Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 21



Oana POV

Nieśpiesznie weszłam po schodach. Zatrzymałam się gwałtownie na ostatnim schodku. Nie spodziewałam się zobaczyć Fabiano. Stał oparty o auto. Mimo całego żalu, jaki czułam i wściekłości na samą siebie, nie potrafiłam być dla niego niemiła. Jeśli Solange jest tym, czego szukał, to chociaż może zostanie nam przyjaźń? Przecież potrafiłam być cywilizowana, tak?

– Przywiozłeś Marco? Chyba nie zdążysz wrócić do północy. – podeszłam bliżej – Szkoda, że nie będziesz mógł świętować z Solange.

Stałam przed nim, trzymając w jednym ręku buty a w drugim butelkę szampana.

– On przywiózł mnie.

– Ale po co?

Schował dłonie do kieszeni.

– Bo ty tu jesteś!

– To oboje utknęliśmy.

Patrzyliśmy na siebie w kompletnej ciszy. Było w nim dziś wieczorem coś dziwnego. Nie zachowywał się jak zawsze. Jakby coś go dręczyło. Problem, którym nie podzielił się ze mną. Może zamierzał ograniczyć nasze stosunki? Teraz kiedy miał Solange ja nie byłam mu potrzebna.

– Przykro mi, że Marco przeszkodził ci w wieczorze. Solange wydaje się miła...

– Przestań! Kurwa! – przerwał mi ostro – Musisz się na wszystko biernie zgadzać?!

Otworzyłam oczy ze zdziwienia. Nigdy wcześniej nie odezwał się do mnie w ten sposób.

– A co niby miałabym powiedzieć?

– Że jej nie lubisz, że do mnie nie pasuje, że jest wredna, podła... brzydka... cokolwiek kurwa – nadal warczał ze złością – poza bierną akceptacją!!

– Czemu miałabym to powiedzieć? – wyszeptałam – Zaprosiłeś ją na sylwestra, widziałam was razem i... – głos mi cichł z każdym słowem.

– Tak po prostu byś się poddała? – wycedził.

– A co według ciebie miałabym zrobić?

– Być chociaż zazdrosną! Wściekłą! Cokolwiek poza kurwa tym zrezygnowanym spojrzeniem!

Nawet jeśli teraz zachowywał się w stosunku do mnie jak gnojek, nadal nie potrafiłam się na niego złościć. Jedyne co czułam to ogromna niepewność. Gula, która dusiła mnie cały wieczór, zjechała w końcu w dół, dając mi na chwilę zaczerpnąć powietrza. Zachłysnęłam się swoim żalem. Zamiast jednak się odezwać, tylko mocniej zacisnęłam usta, odwracając spojrzenie. Nie chciałam, żeby widział moje łzy. Podeszłam do barierek i odwróciłam się do niego tyłem.

– Ja...

– To praca! Solange to praca! – moje usta ułożyły się w okrągłe O – Myśleliśmy, że jest Gretą Eden.

Westchnęłam przeciągle. W piersi nadal czułam ucisk. Widziałam, jak na nią patrzył, jak ją obejmował, dotykał. Naprawdę udawał to wszystko? Co jeszcze udawał? Przyjaźń ze mną? Czy przez te wszystkie lata mu się narzucałam?

– A jest?

– Niestety nie.

– Ty i Marco macie na jej punkcie niezdrową obsesję!

– Nie. Marco i Aiden mają niezdrową obsesję na punkcie Grety. – wyjaśnił – A ostatnio chyba już tylko Aiden. Marco znalazł sobie inne zajęcie.

Obejrzałam się przez ramię. Mój brat tańczył z Margo niemal w totalnych w ciemnościach. Jedynym światłem był księżyc. Ich stopy obmywały fale. Popatrzyłam na ten obrazek tęsknie i z zazdrością. Nie słyszałam, żeby do mnie podchodził. Poczułam ciepło ciała za sobą.

Odwróciłam się, widząc, jak zaczynają się całować. Chciałam wnieść nieco dystansu między nas, ale Fabiano wyjął mi z dłoni najpierw butelkę, a potem buty. Każdą z tych rzeczy postawił na ziemi. Pierwsze kolorowe fajerwerki pokazały się na niebie. Kolejny rok minął.

– Kocham cię. – wypalił.

Wpatrywałam się w niego w ciszy przerywanej rozbłyskami fajerwerków na niebie. Spojrzałam do góry. Może naprawdę byłam pijana? Zerknęłam na butelkę, marszcząc brwi. Czy szampan miał tyle alkoholu w sobie, żebym miała halucynacje? Może się przesłyszałam? Czy on powiedział, że mnie kocha?

– Słyszałaś, co powiedziałem?

– Tak mi się wydaje? – przyznałam niepewnie, patrząc na niego z podejrzliwością.

– To nie jest reakcja, której się spodziewałem. – powiedział do siebie pod nosem, przeczesując włosy.

– Pracuję nad uwierzeniem.

Złapał mnie za ramiona i potrząsną lekko.

– Powiedziałem, że Cię kocham.

– Naprawdę?

Po moich słowach wyglądał na pokonanego. Jakby świat zawalił mu się na głowę. Rozsypał w drobny mak i nie zostało już w nim nic wartościowego.

– Czy przez te wszystkie lata źle mi się wydawało? – spytałam, wpatrując się w niego z nadzieją – Zawsze traktujesz mnie jak koleżankę. Jak siostrę! Nigdy na poważnie. Nawet jak ci dawałam znaki, to...

Ujął moją twarz w swoje dłonie i dając mi dużo czasu na wycofanie, musnął wargami moje usta. Nieziemskie doznanie! Ciarki przeszły po całym moim ciele, wykwitając gęsią skórką na ramionach. Całowałam się już, ale to w niczym nie przypominało tego doświadczenia. Fabi był czuły i delikatny, ale jednocześnie żądał poddania. Przechylił moją głowę nieco na bok, żeby pocałunek stał się głębszy, bardziej natarczywy. Złapałam go za ramiona, usiłując znaleźć się bliżej.

Nacisnął kciukami na brodę, a ja rozchyliłam usta, witając jego język z głuchym pomrukiem przyjemności. Wdaliśmy się w odwieczny taniec. Fascynujące jak jeden pocałunek właściwego mężczyzny, był w stanie rozpalić twoje ciało do białości. Sprawić, że drżałaś w oczekiwaniu na więcej. Podniecenie przepływało po ciele falami, docierając do wszystkich komórek. A to tylko jeden pocałunek. Spłoniemy jak na stosie jeśli pozwolimy sobie na coś więcej!

Oderwaliśmy się od siebie, potrzebując tlenu. Muskał nadal moje wargi swoimi ustami. Drażnił liźnięciami co raz to górną to dolną wargę.

– Czy tak całuje facet, który jest obojętny? Który traktuj cię jak siostrę?

– Nie mam skali porównawczej. Całowałam się w życiu tylko parę razy.

– Wiem. – odparł pewnie – I nie będziesz miała żadnej.

Zamrugałam zaskoczona.

– Jak to: wiem?

Pogłaskał mnie po warzy, odgarniając włosy na plecy.

– Tych paru, którym się udało, już nigdy więcej nie próbowali, prawda?

– Powiedz, że nie zastraszałeś ich wszystkich...

– Odbyłem z nimi poważne rozmowy o... konsekwencjach czynów!

– Ty dupku! – zawołałam cicho, uderzając go pięścią w ramię – Przez ciebie przez lata myślałam, że jestem nieatrakcyjna. – złapał oba moje nadgarstki i przycisnął do swojej piersi – A potem, że faceci się mnie boją, z powodu mojej rodziny. Ale nawet Ci z rodziny trzymali się z daleka. Powiedz, że to nie przez ciebie. – wyszeptałam.

– W połowie z Marco.

Nastąpiłam mu swoją nogą na stopę, żeby się uwolnić. Sapnął, ale nie puścił mnie. Przemożona potrzeba zrobienia mu krzywdy zakwitał w moim umyśle. Może nie miałabym z nim szans w walce wręcz, ale parę ciosów pewnie by zarobił.

– Ty podły... – zaczęłam tyradę, bo naprawdę się zezłościłam na obu tych debili. Obrzydzali mi życie od lat! Obaj! Co za tupet!

Zamknął mi znów usta pocałunkiem. Oderwaliśmy się od siebie zdyszani jak po długim biegu.

– Nigdy w życiu nie było żadnej innej kobiety, którą kochałem poza tobą.

– Ale z nimi sypiałeś.

– Ale ich nie kochałem. Seks nie oznacza miłości. Seks był tylko przyjemnością. Substytutem czegoś, czego nie mogłem mieć

– Teraz mówisz jak Margo.

– Naprawdę? – zaśmiał się – To współczuję Margo, bo jak go znam, nie będzie mu się to podobało. Poza tym nie zauważyłaś, że wybierałem blondynki podobne do ciebie? Jedna z nich nawet mi to wykrzyczała w złości, bo nie chciałem niczego innego poza seksem. – przeczesał moje włosy placami z radością dziecka, wpatrując się, jak pasma przesypują mu się między palcami – Darła się, że nie mogę mieć ciastka i zjeść ciastka.

– Miała rację. – szepnęłam – Mogłeś coś zrobić. Boże tyle czasu zmarnowaliśmy!

– Dzięki temu wiem, że jesteś moją lustrzaną połową. Ideałem.

– Nie przesadzaj. – skarciłam go.

– Dotykanie Solange było najtrudniejszą rzeczą, jaką zrobiłem w życiu.

– Założę się, że były gorsze, a udział w tym miała broń albo noże.

– Nie, broń i noże to tylko praca. Tutaj zgadzam się z twoim bratem. – nadal przesypywał moje włosy przez palce – Wyraz twojej twarzy, kiedy nas zobaczyłaś. Miałem przez chwilę nadzieję, że jednak czujesz coś więcej, że ci zależy. Że powiesz jej, że ma zostawić twojego faceta w spokoju, ale ty uśmiechnęłaś się słodko i zachowywałaś jakby nigdy nic. Rozgniotłaś mi serce. Wyrwałaś je z piersi i zdeptałaś.

– Miałam urządzić scenę zazdrości?

– Łudziłem się myślą, że może zależy ci na tyle, żeby tak zrobić.

Znów mnie pocałował. Przytulając do siebie. Dobrze, że byłam kobietą i dowody podniecenia nie były tak ewidentne, jak w przypadku mężczyzn. Jego erekcja opierała się o mój brzuch.

– Szkoda, że piłem! – przyznał.

Zerknęłam w dół. Margo siedziała okrakiem na Marco. Całowali się.

– Szkoda, że nie jesteśmy tu sami.

– Jeśli Solange nie jest Gretą Eden to, kim jest? – spytała.

– Zabłądzona duszyczka amerykańskiego DEA. Zatkaj uszy. – poradził. Zagwizdał przeraźliwie.

Przytulał mnie i całował, aż para z plaży nie przyszła do nas.

– Jezu! W końcu! – doszły mnie zniesmaczone słowa Margo.

– Słucham? – spytał Fabiano, patrząc na nią gniewnie.

– Teraz w końcu słuchasz? Niesamowite! – zadrwiła – Szkoda, że nie przed sylwestrem. Biedna porzucona Solange.

Marco dał jej klapsa ze słowami.

– Uważaj, co mówisz panienko. Solange to praca.

– Praca? – spojrzała na niego podejrzliwie.

– Myśleli, że to Greta Eden. – wtrąciłam się.

– Oana! – skarcił mnie natychmiast Fabi.

– Ty się opanuj! I ty i Marco i nawet Aiden macie niezdrową obsesję na temat tej laski!

– Już mi się coś o uszy obiło. – mruknęła Margo – Na urodzinach Marco? – Fabi wpatrywał się w nią podejrzliwie – Isabela skradająca się po sypialniach?

Marco objął ją ramionami.

– Chcecie wrócić do Oblivionu? – spytał brat.

– Ścigamy się? – podłapała Margo z radosnym uśmiechem.

– Nie. – Marco ugryzł ją lekko u podstawy karku – Nie ma mowy. Nie moim autem.

– Ale, że źle prowadzę? – spytała a przebiegłym uśmiechem – Nigdy nie widziałeś, jak prowadzę.

– Widziałem twoje auto.

Przewróciła oczami.

– Kupiłam, na co było mnie stać. Było obite już wcześniej. To jak ocenianie książki po okładce. Jakbym cię odprawiła z kwitkiem, bo jesteś egzekutorem. Niebezpiecznym facetem i w ogóle.

– Odprawiłaś mnie. – przypomniał, całując ją po szyi – Dałaś mi piwo bezalkoholowe.

Zaśmiałam się na to wspomnienie. 

– Okrucieństwo. – kpiła, odchodząc. Otworzyła sobie drzwi. – Jedziesz ze mną królewno?



Margo POV

Wracaliśmy okrężną drogą. Nawet w nocy była bajeczna. Trzymałam się blisko Marco, ale w rozsądnej odległości, gdyby się okazało, że musi nagle hamować. Wiedziałam, jaki ma styl jazdy. Z jednej z opuszczonych bocznych dróg wyjechał za nami samochód. Dzwonki alarmowe rozdzwoniły mi się w głowie. Był środek nocy, sylwester!

– Myślę, że mamy problem. Zadzwoń do brata. – wypowiadałam ostatnie zdanie, kiedy na środkowej konsoli pojawił się numer Marco.

– Nie podoba mi się auto za tobą. – To jesteśmy zgodni. – Wyprzedź mnie. – nakazał.

– Ale gdzie konkretnie jak tu są same zakręty?

– Kobieto! – powiedział twardo – Masz prawie dwieście pięćdziesiąt koni pod maską. Do setki rozpędzasz się w pięć sekund.

W tle słyszałam jak Fabi z kimś rozmawiał podając szczegóły, gdzie jesteśmy.

– I co, magicznie odlecę? Czy przeskoczę z klifu na klif?

Rover za nami przykleił mi się niemal do zderzaka. Jeśli uderzy na zakręcie, mogę stracić panowanie nad autem i spać do morza. Niby nie było tu jakoś głęboko, ale miałybyśmy ograniczone szanse.

– Masz inny pomysł?

– Właściwie to mam. – Zerknęłam jeszcze raz w lusterko. – Marco czy poduszki w twoim aucie da się odłączyć?

– O czym myślisz?

– Żeby gwałtownie zahamować. Będą uciekać w bok, o ile dadzą radę, odbiję kierownicą, uderzę ich z boku i przy odrobinie szczęścia wylecą na klif? A jak będziemy mieć więcej szczęścia, to auto z wypożyczalni i otworzą im się poduszki?

– To niebezpieczne. – odparł natychmiast – Mijając cię, mogą was zastrzelić. A nie wiemy jakim arsenałem dysponują.

– Znaczy taki z ciebie gangster, że szyby nie są kuloodporne? – zakpiłam.

– Ale ci wleję, jak to się skończy. – zagroził.

Szarpnęłam za pas Oany, żeby go maksymalnie napiąć.

– Na chuj tak dyskusja? – warknęłam – Wyłączone?!

– Tak.

– Złap rękami za pas i oprzyj głowę o zagłówek. – instruowałam swoją pasażerkę – Miejcie te gnaty w pogotowiu, dobrze?

Oana zrobiła co kazałam i zacisnęła konwulsyjnie oczy. Z kolejnym uderzeniem serca dojrzałam, jak ktoś wychylił się z Range Rovera z pistoletem. Nie mieliśmy już czasu na planowanie. Puls wystrzelił mi gwałtownie falą strachu napędzanego adrenaliną.

– Ready or not here I come. – nacisnęłam gwałtownie na hamulec, wdeptując pedał w podłogę. Na wyświetlaczu na szybie pojawiło się kilka pomarańczowych i czerwonych ikonek ostrzegawczych. Poczułam gwałtownie uderzenie w tył auta. Poleciałam na kierownicę.

Widziałam, jak auto przede mną też zaczyna hamować. Przyśpieszyłam, obserwując, co robi kierowca Rovera. Zaczął hamować. Chyba im wystrzeliły poduszki. W ciemności nawet mimo świateł stopu nie bardzo dało się cokolwiek dojrzeć. Zrobiłam to samo, znów zahamowałam gwałtownie. Uderzyli w tył auta. Poczułam szarpnięcie kierownicy, kiedy poszła opona. Uczepiłam się jej, starając zapanować nad trakcją.

A przed nami zakręt. Kurwa! Dudnienie krwi w uszach nie ustawało. Zaczynałam się pocić. Było mi gorąco jak w piekle! Rover minął mnie i uderzył w barierkę, na której się zatrzymał. Dałam po hamulcach jeszcze raz. Teraz należało się zatrzymać najdalej od nich, jak tylko się da, gdyby mieli broń.

– Głowa w dół! – nakazałam Oanie. Odpięłam jej pas i zepchnęłam z siedzenia.

Mercedes wyłonił się zza zakrętu, pędząc na wstecznym i ustawił przed naszym autem. Marco wyskoczył z fotela kierowcy. Szarpnął za moje drzwi i pomógł mi wysiąść.

– Uciekamy? – spytałam, idąc do Mercedesa Fabiego. Posadził mnie za kierownicą. Fabi otworzył Oanie drzwi do tyłu.

– Ty uciekasz jeśli zrobi się nieciekawie. – rozkazał tonem, który nie podlegał dyskusji.

Złapałam go za rękę, jak chciał zamknąć drzwi.

– Nie wiesz ilu ich jest, ani jak są uzbrojeni. – wyswobodził palce i zatrzasnął drzwi. Opuściłam szybę.

– Dlatego ty zostajesz tu z moją siostrą, żebym się nie martwił. – puścił mi oczko.

Kretyn!

Pobiegli jak te dwa debile do samochodu wbitego w barierki. Żaden z nich nie miał kamizelki. Pogłupieli! A co jeśli tamci są lepiej uzbrojeni? Mogli mieć ewentualnie połamane nosy od poduszek powietrznych, ale to tyle. Marco wyciągnął kierowcę Rovera. Spiął mu ręce na plecach plastikowymi kajdankami. Potem nogi, a potem połączył te dwie trzecią. Brakowało tylko jabłka w ustach, żeby dać go na rożen. Chwilę później z tej samej strony wyciągnął drugiego. Fabi dołączył do nich. Miał telefon przy uchu.

Chyba mieliśmy szczęście i było ich tylko dwóch. Odetchnęłam z ulgą. Marco podszedł do nas. Wysiadłam z samochodu i oparłam się o zamknięte drzwi. Przymknęłam oczy, walcząc z własną adrenaliną. Trzęsły mi się odrobinę dłonie. Objęłam się ramionami, nerwowo stukając nogą o asfalt. Drgnęłam, gdy Marco odsunął mi pasemka włosów z twarzy, zakładając je za ucho.

– Skąd miałaś taki pomysł.

Wzruszyłam ramionami.

– Oglądałam w życiu w chuja filmów. – powiedziałam, wtulając się w dłoń obejmującą mój policzek – Obejrzałam CSI Miami, Los Angeles i Las Vegas. Uwielbiam Criminal Minds. Widziałam wszystkie części Szybkich i wściekłych... – paplałam do momentu, kiedy nie zamknął mi ust pocałunkiem. Złapałam go za nadgarstki.

– To tylko adrenalina. – oderwał się, muskając moje wargi swoimi – Przejdzie.

– Jeśli tak mówisz.

– A jak nie, pomogę ci się jej pozbyć. – wsunął rękę pod włosy na kark.

– Mężczyźni. – zaśmiałam się, pozwalając przytulić do twardego ciała. Zapach Marco mnie uspokajał. Piasek. Plaża. Mokre drewno. Sól. Kardamon. Drzewo sandałowe. Tak właśnie pachniało pokuszenie. Pożądanie. Pragnienie. Oaza spokoju! Staliśmy w ciszy długą chwilę. Głaskał mnie po plecach i włosach. – Na co czekamy?

– Na naszych ludzi.

– I policję? – wymamrotałam w jego pierś.

– Damy sobie spokojnie radę sami.

Uniosłam głowę, żebyśmy się spotkali spojrzeniami.

– Czemu ty? Czemu ja? Czemu twoja siostra?

– Jeszcze nie wiem.

Czemu teraz? Dron zawisł nad nami. Zerknęłam na miejsce, gdzie stał Fabi. Rozmawiał przez telefon obejmując ramieniem Oanę. Widziałam w światłach reflektorów ślady łez na jej policzkach. Czemu teraz? Czemu ja i Oana? O co tu chodziło?

– To nie ma sensu!

– Greta Eden od początku nie ma dla mnie sensu. – westchnął.

Jak on coś sobie ubzdura!

– Czemu uparłeś się, że wszystko złe co się dzieje to ona?

– Bo tylko ona przychodzi mi do głowy.

– Hej! Panie gangsterze... z całym, kurwa, szacunkiem, ale nie ona jedna ma was pewnie na liście do odstrzału. O ile w ogóle ma. – wymamrotałam cicho.

Ujął mój podbródek w dwa palce. Zmusił mnie, żebym na niego spojrzała.

– Chcesz mi coś powiedzieć? – spytał ostro.

– Myślisz, że jestem głupia? Co chcesz, żebym powiedziała? – strząsnęłam z siebie jego ręce, zbliżając twarz do niego – Jestem Greta Eden, ale nie miałam z tym nic wspólnego?

– A to mi mówisz?! – pochylił się tak, że teraz stykaliśmy się czołami.

– Usiłuję ci pokazać, jak niedorzecznie brzmisz! – wycedziłam.

– Naprawdę?

O święta naiwności!

– Więc jeśli jestem Gretą Eden, czemu nie siedzę w pokoju przesłuchań? – zaatakowałam go – Co? Bo za dobrze ci się rucha? Czy pieprzysz mnie tylko dlatego, że uważasz, że stanowię zagrożenie? – wpatrywał się w moje oczy ze zmarszczonym czołem – Przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej? A może myślisz, że w ten sposób więcej się dowiesz? What the fuck Marco!?

– Ty się uderzyłaś w głowę? – zapytał, jak skończyła swoją tyradę – Bo pierdolisz jak potłuczona. Jakbyś się jebnęła i miała co najmniej wstrząs mózgu, albo zaburzenia osobowości.

– Naprawdę? Kto ma obsesję na temat tej kobiety? Ja? – uderzyłam się w pierś dłonią – Zaczynamy dochodzić do punktu, kiedy będziesz się musiał zdecydować, czy gonisz króliczka, czy zostajesz z tym co masz w garści. Bo obu nas nie będziesz mógł mieć!

– Przestań pieprzyć! – warknął, wpatrując się we mnie intensywnie – Nie ganiam po świecie za jej pierdolonymi paszportami, tylko siedzę na dupie na wyspie! Jeśli już muszę gdzieś lecieć to nie jest to związane z nią tylko z tym KIM jestem!

Zaskoczył mnie tym. Zamrugałam gwałtownie.

– Chociaż tyle. – wymamrotałam.

– Alleluja! – prychnął i zamknął mi usta gwałtownym pocałunkiem – And for the record: Chuj mnie obchodzi czy jesteś Gretą Eden. Nawet jeśli ty i ona to ta sama osoba, to oświadczam ci teraz: za późno na odwrót! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro