pielęgniarka, ale za to znałam każdy szczegół sufitu i ściany.
Udało mi się obudzić i oblizać usta.
– Dzień dobry! – dobiegł mnie świergoczący kobiecy głos. O dziwo mogłam odwrócić głowę w jej stronę – Robisz się coraz silniejsza.
Chciałam się odezwać, ale miałam wyschnięte gardło. Podała kostkę lodu, czekając, aż się rozpuści. Nie wiedziałam, o co zapytać najpierw. Może tylko wyobrażałam sobie Marco? Jaki to był dzień? Ile czasu tu spędziłam? Gdzie się znajdowałam?
Podniosła nieco zagłówek i mogłam zobaczyć więcej.
– Gdzie... – udało mi się wychrypieć.
– Znajdujesz się w szpitalu. Jesteś tu od czterech tygodni. – podążyłam za nią wzrokiem. W pokoju znajdowały się ogromne drzwi balkonowe a za nimi świat skąpany w słońcu. – Twoje żebra się zrosły. Lekarze obniżyli Ci dawki leków przeciwbólowych. Teraz będzie już tylko lepiej.
Ciekawe dla kogo będzie lepiej i jak bardzo boleśnie dla mnie. Po czterech tygodniach pewnie będę się musiała nauczyć chodzić na nowo. Przypomniał mi się dźwięk łamanych kości. Aparatura piknęła. Jak zacięta klatka w filmie w kółko słyszałam ten dźwięk. Pielęgniarka coś do mnie mówiła, ale nie słyszałam słów. Nagle ogarnęła mnie ciemność.
Po kolejnym przebudzeniu poczułam zapach Marco. Piasek. Plaża. Mokre drewno. Sól. Kardamon. Drzewo sandałowe. Ten zapach kojarzył m się z bezpieczeństwem. Przekręciłam głowę, dostrzegając go drzemiącego w fotelu. Nie przypominam sobie tego fotela z wcześniejszych chwil przytomności. Ale kto bogatemu zabroni. Światło było przydymione przez jedną palącą się lampkę. Rzęsy rzucały długie cienie na policzki pokryte zarostem. Poruszyłam lekko palcami. Na nic więcej nie było mnie stać.
– Marco. – wyszeptałam.
Nie obudził się. Musiał być naprawdę zmęczony. Przymknęłam powieki tylko na chwilę, by obudzić się o poranku.
Marco POV
Jechałem z Cannes do Nicei, kiedy zadzwonił Fabi.
– Jesteś w drodze?
– Jeszcze z pół godziny. Korki. – westchnąłem – Co potrzebujesz?
– Miałem trochę czasu, żeby zająć się nagraniami z kamer w domu Romanova. – zacisnąłem dłoń na kierownicy – Powinieneś obejrzeć niektóre fragmenty.
Nie miałem na to ochoty.
– Wiem, w jakim stanie była Margo jak ją zabierałem. Mogę sobie wyobrazić, co zrobił.
– Tylko że to nie Romanow.
– Słucham?
– To nie on. – powtórzył – To jedna z bliźniaczek.
Ostatnio ciężko było mnie zaskoczyć, ale jemu się udało.
– Która jej to zrobiła? – spytałem, cedząc słowa.
– To jest pytanie za tysiąc punktów, bo on nigdy nie mówi jej po imieniu, ale skoro Rita jest w Moskwie pod ręką Dimy, to zakładam, że Maarit? Nie sądzę, żebyś chciał zadzwonić do niego i zapytać?
– Znajdź jakieś dobre ujęcie – poradziłem mu – i zobacz czy ma dodatkową plamkę na tęczówce. Jeśli ma to Maarit.
– Zobaczę, co da się zrobić. Załaduję ci wszystko w chmurę i wyślę SMS, że gotowe.
– Dzięki.
Dopiero późnym wieczorem miałem szansę obejrzeć wszystkie nagrania. Z każą kolejną minutą, miałem ochotę otworzyć prywatne zlecenie na głowę tej suki. Stopień okrucieństwa był niewyobrażalny, tak samo jak widoczna satysfakcja z tego co robiła. Nawet ja nie pastwiłem się nad nikim w ten sposób. Nie jestem święty, dobrze wiem, że jestem potworem. Potrafiłbym zrobić ta samo, ale ludzie łamali się szybciej, niż byłem gotowy użyć takich metod. Jeśli już musiałem się rozprawić z kobietą, zazwyczaj łatwiej je było rozbić psychicznie niż bólem. Pod tym względem mężczyźni im nie dorównywali.
Po ostatnim klipie video trzymałem już w ręku telefon, żeby Fabi złożył za nas zlecenie na Maarit. Dwa miliony, żeby dostać ją żywą, pewnie miałyby spore zainteresowanie. Chętnie sam bym na nią zapolował, ale wolałem wracać do domu. Czułem potrzebę powrotu do domu, bo ona tam była. Obniżano dawki leków, a to sprawiało, że coraz częściej była przytomna.
Odłożyłem telefon. Poczekam. A w międzyczasie wykombinuję jakiś wymyślny zestaw tortur.
Margo POV
Znów byłam sama. Pozwolili mi posiedzieć chwilę, co dało mi szansę na rozejrzenie się po pokoju. Udało mi się zostać przytomną przez niemal godzinę, w ciągu której przyszedł lekarz i wyjaśnił mi mój stan. Na lewym ręku miałam gips, ale zamierzali go zdjąć za parę dni. Z prawej nogi wychodziły druty. Wielokrotne złamanie z przemieszczeniem. Nie, nie wrócę do całkowitej sprawności, ale przy odrobinie determinacji i ogromnej ilości fizjoterapii będę mogła biegać. Będzie mnie czekała jeszcze przynajmniej jedna operacja. Tak, na linii szczęki zostanie mi ślad. Reszta powinna się wygoić. Nie chciałam patrzeć w lustro.
– Dziękuję. – nic innego nie przyszło mi do głowy.
– Widziałem gorsze przypadki. Wrócisz do normy. – zapewnił lekarz, zanim wyszedł.
Westchnęłam i zapadłam w drzemkę. Przy moim łóżku siedziała młoda kobieta w stroju pielęgniarki i książką w ręku.
– Dzień dobry! – odezwała się miękko, kiedy zauważyła, że mam otwarte oczy. Podniosła się i podała mi słomkę. Napiłam się z ulgą. – Nazywam się Teresa i będę się tobą opiekować razem z czterema innymi pielęgniarkami. – zerknęłam do góry na kroplówki – Leki przeciwzakrzepowe oraz antybiotyk. W tej drugiej żeberka barbeque z ziemniaczkami i rozmarynem. – ułożyłam usta w coś, co miało być uśmiechem – Chcesz o coś zapytać?
– Gdzie jestem?
– Baleary. La Palma.
– Jak długo?
– Szósty tydzień.
– Kto mnie tu przywiózł?
– Nie wiem. – Jej palce śmignęły po klawiaturze. Zmarszczyłam brwi, wpatrując się w to z niepokojem. – Daję tylko znać panu Santini, że się obudziłaś.
– Nie, ja...
Nie miałam siły na dalszą pogawędkę. Musiałam jednak widzieć czy Greta Eden zniknęła z powierzchni ziemi.
– Spokojnie Margo. – doszedł mnie kojący głos – Musisz dużo odpoczywać.
Margo. A więc ktokolwiek wyciągnął mnie z tego gówna, zadbał, aby Great zniknęła. Dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro