Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 26

Z góry wybaczcie wszelkie literówki! Jeszcze dopisywałam do tej sceny fragmenty :) 

Watt znów się nie popisał, więc przypominam, że wczoraj opublikowałam dwa rozdziały 24 rano oraz 25 wieczorem. Miłego dnia! Kolejny rozdział w sobotę!

Wiem, że nie da się komentować rozdziału. Watt niestety znów daje o sobie znać :( 



Margo POV

Drzwi się zamknęły, pozostawiając nas w ciszy. Marco przysunął sobie krzesło. Usiadł na nim okrakiem. Zaplótł ramiona na piersi.

– Działa?

Przymknęłam oczy. Wzięłam kilka oddechów, żeby się wsłuchać w siebie.

– Działa.

– Chcesz o coś zapytać, zanim zaczniemy?

– Przesłuchiwany stał się przesłuchującym? – nie rozumiałam, czemu mi na to pozwalał – Jak... zaskakująco i niestandardowo.

– Mamy dużo czasu. Nie zamierzam się śpieszyć. – zapewnił z błyskiem w oku.

– Nie boję się Ciebie.

– A powinnaś. – uśmiechnął się drapieżnie – Może jednak Tobias za bardzo wyprał Ci mózg?

Przymknęła oczy i rozluźniłam szyję, biorąc oddech. 

– A może nie jesteś dla mnie taki straszny? 

– Naprawdę? 

Nie patrzyłam teraz na Marco jako swojego kochanka, ale na przerażające oblicze egzekutora. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji poza okrucieństwem. Nawet uśmiech budził wszelkie możliwe dzwoneczki alarmowe. Tego mężczyzny i barbarzyństwa w jego oczach należało się bezwzględnie bać. Czy byłam głupia, wciąż pamiętając poranny pocałunek w kark? Muśnięcie warg na swoich po lądowaniu? Strach nie potrafił się przebić, przez upojny zapach morza, soli i mężczyzny.

Zamrugałam, wracając do rzeczywistości. Ten ich środek był naprawdę świetny.

– Śmierć z twojej ręki i tak będzie najlepszym scenariuszem, jaki mogłam sobie wymyślić.

– Tak ci się tylko wydaje. Czego nie bierzesz pod wagę to tego, że zabiję cię w ten sposób, w jaki najbardziej cię przeraża. 

Wiedziałam, że mówi całkiem serio. Dokładnie ta żądza zemsty lśniła teraz w jego zielonych oczach. Czemu nie czułam strachu po takim oświadczeniu? Powinnam.Czy to wina narkotyków?

– Od kiedy wiesz, kim jestem?

– Od początku.

Wyrwało mi się parsknięcie. Był koszmarnym kłamcą.

– Kłamiesz.

– Od kiedy byłaś chora.

– Co się stało, kiedy byłam chora?

Wstał i przyniósł tablet leżący na stole. Odszukał nagranie. Odwrócił urządzenie, tak żebym widziała. Obejrzałam, jak parokrotnie napinam całe ciało. Po policzku znów spłynęła mi łza. Nie mogłam jej powstrzymać. Wspomnienia pomieszane ze środkiem nie pozwalały mi odgrodzić emocji. Znów czułam ból tamtych wstrząsów. Przesunął video. Płynnym wyćwiczonym ruchem usiadłam na Marco i złapałam go za gardło. Przełknęłam ciężko. Wszystko jasne. Po tym nie mógł mieć wątpliwości.

– Pokazałem to nagranie Patrickowi, w dniu, w którym się wyprowadziłaś.

– Czy dlatego chciałeś, żebym została? Żeby mieć mnie na oku? – odwrócił się tyłem i odniósł tablet – Szczerość za szczerość Marco. – zaproponowałam.

– Miałaś dużo czasu na szczerość. Nawet parę miesięcy. – zakpił – Czy to twoje wszystkie pytania?

Wrócił na swoje miejsce na krześle. Bałam się zapytać o najważniejsze. Wolałam umrzeć w fałszywym przeświadczeniu, że to, co wydarzyło się między nami, nie było udawane. Ale on myśli, że udawałaś kretynko.

– Tak.

– Moja kolej zatem. – oparł przedramiona na oparciu krzesła i splótł palce – To zacznijmy od prostych rzeczy. Jak się naprawdę nazywasz?

– Margo Garcia.

– Kim jest Greta Eden?

– Tożsamością stworzoną przez mojego brata, żeby ukryć, kim jesteśmy. – wyznałam – W żadnym paszporcie nie ma mojej prawdziwej twarzy. Dopiero Baleary przekroczyłam na swoich dokumentach.

– Czemu Baleary?

– Pod latarnią najciemniej. 

Nie pytaj mnie o White Rabbit! Proszę, nie pytaj! Nigdy o nią nie pytaj!

Prychnął.

– Przynajmniej szczerze! Co się stało z pieniędzmi Tobiasa?

– Nie wiem. Dotarłam do Genewy i chciałam się nimi zająć, ale oba konta były wyczyszczone.

– Oba? – uniósł brwi do góry.

– Jedno było Tobiasa, drugie było moje. Te dwa miliony od Was siedziały na tym drugim. Kod hakerski był rosyjski. – przełknęłam ciężko, powtarzając w myślach: nie pytaj mnie o White Rabbit! Proszę, nie pytaj! – Nie dało się go wyśledzić. Ledwo udało mi się zalogować. Tam były tagi, gdyby spróbowała podążyć za nimi, byłoby wiadomo, gdzie jestem, kim jestem i jak naprawdę wyglądam.

Zielone oczy świdrowały mnie spojrzeniem. Znów opuszkami uderzałam w nogę krzesła. Serce zaczęło mi przyśpieszać, a ja nie mogłam go powstrzymać. Oczy Marco podniosły się na monitor. Dotknęłam językiem górnej wargi, chcą powstrzymać atak paniki.

Musisz się zakotwiczyć w rzeczywistości. Pięć rzeczy, które widzisz: Marco, kamera, ściana, drzwi, broń. Cztery rzeczy, których możesz dotknąć: opuszkiem palca nogi od krzesła, językiem wargi, stopą podłogi, kciukiem małego palca.

– Czym się denerwujesz kochanie? – spytał tym swoim cholernym aksamitnym, niskim wibrującym tonem, którego używał w łóżku. Przymknęłam oczy. 

Trzy rzeczy, które słyszysz: swoje serce, jego glos, oddech. Dwie rzeczy, które możesz poczuć: Pot na karku, strach... Jedna rzecz, której możesz posmakować: miedziany posmak krwi w ustach.

Dotknął kciukiem moich warg i przesunął po nich pieszczotliwie, jak to robił wielokrotnie. Zjechał nim aż do ucha. Przycisnął kciuk do punktu pulsu. Pogładził go. Nadal na mnie nie patrzył. It's a lie. It's a lie. You're a liar. Przypomniała mi się piosenka Anji.

Głęboki oddech. Zabrał rękę.

– Od razu lepiej. – jego oczy wróciły do mnie – Czy chciałaś skrzywdzić moją siostrę?

– Nie.

– Czy zaaranżowałaś sytuację w barze, czy po prostu wykorzystałaś ją do własnych celów, żebym Ci był wdzięczny?

Czy naprawdę myślał, że byłam tak wyrachowana?

– Nie i nie. – zaprzeczyłam – Zrobiłam wszystko, żeby skupili swoją uwagę na mnie, żeby tylko ochronić Oanę.

Wpatrywał się we mnie bez emocji.

– Czy chciałaś się zemścić? Na mnie, na kimkolwiek kogo znam?

– Nie.

Cały czas zadawał mi pytania zamknięte, na które odpowiedź mogła brzmieć: tak lub nie. 

– Dlaczego?

– Ponieważ widziałam, jak traktujesz swoją siostrę, jak zajmujesz się Anją i Sofią. Jesteś dobrym człowiekiem. – parsknął na to oświadczenie – Nie w takim sensie jak ludzie myślą. Dla nich będziesz potworem, który zabija i okalecza innych. Ale dla mnie jesteś tym potworem, który znajduje się po mojej stronie szachownicy. Rozumiesz, jak to jest, kiedy się oddziela emocje od logiki. – słowa wymykały mi się z ust, zanim zdołałam je powstrzymać – Nie dorastałam, mając u boku kogoś, na kim mogłabym się wzorować, kto byłby moim autorytetem. Dorastałam, mając obok siebie człowieka, którym nie chciałam się stać i będąc obserwatorem sytuacji, w które nie chciałam być wplątana. Nie każdy z nas dostaje dobre karty od życia, ale po dwudziestu siedmiu latach postanowiłam, że czas przetasować talię. Nie chciałam się zbliżyć do Ciebie. Robiłam wszystko, żeby to się nie stało, ale za każdym razem, kiedy myślałam, że udało mi się zdystansować... pojawiałeś się znów.

Podniósł się i odstawił krzesło pod ścianę. Podszedł bliżej tak, że ukucnął przede mną. Czy robił to, żebym poczula, że mam nad nim władzę? Żebym się rozluźniła to mi rozwiąże język? 

– Jak bezgranicznie doceniałem twoją przyjaźń z moją siostrą, przespałem się z tobą przy pierwszej nadążającej się okazji, bez żadnych zahamowań.

– Jesteś facetem. To robicie. To wszystko było dla Ciebie kłamstwem.

Oparł dłonie na moich kolanach.

– Nie jestem nastolatkiem, który spuszcza się na widok cycków. Mogłem Cię powstrzymać.

Wyciągnął nóż z kabury na ramieniu.

– Ale nie chciałeś. 

– Nie, nie chciałem.

Spojrzałam na nóż. Czy to już koniec zdawania teorii? Czy teraz przejdziemy do zadań praktycznych? 

Wpatrywałam się w niego, a im dłużej to robiłam, tym bardziej chciało mi się płakać. Moje oczy wypełniły się łzami. Nie chciałam, aby spłynęły. To byłaby oznaka słabości. Nie chciałam, żeby myślał, że jestem słaba, chociaż tak naprawdę przy nim stawałam się podatna na emocje.

Słaba... Przy nim nie musisz być silna. Wiesz, że jest w stanie cię obronić. Zawsze cię obroni. 

 Spojrzałam do góry, usiłując pozbyć się łez mruganiem.

– Powiedz to, o czym pomyślałaś.

Wytrzymałam dwa uderzeni serca, nim odpowiedź opuściła moje usta.

– Sprawiasz, że staję się słaba, że nie potrafię kontrolować emocji. – jedna z łez spłynęła w dół – Mój mózg nie powinien brać pod uwagę emocji, powinny być oddzielone od logicznego myślenia, a jednak kiedy jestem z tobą, moje ciało bierze górę nad logiką. Czuję... rzeczy, których nie znam i nie potrafię nazwać. Zasypiam przy tobie.

– Czy to źle?

– Nie! – zaprzeczyłam gwałtownie, a łzy popłynęły po policzkach.

– Pozwolę Ci zatrzymać jeden sekret! – zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, czy to taktyka na otrzymanie informacji co jest dla mnie najcenniejsze – O co mam nie pytać? Ani teraz, ani nigdy?

Nigdy? Czy on zakładał, że wyjdę stąd żywa?

– Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz?

– Nie wiesz. – odparł z prostotą. Podniósł się, zakładając ręce na piersi.

– White Rabbit.

Jego brwi powędrowały do góry.

– Kumpleka hakerka, jest twoim największym sekretem?

– Tak.

– Dlaczego?

– Bo wszystkie inne sekrety nie są moje. – nie miałam innej odpowiedzi.

Milczał przez kilka oddechów, a ja gorączkowo zastanawiałam się, jak bardzo teraz ją naraziłam. Czy popełniłam błąd? Jeden Margo? W mojej głowie rozległ się szyderczy śmiech Tobiasa. To już seria błędów. Jeden za drugim. Jeden gorszy od kolejnego. A wszystko to, bo...? Zachciało mi się poznać, jak smakują uczucia.

– W takim razie... Sekret za sekret: koszmar, który ci się śni. Opowiedz mi o nim. – zachęcił łagodnie.

Serce znów przyśpieszyło. Tak samo jak oddech, kiedy wspomnienie pojawiło się w mojej głowie. Pięć rzeczy, które... Wzrok Marco powędrował nad moją głowę. Chciałam uciekać, ale ciało pozostało nieruchome. Cztery rzeczy, które... W uszach mi szumiało. Trzy rzeczy, które... Przełknęłam ciężko. Po plecach przebiegł mi niekontrolowany dreszcz. Dwie rzeczy, które... Napięłam się cała. Jedna rzecz, która... Oblizałam usta.

- Muszę przyznać Fabiano rację, to w jaki sposób kontrolujesz serce to majstersztyk. – rzucił mrocznie – I strasznie mnie to wkurza!

Powiedziałam dokładnie to, co pomyślałam wcześniej. 

– Nie chcę pamiętać pierwszego razu. – wzięłam oddech, zanim wypowiedziałam kolejne słowa. Czekał. Nieubłaganie czekał, aż zacznę mówić dalej. – Tobias uczył mnie techniki przesłuchiwań z rażeniem prądem. Byłam przesłuchiwanym. – brwi Marco podjechały do gry, tego się, nie spodziewał. Usłyszałam parę przekleństw zduszonych pod nosem. – Przecież jeśli sama nie poznam bólu i efektów porażenia, jak mogłabym skutecznie sama torturować? To właśnie tego powracającego snu się bałam. – podniosłam wzrok na sufit. Łzy, które zebrały się w oczach, popłynęły w dół. – To był powód, dla którego nigdy nie chciałam zostawać na noc. Mam więcej takich koszmarów. Wszystkie techniki CIA. Lód, woda, bicie, topienie.

– Ale przetrwałaś.

– Nie miałam wyboru. – wyszeptałam – Raz się poddałam. Przywrócił mnie do życia, a potem te wszystkie metody pokazał mi na dziewczynie w moim wieku. Przez trzy dni. – przymknęłam oczy, z których znów popłynęły łzy.

Te wspomnienia fizycznie bolały. Otwierały zakamarki mojej duszy, o których myślałam, że już nie istnieją. Że nigdy nie istniały. Żołądek ścisnął mi się w kulkę. 

– Czy cokolwiek z tego było prawdą? – spytał równie cicho, kucając przede mną – Pomiędzy nami?

Oparł się dłońmi o moje kolana, zaglądając mi w oczy. 

– Nie chciałam tego. Nie miałam tego w planie. To się po prostu stało. Zrobiłam, co mogłam, żeby do niczego nie doszło. – kolejna kropla, spadła z policzka znacząc jego skórę – To w porządku, jeśli chcesz mnie zabić. – szepnęłam. 

Jak ja jestem pojebana, pocieszam faceta, który ma mnie zabić! 

Sięgnął po nóż a ja zachłysnęłam się oddechem. Przeciął więzy na moich nogach. Przełknęłam ciężko, czując, jak gula podchodzi mi do gardła. Pozbył się też tych krępujących moje dłonie. Położyłam je na udach. Nie będę z nim walczyć.

Kiedy schował nóż i popatrzył na mnie.

– Zabicie ciebie, jest ostatnią rzeczą, jaką mam ochotę zrobić.

– Rozumiem.

Podniósł się.

– Szczerze wątpię. I jeśli w tej twojej małej pokręconej główce planujesz właśnie jak uciec, to daremny trud. – ostrzegł twardo, wyciągając z szafki apteczkę pierwszej pomocy – Znajdę cię, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię – zakończył z pasją.

– Nie zamierzam uciekać. – otarłam łzy z policzków – Bardziej... zniknąć? Nie sądzę, aby ktokolwiek tutaj miał nadal ochotę na moje towarzystwo.

Podszedł do mnie i przycisnął lekko tampon dezynfekujący do skaleczenia na czole.

– Fabiano naprawdę chyba porządnie Cię uderzył, skoro pierdolisz takie głupoty. – skrzywiłam się z bólu, kiedy je przetarł. Uniósł moją głowę, żeby spojrzeć mi w oczy. Po czym wrócił do czyszczenia skaleczenia.

– Jest opiekuńczy względem Oany. – złapałam go za nadgarstek.

– Potrzebujesz szwów.

– Nie, przestań być dla mnie miły.

Odszedł do stolika po niezbędne rzeczy.

– Zawsze jestem dla Ciebie miły Greta. – wymówił moje imię z naciskiem.

– Greta po węgiersku tłumaczy się na Margo. – wyjaśniłam, podnosząc się. Nogi nie chciały mnie słuchać. Przytrzymałam się oparcia przez parę sekund, zanim podeszłam do niego – Mojej matki nazwisko to Garcia. – zerknęłam do lustra. Nie było tak źle z tą raną. – Tobias stworzył Gretę Eden na swoje potrzeby. – przesunęłam zawartość apteczki w poszukiwaniu kleju. Miał już w ręku gotową igłę. – Nie trzeba tego zszywać, wystarczy skleić.

– Zostanie Ci ślad.

Wzruszyłam ramionami, odkręcając tubkę z klejem.

– To nie ma znaczenia.

– Oddaj. – wyciągnął dłoń.

– Nie. – zaprotestowałam, chowając klej za plecami – Dam sobie radę.

– Kurwa, nie wiesz kiedy przestać mnie wkurwiać, prawda? – warknął, napierając na mnie i zmuszając, żebym się cofnęła, aż plecami dotknęłam ściany. Puls mi podskoczył. Oczy rozszerzyły się lekko. O proszę teraz się go boję! Kiedy już mam nadzieję, że mnie nie zabije, nagle ogarnia mnie strach! Oparł ramiona po obu stronach mojej głowy. Moje ciało zastygło, gotując się do obrony. – Spróbuj. – zachęcił niskim, ostrzegawczym głosem – Zobaczysz, jak daleko zajedziesz.

To nie był mężczyzna, którego znałam jako czułego i szczodrego kochanka. To był ktoś, kto nie zawahałby się użyć przemocy, żeby osiągnąć cel. Wściekłość niemal buzowała płomieniem w jego oczach. Emocje pojawiały się w nich jedna za drugą. Mrok. Agresja. Furia. Nie chodziło o aspekt fizyczny. Oczywiście, był silniejszy i pewnie pokonałby mnie w walce wręcz, ale wyraz jego twarzy sprawił, że byłam pewna, że to jest potwór, przed którym ostrzegał mnie Tobias. 

Ale to był mój potwór, który sprawiał mi rozkosz w łóżku, który doprowadził mnie do płaczu, i przy którym zasypiałam jak niemowlę. Przy którym czułam się bezpieczna. 

Wyciągnęłam rękę zza siebie. Zakręciłam tubkę.

– Czy... możesz mi pomóc?

Zmrużył oczy. Bez słowa wziął klej i rzucił go do apteczki. Położyłam dłonie na ścianie, przechylając głowę tak, żeby miał lepszy dostęp. Objął wolną dłonią mój kark i szyję, żeby mnie unieruchomić. Zacisnęłam oczy, zanim wbił się w skórę. Nie powstrzymałam jęku bólu.

– Tylko jeden. – zawiązał supeł i odciął nici. Zasłonił mi oczy, zanim prysnął czymś na ranę. – Jak nowa.

– Dziękuję. – wyszeptałam.

– Chcesz to zakleić?

– Nie. Nie będzie widać pod grzywką.

Staliśmy, patrząc na siebie. Miałam w głowie kołowrotek myśli. Czy powinnam uciekać?

Przyciągnął mnie do siebie i objął ramionami. Otulił mnie uspakajający zapach. Stałam jak ten kołek, z ramionami wiszącymi wzdłuż boków. Czy mogłam mu zaufać? Czy powinnam? A może to gra, skoro wiedzieli kim jestem?

– Obejmij mnie. – szepnął mi do ucha miękko. Zrobiłam to niepewnie, kładąc dłonie tuż nad paskiem spodni. – Margo. – ponaglił.

Jeśli to kłamstwo, to chcę umrzeć szczęśliwa

Pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Zapadłam się w niego. Oparłam policzek na wysokości serca. Ogarnęło mnie ciepło. Wsunął dłoń w moje włosy kładąc ją na karku. Dopiero teraz zaczęłam płakać. Łzy nie chciały przestać płynąć. Nie przeszkadzało mu to. Trzymał mnie mocno. Głaskał po głowie i pozwalał wyrzucać lata nagromadzonego bólu i krzywdy.

– Co teraz? – zapytałam niepewnie, kiedy w końcu byłam w stanie się opanować. 

Odsunął mnie od siebie i otarł łzy, wycierając dłonie o spodnie.

– Teraz pójdziemy na górę.

– Tak po prostu? – siorbnęłam nosem, wydmuchując go w płachtę ligniny.

– Patrick, Adam i Alessi, zgodzili się, że decyzja należy do mnie. – wyjaśnił – Patrick powiedział jasno, że jeśli przybywasz w pokoju, to witamy na pokładzie, ale jeśli będziesz siać Mayhem, będę musiał cię zabić. Osobiście. Każde twoje przewinienie idzie na mnie. Jestem za ciebie odpowiedzialny. Jakbyś była moją żoną i jak za każdego żołnierza.

Przełknęłam ciężko. Warunki Patricka były do przyjęcia. Pod jednym warunkiem: że będzie mi potrafił znów zaufać.

– Nie podoba mi się ta część ze słowem: żona. – zaprotestowałam.

Spojrzał na mnie mrocznie.

– A proponowałem?

– Wiesz, o co mi chodzi. Nie chcę znów być czyjąś własnością

– Moi pracownicy wykonują rozkazy. Chcesz być jednym z nich, czy wolisz być moją kobietą i cieszyć się przywilejami?

– Wolę być sobą.

– Nie twierdzę, że masz się zmieniać. – zastrzegł – Ani że cokolwiek ma się między nami zmienić. Może poza twoim miejscem zamieszkania, bo kurwa, nie wracasz już do swojego pudełka po butach.

– Ale ja je lubię. – zaprotestowałam już tylko dla zasady.

– Dam Ci je w prezencie, ale jak będziesz chciała tam zamieszkać, spalę je do fundamentów.

Zmarszczyłam brwi.

– Kupiłeś je?

– Już jakiś czas temu.

– Jak byłam chora...

– Tak.

– Dlaczego? – dociekałam.

– Jesteś moja. – pogłaskał mnie po policzku – W sylwestra powiedziałem ci, że nic mnie nie obchodzi, czy jesteś Gretą, czy nie, bo zaangażowaliśmy się oboje i za późno na odwrót.

– Marco... – zawahałam się – musiałbyś postawić swoje braterstwo krwi na mnie. Proszę, nie rób tego.

– Za późno kochanie. – znów ten miękki, wibrujący tom, który mnie ogłupiał – Już to zrobiłem. Tak samo jak wcześniej Patrick dla Anji, Adam dla Sofii czy Alessi dla Marju. – skrzywił się – Chociaż ten ostatni pojeb nie jest dobrym przykładem.

– Czy powinnam udawać, że nic się nie stało?

– Nie.

– Fabi, nie będzie zadowolony.

– Chuj mnie to obchodzi. – musnął moje wargi swoimi – Na jego miejscu przeszedłbym do tego na porządku dziennym. Jeśli nie będzie potrafił, osobiście wybiję mu to z głowy na macie, chociaż Oana może mnie w tym pobić bez rozlewu krwi, siniaków i upokorzenia.

Złapał mnie za dłoń i zaprowadził na górę. Wszyscy znajdowali się w różnych częściach ogromnego salonu. Objął mnie ramieniem w pasie.

– Dzięki Bogu! – powiedziała Anja wstając z miejsca. Patrick złapał ją za nadgarstek, ale wykręciła go i podeszła, żeby mnie przytulić – Już myślałam, że będę musiała tam zjeść i nabić mu nieco rozumu. Dzięki za wszystko, co zrobiłaś dla mnie i mojego dziecka.

Następna była Sofia. Teraz obie mnie przytulały. Marju podniosła się z fotela.

– Dzięki, że go nie zabiłaś. – szepnęła Sofia.

Marju po prostu powiedziała cicho: dziękuję.

– Ktoś ma coś jeszcze do powiedzenia? – Marco powiódł wzrokiem po mężczyznach znajdujących się w pomieszczeniu – Fabi?

Marco odwrócił się do niego z ostrzegawczą miną. Na twarzy tamtego pojawił się gniew.

– Żartujesz kurwa? – warknął.

– Fabi ona jest moją przyjaciółką. – zaczęła Oana – Nigdy nie zrobiła mi nic złego.

– Milcz. – rozkazał, nawet na nią nie patrząc. 

Cmoknęłam pod nosem, zagryzając wargi. Chyba nie był gotowy na to co nastąpiło potem. Anja złapała Patricka za rękę, a Sofia mruknęła „ohhh just wait and see" z mrocznym uśmieszkiem na ustach. Marco uniósł brew i sięgnął po nóż. Oana podniosła do góry rękę i wymierzyła Fabiano siarczysty policzek. Na sekundę wszyscy zamarli. Fabi złapał ją za kark i pocałował mocno. Odwzajemniła mu się, obejmując jego twarz dłońmi i usiłując przejąć dowodzenie.

– Way to go girl! – zawołała Sofia ze śmiechem, przybiły sobie piątkę z Anją.

– Każdy sposób jest dobry. – wymamrotała Marju. 

– Nie masz nic przeciwko, że twoja młodsza siostra liże się publicznie? – spytał Adam kpiąco.

– Jest dorosła. – wzruszył ramionami – Jak im zabronię, będą się ukrywać. – przyznał z rezygnacją – A tak mam na nich oko. A on wie, co go czeka jak jej złamie serce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro