Part 20
Oana POV
Niestety nie było nam dane wślizgnąć się niepostrzeżenie. Założyłabym się o wypłatę, że Marco dostał alert na telefon, jak tylko zeskanowałam swój pod czytnikiem na wejściu. Pojawił się w korytarzu jak duch. Omiótł spojrzeniem Margo i jego oczy zapaliły się ciepłem. Objął ją ramieniem i pocałował w skroń. Następnie wymierzył konkretnego klapsa.
– Ała! – zaprotestowała głośno, a parę głów odwróciło się w naszą stronę – No, za co u diabła?!
– Za nieodbieranie telefonu, wasza wysokość! – położył dłoń na jej karku i ścisnął, zanim ją pocałował.
– Neandertalczyk! – fuknęła pod nosem.
– Chcesz kolejnego klapsa?
– Tobie się marzą dalsze przyjemności? – fuknęła – Zapomnij.
Brat popatrzył na mnie uważnie.
– A tobie co się stało?
– Alergia – skłamałam.
Spojrzał na mnie spod zmrużonych powiek. Czemu mój brat musiał być geniuszem?!
– Na co?
– Na dziwki. – wypaliła Margo, mrugając do mnie zalotnie – Będziemy tu tak pierdolić w przejściu czy idziemy się bawić?
– To nie jest koniec przesłuchania... – zaczął Marco.
– Jest. – przerwała Margo śmiało. Spojrzał na nią gniewnie, ale cokolwiek zobaczył w jej mimice i oczach, rozluźnił się. Pogroził mi palcem, jakbym to ja była winna.
– Pilnuj się.
Ja! Ja! Która w tym wszystkim była niewinna. Moją jedyną przewiną było to, że zakochałam się w mężczyźnie, który nie widział we mnie kobiety czy potencjalnej kochanki a jedynie kumpelkę, siostrę.
– Mamy lożę na górze.
– Możemy zostać na dole? – spytałam, widząc Fabiego na parkiecie – Bliżej do tańca i baru.
– Idź do Złotego Kręgu. – zaśmiała się Margo, odprawiając go gestem – My sobie tu damy radę. Jak pozostali śmiertelnicy.
Ten złośliwy komentarz zapewnił jej potężnego klapsa w tyłek. Jęknęła i roztarła pośladek, rzucając mojemu bratu gniewne spojrzenie. Byłam pewna, że sobie to odbije.
– Przynajmniej jesteście w środku. – mruknął.
– I co by się nam mogło stać na zewnątrz? Cała wyspa należy do Was! – sarknęła.
Wpatrywali się w siebie intensywnie, jakby zaraz mieli skoczyć sobie do gardła.
– Ty się prosisz o lanie.
– Ty się prosisz o szybkiego loda, żebyś przestał gwiazdorzyć. – rozłożyła ręce – No bo nie mam Snickersa pod ręką!
Zaczęłam się śmiać. Jezu, nigdy nie słyszała, żeby jakakolwiek kobieta śmiała tak mówić do mojego brata! Ba, gorzej, on jej na to pozwalał i nie czuł się oburzony na tyle, żeby ją przywołać do porządku. Wielki pan egzekutor Marco Santini, który budził strach w ludziach, tylko na nich patrząc, w końcu trafił na kogoś, kto się go nie boi! Śmiałam się tak bardzo, że aż pociekły mi łzy.
– Dobrze się czujesz? – spytał Marco, mrużąc oczy.
– Trafiła kosa na kamień. – wydusiłam między parsknięciami.
– Idź! – odprawiła go królewskim gestem Margo – Upiję ją i od razu poczuje się lepiej.
– A Fabi będzie potem musiał trzymać jej włosy nad kiblem, żeby ich sobie nie zarzygała. – ironizował mój brat, wbijając mi sztylet w serce. Na wzmiankę o Fabiano, przestałam się cieszyć jak głupia. Uśmiech zamarł mi na ustach. Margo wyprostowała się i położyła ręce na biodrach.
– Powiem to tylko raz i bardzo kulturalnie: paszoł won! – poradziła, rzucając mu wyzwanie.
– Kobiety! – wymamrotał pod nosem, odchodząc.
Margo przyniosła drinki i starała się zabawiać mnie rozmową. Całkiem jej to nawet wychodziło. Jak na osobę, która zazwyczaj obserwuje otoczenie, zamiast uczestniczyć w konwersacji, dzisiaj buzia się nie zamykała. Paplała, usiłując odwrócić moją uwagę od faktu, że facet, w którym byłam beznadziejnie zakochana, znalazł sobie dziewczynę.
Przykleiłam się oczami do Fabiano. Jak ta kretynka wodziła za nim wzrokiem. Zabawiał rozmową swoją partnerkę. Obejmował w pasie, odgarniał kosmyki z twarzy po energicznym tańcu. Pełen zestaw idealnego, zakochanego mężczyzny. Chciałam tego wszystkiego i więcej. Ryczeć mi się chciało! Zamrugałam, odpędzając łzy.
Dopiłam kolejnego drinka.
– Przepraszam, że psuję Ci wieczór.
– Coś ty dziewczyno, Marco nie jest pępkiem świata. To, że sobie oscyluje w moim wszechświecie, nie znaczy, że będę dla niego wszystko rzucać. Ja nie z tych przyjaciółek. – zapewniła. Stuknęłyśmy się ramionami – Gdybyś powiedziała: on albo ja, z żalem, ale bym go rzuciła. Wytresowałabym sobie jakieś innego faceta.
Fabi zerknął na telefon, powiedział coś swojej lasce na ucho i odszedł.
– Gówno prawda, ale dzięki. – westchnęłam ciężko.
Solange odwróciła się w naszą stronę i maska uroczej kokietki zginęła z jej twarzy. Zabrała swojego drinka i przerzucając na ramię swoje drugie, proste włosy, zaczęła kroczyć do nas, kręcąc tyłkiem. Niby komu chciała zaimponować? Ani mnie, ani Margo nie kręciły kobiety.
– Oho starcie tytanów. – zakpiła Margo, przechylając głowę na bok – Szykuj się kochana! Cycki do przodu.
Niechciane towarzystwo dotarło do naszego stolika. Zanim zdążyłam otworzyć usta, oparła się dłońmi o blat i pochyliła w moją stronę.
– Przestań za nim wodzić wzrokiem, jak zraniona suka! – syknęła Solange. Jedyną reakcją, jaką miałam to absolutna blokada zdolności porozumiewania się na szczeblu istot rozumnych oraz otwarte usta. Zatkało mnie.
– Pozwól, że Ci przerwę! – wtrąciła się ostro, ale nadal uprzejmie Margo – Po pierwsze, dziwko – zaakcentowała to słowo z głęboką pogardą – nie tym tonem! Po drugie nie mów tak do kogoś, kto bardzo szybko może sprawić, że będziesz jego eks. Po trzecie mówisz do siostry Marco Santini, więc odrobina kultury Ci nie zaszkodzi.
– A ty, kurwa kim jesteś, żeby mnie pouczać? – wycedziła rudowłosa.
– Ja? – zaśmiała się szyderczo Margo – Ja jestem nikim. Co nie znaczy, że nie potrafię ci prosto w twarz powiedzieć, że masz się od niej – wskazała na mnie – odpierdolić. I to na stałe.
– Margo... – zaczęłam.
– Czy ty nie jesteś tą kelnerką z urodzin Marco?
– Jestem kelnerką i pracowałam przy urodzinach Marco. I do czego zmierzasz? – Margo zjadła orzeszka, unosząc pytająco brwi do góry – Z czym masz problem? Z tym że hańbię się pracą? Żadna praca nie hańbi, każda męczy! Czy może z tym, że jestem kelnerką? Jesteś tempa, że nie odróżniasz tego co ktoś robi, od tego kim jest? – zerknęłyśmy ponad jej ramieniem. Fabi i Marco szli do nas. – Radziłabym nałożyć tę maskę uprzejmości z powrotem i to ASAP.
– Suka! – mruknęła pod nosem, zmieniając wyraz twarzy na słodko–pierdzący – Doigrasz się.
– No, ale dla mnie to się skończy paroma klapsami i zajebistym seksem. – klasnęła językiem, upijając ze szklanki – A dla Ciebie? Wyczuwam nadchodzącą degradację. Z piedestału do: ideał sięgnął bruku!
Kiedy wypowiadała ostatnie zdanie Fabi i mój brat stanęli obok. Marco objął ją ramieniem i pocałował w skroń. Wtuliła się w niego mocno, układając głowę na ramieniu. Uwierzyłabym w tę słodycz, gdybym jej nie znała. Widziałam jednak spojrzenie pełne satysfakcji, które wymierzone było w Solange. Boże, jak nie ona! Ciekawe co knuła!
– Mój bohater. – mruknęła, całując punkt pulsu na jego szyi.
Marco odchylił głowę Margo do góry, zajrzał jej w oczy i pocałował. Jezu! Nie wiedziałam, że mój brat potrafi być tak delikatny. To było sensualne doznanie nawet dla obserwatora. Powolna eksploracja. Zrobiło mi się nieswojo.
– Mmmm pokażmy im, że też potrafimy. – przymilała się Solange. Niewidzialna ręka zacisnęła się na mojej przeponie. Zabrakło mi oddechu.
– To ja pójdę sprawdzić, czy nie ma mnie w toalecie. – wymamrotałam, wbijając wzrok w podłogę. Przechodząc obok Fabiego, złapał mnie za ramię. Spojrzałam na jego ciemne palce. Bezwiednie od razu zaczął kciukiem gładzić moją skórę.
– Wszystko w porządku? – spytał cicho.
– Tak. – zapewniłam radośnie. Brzmiałam sztucznie. Nadal nie podniosłam oczu. Umalowane na czerwono paznokcie zdobiące dłoń Solange, oderwały dłoń Fabiego. – Zaraz wracam.
– Kobiety czasem potrzebują chwili dla siebie. – doszły mnie, niby uprzejme słowa, ale wiedziałam, że są zabarwione nadzieją, że więcej nie będzie musiała mnie oglądać. Zamierzałam spełnić tę prośbę. W końcu z Oblivionu nie było do domu tak daleko. Był sylwester i mnóstwo ludzi bawiło się na plaży. Powinnam być bezpieczna.
Margo POV
Faceci to debile.
Miałam ochotę powiedzieć to Fabiano, ale obrzuciłam go pogardliwym spojrzeniem i odeszłam za Oaną. Zanim to zrobiłam, całując się z Marco, zwinęłam mu z kieszeni transponder do samochodu. Jak znam moją przyjaciółkę, albo będzie się zalewać łzami w kiblu, albo zdezerteruje. Stawiałam na to drugie. Puściłam oczko do barmana i zawinęłam butelkę szampana. Możemy walić z gwinta jakby co. Robert nadal stał przy drzwiach.
– Mijała cię?
– Płakała. – oznajmił – Co za debil. – wymamrotał, a ja posłałam mu pocałunek na dłoni.
– Nie widziałeś nas! – szepnęłam, wychodząc.
Niestety nie znałam dwóch ochroniarzy stojących przed wejściem nawet z widzenia.
– Blondynka w złotej sukience? – zapytałam, tego co stał bliżej. Obrzucił mnie spojrzeniem. – Gdzie poszła? W którą stronę?
Orły intelektu najwyraźniej były niemowami. Trudno. Podniosłam transponder do góry i kliknęłam. Mój metalowy, matowy kochanek zamrugał do mnie przyjaźnie. Ahhh mam cię! Wsunęłam się na siedzenie kierowcy, zaciągając się zapachem skóry i właściciela. Poprawiłam ustawienie fotela. Włożyłam butelkę między nogi. Musiałam założyć, że gdzieś polazła. Miała po pięćdziesiąt procent na każdą ze stron przy wyjeździe z parkingu. Postawiłam na drogę do domu. Dobry strzał. Siedziała na murku. Proszę, jak historia lubi się powtarzać.
Popatrzyła na auto z nadzieją i ten blask znikła jak tylko zobaczyła mnie za kierownica. Niestety nie byłam oczekiwanym rycerzem na białym koniu a jedynie marną podróbką.
– Wskakuj. – zażądałam, unosząc butelkę do góry.
Oparła się o drzwi i zajrzała do środka.
– Ukradłaś mojemu bratu furę?
– Powiedzmy, że na chwilę ją przejęłam. Wskakuj. – ponagliłam.
– Ale ty piłaś.
– Tylko jednego drinka i to zaraz po wejściu. – przewróciłam oczami – Reszta była bezalkoholowa. Mam nauczkę po Halloween.
Wsiadła i przypięła się pasami. Podałam jej butelkę z szampanem. Zostało nam trochę więcej niż pół godziny do północy. Skierowałam się do mojego ulubionego punktu. Będziemy mogły sobie tam posiedzieć spokojnie i uwalić się szampanem. Należał jej się miło spędzony czas po tym, jak facet życia wysadził w powietrze wszystkie marzenia, jakie snuła. A przy odrobinie szczęścia mój kochanek zorientuje się, że nie ma auta i zacznie go szukać, znajdując nas!
Taki miałam plan!
– Marco będzie wściekły. – wyszeptała, tuląc do siebie butelkę.
– Sorry, chciałam zawinąć auto Fabiego, ale byłoby podejrzane, gdybym go nagle oplotła jak bluszcz i sięgnęła do kieszeni w poszukiwaniu tego. – uniosłam dłoń z transponderem. Włączyłam muzykę, wiedząc, że nie będzie chciała rozmawiać.
– Przepraszam, że tak chujowo wyszło.
– Nie twoja wina. – zaparkowałam przy pustej plaży. W oddali widać było światła miasta. A jak świetnie będzie widać fajerwerki!
Marco POV
– Widziałeś gdzieś Margo? – spytałem Fabiano.
– Nie. – zmarszczył brwi, opierając się ciężko o bar – To był strasznie chujowy pomysł. – przeczesał włosy palcami – Wdziałeś minę Oany? Ja pierdolę....
– Nie moja wina, że Solange robiła do ciebie maślane oczy. – odparłem. Może mu w się w końcu oczy otworzą. – Musieliśmy wiedzieć. Jak Ci idzie sprawdzanie dysków?
– Finiszuję. – zerknął na telefon – Oana w życiu się do mnie już nie odezwie.
Na zdrowie im ta akcja wyjdzie według mnie.
– Będziesz się cieszył, jak ci tętnicy nie przegryzie. Interpol czy jakieś inne gówno?
– Według mnie kody są jak z amerykańskiego DEA.
– Dziewczynka się zgubiła. – mruknąłem, wypatrując na parkiecie dwóch najważniejszych w moim życiu kobiet – Strasznie daleko od domu. Myślisz, że ona włamuje się od nas?
Spojrzał na mnie spod oka.
– Ja to wiem. – podniósł do góry swój telefon – Na razie przekierowałem ją do Islandii. Powalczy ze cztery dni z tamtejszymi zabezpieczeniami. Poznamy zdolności jej jednostki, w tym czasie kopiując w tle ich bazy danych. Jak będzie wystarczająco miła, pozwolę jej zatrzymać zdjęcia z wakacji. Uwierzysz, że ma faceta?
– Aiden rozmawiał z Andersonem?
– Deverux dzwonił i mówił, że nie jest od nich.
– Greta? – zasugerowałem bez przekonania.
– Nie, Greta i White Rabbit mają zupełnie inny styl. – zaprzeczył – Nie robią idiotycznych pętli w skryptach.
Barman podszedł do nas zapytać co podać.
– Widziałeś moją siostrę i moją kobietę?
– Brunetka w czerni jak na pogrzeb prezydenta i złota blondyneczka? – spytał humorystycznie – Ta pierwsza zabrała z baru całą butelkę, a drugiej nie widziałem.
One obie doprowadzą mnie do szału!
Mogłem do niej zadzwonić, ale wątpiłem, że którakolwiek odbierze. Potem musiałbym je tropić z GPS. Poszedłem do wejścia. Robert był na posterunku.
– Szefie.
– Moja siostra i Margo?
Zawahał się.
– Najpierw wyszła Oana. Płakała – spojrzał wilkiem na Fabiano – Potem za nią Margo z butelką szampana. Chyba jednak wolą babski wieczór.
W szpilkach i po kilku drinkach daleko nie zajdą. Niby Margo wypiła tylko jednego z alkoholem, ale siostra miała więcej na koncie. Sięgnąłem do kieszeni po transponder od Mercedesa, ale go tam nie było. Uśmiechnąłem się pod nosem, uświadamiając, co się stało. Moja piękna panna bluszcz, której nagle zachciało się przytulać i pieścić mnie w miejscu publicznym, okazała się małą złodziejką.
– Znajdź mój samochód. – poprosiłem Fabiego, który wpatrywał się w swój telefon.
– Stoi na parkingu. – odparł – To w tamtą stronę. – wskazał na drzwi, a Robert zachichotał pod nosem.
– Zakład, że nie stoi, bo lepkie paluszki zasunęły transponder w mojej kieszeni?
Gnojek uśmiechnął się, wyjmując swój.
– Zakład, że są razem a Margo zrobiła to z premedytacją?
Na parkingu podszedł do auta od strony pasażera, rzucając mi kluczyk.
– Jesteś mniej pijany niż ja.
– Jestem, kurwa, trzeźwy jak w dniu narodzin. – odparłem, siadając za kierownicą.
– Dlaczego? – przypiął się pasami. Poprawiłem fotel, żeby było wygodniej, a potem lusterka. On w tym czasie wpisywał dane w nawigacje. Wiedziałem, gdzie to jest. Ulubiona plaża Margo przy skałach. Zerknąłem na zegar, przy odrobinie szczęścia zdążymy przed północą.
– Zacznijmy od tego, że wiedziałem, że coś się zjebie. Margo mi oznajmiła, że spotykamy się na miejscu. A to jest czerwona flaga! – włączyłem silnik – Po drugie: moja siostra jest w tobie obłędnie i beznadziejnie zakochana. Od lat! Dodajmy do tego, że wiedziałem, że przyjdziesz z Solange, a to mogło dać dwa scenariusze. – wyprowadziłem powoli auto z parkingu – Albo moja siostra ucieknie, albo będzie się wypłakiwać w kiblu, bo do kurwy nędzy wracamy do punktu jeden. I to, że jeszcze ci nie zajebałem, wynika z faktu, że daję ci ostatnie dwadzieścia minut wolności, bo już mam po dziurki w nosie obserwowania tego przeciągania między wami. – zacząłem gwałtownie przyśpieszać za promenadą – Bądź kurwa mężczyzną i weź co twoje.
– Co twoje? – warknął – Margo też sobie wziąłeś?
– Wiedziałem, że Margo będzie moja od momentu, kiedy podała mi piwo bezalkoholowe! A ty, kurwa, od lat latasz wokół niej z wywieszonym jęzorem.
– Mówimy o twojej siostrze! – nie spuszczał z tonu. Chociaż, kurwa, tyle. Jej tak samo jak Margo nie można było odpuszczać nawet na minutę. Ulegniesz raz i jesteś skończony.
– I co kurwa ma to z czymkolwiek wspólnego? Nie ma prawa do bycia szczęśliwą? – pokonałem zakręt nieco za szybko, aż mi się pojawiło parę kontrolek na wyświetlaczu na szybie. Odpuściłem gaz na następnym. – Złam jej serce do końca i zostaw w spokoju, albo niech będzie jedyną kobietą, której pragniesz.
Uparcie wpatrywał się w krajobraz za oknem. Wyciągnął telefon z kieszeni. Wyświetlacz pokazywał siedemdziesiąt trzy procenty. No co za pojeb! Praca była najważniejsza!
– A co z Solange?
– Ja pierdolę, ty durny kmiocie, czego jeszcze nie rozumiesz? Ile lat wychowujesz się w tym kraju? Między nami? – warknąłem, zerkając na niego szybko – Jeszcze ci ze łba nie wybiliśmy tych wszystkich włoskich gówien? Uświadom sobie prawdę wszechświata: najpierw twoja kobieta, potem wszystko inne. I za każdym razem jak tego nie zrobisz, coś się zjebie!
Po minie wnosiłem, że jest zaskoczony.
– Niemal bluźnierstwo w ustach egzekutora. – powiedział ostrożnie.
– Najpierw jestem jej bratem, a potem wszystkim, czym muszę być. – tłumaczyłem jak dziecku – Jedno nie ma nic wspólnego z drugim. Praca jak każda inna. Nie przynoszę jej do domu.
– A Greta?
– Świadoma decyzja i świadome konsekwencje.
Zaczął uderzać palcem środkowym w podłokietnik w drzwiach.
– Wydaje mi się, że wszyscy nagle jakoś odpuścili szukanie Grety.
Znów na niego zerknąłem, pokonując ostatni zakręt.
– Nikt niczego nie odpuścił. Powiedzmy, że mamy konkretny trop i go sprawdzamy.
Spojrzał na mnie podejrzliwie.
– Nasze sekrety mają swoje sekrety? – zapił, cytując Avengers.
– To nie jest twój problem. Twój problem – zaparkowałem obok własnego auta – siedzi na plaży i ryczy, albo jest pijana. – zgasiłem silnik – Jak to spierdolisz, naprawdę cię zajebię Moretti, chuj mnie obchodzi kim jesteś!
Dziewczyny siedziały na plaży. Fabiano został na górze. Zszedłem nieśpiesznie po schodach.
– Prawie o czasie! – zawołała Margo – Zostało pięć minut!
Usiadłem obok niej.
– Idź na górę. – powiedziałem do siostry, która właśnie piła z gwintu. Wzruszyła tylko ramionami. – Skoro chcesz zostać podglądaczką, to proszę bardzo. – pocałowałem swoją kobietę. Kątem oka widziałem, że podniosła się i mamrocząc coś pod nosem, zabrała butelkę, odchodząc. Mogłem się teraz skupić na całowaniu. Margo smakowała szampanem. A ja upijałem się jej ustami.
– Zatańcz ze mną. – poprosiła. Wybrała sobie do tego piosenkę Matchbox Twenty – Unwell.
Objąłem ją i poruszając się powoli, znaleźliśmy się po kostki w wodzie. Przylgnęła do mnie swoim ciałem, jakby świat miał się skończyć o północy. Mój Boże jak ta kobieta pachniała. Mieszanka perfum i ciepłej skóry z dodatkiem soli morza. Upajający zapach, który mnie podniecał. Przesunąłem dłonie niespiesznie z talii, wzdłuż ramion do twarzy, ujmując ją w dłonie. Kciukiem powiodłem po nabrzmiałych ustach.
Była uzależnieniem. Palącym w żyłach ogniem namiętności, lodowatą wodą rozsądku. Wulkanem emocji ukrytym za łagodnym uśmiechem. Szaleństwem i logiką zarazem. Jeśli istniały ideały, była jednym z nich. I chuj mnie obchodziła czy była Gretą Eden. Gdyby była to jeszcze lepiej, idealnie rozumiała moją pracę. Wiedziała, kim byłem i co robiłem i wciąż tu była.
– Pracujesz jutro? – spytała szeptem.
Musnąłem jej usta swoimi.
– Nie.
Fajerwerki wybuchały w oddali. Roześmiała się, obserwując ferie barw nad nami. Na jej twarzy był czysty zachwyt. Jakby dziecko oglądało spektakl po raz pierwszy. Radość w szeroko otwartych, błyszczących oczach była nie do podrobienia. Nie dało się nie uśmiechnąć. Coś ciepłego rozlało mi się po piersi. Chciałem zatrzymać ten widok. Złapać kolorową chwilę i zapamiętać na zawsze. Pełnia szczęścia.
Jeden z fajerwerków rozbłysnął, oświetlając parking. Kątem oka widziałem, jak Fabiano całuje moją siostrę. Chociaż jedna rzecz dzisiaj poszła dobrze. Oni rozpoczną ten rok najlepszym otwarciem z możliwych.
– Czemu pytałaś, czy jutro pracuję?
Przygryzła nieco wargę wahając się.
– Jest północ.
Wskazałem palcem na niebo.
– Zauważyłem.
Roześmiała się.
– Czy możemy przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny udawać, że świat nie istnieje? – zapytała, wpatrując się we mnie z nadzieją – że na ziemi jesteśmy tylko ty i ja? Dwoje ludzi i ich namiętność, jakby świat miał się skończyć za dwadzieścia cztery godziny. – chciałem się odezwać, ale położyła mi palec na ustach – Że nie jesteś egzekutorem mafii, a ja nie jestem przybłędą bez grosza.
– Co się stanie za dwadzieścia cztery godziny? – spytałem łagodnie.
Cofnęła się minimalnie i przymknęła oczy.
– Nic. Po prostu... przez chwilę chciałam... – zamknęła oczy – Zapomnij.
Usiłowała się odsunąć. Nie pozwoliłem. Nie mogłem jej w chwili słabości wypuścić z rąk. Pociągnąłem ją w dół na piasek.
– Margo.
– Przepraszam, masz rację, nie powinnam.
Zamknąłem jej usta pocałunkiem. Całowałem ją, mimo że siedziała na początku nieco sztywno, zupełnie nie reagując na mój żądający język. Nie przestawałem, robiąc się coraz bardziej czuły i delikatny. Opuszkami drażniłem skórę na karku. Płatki uszu uciskałem delikatnie. Kciuki sunęły po wrażliwej skórze szyi. W końcu ulegała i poddała się namiętności.
– Możesz mi powiedzieć, kochanie. – wyszeptałem miękko.
Przytuliła się, ale zanim to zrobiła, zauważyłem niepewność błąkającą się w brązowych tęczówkach, zanim przymknęła oczy. Literalne wahanie. Zaniepokoiło mnie to.
– It's just silly me. – szepnęła, całując mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro