Part 25
Na dobranoc - dobry wieczór miś pluszowy śpiewa Wam:
https://youtu.be/Bo4dYjb5Rro
Jeżuuuuuuuuu nie wierzę, że 40 osób przeczytało i nie ma nic do powiedzenia ;D
Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak to! :)
Margo POV
Marco, który odbierał tablet od Patricka, odwrócił się do mnie gwałtownie. Patrzył na mnie bardziej z pretensją, że to powiedziałam, niż zaskoczeniem. Więc on też wiedział. Cała pierdolona trójka wiedziała od jakiegoś czasu i nie powiedzieli nic! Tobias miał rację, bez niego byłam nikim! Pierwszy z zaskoczenia otrząsnął się Alessi.
– Co powiedziałaś?
Mężczyźni zaczęli przeklinać na czym świat stoi. Tylko Patrick stał bez słowa. Podobnie Adam. Zdecydowałam się nie patrzeć na Marco. Nie był obiektywny. Jego zdanie nie będzie się liczyć. Nie chciałam na niego patrzeć. Nie chciałam widzieć obrzydzenia w oczach, które jeszcze wczoraj patrzyły na mnie z uczuciem. Poczułam, jak żołądek mi się zaciska.
– Jak Tobias Eden. – dodał Patrick. I to nie było pytanie a stwierdzenie faktu. Jakby się tylko upewniał.
Pokiwałam głową na tak. Fabiano przeczesał włosy z frustracją i splótł dłonie na karku.
– Ja pierdolę Marco, ty to umiesz sobie wybrać laskę do ruchania.
– A ty jej ufałeś. – dołączył się Antonio.
– Przynajmniej ten błąd nie pójdzie na moje konto. – wyszeptałam pod nosem.
– Did I now? – odparł im drwiąco na odlew Marco.
Nie chciałam patrzeć na nikogo poza Patrickiem. I tak od niego zależało moje życie. Dał znak Adamowi, który podszedł do szafki. Wyciągnął fiolkę oraz igłę ze strzykawką. Cudownie, a więc najpierw przesłuchanie, a potem egzekucja. Chyba nawet ja nie wymyśliłabym tego lepiej. A wszystko dlatego, że mi się chciało posmakować uczuć i wybrałam sobie zły obiekt. Toś się nacieszyła wolnością, kretynko! Gratulacje! Nie dają medali! Nawet nie nagrobka!
– Jeśli to skopolamina możesz sobie darować. To mit.
Nie przerwał jednak przygotowań. Zwolniłam oddech. Albo lepiej było powiedzieć: usiłowałam! Krew dudniła mi w uszach, a ja nie byłam w stanie się uspokoić. Dwadzieścia siedem lat treningów poszło na marne. Marco wsunął mi na palec wskazujący urządzenie, które miało mi mierzyć puls. Przykleił maleńki okrąg na szyi tam gdzie bił puls. Pociągnął brzeg koszulki w dół i kolejny tuż nad sercem. Na prawym nadgarstku owinął mi sprzęt do mieszenia ciśnienia. Monitor musiał być za mną. Fabi klikał coś zapamiętale na tablecie.
– Czyżbyś była odporna? – spytał kpiąco Fabiano.
– Tak, Tobias wstrzykiwał mi ją od szóstego roku życia. I nie tylko to.
– Teraz już żadne kłamstwa cię nie uratują
– Powiedzenie całej prawdy i tylko prawdy, raczej też nie?
Posypały się kolejne przekleństwa i pomruki niezadowolenia. Adam wstrzyknął mi, cokolwiek znajdowało się w środku. Wypuściłam spokojny oddech i wzięłam kolejny płytki. Przymknęłam oczy. Zwolniłam oddech. Dotykałam opuszkami palców ramy krzesła. Trzy sekundy na wdech. Trzy na wydech. Wdech nosem. Wydech ustami.
– To coś lepszego. – odezwał się Alessi – Takie urocze połączenie narkotyków: skopolaminy, tiopentalu, LSD. Do tego midazolam, benzilan 3–chinuklidynyl, flunitrazepam, pethotal, amobarbital.
– In vino veritas – zacytowałam, zamykając oczy. (W winie prawda)
Byłam owiana jakąś pierdoloną legendą! No i może zrobiłam parę wątpliwych rzeczy w życiu, ale to byli sami źli ludzie! Mordercy, hazardziści przegrywający w karty swoje: żony, matki, kochanki... i dzieci. Politycy byli na szczycie mojej listy. Szkoda, że ludzie Patricka nie wierzyli, że spojrzenie na mnie zmienia w kamień! To byłoby dopiero numer. Za to byli przekonani, że jestem śmiertelnie niebezpieczna. Coś w tym było, tyle że nie dla nich. Im powinnam walić pokłony wdzięczności.
– Popatrz na mnie. – rozkazał Patrick.
Otworzyłam oczy, unosząc głowę do góry.
– Czego chcesz? – spytał Adam twardo.
– Powiedzieć dziękuję? – odparłam bez wahania.
– Marco zabił twojego brata. – przypomniał Patrick – Może chcesz zemsty?
Zacisnęłam usta.
– Mój brat był pieprzonym, dwulicowym, znęcającym się nad słabszymi sukinsynem. – powiedziałam z naciskiem, pozwalając, aby moje oczy wyrażały całą moją „miłość" do brata – Nie masz pojęcia, jak się dorasta u boku kogoś takiego. Jak przez dwadzieścia siedem lat tkwisz w koszmarze, z którego nie ma ucieczki.
– Więc jaki był twój plan? – Adam schował dłonie do kieszeni. Co raz zerkali na coś za mną.
– Nie miałam żadnego planu. – przyznałam zgodnie z prawdą – Po prostu chciałam uciec przed rosyjską mafią, której Tobias był winien pieniądze.
– Jak na kogoś, kto siedzi na milionach, żyjesz... wręcz w ubóstwie. – odezwał się Marco.
Dziwny ból rozszedł mi się po ciele, zaciskając gardło. W oczach zakłuły mnie łzy. Proszę, zostaw mi odrobinę godności i nie odzywaj się do mnie.
– Chciałam podziękować osobie, która się go pozbyła – kontynuowałam, jakbym nie słyszała, co powiedział – ale mimo wychowania przez tego kutasa, albo dzięki temu, nadal, nie potrafiłam się zdobyć na odwagę. Trzymałam się od Marco z daleka.
– Aż do momentu, kiedy wskoczyłaś na jego fiuta. – rzucił cynicznie Fabiano – Twoi wspólnicy z knajpy przesadzili ze scenariuszem?
Rzuciłam mu zniesmaczone spojrzenie, ale miałam ochotę przewrócić oczami.
– Gdybym chciała się pozbyć któregokolwiek z Was, zrobiłabym to już wcześniej. – powiedziałam bez emocji – Jesteście wszyscy tak kurewsko nieostrożni!
Patrick uniósł rękę, zanim Fabi znów zdołał coś powiedzieć.
– Co się stało z milionami Tobiasa? – spytał, przechylając głowę.
– Nie wiem.
– Ale Rosjanie myślą, że je masz.
Westchnęłam.
– Gdyby tak było, siedziałabym w jakimś miłym miejscu, gdzie nie ma ekstradycji – spojrzałam na niego z urazą – Wiele razy usiłowałam zrozumieć, co się stało z kasą. Mogłabym przestać uciekać.
Utkwiłam spojrzenie w swoich kolanach.
– Jaki miałaś plan? – spytał milczący dotąd Demetrio – Poznać szczegóły ochrony i nabruździć jak możesz?
– Nie mam żadnego planu. – powtórzyłam kolejny raz – Gdybym chciała skrzywić, którąś z kobiet mogłabym to zrobić dzisiaj wiele razy i zniknąć, zanim którykolwiek z was amatorów, zorientował się co się stało i dlaczego.
Widziałam jak wszyscy zastygli w bezruchu.
– W ramach podziękowań powinniśmy Cię wypuścić? – sarknął Fabiano.
Spojrzałam w jego wściekłe oczy.
– Powinieneś się zamknąć i zacząć słuchać co się do Ciebie mówi. – pouczyłam go spokojnie, nie wkładając w to zdanie żadnych emocji.
Postąpił krok w moją stronę, ale słowa Marco osadziły go w miejscu.
– Dotknij jej, a połamię Ci ręce. – ostrzegł lodowato. Adam, słysząc to, uniósł brew.
Nie rób tego. Błagałam go w myślach. Nie stawiaj wszystkiego, co znasz dla mojej osoby. Nie warto. Nie rób tego. Moje ciało wyprostowało się mimowolnie, jak w spazmie elektrycznym. Nie chcę pamiętać pierwszego razu, kiedy Tobias uczył mnie techniki przesłuchiwań z rażeniem prądem. I to ja byłam jego przesłuchiwanym. Przecież jeśli sama nie czuję bólu i efektów, jak mogłabym skutecznie sama torturować? To właśnie tego powracającego snu się bałam. On był powodem, dla którego nigdy nie chciałam zostawać na noc.
– Stanąłbyś przeciwko mnie, żeby chronić tę sukę? Przeciwko naszemu braterstwu? – Fabiano niemal wypluł z siebie te słowa – Kurwa ona mogła zabić twoją siostrę. Kto wie, co planowała. Tobias był pojebanym sukinsynem. Może ona jest taka sama? Może to tylko gra? Czy ty w ogóle widzisz, jak ona panuje nad oddechem? – wskazał na mnie ręką – Jak natychmiast opanowuje rytm serca? Ja pierdolę – emocjonował się – Nad czym wy się zastanawiacie?
– Nigdy nie zajdziesz wysoko, jeśli będziesz pozwalał, żeby emocje rządziły twoim postrzeganiem. – ostrzegłam go – Mój brat był wysoko funkcjonującym socjopatą. Fizycznie pobił mnie raz, kiedy miałam sześć lat. Doskonale to pamiętam, jakby to było wczoraj.
– Cudowna historyjka.
– Potem już nigdy tego nie zrobił. – kontynuowałam, ignorując jego słowa – Za to krzywdził innych. Każdego, komu okazałam nawet coś tak nieznacznego jak uprzejmość. I kazał mi na to patrzeć. Jeśli uważasz, że jestem świetna, w ukrywaniu emocji to masz rację, ale przekonałam się już jako dziecko, że to jedyna metoda, żeby przetrwać, nawet jeśli wszystko w Tobie krzyczy. – podniosłam wzrok na Patricka i Adama.
– Przez dwadzieścia siedem lat Tobias wpajał Ci, że w momencie zagrożenia musisz się pozbyć emocji, żeby przetrwać. – podsumował Patrick – Nie jesteś w stanie tego opanować. – skinęłam głową – To samoobrona. Instynkt.
Po powiekami poczułam kłucie łez. Jedna z nich stoczyła się po policzku.
– Byłaby świetnym snajperem. – zgryźliwie rzucił Adam – Tobias Cię trenował?
– Przestał kiedy miałam dwanaście lat.
– Dlaczego?
– Bo nie znosił konkurencji.
Wszyscy zamilkli.
– Dlaczego zaatakowałaś Antonia? – zadał kolejne pytanie Adam.
– Odruch. Jestem przytłoczona emocjami, jakie zaserwowały mi wasze kobiety, mimo że chciałam się dystansować, nie pozwoliły mi. Lubię je. – przyznałam zgodnie z prawdą – Nie chciałam by stało się im coś złego. Nie potrafiłam kontrolować emocji, które mi okazały i które we mnie wyzwoliły.
Antonio podsumował to w najlepszy sposób, jednym warkniętym słowem: Kurwa!
– I co teraz? – spytał Demetrio.
– Cóż – spojrzałam na Alessiego, który był nadzwyczaj spokojny, jakby on też już przegryzł się z tematem i nie robiło to na nim wrażenia – możesz mu pozwolić mnie zabić, bo mój kurewski brat chciał odstrzelić jego żonę. – odwróciłam głowę do Adama – Albo jemu, w końcu mało nie stracił życia, ale żaden ważny organ nie został nieuszkodzony, prawda? – spojrzałam na Patricka, jego oczy były spokojne – Zrobić to samodzielnie. – chyba już dodał dwa do dwóch, dla kogo pracował Victor – chociaż to byłoby już podwójne karanie. Tobias złamał mi trzy żebra za tę fuszerkę, ale nie mogłam zabić ciężarnej kobiety – spojrzałam na Marco. Był wściekły. – Możesz pozwolić mu mnie zabić, bo myśli, że go wykorzystałam. Nie ma racji. Nigdy po prostu nie zadał odpowiedniego pytania. Powiedziałam, że nienawidzę kłamstw i powiedziałam też dlaczego.
– Za to ukrywasz prawdę. – wycedził, hamując wściekłość.
– O tym też dyskutowaliśmy. Nigdy nie skłamałam.
Za drzwiami rozległy się podniesione głowy. Do środka weszła Anja a za nią wszystkie kobiety.
– Miałeś ich pilnować. – warknął z niezadowoleniem Patrick, do kogoś, kogo nie widziałam.
– Cztery na jednego – usiłowała usprawiedliwiać Sofia – Impreza, a nas nie zaproszono?
– Rozwiąż ją. – zażądała Anja, stając śmiało naprzeciwko niego. Ona się go nie bała. Naprawdę nie czuła strachu przed szefem szefów. A on pozwalał, żeby mu rozkazywała. Lew zakochał się w jagnięciu.
– Przykro mi księżniczko, ale nie masz tu nic do gadania. – odparł łagodnie, ale w jego głosie była pewność, z którą się nie dyskutuje.
Złapała się za brzuch i skrzywiła, jakby ją zabolało. Przechyliłam głowę, oni naprawdę myśleli, że coś jej jest. Wszyscy nagle doskoczyli do niej, pytając, czy dobrze się czuje. Poza Marco, który się odwrócił w tę stronę, ale szyderczo uniósł brew, wiedząc, że to gra.
– Tak – warknęła – ale przestanę, jak będziecie mnie dalej wkurzać!
– Nie powinno Cię tu być Anju. – powiedziałam spokojnie.
– Zamknij się, usiłuję właśnie ocalić Ci życie. – zganiła mnie, prostując się.
– Nie kładź swojego na szali dla mnie. Nie wiesz, co robisz.
– Dlaczego wszyscy myślą, że jestem naiwną idiotką? – zawołała z urazą.
– Jestem tym wszystkim, co oni myślą i więcej. – wyjaśniłam – Gorzej. To musi się skończyć. Oni czy ktoś inny... Jeśli miałby wybierać... lepiej już oni.
– Nie! – postąpiła dwa kroki w moją stronę.
– Anja! – rozkazał surowo Patrick.
Odwróciła się do niego z upartą miną.
– Zapytałeś mnie wczoraj, co chciałabym w prezencie ślubnym – wskazała ręką na mnie – Jej wolność.
– To tak nie działa – zaśmiałam się gorzko.
– Kto tak twierdzi? – zakwestionowała Sofia.
Nagle wszyscy zaczęli mówić jednocześnie.
– To nie jest żadna pierdolona demokracja! – warknął Adam.
Fabiano kłócił się z Oaną, która uderzyła go pięścią w tors.
– Mogła mnie skrzywdzić wielokrotnie, ale nigdy tego nie zrobiła – zawołała.
Demetrio skrzywił się z niesmakiem spoglądając na nich. Antonio gestykulował w stronę Sofii, a ona niemal skakała mu do oczu. Adam złapał ją w końcu w pasie, gdy niemal go spoliczkowała. Marco podwijał rękawy, spoglądając na siostrę bez słowa.
– Ona się czuje bezpieczna z tobą! – wykrzyczała bratu – Czego ty udajesz, że nie rozumiesz?
Złapała go za ramię, ale strząsnął z siebie jej rękę. Anja mówiła coś cicho do Patricka, którego mina nie wróżyła nic dobrego. Zaciskała swoje drobne dłonie na jego przedramieniu, jakby chciała nim potrząsnąć. A więc tak wyglądać będzie koniec. Chaos. Chłonęłam widok przede mną. Niespokojny dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Mimowolnie rozchyliłam nieco usta.
– Zamknąć się! Wszyscy! – rozkazał Patrick. Błoga cisza. Kobiety natychmiast przysunęły się do swoich mężczyzn. Taki odruch, kiedy alfa roztacza swoją aurę siły i dominacji. – Demetrio, Fabiano, Antonio zabierzcie je na górę.
Lider, przywódca. Tym właśnie był i nawet jego urocza powierzchowność, nie mogła ukryć tego co płynęło pod jego skórą. Czym był. Ton, z który się nie dyskutuje. Bezsprzeczny autorytet, za którym się podąża. Bez słowa wyszli, zostawiając mnie z Marco, Adamem, Alessim i nim.
– Alessi?
Zapytany skinął głową.
– Adam?
Rzeczony skrzyżował ramiona na piersi i zerknął na Marco.
– Jak to leciało? Co też kawałek dupy robi z facetem? – sarknął – My trzej jesteśmy żałośni? Jakby nasz fiut programował się, jak go wkładamy do cipki? Staje nam kutas, a mięknie nam mózg? Normalnie, kurwa, magia. – ostatnie słowo niemal wypluł.
Przysięgłabym, że Marco się zaczerwienił. Spojrzał z wściekłością na Adama, opierając dłonie na biodrach. A więc Marco będzie moim egzekutorem.
– Kurwa.
– Kreatywnie. – odparł z kpiną – Mózg Ci się zmienił w papkę, ale jak dla mnie: w porządku. Karma, kurwa, karma! Patrick?
Skinął głową, jakby się na coś zgadzał, razem z pozostałymi.
– Twoja decyzja Marco.
– Zostawimy Cię z tym wyborem. – oznajmił Adam, otwierając drzwi – Uważaj, żeby Ci fiuta nie odgryzła.
– W seksie to on jest w stanie mnie zranić bardziej. – Czemu to powiedziałam? Pieprzony koktajl, który trzymał moją głowę w chmurach. Czułam się lekko ociężała, jakby wszystko działo się w nieco zwolnionym tempie.
– Ohhh naprawdę? – zakpił.
– Jestem hiper wrażliwa. – przymknęłam oczy. Muszę się zamknąć.
Adam przymknął na chwilę oczy, a kąciki ust powędrowały do góry w czymś, co nazwałabym uśmiechem.
– Może ten nasz wynalazek jednak działa?
Drzwi się zamknęły, pozostawiając nas w ciszy. Marco przysunął sobie krzesło. Usiadł na nim okrakiem. Zaplótł ramiona na piersi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro