Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 18


Margo POV

Znów byłam w swoim pudełku po butach. Po porannej rozmowie, o ile to można w ogóle nazwać rozmową, wróciłam do siebie. Przymknęłam oczy na wspomnienie tego co powiedział:

– Nie musisz się wyprowadzać. – doszły mnie ciche słowa, na które mimowolnie podskoczyłam. To trzeba dobrze rozegrać Margo. Na spokojnie, argumentami.

Jedyną rzeczą, którą spakowałam, była moja piżama z małą syrenką. Polubiłam tę szmatkę.

– Lubię mieć własną przestrzeń.

– Ja też, ale chcę, żebyś została. – jego głos był uwodzicielsko miękki. Otworzyłam usta, ale nic się spomiędzy nich nie wydostało. Wpatrywaliśmy się w siebie dość długo.

– O co ty mnie pytasz? – wyszeptałam, wciąż tkwiąc w miejscu. Zawieszona na parę chwil pomiędzy rzeczywistością a marzeniami, że mogłabym być normalna.

– Ja nie pytam, ja proszę, żebyś się do mnie wprowadziła. – schował dłonie do kieszeni – Podoba mi się wizja, że będziesz w moim łóżku każdej nocy.

Ostatnie trzy słowa wyrwały mnie z zawieszenia. Noc! Po kręgosłupie przebiegł niespokojny dreszcz. Czy zrobiłam coś, co go zaniepokoiło? Czy miałam koszmary? Nic nie mówił, ale to nie znaczyło, że udało mi się spokojnie spać przez siedem nocy. Wpatrywałam się w niego, ale nie byłam w stanie odkryć, o czym myśli.

– Szkoda tylko, że ciebie w nim zazwyczaj nie będzie.

– To gdziekolwiek będę, poczuję się lepiej, że jesteś tutaj, w mojej pościeli, bezpieczna.

– Jestem bezpieczna w swoim pudełku po butach. – zapewniłam, podchodząc do niego bliżej z plecakiem w ręku.

Pogłaskał mnie po twarzy.

– Jesteś okropnie uparta. – znów mierzyliśmy się spojrzeniami.

– Przyganiał kocioł garnkowi. Już przerabialiśmy tę rozmowę.

– Mhmm – mruknął – Czego się boisz?

Uniosłam brwi do góry w wyzwaniu. To, co zamierzałam powiedzieć, było absolutnie nie fair. I nie miało nic wspólnego z prawdą.

– Jesteś, kim jesteś.

Nie wydawał się zaskoczony tym stwierdzeniem. Ani też obrażony czy rozzłoszczony. Coś pojawiło się w jego oczach i natychmiast znikło.

– To znaczy?

– Pracujesz dla Patricka i robisz... – przygryzłam wargę. Zrobiłam nieokreślony gest ręką.

– Pamiętasz co powiedział Tristan w Stardust? Nie jestem sprzedawcą. Ja po prostu pracuję w sklepie jako sprzedawca. – zacytował – Jest różnica pomiędzy tym co robię a kim jestem. – dodał łagodnie, gładząc mnie po ramieniu – To praca jak każda inna i nie przynoszę jej do domu.

– Jezu! – sarknęłam – Powinnam się czuć szczęściarą, że nie masz plam krwi na ubraniach?

Pacnął mnie palcem w nos i uśmiechnął się pobłażliwie.

– O to nie musisz się martwić.

Skrzyżowałam dłonie na piersi, udając, że potrzebuję się od niego odgrodzić.

– Wiesz, historia z Isabel i to, co mi powiedziałeś, sugeruje coś innego.

– Tutaj zawsze byłabyś bezpieczna. – zapewnił po raz kolejny.

– U siebie też jestem.

– Tam chroni cię tylko jeden zamek, który można przejść w trzy sekundy.

Byłam tego świadoma. To, że on to wiedział, nieco mnie zaskoczyło. Uniosłam brwi do góry.

– Włamywałeś do mojego mieszkania?

– Z kluczem czy bez dostałbym się tam równie efektywnie.

– Masz klucz do mojego mieszkania? – nie dowierzałam – Skąd go masz?

Westchnął.

– Zrobiłem kopię, kiedy odwiozłem cię pijaną do domu po Halloween.

Wybałuszyłam na niego oczy.

– Dlaczego?

Odwrócił na chwilę wzrok, wyglądał na nieco zmieszanego.

– Mógłbym kłamać, że byłaś pijana i chciałem mieć pewność, że dostanę się do środka, gdyby coś ci się stało, albo gdybyś potrzebowała pomocy. – zamilkł na chwilę, a ja wykonałam zachęcający do mówienia gest ręką – Zrobiłem to jednak, ponieważ wiedziałem, że Cię pragnę i że skończysz w moim łóżku. To moja forma kontroli. 

Zatkało mnie. Nie sądziłam, że powie mi prawdę. Uniosłam palec wskazujący, żeby go zrugać. Nawet otworzyłam usta, w końcu zasłużył sobie, ale postanowiłam zagrać inaczej.

– To najbardziej aroganckie stwierdzenie – dźgałam go palcem w pierś za każdym słowem – jakie kiedykolwiek słyszałam, a jednocześnie szczere do bólu. I tylko dlatego cię rozgrzeszam! – zaznaczyłam, a drań się uśmiechnął kącikami ust. – Co nie zmienia faktu, że to, co zrobiłeś, jest złe.

Pogroziłam mu palcem, uświadamiając sobie, jak idiotycznie się zachowuję. Groziłam jak niegrzecznemu dziecku, facetowi, który złamałby mnie wpół, gdyby chciał. Jego siła jednak nie sprawiała, że stawałam na baczność w obawie kary, jak to było z moim bratem. Marco pozwalał mi się czuć bezpieczną w swoich ramionach. Zawsze, gdy z nim przebywałam, mogłam się zrelaksować i rozluźnić. Nawet teraz w chorobie, dbał o mnie tak samo jak pozostali mężczyźni o swoje żony i narzeczone.

– Czy to oznacza, że zostaniesz?

– Nie. – zaprzeczyłam, uśmiechając się – Potrzebuję mieć własną przestrzeń i nie być pod czujnym okiem Saurona 24/7. – wskazałam palcem na miejsce, gdzie według mnie znajdowała się kamera. A potem na kolejną patrząc na niego wyczekująco. – I nawet nie próbuj zaprzeczać.

Odpowiedział natychmiast i bardzo pewnie.

– Nie zamierzam.

– Przynajmniej jesteś szczery. – Bo ja nie mogę być.

– Czemu miałbym kłamać? Moje intencje są jasne.

Zaśmiałam się, próbując rozładować sytuację.

– Przecież nie mówię, że odcinam cię od seksu, tylko że nie chcę być w tym miejscu sama.

Uniósł brew do góry.

– Zawsze możesz podróżować ze mną. – zaproponował.

Westchnęłam głośno.

– Bądź poważny. Mam rachunki do popłacenia i szefa, który niecierpliwie wygląda mojego powrotu do pracy od jutra.

– Mogę się tym wszystkim zająć. – kusił, wracając do pieszczenia skóry na mojej szyi.

– Nie chcę nikomu niczego zawdzięczać.

– Zosia samosia.

– Wolę termin niezależna.

Odezwał się jego telefon. Miałam kupę szczęścia i to nie pierwszy raz, kiedy w kluczowych momentach chwilę przed złamaniem przerywało nam to diabelskie urządzenie, które uzależniło od siebie wszystkich.

– Tak?

Odwróciłam się w stronę wyjścia, nie oglądają się czy podąży za mną.

– Odwiozę Margo do domu i będę tam, powiedzmy – zerknął na zegarek – do godziny?

Odwiózł mnie bez dalszych protestów. Plusem jego poprzedniej interwencji była kartka od właściciela mieszkania, że klimatyzacja została naprawiona, a miejsce przeszło gruntowny remont. Wymieniono starą zużytą wykładzinę, a w jej miejsce położono drewniane panele. Nadal czuć było w powietrzu lakier. Dostałam nowy zestaw mebli kuchennych, łóżko z bardzo wygodnym materacem. Odświeżono też łazienkę. Wszystko lśniło czystością a przerażająca ilość sprzętów - nowością.

Niestety moje auto nie naprawiło się samo magicznie. A szkoda, przydałoby mi się. Nadal będę musiała żebrać po ludziach, żeby się z nimi zabrać do roboty. Ciekawe czy Paul mi zapłacił i ile. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że zapłacił mi pełną stawkę za ten tydzień.

Zalogowałam się do banku z laptopa. Wpatrywałam się w saldo na rachunku bankowym. Marco naprawdę przelał mi trzydzieści tysięcy euro. Westchnęłam, przeczesując włosy. Jego naprawdę coś pojebało. Przymknęłam oczy. Ile spraw by to załatwiło, gdybym je zatrzymała.

STOP! STOP! STOP!

Zaciskając zęby, przelałam pieniądze z powrotem na rachunek, z którego przyszły.

– Łatwo przyszło, łatwo poszło.

Chuj z tego! Rzuciłam telefon obok siebie. Wcale nie zrobiło mi się lepiej po zrobieniu tego co powinnam. Bycie uczciwym obywatelem jest chujowe! Postępowanie właściwie było jeszcze gorsze! Czym dłużej byłam na Balearach, tym głębiej wpadałam w tę jebaną króliczą norę. 

Tylko co innego miałam zrobić? Zostać utrzymanką Marco? Jak szybko wyciągnąłby ze mnie wszystkie sekrety? Zapominałam się przy nim! Zapominałam, kim jestem i dokąd zmierzam! Ale przy nim tak łatwo było na chwilę odrzucić wszystko to, co było złe...

– Nie jesteś już w krainie czarów Alicjo! – wymamrotałam do siebie – Ani nawet w jebanym Kansas Dorotko. Prawdziwy świat, prawdziwe problemy.

Dziesięć minut później odezwał się mój telefon. Marco przelał mi pieniądze z powrotem.

Marco: Uparta bestia z ciebie

Ja: Czujesz się zaskoczony?

Marco: Wyznaję zasadę expect unexpected.

Trudno się dziwić, że faceci prowadzący nielegalną działalność mieli taką zasadę. Odesłałam pieniądze. Jak tak dalej pójdzie, moje konto zostanie zablokowane przez jego upór. Albo przez mój upór. Nie minęło kolejne kilkanaście minut, a przelał mi je ponownie jako podwojoną kwotę.

Marco: za każdym razem jak je odeślesz podwoje kwotę.

Me: Przestań to robić! zablokujesz mi konto bankowe!

Marco: zabiorę cię na kolację wieczorem

Me: pracuję!

Marco: Nie wstyd tak kłamać? Nie to mówi grafik, jaki Paul mi podesłał na ten miesiąc. Zaczynasz od jutra.

Serio? Paul ten zdrajca dał Marco nasz grafik?

Me: To już podpada pod prześladowanie

Marco: Jako twój facet czuję się zaniepokojony faktem, o jak później porze wracasz do domu.

Wzbierała we mnie irracjonalna potrzeba pokłócenia się z nim na tę okazję. Bo tak. Sama tego do końca nie rozumiałam. W końcu miałam w życiu faceta, który się o mnie troszczył. Nie traktował mnie z zimną obojętnością. Nie bił mnie, nie karał. Naprawdę wyglądało, że mu zależy. A ja szukałam dziury w całym. Miałam świadomość, że ta dziura jest tam od początku. Od pierwszego spojrzenia. Od pierwszego gestu.

To wszystko było kłamstwem.

Ja byłam kłamstwem samym w sobie.

Tylko moje uczucia były prawdziwe. Mogłam się tylko modlić, że kiedy ten cały domek z kart się rozpadnie, burza, która po nim nastąpi, nie zmiecie mnie z powierzchni. Strach był idiotyzmem. Tak samo jak żal, że mogło się coś zrobić, a nie zrobiło.

Jedynym dzisiaj lekarstwem na to było wyjść z domu, włożyć słuchawki i włączyć głośną muzykę. Zamartwianie się na zapas nie było moją mocną stroną. Planowanie na zapas – już bliżej. Zawsze musiał być jakiś contyngency plan.



Marco POV

Patrick czekał na mnie w swoim gabinecie. Był z nim Fabi i Aiden. Spojrzał na mnie znad ekranu laptopa.

– Co jest?

– Musimy pogadać. – oznajmiłem poważnie z pokerową twarzą.

– Mów. – zachęcił, stukając palcami po klawiaturze, z prędkością karabinu maszynowego wyrzucającego z siebie pociski.

– W cztery oczy.

– Oni i tak się dowiedzą.

Milczałem. Włożyłem dłonie do kieszeni i czekałem. Wymienili spojrzenia między sobą. Aiden podniósł się pierwszy, a Fabiano podążył za nim.

– Więc, co jest tak ważnego? – zagaił, rozsiadając się za biurkiem.

Naszły mnie chwilowe wątpliwości, ale jeśli miałem rację, później mogłoby się to skończyć o wiele gorzej. Sięgnąłem do kieszeni po telefon i odnalazłem video, które chciałem mu pokazać. Podałem mu aparat. Klip miał może ze dwie minuty długości. Obejrzał go kilka razy. Przedstawiał nasz mały nocny problem z Margo. Patrick w końcu oddał mi telefon.

– Interesujące. – błysk w jego oczach powiedział mi, że czeka na dalsze rewelacje – Ewidentnie przechodziła jakieś szkolenia.

– Mam inne podejrzenia. – przyznałem bez emocji.

– Myślisz, że jest Gretą Eden. – podsumował. Złożył dłonie w piramidkę i uderzał środkowymi palcami o siebie.

– Jeśli nie osobiście, to ma z nią coś wspólnego.

– Wrobiłaby Isabel, żeby odwrócić od siebie uwagę?

– Mogła być pewna, że Isabel nie ma z tym nic wspólnego – zauważyłem, bo też o tym już myślałem – więc wepchnięcie ją w nasze ręce nie mogło pociągnąć za sobą konsekwencji.

– Chcesz ją przesłuchać? – zaproponował.

Oparłem łokcie o kolana i pochyliłem się, splatając dłonie tak samo jak on.

– Nie wiem co mam kurwa robić. – przyznałem ciężko – Nie jestem obiektywny.

– Myślisz, że stanowi zagrożenie?

– Miała wystarczająco okazji, żeby się zemścić na tobie czy na mnie. – odparłem, pocierając skroń palcami – Heksogen na łodzi rozwiązałby problem.

– W zamachu bombowym nie ma żadnej finezji. – zauważył – Ani osobistego zaangażowania, które może dać ci satysfakcję z zemsty. Myślisz, że czeka na lepszą okazję?

– Mała ich mnóstwo.

– Co chcesz zrobić?

Spojrzałem na niego jak na swojego szefa, a nie kuzyna.

– Zabrać ją gdzieś daleko stąd, upozorować własną śmierć i trzymać od Was wszystkich z daleka. – wyrzuciłem z siebie – Ale obaj wiemy, że tak się nie stanie, bo lojalność jest dla mnie ważniejsza!

Skurwiel zaśmiał się, ale jego oczy były poważne.

– Przynajmniej jeszcze. – Nie takiej reakcji oczekiwałem. Spodziewałem się złości, nakazu przesłuchania, ale nie tego. – Czemu jesteś zaskoczony? Czego się spodziewałeś? Że będziesz musiał jej bronić?

– Mniej więcej. – przyznałem, odchylając się w fotelu.

– Jest tutaj już parę miesięcy i owszem zauważyliśmy wszyscy pewne czerwone flagi, ale biorąc pod uwagę naszą branżę, wszystko jest możliwe. Co mnie cieszy – oznajmił poważnie – to, że przyszedłeś do mnie. A dwa, że doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś obiektywny. Dupa zawróciła ci w głowie. – skrzywiłem się na te słowa, ale były prawdziwe – Chcesz ją dla siebie i postawisz na to braterstwo krwi, tak samo jak wcześniej zrobiłem to ja, Adam i Alessi. Będę musiał porozmawiać z Adamem – uniósł rękę, żebym mu nie przerywał – ale tylko z nim. Ty natomiast masz mieć na nią oko. Jesteś za nią odpowiedzialny. I ja cię takim czynię w tej chwili. Każdy wygłup pójdzie na twoje konto.

– Muszę polecieć do Palermo. – przypomniałem mu – Mam na niej postawić człowieka? Chciałem, żeby ze mną zamieszkała – jego brwi powędrowały do gry – i to nie dlatego, że chcę ją kontrolować tylko dlatego, że chcę, aby ze mną zamieszkała.

– Bez względu na to czy jest Gretą.

Nie wahałem się z odpowiedzią.

– Bez względu na to czy jest Gretą.

Patrick milczał przez chwilę.

– Jeśli przychodzi w pokoju, chętnie ją zatrudnię. Jeśli przybywa, by tworzyć chaos, będziesz musiał ją zabić, rozumiemy się?

– Tak.

– Nie mówię, że będziesz musiał. – zapatrzyłem się w sufit – Czy poza tym coś jeszcze cię niepokoiło?

– Był incydent w restauracji ze trzy tygodnie temu.

– Czemu o tym nie wiem?

– Bo nie wydawało mi się to ważne w tamtej chwili. – przyznałem zgodnie z prawdą – To był w sumie pierwszy raz, jak coś mnie zaniepokoiło. Wie doskonale jak posługiwać się bronią i umiała rozpoznać, że potrafię się nią posługiwać i prawą i lewą ręką.

Patrick zaczął stukać palcami po blacie.

– Wkurwia mnie fakt, że nie przyszedłeś do mnie wcześniej.

– Nie było z czym?

– Laska potrafi się posługiwać bronią, tkwimy w gównie z Gretą, a ty uważasz, że nie ma z czym? – poruszyłem szczęką, wiedząc, że ma rację – Zacznij myśleć tą głową, którą masz na karku.

– Staram się.

– Za mało! – warknął cicho.

– Co chcesz, żebym zrobił? – spytałem z rezygnacją.

– Weź ją ze sobą do Palermo i miej na oku.

– Próbowałem – odparłem, jakbym przyznawał się do porażki – Chciałem, żeby się do mnie wprowadziła, ale nie spodobała jej się ta propozycja.

– Chyba to przewidziałeś? – zakpił – Czy to dlatego Simon robił na cito remont w jej mieszkaniu, które notabene kupiłeś? Nie wiem po ki chuj, bo to żadna inwestycja.

– Ponieważ wiedziałem, że nie będzie się chciała wprowadzić. Przed tą chorobą nigdy nie została u mnie na noc. Teraz już wiem dlaczego. – zmierzyłem go zaciekawionym spojrzeniem – Czy jest coś, czego nie wiesz?

– Na mojej wyspie? – jego spojrzenie stało się poważne, zanim odpowiedział stanowcze: – Nie. Jedyną osobą, która może mnie jeszcze zaskoczyć to moja żona.

– Dzięki Ci Panie, chociaż za to. – mruknąłem pod nosem. Sprzedał mi środkowy palec.

– To w sumie interesujące. Czego chce od nas Greta?

– Nie pieniędzy i luksusów. To właśnie usiłowałem jej dać.

– Za to chętnie daje swoje ciało?

– Jeśli pytasz, czy ma zahamowania, to nie ma. Cieszy ją seks, ale nie bliskość. Jakby jej nigdy nie doświadczała i nie wiedziała, co ma zrobić, jak ją przytulam. Na początku sztywniała, kiedy ją przytulałem. Teraz jest lepiej, ale nadal zasypia mi w samochodzie w ciągu pierwszej minuty.

– Jak tak teraz o tym pomyśle to nawet zabawne.... – zaśmiał się.

– Czy ja chcę wiedzieć?

– Pamiętasz, jak Giovanni tu był? O ironio zapytała go, czy wie, kim jest i jeszcze do tego pouczała co zrobić z Marianną? – przeczesał włosy – Jaka ironia losu.

Uśmiechnąłem się.

– Nie jesteśmy pewni czy to ona. – zaznaczyłem – Nic nie wskazuje na to, że ma złe zamiary. Zaprzyjaźniła się z dziewczynami... – zawahałem się.

– A one nie przyjaźnią się z każdym. Pozwól, że zgadnę co cię w niej kręci! – zabębnił palcami po burku – Stawia Ci się na każdym kroku, dyskutuje, podważa decyzje? 

Skrzywiłem się. Za blisko prawdy, ale przez ostatnie półtora roku naoglądałem się jego przepychanek z Anją. Wiem, co ma na myśli. Trafił idealnie. Mnie to kręciło tak samo jak jego.

– Nawet nie to. – machnąłem ręką – Po prostu ma swoje zdanie, ale... siła argumentów.

– Czysta logika? – zasugerował z uśmieszkiem błąkającym się na ustach.

– Ona jest tobą a ja Anją. – przyznałem.

– Hmm – milczał chwilę – Powodzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro