Part 31
Ze specjalną dedykacją dla @Pyska2701 - bez niej ten rozdział nie kończyłby się w tym dokładnie miejscu :D Miłej niedzieli kochani!
Margo POV
Trzaśnięcie drzwiami sprawiło, że podskoczyłam na łóżku.
Bolała mnie stopa. Bolała głowa. Ale najbardziej serce i dusza, których nie powinnam mieć. Chciałam mieć ciastko i zjeść ciastko. Uwolnić się i dokończyć swoje sprawy. Gdyby nie idiota Romanov, który zrobił się niecierpliwy, wszystko mogłoby skończyć się inaczej.
Wpatrywałam się w sufit w kompletnych ciemnościach, analizując wszystko od początku.
Naprawdę chciałam się trzymać od niego z daleka, ale już w Genewie spojrzałam na te cholerne intensywne zielone oczy i zawiesiłam się na parę sekund, po prostu wpatrując w przystojnego faceta. Było w nim coś takiego...
Nie sądziłam, że za przystojną powierzchownością stoi jeszcze inteligentniejszy facet. Patrick wybrał go jako ochronę Anji z bardzo ważnego powodu: odwracał od niej skutecznie uwagę. Nikt nie zapamiętywał kobiety. Każdy przystojnego ochroniarza. Plan idealny.
Potem się okazało, że nie jest tępym mięśniakiem, któremu rodzicie załatwili dyplom z najwyższą dystynkcją. Naprawdę studiował w stanach. Jedna rozmowa i jego wysokie IQ nie pozwoliło mi przejść spokojnie obok. To się po prostu stało! Usiłowałam go zniechęcić. Facetom nie chce się starać dla laski, którą chcą tylko przelecieć. Liczą na szybki podryw, załatwienie sprawy i: następna proszę.
Ale nie Marco.
On od pierwszego spojrzenia przeszywał cię wzrokiem. Analizował. Musiał od początku coś podejrzewać, że w ogóle pozwolił mi się do siebie zbliżyć. Reszta to już równia pochyła w dół. Starałam się jak mogłam ściągnąć to co między nami było do czystego seksu, ale... i tak nie wyszło.
Przekręcałam się z boku na bok, ale sen nie nadchodził. Usiłowałam medytować, ale przy tak wyczerpanym mózgu, nie byłam nawet w stanie się wyciszyć a co dopiero zrelaksować. Dodatkowo noga napierdalała mnie konkretnie, przypominając o tym co się działo wieczorem.
Ktoś musiał posprzątać ten bajzel.
Przed szóstą rano słyszałam zgrzyt odblokowywanego zamka. Byłam w trakcie wyciągania odkurzacza z pomieszczenia gospodarczego. Wychyliłam się zza drzwi. Z rozczarowaniem zobaczyłam Alexa. Szarpnęłam za rurę i sprzęt wytoczył się przez próg. Chociaż raz nie był to jakiś wymyślny cud technologiczny.
– Co tu robisz?
– Rozczarowana? – zakpił, idąc w stronę kuchni. Za jego plecami wzruszyłam ramionami.
Jeśli myślał, że zrobi sobie kawę to chyba tylko, jeśli naleje ją sobie w ręce. Marco wytłukł wszystko. Kubki, talerze, kieliszki, szklanki. WSZYSTKO. Dosłownie. Nawet wazon z kwiatkami. Uratowałabym je, ale nie bardzo miałam jak. Popatrzyłam na połamane łodygi i wrzuciłam je do kosza.
– Marco kazał mi mieć na ciebie oko. – otworzył szafkę, w której zazwyczaj były kubki.
Powodzenia.
Upuściłam rurę i zaczęłam wyciągać kabel, żeby sięgnąć do gniazdka. Zajrzał do zmywarki, ale ona też była pusta. Dopiero wtedy odwrócił się do mnie. A potem spojrzał za mnie. Nie trzeba być geniuszem, żeby zorientować, kiedy zauważył dziurę w ścianie. O moich podkrążonych, czerwonych i opuchniętych oczach nie wspomnę. Na nadgarstkach miałam czarne sińce. A na szyi odcisk dłoni. Jeszcze go nie widział, bo byłam schylona. Zerknęłam przez ramię, był zaszokowany.
– Co tu się stało? – wyszeptał pytanie. Wyprostowałam się, ciągnąć odkurzacz do salonu a tym samym pokazując swoje obrażenia. Oczy niemal wyszły mu z orbit. – O kurwa!
– Różnica zdań. – mruknęłam – Nie jesteś tu, żeby się nade mną litować, tylko pilnować, żebym nie spierdoliła. Do tego nie musisz gadać!
Chcąc uciąć rozmowę, włączyłam odkurzacz. Nawet nie słyszałam przez jego szum, że wyszedł. Zorientowałam się, że go nie było, bo po posprzątaniu całego salonu na blacie stały dwa kubki. W jednym z nich była już kawa. Wzięłam drugi.
– Co cię napadło?
– PMS. – odparłam bagatelizując.
– Marco ci to zrobił? – nie mógł uwierzyć.
– Czemu nie pytasz co ja zrobiłam jemu? – posłodziłam swoją kawę.
– Brzmiał, jakby był wkurwiony, ale zakładałem, że coś się stało w Monaco i musiał lecieć w środku nocy.
Westchnęłam po pierwszym łyku.
– Ja zaczęłam. – usprawiedliwiałam Marco – On mi oddał. Był wkurwiony, ja jeszcze bardziej. A potem to już poleciała regularna bójka jak w najgorszej spelunie. – wciąż spoglądał na mnie z niedowierzaniem – Tak to jest jak twoja laska też wie jak się bronić.
– Tego o tobie nie wiedziałem. – zmarszczył brwi.
– Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. – puściłam mu oczko – Jak dam ci listę rzeczy, zrobisz zakupy?
Skrzywił się.
– Mam cię nie odstępować na krok.
– A ja nie mogę tak wyjść na dwór. Nie przy tym upale. Poza tym nie chce, żeby ktokolwiek to widział, więc nie mogę poprosić żadnej z dziewczyn. Nie chcę też, żebyś miał kłopoty. – zastrzegłam.
Myślał chwilę.
– Zrób listę. – poprosił, sięgając po telefon – Ktoś wszystko kupi i dostarczy na recepcję.
Marco POV
Miałem wyrzuty sumienia, a to nie ja kłamałem od początku naszej znajomości. Nie ja oszukiwałem. A jednak cały pierdolony tydzień miałem przed oczami rękę zaciskającą się na jej gardle. Ten widok wyrył mi się pod powiekami i kiedy przymykałem oczy, rozgrywał na nowo.
Alex wysłał mi zdjęcia wszystkich widocznych obrażeń. Od granatowych sińców na nadgarstkach, do idealnego odcisku dłoni na szyi. Poniosło mnie. Jak nigdy, kurwa, w życiu. Skrzywdziłem kobietę.
Gretę Eden! Nie jakąś tam kobietę!
Gdyby chciała obroniłaby się. Widziałem podczas naszej bójki na początku, że paruje ciosy idealnie. Nadawałby się na sparingpartnera. Wpierdoliłaby nie jednemu z moich ludzi. A jednak... pozwoliła mi siebie skrzywdzić.
A wszystko, ponieważ ukrywała White Rabit. Zrozumiałem, dopiero kiedy wyjawiła mi tożsamość. FUBAR nie oddawał tego, w co wdepnęliśmy. A pewnie Margo trzymała jeszcze coś w zanadrzu – jakiś, kurwa, jebany, podziemny garaż szaleństwa. Z jednej strony chciało mi się śmiać, że Romanov nie wiedział. Tyle że Tobias był manipulantem pierwszej wody.
Siedziałem w kasynie w Monaco, czekając, aż Antonio znajdzie dla mnie tego kapusia. Rozsiadłem się wygodnie, szeroko rozstawiając nogi, a ramiona rozciągając na oparciu. Wpatrywałem się w parę naszych eskort, które pojawiły się wcześniej. Jedna z nich zwracała na siebie szczególną uwagę. Ludzie, którzy nieświadomie się denerwują, są jak latarnie morskie podczas bezksiężycowej nocy. Dokładnie tak zachowywała się blondynka, której nie znałem. Była nowa. Nie widziałem jej tu poprzednio.
Kobiety zazwyczaj reagowały na mnie uśmiechem oczekiwania co będzie dalej, a moje zainteresowanie odbierały jako coś pozytywnego. Ale nie ona. Im intensywniej się w nią wpatrywałem, tym bardziej wydawała się ożywiona w rozmowie z pozostałymi. Głośny śmiech zabrzmiał nadzwyczaj sztucznie. Jakby jednocześnie się bała, ale chciała, żebym zwrócił na nią uwagę.
– Na co ci ta kelnerka, której szuka Antonio? Margo nie spełnia twoich oczekiwań? – spytał Adam, siadając obok mnie. Spojrzał na prawie pustą butelkę i poprosił przechodzącą kelnerkę o nową i kawę dla siebie. – Wychlałeś to sam?
– Tak. – pewnie dopóki nie będę się musiał poruszyć, alkohol nie miał znaczenia. Gorzej jak przywiozą tę sukę i przyjdzie do przesłuchania. Mało prawdopodobne, żebym dał radę. Luca da radę, a gdzieś tu się kręcił.
– Tak, że Margo się nie zaspokaja czy że wychlałeś sam?
– Że wypiłem.
- Nie za wcześnie na to, żeby się schlać?
- W jakimś kraju z pewnością jest piąta po południu.
– Co się dzieje?
Westchnąłem, wpatrując się w sufit. Alkohol sprawiał, że myślałem wolniej, ale musiałem się zresetować. Poukładać elementy i priorytety w najbardziej słusznej kolejności.
Odblokowałem swój telefon i podałem mu, otwierając galerię ze zdjęciami. Po pierwszym uniósł brwi do góry, a po kolejnych zmarszczył czoło.
– Co jej się stało?
– Ja. – przyznałem ciężko.
Uniósł brwi do góry.
– Daliście sobie po razie?
– Mało powiedziane.
Rozsiadł się wygodnie na kanapie i założył dłonie na karku. Lena postawiła przed Adamem kawę a po mojej stronie nową butelkę whisky.
– A jaki był powód?
– Byłem wkurwiony.
Milczał długą chwilę. Nalałem sobie kolejnego drinka.
– Czy to ma coś wspólnego z najazdem na laboratorium we Florencji przez Romanova? – spytał domyślnie.
– Wszystko. – podniosłem szklankę do ust.
– Co łączy Romanova z Florencją i nami, poza Gretą?
– White Rabbit.
Adam napił się kawy.
– Ona ci miesza w głowie. – rzucił, kręcąc głową z niedowierzaniem.
– Już bardziej się nie da.
Oddał mi telefon. Wrzuciłem go do kieszeni. Antonio zmierzał do nas przez pusty klub. Przywitał się z Adamem i usiadł naprzeciwko niego.
– Złe wiadomości. – zerknął na stół – Obaliliście to we dwóch?
– Ja przyjechałem z pół godziny temu – uświadomił mu Adam, podnosząc do góry filiżankę – Ja mam inną truciznę.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
– Kurwa. – podsumował – W życiu nie widziałem cię pijanego.
– I nie zobaczysz. Jakie masz złe wiadomości?
Wzruszył ramionami.
– Ta laska, której szukasz. Nie było jej w domu. Zleźliśmy ją w kostnicy.
Tym mnie zaskoczył. Adam uniósł brwi do góry.
– Na co nam ta laska? – spytał Adam.
– Margo zrobiła się terytorialna i chlapnęła, że wszystkie laski mają się trzymać od nas z daleka albo czeka je niespodziewana wizyta Grety Eden. – obaj parsknęli na to oświadczenie – Do tego zrobiła to, trzymając nóż na jej gardle.
– Cudnie. Myślisz, że wieść się rozeszła?
– Biorąc pod uwagę, że ktoś ją zajebał? Lotem błyskawicy! – rzucił Antonio.
– To i tak lepiej ktoś niż my. – mruknąłem.
– Nie widziałeś raportu patologa.
– Mleko się wylało, jednym słowem. – podsumował Adam.
Wziąłem długi łyk, ale alkohol przestał mi smakować. Złapałem spojrzenie kobiety przy barze. Spoglądała na mnie w ten sam sposób co Margo. Z lekko pochyloną głową w lewo.
– Nie klepiemy kapusiów po główce. – Adam uniósł brwi w zdumieniu, na moje oświadczenie – W rezultacie mamy straty we Florencji na kilkaset tysięcy. Alicja nie jest zadowolona.
– Też nie jestem. – dołączył się Adam.
– Kto ją tu polecił? – spytałem, wpatrują się w blondynkę przy barze.
Antonio przesunął wzrokiem po swoich dziewczynach.
– Jedna z już pracujących dziewczyn.
– Sprawdź ją. – rozkazałem – I to dokładnie.
– Się robi szefie. – Antonio się podniósł i podążył za moim spojrzeniem – Mam ją tu przysłać?
Wykonałem nieokreślony gest ręką, który uznał za: tak. Adam westchnął głośno i oparł głowę o oparcie kanapy. Wypchnął policzek językiem.
– Nie chcesz tego robić. – powiedział cicho.
Dziewczyna, kręcąc biodrami, powoli szła w naszą stronę.
– Naprawdę? – zapytałem mrocznie, biorąc łyk ze szklanki – Niby dlaczego?
– Nie poczujesz się lepiej, nie odwrócisz swoich uczuć. Nie sprawisz, że Margo będzie znaczyła mniej. Jedyne co zrobisz, to sam siebie zdegradujesz. – wstał z miejsca – Ale to twój fiut.
– Wszystko, co nas łączy to kłamstwa i seks.
– I to cię przekonuje? Miałem o tobie zbyt wysokie mniemanie. – machnął ręką i odszedł.
Dziewczyna pokonała nieśpiesznie dwa schodki. Przyjrzałem się długim, niezwykle zgrabnym nogom. Szczupła z wysoko osadzonymi piersiami. Sterczały pod srebrną obcisłą sukienką, a sutki wypychały materiał. Nosiły wszelkie znamiona doskonałej pracy jakiegoś chirurga. Przerzuciła włosy przez ramię kobiecym gestem. Margo zawijała je na palcach i odrzucała do tyłu. Nie podobała mi się ta wizja. Chciałem dzisiaj na jedną noc zapomnieć o Margo, jej kłamstwach i fałszywych wyznaniach.
Dobrze, że miała swojego drinka, mogłem zaproponować tylko szkocką. Wskazałem palcem kanapę. Znów się napiłem, ale alkohol przestał mi smakować.
– Ktoś ci powiedział kim jestem? – zapytałem, zakładając kostkę na kolano. Jej spojrzenie powędrowało do krocza moich spodni.
– Tak. – na wydechu oblizała usta.
To nie było zachęcające, to było niemal wulgarne. Obsada Monaco to profesjonalistki. Skąd wyciągnęli tę laskę? Czemu nikt jej nie sprawdził? Zamiast unieść brew, zagrzechotałem kostkami lodu. Spojrzała na moją lewą rękę. Kolejny błąd! Chuj ją powinno obchodzić czy jestem żonaty.
– Dali ci jakieś imię? – potrafiłem grać prostaka, jeśli było mi to na rękę.
Pochyliła się w moją stronę, a lejący materiał sukienki odsłonił zawartość dekoltu.
– Georgiana. – uśmiechnęła się, przysuwając bliżej.
– Bardzo dystyngowane imię.
– Cieszę się, że ci się podoba. – upiła ze swojego drinka – Wszyscy mówią do mnie Gigi.
Idealna ksywka dla laki tańczącej na rurze.
– Jak ci się podoba Monaco?
Zaczęła coś paplać bez sensu. Zgubiłem się po drugim słowie. Nie byłem zainteresowany tym, co ma w głowie. Zastanawiałem się, czy skro tyle pierdoli, będzie miała siłę mi dobrze obciągnąć, bo chyba wyruchać bym jej nie chciał. Była ładna, ale widywałem ładniejsze. Pracowały tu ładniejsze.
Zupełnie intencjonalnie położyła dłoń na moim udzie. Zupełnie mnie to nie ruszyło.
Generalna zasada była taka, że to one zagadują klientów, tworzą atmosferę. Wiedzą co mają robić, jak pokierować rozmową, rozwinąć ją. Subtelne uwodzenie bez wulgaryzmów, ostentacyjnych zachowań czy flirtów. Sprzedawaliśmy damy, a nie dziwki.
Nadal mówiła, a ja wciąż nie słuchałem. Była jak kiepski dźwięk w tle. Przesuwała palcami od kolana po szczyt mojego uda. Zero, kurwa, reakcji. Nienawidziłem Margo w tej chwili. Tego jak mnie od siebie uzależniła i jak sprawiła, że żadna laska nie mogłaby jej zastąpić.
Owszem zdarzało się nam ruchać co popadnie. Robić orgie po jakiś akcjach z adrenaliną w roli głównej. Jak na przykład po stu pięćdziesięciu milionach – to było coś. Ja, Alessi i Aiden chędorzyliśmy dziwki do białego rana. I one tam były w konkretnym celu. Rozłożyć nogi, mieć mokrą cipkę, chętne usta i zdolne ręce.
– Może przejdziemy do konkretów? – spytała tonem, który miał być uwodzicielski.
Georgiana nie znała swojego miejsca. Obecnie i do odwołania byłem tu szefem. Nikt jej nie uświadomił, jak powinna zabawiać szefa? Patrick już za pierwszym razem, kiedy pojawiła się w kasynie Anja rozkazał, żeby panienki trzymały się z daleka, chyba że dostaną werbalną instrukcję od zainteresowanego. A tego ode mnie nie otrzymała.
– Chodźmy
Wstałem, zachęcając ją, żeby zrobiła to samo. Znów powędrowałem myślami do Margo. Skoro się dla niej nie liczyłem i najważniejsza była manipulacja oraz zapewnianie sobie ochrony, zamierzałem sobie samemu udowodnić, że nic dla mnie nie znaczy. Jeśli przelecę inną, złamię to idiotyczne zaklęcie, jakie na mnie rzuciła Greta Eden swoim ciałem. Na myśl o słodkich, chętnym ciele Margo przyrodzenie stanęło mi na baczność.
Wepchnąłem ją do pierwszego pokoju. Stanęła na środku i jednym szarpnięciem sukienka znalazła się na podłodze. Zero finezji, podniecania powolnym zdejmowaniem ubrania. Margo... Kurwa! Muszę przerwać ten krąg, skup się na ruchaniu!
Podszedłem bliżej, palcem wodząc od obojczyka przez łopatki, kark do drugiego. Gęsia skórka wykwitła na przedramionach. Piersi sterczały do góry. Świetna robota chirurga plastycznego! Do tego w oprawie ciemnych koronek. Zacisnąłem dłoń na krągłym pośladku.
Odwróciła się do mnie z uśmiechem i namiętnym spojrzeniem. Zaczęła rozpinać guziki koszuli, obsypując pocałunkami skórę. Zamknąłem oczy. Pod powiekami widziałem pełne usta Margo sunące po skórze. Mruknęła z zadowoleniem, sięgając do mojego sztywnego penisa. Rozpięła klamrę paska, guzik i zabrała się za rozporek.
ciąg dalszy we środę :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro