Part 36
Margo POV
Giovanni przydybał mnie samą na pomoście. Takie typowe miejsce na dobijanie interesów.
– Życie w tym kraju uświadomiło mi, że nie nadaję się do życia w piekle.
– Za gorąco?
– Zdecydowanie. – powachlowałam się ręką – Ponad czterdzieści stopni w ciągu dnia i dwadzieścia sześć przed północą?
– Ale w piekle i tak nie będzie czasu na sen. – odparł leniwie – Będą za to same imprezy.
– I wszyscy znajomi. – dodałam.
– Warto zatem grzeszyć do upadłego.
Oparł się nonszalancko o barierkę z drinkiem w ręku.
– Nie, nawet mnie nie pytaj. – zaśmiałam się – Nie zabiję dla ciebie żony. I jej powiedziałam to samo.
Jego brwi podskoczyły do góry.
– Naprawdę? – spytał łagodnie.
– Nie. – przyznałam się do kłamstwa. Uniosłam głowę do góry i zapatrzyłam się w gwiazdy. Słyszałam kroki na schodach i byłam pewna, że to Patrick. Tak, zdecydowanie on. – Musicie dać mi spokój. Nie jestem waszym pieskiem na posyłki. Alessi to wasz Hit Squad! – przypomniałam z pretensją – Jeśli chcecie takiego ze mnie zrobić, możesz od razu mnie zabić. Jestem zmęczona tym, że każdy, kto do mnie przychodzi, chce coś ugrać.
– Poza Marco. – uściślił Patrick.
– Poza Marco. – powtórzyłam za nim. Milczałam chwilę, a potem uniosłam palec do góry. – Dla ciebie jednak Giovanni mam uczciwą propozycję. Na twoim terenie w Chicago znajduje się coś, co tak jakby należy do mnie. A właściwie ktoś. Potrzebuję bezpiecznego korytarza na Baleary.
– Kogo ukrywasz pod moim nosem? – zapytał z ciekawością.
Patrick także wyglądał, jakby nadstawił ucha.
– A–aa – pogroziłam mu palcem – Najpierw twoje słowo, a potem chętnie ci powiem.
– Nikogo tu nie ma, moje słowo będzie gówno warte.
Było trochę za ciemno, żeby rozpoznać emocje w jego oczach.
– Patrick tu jest.
– Ale on pracuje dla mnie. – zadrwił, unosząc brew.
Wzięłam spokojny oddech a on bawił się lodem w szklance.
– Zawsze mi się wydawało, że jesteś mężczyzną honoru, że ten tatuaż na twoim sercu nie jest ozdobą. Myliłam się?
– Nie. – przyznał z westchnieniem. Upił ze swoje szklaneczki. – Masz moje słowo.
Uśmiechnęłam się przebiegle.
– Stefania Romanova. – wypaliłam.
Zamarł. Udało mi się zaskoczyć szefa szefów. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. Cudnie i bosko! Zaśmiał się pod nosem.
– Ładnie zagrane, Greta, bardzo ładnie. – pochwalił.
– Musisz mi uwierzyć kiedy mówię, że to nie moja robota.
Widziałam, jak analizuje różne scenariusze.
– Dlaczego uważam, że to wierzchołek góry lodowej? – właśnie tę bezpośredniość lubiłam w Giovannim.
Cóż jak już powiedziało się A, to teraz musiałam jeszcze powiedzieć B.
– Ponieważ, to czego nie wiesz i czego jeszcze nie wiedzą inni to, że Stef ma bardzo ładny tatuaż na nadgarstku, który zrobiła sobie na złość ojcu. Przedstawia zegar i postacie z Alicji w krainie czarów.
Zmrużył oczy. Znów się zaśmiał, kręcąc z niedowierzaniem głową. Schował jedną z dłoni do kieszeni. Patrick zamarł na chwilę. Pewnie wspominał kasę, którą stracił. A może planował moje morderstwo?
– A więc miałem tę cholerną hakerkę na wyciągnięcie ręki.
– Na świecie jest jedenaście osób, które znają prawdę. – ostrzegłam – Dziewięciu hakerów i wy.
- Czy Romanov wie co robi córeczka? – uśmiechnęłam się podstępnie w odpowiedzi – Rozumiem, że dziewczyna nie pała miłością do swojego ojca? – spytał Patrick.
– Stef go nienawidzi. – przyznałam, sącząc sok ananasowy, który udawał drinka – Planowałyśmy jak ją wyciągnąć z Chicago od lat, ale potem Dubaj pokrzyżował nam plany. Więc to idzie na wasze konto! Jesteście mi dłużni. I Stefanię odbieram sobie jako ten dług. To ostatnia rzecz, jaką zrobię jako Greta Eden. Potem pozbędę się problemu z milionami Romanova.
– Mógłbym cię spłacić. – zaproponował Patrick, opierając się o barierkę. Postawił na niej drinka.
– Tak samo jak Marco czy każdy inny facet, który posiada wolne parę milionów. – w moim głosie była lekka drwina – Nie sądzisz, że wystarczy mi bycia uzależnioną od brata i jego pomysłów przez dwadzieścia siedem lat?! Chcę wiedzieć, co się stało z kasą. Tylko to sprawi, że się uwolnię. Inaczej całe życie będę się oglądać przez ramię.
– Zabranie mu córki, to ma być ten dobry pomysł? – dodał Giovanni – To go naprawdę wkurwi.
– To nie jest takie proste. – odparłam wymijająco. Nie zamierzałam im powiedzieć całej prawdy. W końcu Marco pozwolił mi zachować jeden sekret. – Powiedzmy, że Stef jest rodzajem zabezpieczenia. Polisy, która mi pozwoli swobodnie wejść do jaskini lwa. Dopóki on sprawia, że nikt mnie nie ruszy, ona będzie bezpieczna.
– Ile takich podstępnych deali masz w swoim czarnym notatniku?
Usłyszałam kolejne kroki na schodach. Marco!
– Jeden albo dwa.
– Tysiące. – dodał ironicznie Patrick.
– Przyjaciele przychodzą i odchodzą, ale wrogowie tylko się kumulują. – zażartowałam z uśmiechem w ramach wyjaśnienia.
– Czy my się nie umówiliśmy, że zostawicie ją w spokoju? – spytał twardo Marco, schodząc nieśpiesznie do nas. Spojrzał na mnie z pretensją. Cóż! Tu mnie miał, to spotkanie zaaranżowałam sama. – Ciebie nie można spuścić z oka na chwilę!
Podszedł do mnie i ujął stanowczo za podbródek, zmuszając do podniesienia głowy. Pozwoliłam mu na ten pokaz zaborczości. Uniósł brew, rzucając mi wyzwanie.
– Nadal jestem za ciebie odpowiedzialny! – dobrze znałam już ten ton egzekutora, a jednak zawsze, zamiast mnie straszyć, podniecał. Naprawdę było pokręcona. Bezsprzecznie kręciła mnie jego dominacja.
– To tylko przyjacielska pogawędka.
– Nie kłam!
Przewróciłam oczami. Zasłaniał widok, więc nie mogli tego widzieć.
– Poprosiłam ich o przysługę.
– W zamian za co? – dociekał.
– W zamian za nic! – odparł Giovanni.
– Wszystko ma swoją cenę. – przypomniał.
– Nie to! – dodał Patrick pojednawczo – Powiedziała nam o Stefanii.
Marco odwrócił się do nich z jawnym ostrzeżeniem na twarzy i jeszcze dobitniejszym w słowach.
– Jeśli któryś Was właśnie obiecał pomóc jej w ucieczce... to ja będę waszym kolejnym problemem! Najpierw ją znajdę, a potem się z Wami policzę.
Żaden z nich dwóch nie wydawał się przejęty.
– Ale wiesz, do kogo się teraz zwracasz? – Giovanni leniwie wypowiadał słowa.
Odpowiedź Marco była natychmiastowa.
– Mógłbyś być samym, kurwa, bogiem wszechmogącym a i tak powiedziałbym ci to samo.
– Masz problem ze swoim człowiekiem. – rzucił mrocznie Giovanni do Patricka.
– Nie mam żadnego problemu. – nadeszła odpowiedź – Nie wiążą nas prawa włoskiej famigli ani sycylijskich rodów. Jesteśmy, kim jesteśmy. Bronimy tego, co dla nas najcenniejsze do ostatniej kropli krwi. Nie będziemy udawać kogoś, kim nie jesteśmy! Możesz zaakceptować to, że kochamy swoje kobiety i stoją ponad prawem, albo iść z nami na wojnę. Co ci bardziej pasuje w tym tygodniu.
– To chyba leciało tak: Co też kawałek dupy robi z facetem. – jego usta wykrzywiły się w karykaturalnym uśmiechu – My trzej jesteśmy prawie żałośni. Nasz fiut programuje się, jak go wkładamy do cipki. Staje nam kutas, a mięknie nam mózg. Normalnie, kurwa, magia.
– Amen! – powiedzieli jednocześnie Patrick i Marco.
Patrick POV
Giovanni wślizgnął się do pokoju dziecięcego. Maluchy dzisiaj spały razem pod czujnym okiem Lilly na zmianę z Gią. Bliźniaki dostały wspólne łóżeczko i spały wtulone w siebie. Tonia razem z Ivo spała na boku w kołysce, którą dostaliśmy od Fabiano. Produkt, który był tylko koncepcją firmy Ford, został zrealizowany na specjalne zamówienie naszego speca. Najważniejsze było w niej to, że imitowała jazdę samochodem. Darius i Nicola nie mogli bez swojej żyć. Inaczej jak miliony rodziców jeździliby do upadłego, żeby uśpić Ivo.
– Nie można się napatrzeć. – powiedział, stając obok mnie.
Nie starał się ściszyć głosu. Nie było potrzeby. Nasze dzieciaki mogłyby spać obok głośników na weselu i tak by zasnęły. Tak samo w pokoju Antonii zawsze grało radio. Nie wychowywaliśmy dzieciaków w totalnej ciszy, ponieważ nie było o tym mowy w normalnym życiu. W domu zawsze się coś działo, przebywali w nim ludzie. Coś się gotowało, ktoś coś robił w ogrodzie. Słyszałem już irracjonalne opowieści Anji, jak to nie mgła sobie zrobić kawy u siostry, bo najmłodszy siostrzeniec miał drzemkę. Pojebane.
– Nadal czuję się nierealnie. – przyznałem, wpatrując się w kruszynkę w niebieskim body. Maluchy trzymały się za małe paluszki. – Nawet po tych ośmiu tygodniach, mając ją codziennie w ramionach.
– Słyszałem, że córeczka tatusia.
Parsknąłem pod nosem.
– Jak inaczej.
Rzeczywiście mała dawała w kość Anji za każdym razem jak szło do usypiania. Dla mnie wystarczyło, że wziąłem ją na ręce i przytuliłem. Parę minut później odkładałem do kołyski, włączając program z dźwiękami BMW. Czasem odkładałem ją do łóżeczka kiedy zaczynała marudzić. Gdy Anja robiła tak samo, dostawała okrutny koncert płaczu i spazmów. Podobnie z Lilly. Tylko Gia czasem miała szczęście. Tak samo pielęgniarka.
Przez pierwsze cztery tygodnie nawet nie ruszyłem dupy z Balearów. Anja nie czuła się dobrze. Miała ewidentną depresję poporodową. Była wiecznie zmęczona. Reagowała agresją i złością na wszystko, co nie szło po jej myśli lub wyobrażeniu. Nic ją nie cieszyło. Udawała, że się uśmiecha Starała się nie dotykać Antoni, bojąc się, że coś jej zrobi. Lekarz zapewniał, że to minie i argumentował, że bardzo dużo przeszła w ostatnich miesiącach.
Ciało się zmieniło i jeszcze nie doszła do siebie. Bolały ją piersi. Sutki były w jeszcze gorszym stanie. Płakała karmiąc Tonię. Odciąganie pokarmu było jeszcze gorszą torturą. Smarowała je własnym mlekiem, usiłując pozbyć się problemu. Przez pierwsze dwa tygodnie ryczała przez większość doby, a mała była głodna non stop i potrafiła jeść przez godzinę.
Oboje mieliśmy wtedy sporą deprywację snu. Zasypialiśmy z dzieckiem i wstawaliśmy z dzieckiem. Po tym jak wydarłem się na Adama zupełnie bez sensu o jakąś pierdołę, tracąc legendarne opanowanie, odsunął mnie od interesów. Zaczynaliśmy wpadać w błędne koło. Starałem się pomóc, jak mogłem, ale zaczynałem być wyczerpany. W końcu Anja zaczęła karmić Tonię w półśnie i tak w pewnym sensie odpoczywała.
Kilka razy mała przesypiała ciągiem cztery godziny. Moja żona miała o to pretensję, że jej nie obudziłem do karmienia, bo przecież powinna. Ja pierdolę w dupie to miałem! Nie mogłem patrzeć, jak mi się zapadała w siebie na moich oczach. Kurwa nie wiem co gorsze: płacząca żona czy wyjące dziecko, które zamiast piersi dostało pokarm zastępczy. Lekarka zapewniała, że ani jedna, ani druga nie umrze z tego powodu, a skoro Anja ma tak poranione piersi to mimo wszystko i tak lepsze rozwiązanie.
Na tydzień przestała karmić. Zaczęła odciągać pokarm, co wcale nie było mniej bolesne, ale pozwoliło się piersiom zagoić. Dzięki temu nadrobiliśmy brakujący sen. W życiu się tak chyba nie cieszyłem z dziesięciu godzin snu! Jakby mi ktoś gwiazdkę z nieba podarował. Widziałem, że odrobinę odżyła.
Byłem szefem sporej organizacji przestępczej, a okładałem piersi żony opatrunkami żelowymi. I nie czułem się z tym mniej mężczyzną. Ona i tak o wiele więcej przeszła w czasie ciąży, porodu i tych pierwszych tygodni. Chociaż kurwa to mogłem dla niej zrobić. Widziałem jakie bolesne było poruszanie się w pierwszych dwóch tygodniach. Jak nie mogła wygodnie usiąść. A wszystko przez to, że ją zapłodniłem.
Wyrzucała sobie, że wciąż krwawi. Dwa razy byliśmy w nocy interwencyjnie w szpitalu, bo dostała krwotoku. Niby wszystko w normie, jak znów zapewniała ginekolog, która się nią zajmowała, ale Anja miała swoje zdanie. Wielokrotnie słyszałem, jak mówiła do dziewczyn, że jest wybrakowana. Niepełnowartościowa. Że nie nadaje się na matkę i ma zero instynktu.
Kurwa, nawet jeśli byłoby to nasze jedyne dziecko, to nadal wszystko w porządku. Nawet gdyby nie zaszła w ciążę i Tonia by się nie urodziła to też ok! Jest wiele różnych opcji. Adopcja, In–vitro z surogatki. Jej brak poprzedniego doświadczenia z dziećmi także był ogromną blokadą. Parę razy miała na ręku Ivo, ale to nie to samo co własne dziecko, które masz całą dobę.
Co z nim robić? Jak się opiekować? Niekończące się książki o opiece i wychowaniu. Jebana, kurwa lektura do poduszki. I tak od miesięcy. Pielęgniarki wszystko jej pokazały. Były to te same, które zatrudnił Darius u siebie, jak urodził się Ivo.
Uśmiechu na twarzy żony nie widziałem już dawno. To, co malowało się na niej dzisiaj to jakiś sztuczny twór, który mnie osobiście strasznie wkurwiał. Dopiero podczas samej ceremonii dojrzałem w tych ślicznych szaro–zielonych oczach radość. Tęskniłem za kobietą, w której się zakochałem. Chciałem ją mieć z powrotem przy swoim boku. Moją małą, złośliwą, wyszczekaną zołzę. Na co dzień teraz widywałem zmęczony, zapłakany cień człowieka.
Zdawałem sobie sprawę, że dopóki ciało się nie wygoi, nie ma szans, żeby zaczęła cieszyć się macierzyństwem. Zapłaciła bardzo wysoką cenę za danie nam dziecka. Przecisnęła arbuza przez główkę od szpilki. Na szczęście nie musieli niczego nacinać, ale nadal nie było to nic przyjemnego. Ponoć ból był jak łamanie kilkunastu kości. To, co poświęciło jej ciało to kolejna sprawa. Przybranie na wadze, zmiany na skórze, rozstępy. Karmienie piersią, które jest koszmarem.
Cud macierzyństwa? Nie, kurwa! Koszmar ciężarnej i młodej matki. Czy dlatego nazywano to ultimate sacrifice? Najwyższym poświęceniem?
A mój udział w całym wydarzeniu? Zajebisty seks zakończony orgazmem. Więc chociaż tyle teraz mogłem zrobić, żeby zająć się własnym dzieckiem. Podążając za radami Dariusa zatrudniłem dwie pielęgniarki, które pomagały przez pierwszy miesiąc.
– Kiedy ostatnio widziałeś swoje?
Odezwał się dopiero po chwili.
– Miesiąc temu. – włożył dłonie do kieszeni – Marianna złożyła pozew o rozwód.
Skrzyżowałem ramiona na piersi.
– A nie tego się spodziewałeś?
Jakoś trudno było mi uwierzyć, że skoro ja wiedziałem, że Carlos Riviera przygotował papiery rozwodowe, to on o tym nie wiedział.
– Wiem o tych papierach od dawna. – przyznał. Usiadł w fotelu i oparł przedramiona na kolanach. Potarł twarz dłońmi. W końcu zrzucił tę kurewską maskę bezemocjonalnego skurwiela. Pod nią był zaniepokojony facet. Giovanniego ode mnie odróżniała tylko większa impulsywność i konieczność stosowania się do rodzinnych zasad. Poza tym byliśmy jak kolony, przynajmniej odkąd wyciągnąłem mózg z tyłka i ożeniłem się z Anją przed akcją z Dubajem. Nigdy, nie powinienem był jej dosyłać.
– Zamierzasz je podpisać?
Po długiej ciszy pokiwał głową, potwierdzając moje najgorsze przypuszczenia. Jeśli to zrobi, znów wszystko się rozpierdoli i to konkretnie!
– Obiecałem Ci, że pozwolę jej odejść jeśli uzna, że to nie wypali. Te papiery o tym świadczą.
– Ona się pogubiła Giovanni. – powiedziałem spokojnie – Gdyby Anja mogła, rozszarpałaby mi obecnie gardło. Rodziła prawie dobę, zmagając się z bólem, który zrozumieć może tylko ten, który był torturowany.
Jak to określiła urocza i łagodna Nicola, poród był jak: wyjście obcego przez rozrywaną klatkę piersiową Sigourney Weaver w ósmy pasażer Nostromo.
– Nigdy nie torturowałem kogoś przez dobę w ciągu. – zaprzeczył – To miesza w głowie.
– Na godzinę przed urodzeniem Tonii błagała lekarza o cesarskie cięcie. – westchnąłem, patrząc na córkę i przypominając sobie wycie Anji. – Słuchanie krzyków torturowanych zwykle jest bardzo przyjemne i burzył ci krew, napędzając adrenaliną. Ale jej krzyki. Kurwa... jakby mnie ktoś torturował jednocześnie. Przez cukrzycę krwawiła o wiele dłużej i intensywniej niż inne kobiety. Ja pierdolę, to ile one poświęciły dla nas! – przeczesałem włosy nerwowo – To się nie mieści w głowie. A potem opieka nad dziećmi. Kurwa, nikt nie uprzedzał, że to będzie tak wyglądać.
– Cud macierzyństwa. – zakpił.
Siedzieliśmy w ciszy kolejne minuty, obserwując spokojne oddechy dzieci. Cała czwórka. Nadzieja naszego pokolenia. To oni kiedyś będą kierować tą organizacją. Młode wilki, które przygotujemy do ich roli.
– Wybaczyłeś jej?
Uśmiechnął się smutno. Marcel zaczął marudzić. Podszedł do kołyski i pogłaskał synka po pleckach.
– Już dawno. – przyznał.
– Więc po co ten cyrk? – zapytałem, unosząc brwi.
– A myślisz, że jak zmusiłem ją, żeby tu przyleciała? – spytał zmęczonym głosem – Obiecałem jej papiery w zamian za ostatni show.
– Kurwa, ona jest w ciąży.
Zmierzył mnie mrocznym spojrzeniem. Owszem nie miałem prawa się wpierdalać między młot a kowadło, ale Marianna wyglądała na zagubioną. Czuła się zraniona do żywego mięsa tym, że nie przyklasnęliśmy samowoli z Nikolayem. Po tylu miesiącach nadal była zakochana w mężu, a jednak zbyt dumna, żeby przyznać się do błędu. Widziałem, jak wypatrywała, czy przyleciał sam. Pokręciłem głową z rezygnacją, widząc, że Carlos Riviera przywiózł ją z Barcelony. Robiła wszystko, żeby udowodnić, że to małżeństwo się skończyło, ale trudno było nie zauważyć tęsknych spojrzeń. Wodziła za Giovannim oczami, kiedy jej się wydawało, że nikt nie patrzy. I nie tylko ja to widziałem.
– A ja nawet nie wiem, czy to syn, czy córka. – spojrzałem na niego, wahając się, czy powiedzieć prawdę – Ale ty wiesz...
– Anja mi powiedziała. – przyznałem w ramach niepotrzebnego usprawiedliwienia – Bliźniaki dwujajowe. Chłopiec i dziewczynka. – pokiwał głową, przymykając oczy. Uśmiechnął się pod nosem – Ale ty i tak zamierzasz podpisać te jebane papiery.
– A lepiej, żeby nazywano ją dziwką Riviery? Wtedy mógłbym ją ewentualnie zabić. A to nie wchodzi w rachubę.
Carlos Riviera był prawnikiem i niepotrzebnie zupełnie wjebał się w sam środek tego konfliktu. Z tego co sam mi wyjaśnił, było mu żal Marianny. Spotkali się w Chicago, jak przywiózł papiery do podpisu. Poszli na lunch. Był miły a jej się ulało – tak mi dokładnie powiedział. Przytulił ją do siebie, pogłaskał po głowie, wysłuchał. Niestety, ale w powiedzeniu: ramię do wypłakania i kutas do ujeżdżania, była tylko prawda. Więź emocjonalna była o wiele ważniejsza dla kobiety niż sam seks. Seks musiał być powiązany z uczuciami.
– Więc tak po prostu z niej zrezygnujesz?
– Nic tu kurwa nie jest po prostu! – wycedził z wściekłością, zrywając się z miejsca. Podszedł do okna i spojrzał na morze. Był ewidentnie wkurwiony. Emanowała z niego wściekłość.
– Oczywiście, że nie jest. – zgodziłem się – Oboje jesteście dumni do porzygania. Ona udaje, że to koniec, a ty podpisujesz jej papier, a po prawdzie to kurwa marzysz, żeby jej dotknąć, przytulić i pocałować.
– Przyganiał kocioł garnkowi! – odwarknął.
– Chcesz mieć to samo co ja, kiedy mi ją kazałeś odesłać?
– Liczyłem na to, że znaczy dla ciebie zbyt wiele.
– I się przeliczyłeś. Może ona liczy na to samo? Idź kurwa na dół, zatańcz z nią. – warknąłem rozkazująco – Pocałuj, uwiedź, weź do łóżka i wyruchaj problemy z głowy.
– Żeby jutro mogła mi rzucić w twarz, że wykorzystałem fakt, że jest na hormonowym haju? – zadrwił sam z siebie – Dzięki, ale nie.
– Jesteś pewny, że ma romans z Carlosem? – oparłem się o framugę z drugiej strony – On zaprzecza.
– A przyznałby się?
Giovanni zapominał o bardzo istotnym dla całej akcji fakcie!
– Mówimy o Mariannie. – przypomniałem – Przez swojego ojca, który miał dwie rodziny, ona ma bardzo silnie zakorzenione przekonanie o niezdradzaniu. Poza tym nie widzę zupełnie chemii między nimi.
Owszem razem zajmowali się bliźniakami, ale to tyle.
– Nie będę jej trzymał na siłę w tym związku.
Jezu miałem ochotę mu jebnąć. I powstrzymywały mnie tylko śpiące dzieciaki i to, że to było moje wesele!
– To kiepska wymówka. Masz z nią dwoje dzieci i dwoje w drodze.
– Zachowuję prawo do odwiedzin.
Nie podobało mi się to, co podprogowo mi mówił.
– Zamierzasz też zrezygnować z kierowania rodziną?
Znów odpowiedź bez żadnego wahania.
– Przyczyna i konsekwencje. – odparł, patrząc na synów.
Kurwa! On naprawdę miał zamiar podpisać papiery rozwodowe, a potem zrzec się kierowania rodziną! A wszystko dlatego, że Marianna musiała postawić na swoim. To będzie przewrót władzy. W zależności kto zasiądzie na tronie: będzie kontynuacja polityki albo totalny rozpierdol!
– Ty je już podpisałeś i doskonale wiesz, co się stanie. – powiedziałem z frustracją.
– Nie chciałem zakłócać waszego wesela. Machina ruszy za tydzień.
Przez głowę przemknęło mi miliony scenariuszy. To nie był tylko jego problem a nas wszystkich.
Nadchodziła wojna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro