Part 42
Dzisiaj coś ekstra :) Jutro rozdział też będzie! Może nie tylko jeden :D
Marco POV
Byłem wkurwiony na maksa. Jeszcze się tak w życiu na nikim nie zawiodłem jak na własnej kobiecie. To, co odpierdoliła, przechodziło ludzie pojęcie. Zamiast poczekać na wsparcie, odjebała numer stulecia. Sama samiuteńka, pierdolona Zosia samosia wykiwała Fabiano, zabrała opancerzone Audi i pojechała od domu Romanova. A wszystko to po tym jak rano zapewniła mnie, że wierzy, że zrobimy wszystko, aby ta trójka, z Lucą włącznie, dotarła do domu bezpiecznie.
Zostawiliśmy ją z Fabiano. To był nasz pierwszy błąd. Znów jej zaufałem i znów zdradziła moje zaufanie! Tak samo jak mogła mi powiedzieć kim jest o wiele wcześniej, tak samo teraz i tak nie byłbym jej w stanie zatrzymać, chyba że bym ją naćpał lekami. I kurwa rozważałem ten scenariusz, ale byłem pewny, że potem zniknęłaby na zawsze.
Margo nie była też typową kobietą. Znała sztuki walki, wiedziała co się robi z bronią. Zostawianie kogoś szkolonego latami na bocznym torze nie było w moim stylu. W jej też nie. Ogarniałem to. Miałem tylko jeden problem: zakochałem się w tej wyszczekanej kobiecie. Więc chęć chronienia za wszelką cenę była naturalna jak oddychanie.
Podzieliliśmy się rodzinami. Najpierw gadaliśmy z Tereshchenko. On sam wziął na siebie Imasova. Mike dał Karasova a sam wziął na siebie Turgina. Wysłuchali nas, popierdolili trochę jak im to nie na rękę robić to akurat teraz. Chyba nie do końca lubili Tereshchenko. Mogłem im tylko poradzić, że lepszy Tereshchenko niż Romanov. Resztę musieli zrobić sami.
Zanim wyszedłem ze spotkania miałem już wiadomość od Fabiego, że Greta rozpłynęła się w powietrzu razem z samochodem i sporą ilością materiałów wybuchowych. Wkurwiłem się. Dzwoniłem kilkakrotnie na ustalony numer, ale za każdym razem było to samo: abonent jest niedostępny lub ma wyłączony telefon.
Wkurwiłem się. Mike także. Dotarliśmy niemal jednocześnie do domu, który służył nam teraz za kryjówkę. Nie pozostało nam nic innego niż iść po nią.
– Wiesz, że to samobójcza misja? – spytał mnie Mike, po tym jak wysiadłem z samochodu.
– A wygląda jakby mnie to, kurwa, obchodziło? – warknąłem, trzaskając donośnie drzwiami auta.
Weszliśmy do środka. Rozejrzałem się za młodym.
– Miałem dla niego zadanie specjalne. – oznajmił Mike.
– Akurat, kurwa, teraz kiedy mam ochotę wyrwać mu nogi z dupy. – wziąłem się pod boki.
– Zawłaszcza teraz. To w sumie nie jego wina. – mruknął pojednawczo – Chyba to wiesz.
Miał szczęście, że dotarł tu przede mną i zdążył wysłać Fabiano po plany rezydencji Romanova. Chyba bym go zabił. Naiwne było myślenie, że Margo go nie wykiwa, ale kurwa... całe życie dzieciak spędził z nami. Od paru lat była też Sofia. Powinien wiedzieć! Przewidywać ruchy!
– Wiem! – przyznałem z frustracją.
– Chodź, obejrzymy zabawki, które przywieźli wasi ludzie. – zaproponował – I tak nic nie zrobimy bez tych planów. Dzieciak się zrehabilituje.
– Wiesz, że on nie może iść z nami? – oznajmiłem stanowczo.
– Dlaczego?
– Bo jak coś pójdzie nie tak, a tu się tylko może coś zjebać, to siostra mnie zabije!
Zaśmiał się, podnosząc jedną z broni.
– Będziesz już martwy.
– Jak znam Oanę, będzie mnie, kurwa, straszyć w zaświatach.
Weszliśmy na piętro, gdzie zrzuciliśmy sprzęt. Mike zwolnił, a potem przeładował magazynek. Sposób, w jaki to robił, upewnił mnie, że mam do czynienia z profesjonalistą. Poprawiłem zapięcie kamizelki i po raz kolejny sprawdziłem, czy wszystkie noże są na miejscu. Widziałem jego pytające spojrzenie. Kiedy emocje wchodziły w grę, każdy z nas był nieprzewidywalny i nieobliczalny.
– Jesteś pewny, że dasz Margo to czego potrzebuje? – spytał ostrożnie.
Nie podniosłem nawet wzroku znad broni, z której wyjąłem magazynek.
– Tron zbudowany z kości jej wrogów i nieustanny rząd terroru nad nieprzyjaciółmi?
– A mówią, że miłość jest ślepa.
Zacisnąłem mocniej klamerkę od broni na biodrze.
– Są takie szkła, które pozwalają pogodzić się z różnicami. – dodałem z odrobiną humoru – Sęk w tym, że trzeba je wielokrotnie napełniać. Alkoholem.
– Muszę to zapamiętać. – zaśmiał się.
Fabiano wszedł do środka z rolką papieru w dłoni. Zawahał się nieznacznie.
– Pieprzone średniowiecze! – wymamrotał, rozkładając plany na stole.
Mike spoglądał na niego z rozbawieniem.
– Naprawdę uważałeś, że dostaniesz wszystko na tacy?
– Nie, ale przekopywanie się godzinami przez zakurzone rosyjskie archiwa nie jest moim ulubionym sposobem spędzania czasu.
– Oczywiście wirtualny chłopcze. – Mike wiedział jak go drażnić. Fabi podniósł głowę, ale zanim otworzył usta, spojrzałem na niego w taki sposób, że zamilkł. Rozwinął rolkę z wydrukiem.
– Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że nie mamy pojęcia, co jest w środku. Spodziewam się najnowszej technologii. Drony, czytniki siatkówek itp. itd.
– Romanov jest maniakiem bezpieczeństwa, jego ludzie chodzą uzbrojeni po zęby. – przypomniał Mike.
– My mamy od tego drony. – mruknął Fabi
– A on całą Rosję.
– Poza tym to, że chodzą uzbrojeni to jedno, ale czy potrafią się nią sprawnie posługiwać to drugie. – Fabi nie dawał za wygraną.
– Co to konkurs na kto ma większego? – sarknąłem – Obawiam się, że Margo właśnie wam już pokazała, kto ma tutaj największe jaja.
– Albo jest najgłupszy, bo wchodzenie do domu Romanova...
Jezu, dobrze, że stał po drugiej stronie stołu, bo jebnąłbym mu zdrowo. Margo miała dodatkową kartę przetargową i teraz uważała, że ocali jej to życie. Ja za to miałem złe przeczucia, że właśnie ta karta pociągnie ją na dno!
Fabiano wyjął z kieszeni telefon. Wpatrywał się w ekran przez chwilę, po czym przerzucił się na tablet. Zmarszczył brwi.
– Mike? – zaczął ostrożnie – Mówi Ci coś: The Justice League takes care of it's own?
Zapytany skrzyżował ramiona na piersi. Uniósł brew.
– Nie mów, że jesteś fanem Marvela bardziej niż DC?
– Oczywiście, że tak. Stan Lee miał zajebistą wyobraźnię.
– Młode pokolenie. – rzucił ze niesmakiem.
Telefon Mikea zaczął dzwonić. Odebrał i rzucił telefon na stół.
– Powiedz, że masz dla mnie dobre wiadomości. – rzucił bez powitania.
– Dostaliśmy prezenty świąteczne, a jest dopiero kwiecień. – doszedł nas głos Yaro.
– Ponieważ?
– Pamiętasz ten fancy telefon Tobiasa, do którego nigdy nie mogłem się włamać. – jego głos był podekscytowany – Ten, który sam się replikował a potem Margo pokazała nam ile jest do niego kombinacji pinów, które uruchamiają różne sekwencje dyskowe, a jeden z nich potrafi nawet wpuścić trojana? Dzieło sztuki, kurwa, szkoda, że Tobias sprzątnął wszystkich naukowców z Ormiru. – ekscytował się dalej.
– Czy ten monolog będzie miał jakąś puentę? – przerwał mu Mike niecierpliwie.
– Tak, ten telefon sam się uruchomił i zaczął przesyłać dane. – moje brwi powędrowały do góry. Chyba już mieliśmy jako takie pojęcie co robiła Margo przedpołudniem. – Fabiano?
– No? – spytał, nadal zapatrzony w swój tablet i chyba nieco nieobecny.
– Dostałeś link pewnie tak samo jak ja. Nie bój się w niego kliknąć. Potrzebuję twojego łącza, i małego kawałka kodu, który dostałeś, żeby to poskładać do kupy.
– The Justice League takes care of it's own – odparł Fabi bez zastanowienia.
Po drugiej stronie zapadła chwilowa cisza.
– Witaj w centrum dowodzenia wszechświatem! – z satysfakcją powiedział Yaro. Radość w jego głosie niesamowicie mnie wkurwiała. Byliśmy w środku skomplikowanej operacji, a ten się cieszył z kawałka kodu.
– O kurwa! – mruknął, tym samym tonem Fabi.
Przesunął dłonią po ekranie i projektor pod sufitem wypełnił ścianę naprzeciwko podglądem z kamer. Zajęło im kilka minut rozpoznanie, co jest czym. Obaj pracowali w ciszy, wymieniając od czasu do czasu jakieś komentarze w tylu: teraz tak, albo: nie, nie, bez sensu. W końcu na ekranie pojawił się obraz 3D rezydencji Romanova wraz ze wszystkimi zabezpieczeniami.
– Kocham tę laskę. – oznajmił Yaro radośnie – Jest zajebista! Myślisz, że za mnie wyjdzie?
– Co na to Alice? – spytał Mike z westchnieniem.
– Chyba, rzuciłbym dla niej Alice.
– Ale czy ona rzuciłabym dla ciebie Marco? – spytał, patrząc na mnie z niesmakiem dla zachowania Yaro.
Zaległa chwila ciszy przerwana parsknięciem Fabiego na całą sytuację. Na ścianie widzieliśmy niezliczoną liczbę małych okienek. Wyglądały jak podglądy z kamer. Margo naprawdę nie próżnowała.
– Szefie? – odezwał się Yaro ostrożnie – Musisz to zobaczyć.
Na ekranie pojawiła się Margo. Siedziała na fotelu, który znajdował się w pokoju nad nami. Trzymała telefon, ubrana w strój taktyczny i zapewne gotowa do odpierdolenia samobójczej akcji stulecia.
– Jeśli to oglądacie, to znaczy, że nie żyję lub jestem bliska śmierci i nie widzę żadnego wyjścia z sytuacji, w której się znalazłam. Marco, wiem, że będziesz próbował mnie odbić. Nawet nie próbuję cię powstrzymać, bo to bez sensu i tak mnie nie posłuchasz. – westchnęła, a ja mogłem sobie wyobrazić, jak w innych okolicznościach przewracałaby oczami – Powiem ci jednak coś, masz za mało ludzi. Pozwoliłam sobie zatem wykorzystać odrobinę archiwum polis, jakie zgromadził mój brat i załatwić ekstra pomoc. Yaro, ostatnią godzinę spędziłam, usiłując rozgryźć, jak efektywnie dostać się do tej przeklętej twierdzy. Mój koń trojański zresetuje ich serwery o północy. Jeśli mam chujowy timing pozbierajcie resztki i wracajcie do domu. Mike. – jej głos stał się naglący, jakby zabrakło czasu na dalsze instrukcje – Nie pozwól go zabić. Wystarczy już ofiar. – poprosiła – Fabi. Bezpieczeństwo Aidena i Stefani jest w twoich rękach. Musisz ukryć ich sygnały GPS. A potem... a potem znikajcie, najszybciej jak się da.
Obraz znikł tak nagle jak się pojawił. Ten spokój w jej słowach i opanowanie doprowadziły mnie do białej gorączki. Miałem ochotę coś rozpierdolić. Adrenalina buzowała mi we krwi. Ona doskonale wiedziała, że wchodzi w pułapkę, wiedziała, że nie wyjdzie stamtąd żywa, a jednak wlazła w sam środek. Nieuzbrojona, wcześniej robiąc wszystko, co mogła, żeby udupić Romanova i kupić czas potrzebny Aidenowi i Stefanii.
– Z tego co pamiętam, program potrzebuje godziny, żeby zreplikować serwery na tych w Islandii. – rzucił Yaro – A potem to już leci szybciutko. Nie sądzę, żeby Romanov miał ją dłużej niż kilka godzin.
– Poczekaj. – przerwał mu Fabi, powiększając obraz na jednej z kamer.
Na ekranie pojawiła się związana, niemal naga kobieta z zasłoniętymi oczami i słuchawkami na uszach. Margo! Ale czy na pewno? Romanov mógł zdążyć już znaleźć wszystkie.
– Sprawdzę zapisy. – mruknął Yaro.
– Siedzi tam dopiero od godziny. – oznajmił Fabi.
– Dopiero?! – warknąłem, robiąc krok w jego stronę.
– Zły dobór słów Fabi. – westchnął Mike, stając między nami.
– Czy ty sobie kurwa zdajesz sprawę, co takie tortury robią ludziom?!
Postąpiłem krok w stronę swojego człowieka, a Mike zastąpił mi drogę, a potem przypomniał ostrym tonem:
– Ona nie jest przeciętnym człowiekiem. Tobias szkolił ja przez całe życie.
Zwróciłem swoją wściekłość przeciwko niemu.
– I mam się z tym czuć lepiej? Myślisz, że serwował jej godziny ciszy?
Położył mi dłoń na ramieniu, nadal stojąc między mną a Fabim.
– Myślę, że był na tyle pojebany, że tak, mógłby to zrobić.
Odepchnąłem jego rękę i przeczesałem z frustracją włosy, odwracając się do nich wszystkich tyłem. Czułem desperację. Założyłem dłonie za kark i wpatrywałem się w ścianę. Nie potrafiłem się opanować. Nigdy tego nie potrafiłem, jeśli w grę wchodziła Margo.
Szlag by to wszystko! Kurwa!
Mój jeden słaby punkt.
Kobieta z piekła rodem!
Jak burza wypadłem na dół i zażądałem od Mattiego papierosa. Ostatni raz paliłem, jak rozjebaliśmy w Chicago MC na zlecenie Giovanniego. Trudność polegała na tym, że jebańce miały Mariannę za zakładnika. Trochę poturbowaną i w ciąży, ale żywą.
Jak to możliwe, że Margo po tych paru miesiącach znała mnie tak dobrze, że potrafiła mi niemal czytać w myślach? Przewidywała moje ruchy. Czy kurwa byłem tak nieostrożny? Jak jebana otwarta książka. Aż dziw, że nikt mnie nie sprzątnął przez te wszystkie lata, skoro byłem tak nierozważny.
Zaciągnąłem się, spalając niemal pół papierosa i wypuściłem dym. Matti przyglądał mi się uważnie, ale jak pozostali nasi ludzie wiedział kiedy otwierać jadaczkę, a kiedy zostawić swoje przemyślenia dla siebie. Mike nie miał tego problemu.
– Mogę się założyć, że wiem, o czym myślisz. – zaciągnąłem się mocno, spoglądając na niego spod oka. Mentalista kurwa się znalazł. – Czułem się tak samo jak uratowała mi tyłek za pierwszym razem. – Ale kurwa nie byłeś w niej zakochany! Więc uważam, że się nie liczy. Spotkaliśmy się wzrokiem. – Ona ma taki dar, że potrafi przewidzieć ruch przeciwnika. Jest taktykiem tak samo jak Deveraux.
Zaciągnąłem się po raz ostatni, po czym rzuciłem peta na ziemię i zgniotłem butem. Wcale nie czułem się mniej wkurwiony.
– Trochę jej obecnie kurwa nie wyszło!
– Wiemy, gdzie jest i co się z nią dzieje a z Yaro i Fabim jesteśmy w stanie ją odbić.
– Przypomnieć ci kurwa, że brakuje nam armii?
– Mały oddział ludzi bywa skuteczniejszy niż armia. – odparował – Nie takie rzeczy robiliśmy z jeszcze gorszym wywiadem. I jakoś to szło.
– I co? – warknąłem – Zrobimy to co ona? Zaminujemy ten burdel i odjebiemy każdego w zasięgu wzroku?
Skrzywił się, ale schował dłonie do kieszeni i przyznał:
– Brzmi jak plan. Mamy podgląd na plany miejsca, widzimy co się dzieje. To o wiele więcej niż niektóre akcje black ops miały.
Z tymi wszystkimi zabezpieczeniami potrzebowalibyśmy armii, żeby dostać się do środka i magii, kurwa, żeby wyciągnąć stamtąd kogokolwiek żywego. I taką małą armię mi załatwiła. W naszą stronę zmierzało pięć aut. Nawet gdybyśmy kurwa chcieli, nie mielibyśmy szans się obronić. Z pierwszego z nich wysiadł byk w typie Dolpha Lundgrena z P90 przypiętym do kamizelki taktycznej. Matti miał go na muszce, ale biorąc pod uwagę siłę ognia, było to raczej symboliczne. Zmietliby nas w piętnaście sekund. Mimo tego facet uniósł dłonie do góry w geście poddania.
– Dmitrij Tereshchenko przesyła pozdrowienia i oferuje pomoc. – Wszyscy wiedzieli kim był Tereshchenko. Albo jednak Nikolay pociągnął za sznurki, ciekawe co Margo potencjalnie miała na niego. Chyba że miała coś, czego Dmitrij pragnął. Sposób, aby dać mu władzę. – Jestem Masza.
– Pan Karasov przesyła pozdrowienia. – odezwał się kolejny z nich. Wysoki brunet. Przenieśliśmy spojrzenie na następne auto.
– Pan Imasova przesyła pozdrowienia. – powiedział łysy facet w typie Kojaka.
– Par Turgin przesyła pozdrowienia. – ochrzciłem go: facet jaszczurka.
Wyglądało na to, że wszystkie największe rodziny rosyjskie znudziły się obecnie panującym. Albo była to robota Margo i polis. Cokolwiek to było, zadziałało.
– Każdy wróg Romanova jest moim przyjacielem. – rzucił Mike. – O ilu ludziach mówimy?
– Każdy z nas ma trzydziestu w pogotowiu. – odezwał się z szacunkiem Masza.
Dobra to był game changer, jakiego potrzebowaliśmy.
– Szefie? – usłyszałem w uchu Fabiego.
– Zajebiście. – mruknął Mike – Witamy na pokładzie rozgoście się.
– Idziemy.
Fabi stał przed projektorem. Rzuciłem mu spojrzenie spod oka.
– Chcieliśmy się włamać i wyłączyć systemy – zaczął.
– Ale to niemożliwe. – dokończył Yaro.
– Doszliśmy do wniosku, że szybciej będzie dodać nas wszystkich jako użytkowników niż hakować. – wyjaśnił Fabi.
– Nie mamy tyle czasu, żeby się bawić, więc pójdziemy po najmniejszej linii oporu. Wasze odciski i retinal skany już załadowałem. – good to know – Musimy się zacząć śpieszyć.
Na ekranie pojawiła się kamera z celi Margo. Wpatrywałem się w obraz jak słup soli. Moja ręka powędrowała do noża. Zapomniałem, jak się oddycha, kiedy złamał jej rękę. Przestałem słyszeć cokolwiek poza własnym pulsem szumiącym w głowie.
– Czas na przygotowania się skończył. – dotarły do mnie w końcu słowa Mikea – Ruszać się, ale już! – rozkazał, a ludzie zaczęli wychodzić na zewnątrz. W końcu stanął naprzeciwko mnie. – Wyłącz kurwa emocje – powiedział tak, żeby nikt poza mną go nie usłyszał – albo przysięgam, że cię uśpię i zostawię z tyłu.
Zwarliśmy się wzrokiem. Spojrzałem ostatni raz na ekran i wróciłem spojrzeniem do Mikea wyłączając wszystkie swoje emocje. Trening czynił mistrza.
– Wyłącz to. – rozkazałem Fabiemu, który patrzył na mnie jak na tykającą bombę parę sekund przed wybuchem – Wychodzimy!
Zgarnąłem torbę ze sprzętem i skierowałem się na schody.
Kochanie idę po ciebie. I obyś kurwa była żywa, bo zmiotę to pierdolone miasto z mapy i każdego na swojej drodze!
Margo POV
Czuję w ustach metaliczny smak krwi. Wszystko mnie boli. Jakby całe moje ciało nagle zostało uszkodzone. Nie jestem w stanie odseparować bólu realnego od fantomowego. Nie mogę ruszyć dłonią. Staram się skupić na poruszeniu czymkolwiek, ale nie mogę! Jestem bezwładna. Zaczynam czuć narastającą panikę. Mój oddech przyśpiesza niebezpiecznie, tak samo jak puls i dudnienie w głowie. Wszystko tylko nie atak paniki. Nie mogłam jeszcze odciąć tlenu.
Skup się na liczeniu sekund. Jeden tysiąc, dwa tysiące.
Oddech.
Wdech. Wydech.
Ból. Niemiłosiernie rozrywający każdą komórkę ciała.
Wdech. Wydech.
Ból. Mam zamknięte oczy i kręci mi się w głowie. Wszystko wiruje jak przy bezwładności, albo na rauszu.
Dźwięki. Skup się na dźwiękach. Seria dźwięków. Nie mogę rozpoznać tego co się dzieje wokół. Dominuje mnie ból.
Rozkazuję mojemu ciału otworzyć oczy. Nie jestem pewna czy jest ciemno, czy nie mogę uchylić powiek. Nie ma znaczenia, jest tylko ból. Wszechogarniający ból.
Język mam jak kołek. Poruszanie nim też boli. Czemu ten debil musiał mnie ciąć nożem po twarzy? Bo to bardzo wrażliwe miejsce – podpowiada mi umysł. Zrobiła to umyślnie.
Czy tak wygląda koniec? Ból, ciemność i samotność? Galopujący umysł uwięziony w ciele, którego nie można poruszyć? Mam ochotę wrzeszczeć, ale nie mam siły. Z moich ust nie wydostaje się żaden dźwięk, mimo że moją głowę niemal rozsadza krzyk o pomoc.
Nie chcę tak umierać!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro