Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 13

W końcu to dzień dziecka :D I rozdział trzynasty! :D Miłego dnia kochani! 


Margo POV

Marco, Demetrio i Fabi wybrali sobie ten moment, żeby wejść do środka. Marco miał na sobie białe lniane spodnie i białą koszulę z nieodłącznie podwiniętymi rękawami. Demetrio był cały na czarno, ale jego to ciężko było spotkać w innym kolorze. Pewnie zacznie taki nosić, o ile wynajdą ciemniejszy od czarnego. Fabiano był gdzieś pomiędzy nimi: szorty, koszulka, japonki. Japonki! 

Wszyscy uzbrojeni i gotowi do akcji o wiele bardziej, niż nasi oprawcy. Roześmiałam się z tego, jakie to było „cliché". Nasi obrońcy przybyli na swoich lśniących mustangach, albo raczej w mustangach, śpiesząc na pomoc damom w opresji. Niemal wyłam ze śmiechu, nie mogąc przestać. Zakrztusiłam się i parę kropel krwi znalazło się na mojej białej koszulce. Facet puścił moje włosy i cofnął się. Usiadłam na tyłku, zanosząc się histerycznym śmiechem, aż poleciały mi po policzkach łzy.

Zerknęłam na Oanę, ale ona stała za Fabmi. Teraz to już z pewnością nie zamknie się na temat tego, jaki on jest cudownie fantastyczny. Dajcie wiadro, będę rzygać. Marco ukucnął przede mną, przekładając broń do lewej ręki. Z tego jak ją trzymał, z pewnością nie robiło mu różnicy, czy używa prawej, czy lewej. Uśmiech znikł mi z twarzy. Miałam przed sobą drapieżcę, a nie łagodnego kochanka. Egzekutora. 

– Podzielisz się z nami, co Cię tak rozbawiło?

Pokręciłam przecząco głową. Nie byłabym w stanie, wydusić z siebie tego, bez parskania śmiechem co sekundę. Odchyliłam się, kiedy wyciągnął w moją stronę dłoń. Taki odruch po braciszku. Nic personalnego. Jego oczy pociemniały, a ja się zreflektowałam. Otarłam łzy z twarzy, szepcząc ciche: przepraszam. Pozwoliłam się podnieść do pozycji stojącej. Dotknął kciukiem mojej puchnącej wargi. Zaprotestowałam głośnym „ała".

– Dotknął Cię? – jego głos był lodowaty.

– Nieeee – bagatelizowałam, na użytek własnych emocji, stojących na krawędzi histerii – Jedyne co się mogło stać to, że go obrzygam z obrzydzenia – zerknęłam z boku na faceta, który nadal stał z opuszczonymi spodniami. Parsknęłam z udawanym rozbawieniem. – albo udławię tym małym kawałkiem mięsa.

Podniósł mój podbródek palcem i zajrzał w oczy. Cokolwiek tam zobaczył, nie spodobało mu się. Nie wiem, może liczył na pełną histerię? Płacz i zawodzenie, jak właśnie zachowywała się Oana wczepiona w koszulę Fabiano? W moich była tylko akceptacja tego co się działo. Żadnej walki. Zacisnął mocniej usta. Podał mi swoją broń.

– Wiesz, co się z tym robi?

Sprawdziłam, czy jest nabój w komorze, zwolniłam magazynek, załadowałam z powrotem. Zabezpieczyłam, a potem zwolniłam bezpiecznik. Cień zaskoczenia przemknął przez jego tęczówki, ale znikł równie szybko, jak się tam pojawił.

– Wystarczy?

Skinął głową, robiąc pół kroku w prawo i odsłaniając obwiesia, który mnie dotykał. Czy to był jakiś test? Sprawdzał, czy byłabym w stanie pociągnąć za spust? Odebrać komuś życie? Byłam, tylko po co?  Opuściłam dłoń wzdłuż biodra. Broń i tak była do niczego, jeśli napastnik nie stał dalej niż dwa metry, a nawet i wtedy liczyła się szybkość i cielność. A ja nie miałam ani jednego, ani drugiego. Przynajmniej w tej chwili z Marco, Demetrio i Fabim jako świadkami. Za to wiedziałam najważniejsze. Zawsze celuj w głowę.

– Chciałabyś coś panom od siebie przekazać? – kiwnął głową w stronę broni – Zanim ja utnę sobie z nimi pogawędkę w towarzystwie reszty?

Zerknęłam na moją własną rękę.

– Jak bardzo lubię taplać się w wirtualnych, wyimaginowanych jelitach martwych pogan, tak ty, jesteś w realu zdecydowanie lepszy. Dobrej zabawy. – wyciągnęłam do niego rękę, chcą oddać broń. Następne słowa dobrałam bardzo ostrożnie. – Nie chcę mieć niczyjej krwi na rękach, a Tobie to już bez różnicy. – wpatrywał się we mnie bez słowa. Kiedy nie wziął broni, zabezpieczyłam safety i odłożyłam na najbliższy stolik.

Odwróciłam się na pięcie, zgarnęłam nasze torebki i wymaszerowałam na zewnątrz. Podeszłam do kamiennego murka. Fabi wyprowadził Oanę. Dziewczyna była blada jak płótno. Przywarła do jego koszuli, jakby od tego zależało jej życie. Nagle oderwała się od niego i po zrobieniu pół obrotu zaczęła wymiotować w trawę. Facet zamarł, jakby nie wiedział co zrobić. W kilku krokach byłam przy niej, odgarniając długie włosy z twarzy, żeby ich sobie nie zabrudziła.

– Masz wodę? – spytałam go spokojnie.

Od zapachu wymiocin, mnie też zemdliło. Przyłożyłam dłoń do brzucha.

– Też będziesz rzygać?

Jego głos prawie zagłuszył, dźwięk wystrzałów z tłumika. Moje oczy zrobiły się ogromne. Zamarłam. Dłonie zaczęły mi drżeć, a w gardle zaschło.

– Margo!

Fabi dotknął mojego ramienia, ale to tylko spowodowało, że ogarnęła mnie większa panika. Gwałtownie strząsnęłam z siebie jego dłoń. Musisz się uspokoić – powtarzałam sobie. Dotarły do mnie odgłosy wymiotów Oany. To wyrwało mnie z krawędzi paniki i posłało z powrotem na ziemie. Niemal wyrwałam mu butelkę, odkręcając kapsel. Oana wypłukała usta, szepcząc: dziękuję. Przysiadła na murku. Fabi otworzył drzwi do swojego mercedesa. Nie mówiąc słowa, wziął ją na ręce i posadził na siedzeniu pasażera z przodu. Ukucnął obok i pogłaskał ją po kolanie. Potarłam czoło dłonią. Nie ma to jak rycerz w lśniącej zbroi – mruknęłam w myślach, obejmując się ramionami. A ja zawsze trafiam na zakute łby!

Marco wyszedł pierwszy a za nim Demetrio. Fabi podniósł się i z zaskoczeniem dojrzałam w jego dłoni broń wycelowaną w idących w naszą stronę mężczyzn. Schował ją równie szybko jak wyciągnął, rozpoznając w mroku towarzyszy. Pan przystojniak zatrzymał się przede mną.

– W porządku?

Podniosłam na niego wzrok pełen niedowierzania, sarkazmu, rozbawienia i histerii. Tym razem nie odsunęłam się, kiedy chciał mnie dotknąć. Oblizałam usta, nadal czując posmak krwi.

– Living a dream! – wyrzuciłam z siebie sarkastycznie. A przynajmniej chciałam, żeby tak zabrzmiało.

Demetrio oparł się o murek metr ode mnie. Czułam przemożoną chęć, aby się od niego odsunąć. Marco powiódł wzrokiem pomiędzy nami.

– Zabiorę Oanę do domu. – oznajmił Fabi, tonem niedopuszczającym sprzeciwu.

– Mogę się zabrać? – spytałam odruchowo. Mina Fabiego była wystarczająco wymowna. Marco parsknął śmiechem, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Jasne, zapomnij, że pytałam. – skwitowałam.

– Posprzątam ten burdel. Widzimy się jutro. – rzucił Demetrio i odszedł do swojego auta. Światła BMW omiotły nas, pozostawiając w poświacie czerwonych tylnych świateł. Fabi skinął głową Marco i wsiadł za kierownicę. Rozbłysły ksenony Mercedesa i zostaliśmy sami.

– A co z? – wskazałam na budynek.

– Demetrio się tym zajmie. – zapewnił, odgarniając pasemko moich włosów za ucho. Wyciągnął z bagażnika apteczkę i doszedł mnie ostry zapach środka dezynfekującego. Poczułam mdłości. Odwróciłam się gwałtownie, zasłaniając dłonią usta. Zgięłam się wpół, usiłując opanować odruch wymiotny. Kilka oddechów później usiadłam na murku.

– Przepraszam. – powachlowałam się dłonią – Już mi lepiej. Co z tymi ludźmi?

Ukucnął przede mną. Tym razem znów zrobiło mi się niedobrze, ale nie aż tak dramatycznie jak poprzednio. Wbiłam paznokcie w skórę wnętrza dłoni, żeby ból odciągnął uwagę od odruchu wymiotnego.

– Są bezpieczni tam, gdzie są. – przemył skaleczenie na ustach. Cofnęłam się, czując ból. – Demetrio ściągnie policję i załatwi wszystko.

Pomógł mi wstać. Dotknął delikatnie moich pleców. Pozwoliłam się poprowadzić do jego samochodu, który był identyczny z tym, którym jeździł Fabiano. Otworzyłam sobie drzwi, wsunęłam się na siedzenie. Silnik odpalił się z cichym pomrukiem. Dość szybko dogoniliśmy Oanę i Fabiego.

– Co się stało? – położył mi dłoń na udzie.

Westchnęłam. Musisz się wziąć w garść Margo! Nie jesteś delikatnym kwiatuszkiem, za jakiego on cię uważa. Nie takie widoki miałaś przed oczami. Ale to nigdy nie było personalne.... Teraz było inaczej. Oany nie dało się nie lubić. Wzięłam kilka głębszych oddechów.

– To, co zawsze w przypadku mężczyzn. Wydaje im się, że mogą wziąć, co chcą. – nie potrafiłam pozbyć się sarkazmu z tonu mojego głosu – Każdy napakowany mięśniak myśli, że „nie" znaczy „tak", a „spadaj": „weź mnie jestem twoja". – nie wiem czemu, zupełnie go to nie rozbawiło. Mnie bawiło. Zawsze. – Musisz popracować nad swoją reputacją. – rzuciłam z emfazą – Twoje nazwisko nie zrobiło na nich wielkiego wrażenia.

– Do tej pory nie miałem powodu urządzać krwawych pokazów siły.

– Ale teraz ktoś chciał wykorzystać twoją siostrę. – słowo gwałt nie chciało przejść mi przez usta.

Zerknął na mnie przelotnie, odrywając wzrok od jezdni. Nie wspomniałam o sobie z premedytacją. Ja się w tym równaniu nie liczyłam.

– Fabi się tym zajmie i będzie miał na nią oko.

– Fabi będzie może i miał, ale ochotę mieć coś innego i to raczej w niej, niż na niej. – odparłam, siląc się na lekki ton.

– Jest dorosła, wie co robi. Jak coś pójdzie nie tak, wie co go czeka.

Spojrzałam na niego spod rzęs. Czemu mój brat nie mógł być taki? Czemu mi trafiła się taka menda społeczna a jej cudowny, opiekuńczy braciszek? Zacisnęłam usta i westchnęłam ciężko. Milczałam. Auto przed nami skręciło w kierunku odwrotnym do tego, gdzie mieszkała jego siostra.

– GPS mu się zepsuł?

– A powiedział, że zabiera ją do jej domu?

Opuściłam ramiona z rezygnacją. Oparłam głowę o szybę.

– Wyrzuć mnie, gdzieś koło centrum, przyda mi się spacer. Muszę odetchnąć, przewietrzyć się.

Zignorował moje słowa, patrząc na drogę. Zamiast wjechać do miasta, skierował się w przeciwną stronę.

– Gdzie jedziemy? – spytałam z napięciem.

Opanuj się Margo. Marco nie był równie przerażający jak twój braciszek. JEST! Z pewnością nie zamierza zastosować żadnej z jego sztuczek. A MOŻE?

– Przewietrzyć się. – odparł spokojnie.

Jedynym światłem w aucie był kokpit, a nawet i ten nie pozwalał mi na odczytanie emocji na jego twarzy.

– Nie skończyliśmy na dzisiaj?

– Nawet nie zaczęliśmy.

– A ja myślę, że mam dość! – zaoponowałam, słysząc w swoim głosie nutę paniki.

Nie skomentował. Poruszyłam się nieznacznie na fotelu, jakby nagle przestało mi być wygodnie. Jego ton miał w sobie coś ostrzegawczego. Coś, co mój instynkt interpretował jako zagrożenie. Kurwa. Miałam ochotę uciekać. Znajdowałam się w metalowej puszcze z drapieżcą gotowym na polowanie. 

– Nie rozumiem. – powiedziałam ostrożnie.

– Możesz zacząć od tego, skąd wiesz jak się posługiwać bronią.

Otworzyłam usta, ale żaden zjadliwy tekścik nie przyszedł mi do głowy. Okazjonalne kłamstwo też jakoś nie przepychało się przez wiele rzeczy, które jednak przyszły mi do głowy. Zrób to samo co z bratem. Brawura jest odpowiedzią na wszystko. Oparłam głowę na dłoni a łokieć na oknie.

– Okazjonalnie pieprzenie mnie, nie daje Ci prawa do zadawania pytań.

Dłoń na kierownicy zacisnęła się. Dobrze, zepchnijmy go do defensywy. Ze schowka wyciągnęłam sobie colę i upiłam parę łyków, chcąc pozbyć się smaku krwi.

– Chcesz się spotykać w każdy wtorek?

Czy on mi właśnie proponował związek?

– Wolałabym środy – odparłam nonszalancko – o ile Panna Środa nie będzie miała nic przeciwko temu. I nie wiem gdzie w tym równaniu Isabel. 

Właściwie nie wiem, czemu z nim walczyłam. Chyba tak dla zasady. Poza tym wiedziałam, że nie będzie się obrażał, a jedynie zacznie się śmiać albo odpowie równie zjadliwie. Poza tym było już za późno na prawdę. O wiele, wiele za późno.

– Myślę, że moja własna ręka będzie Ci zobowiązana, jeśli na stałe zagościsz w moim łóżku. Isabel ani żadnej innej kobiety nie ma w tym równaniu. 

Parsknęłam nieelegancko.

– Przestał Ci wystarczać gniewny seks na masce?

Jego ustaw wygięły się w uśmiechu.

– Skarbie, nasz jedyny raz na masce nie miał nic wspólnego z gniewnym seksem. I nie był to też jednorazowy numerek. – zastrzegł od razu.

Odwróciłam na niego moje wyzywające spojrzenie.

– To było przesłuchanie – odparowałam – niestety nie załapałeś się na tę rolę.

Roześmiał się. W odpowiedzi włączyłam radio. W kilkanaście minut dojechaliśmy do plaży. Zaparkował i wyłączył silnik. Wysiadłam, zanim zdążył się odezwać. Nie chciałam być uwięziona z nim na małej przestrzeni. Podeszłam do barierki i zapatrzyłam się w morze. Fale rozbijały się z przyjemnym dźwiękiem o kamienie na dole. Oparł się dłońmi po obu stronach, przyciskając swoją klatę o moich pleców.

– Słyszałeś o przestrzeni osobistej?

Wstawił stopy między moje tak, żebym musiała rozstawić nogi. Oparł się o mnie, żeby poczuła na pośladkach jego podniecenie. Ahhh nie ma to jak adrenalina i jej konsekwencje. Zanurzył nos w moich włosach. Ustami przesunął od ucha do ramienia i z powrotem.

– Powiedz mi, co się stało. – poprosił cicho.

– Czy ty mnie prosisz?

W odpowiedzi ugryzł mnie w ramię, polizał to miejsce, po czym pocałował. Wzięłam spazmatyczny oddech, bo mimo że nie chciałam się przed sobą do tego przyznać, to działał na mnie seksualnie. Podniecał mnie. Nawet sam jego zapach stawiał moje sutki na baczność.

– Chciałyśmy spędzić trochę czasu same. – powiedziałam cicho – Ten bar poleciła nam inna dziewczyna, z którą Oana chodzi na pilates. Nie jest daleko od miasta, a przystanek autobusowy znajduje się parę przecznic dalej. To nie jest totalne pustkowie, a to jest wasza wyspa. Nigdy nie widziałam tych gości. Wyglądali na takich co: The samaller the dick, The louder the mouth. Z marszu zaczęli się przystawiać do Oany. Wiesz, ona jest śliczna, jasnowłosa i ma wszystkie odpowiednie krągłości – dodałam z nutką zazdrości – Pogrozili nożami obsłudze i zamknęli ich w składziku.

– Patrzysz czasem w lustro?

– Tja, codziennie pytam moje: kto jest najpiękniejszy na świecie, a ono codziennie odpowiada: odsuń się, bo nie widzę.

Doszło mnie westchnienie. Przyssał się do mojego karku. Z pewnością zostawi mi tam krwawy znak.

– Może jeszcze mnie obsikaj, żeby oznaczyć. – rzuciłam kpiąco.

– Wolałbym, żeby moja sperma ciekła Ci po udach. – poruszył biodrami, ocierając się penisem o moje pośladki. Zacisnęłam mięśnie pochwy, czując rozkoszny dreszcz. Oblizałam dolną wargę. – Tylko to inny samiec jest w stanie zrozumieć.

Pokręciłam głową z naganą.

– Zabiłeś ich?

– Tylko tego, który Cię dotknął. – przyznał tak spokojnym głosem, jakby właśnie komplementował szum oceanu – Drugiego zabił Demetrio, bo Fabi wyszedł z Oaną.

– A co jeśli ktoś znajdzie ich ciała?

– Demetrio wszystkim się zajmie. – zapewnił.

– Tak po prostu?

Odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć. Odsunął się odrobinę, żebym mogła to zrobić, ale przyparł mnie znów do barierki. Kciukami złapałam za szlufki jego spodni.

– To nasza wyspa. – oświadczył arogancko – I tylko trzy trupy. Nikt nic nie widział. Zdaję się na siłę przekonywania Demetrio. On wie co robi.

– A co jeśli właściciel postanowi powiedzieć, że tam byłyśmy.

– Jestem pewny, że wie, dla kogo pracuje Demetrio. Policja też wie.

– Nie możecie tak po prostu łazić po tej wyspie i zabijać kogo chcecie. – kłóciłam się.

– Chcesz się założyć? – pocałował mnie w szyję – Kto nauczył Cię obchodzić się z bronią?

– Ty masz swoje sekrety, ja mam swoje.

Powiodłam dłońmi po jego plecach.

– Widzisz wasza wysokość i teraz zmuszasz mnie do kopania w twojej przeszłości. – zesztywniałam, a moje oczy rozszerzyły się lekko, żeby przymrużyć je w niezadowoleniu, które miało maskować strach – A wystarczyło skłamać, że interesujesz się bronią albo poszłaś na kurs samoobrony.

– Nienawidzę kłamstw. Bardzo szybko można się w nich zgubić.

– Zamiast tego przemilczasz.

Uniosłam kpiarsko brwi. Przesunęłam dłońmi po jego klatce.

– Jak mężczyźni stosują tę taktykę, to jest cacy, ale jak kobieta bierze z nich przykład to już nie. – podkpiwałam – Kali ukraść dobrze, ale Kalemu ukraść, to już kulka w łeb.

Wyciągnęłam jego koszulkę ze spodni, by wsunąć moje zimne palce pod spód. Oparł czoło o moje.

– Z czego się tak śmiałaś, kiedy weszliśmy?

Zaśmiałam się krótko. Odrobinę histerycznie.

– Powiedziałam, że jego penis to choking hazard. Uderzył mnie i stwierdził, że jego i tak nic nie powstrzyma. – gładziłam jego mięśnie. Czułam, jak się napinają. – Wtedy otworzyły się drzwi i wy trzej wparowaliście do środka z bronią w ręku, niczym rycerze w zbrojach, którzy przybyli na swoich mustangach. – znów się zaśmiałam, ustami dotykając punktu, gdzie bił jego puls – To było takie filmowe „cliché". Idealnie wymierzone w czasie. Skąd wiedziałeś, gdzie jesteśmy?

– Ty masz swoje sekrety, ja mam swoje. – odparł, odrywając dłoń od barierki i przenosząc ją na mój kark. Spięłam się nieznacznie, bo ułoży ją w taki sposób, że gdyby chciał, mógłby mi skręcić kark. – Chcesz się wymienić tajemnicami?

– Moje tajemnice mają swoje tajemnice. – zacytowałam Avengers, przełykając ciężko, kiedy jego palce zacisnęły się lekko. Nie panikuj! Nakazałam sobie surowo. Odruchowo opuściłam ramiona, napinając się cała do obrony.

– Nie zamierzam zrobić Ci krzywdy. – szepnął, zanim mnie pocałował – Tylko sprawić przyjemność.



Marco POV

– Pójdziemy za to do piekła. – rzuciła Margo z jękiem. Moje usta wędrowały po łabędziej szyi.

– Zarezerwowałem nam miejsca u szczytu stołu.

– Ja mam tam tron!

– Wiem, jest mój. Chcesz usiąść na moich kolanach? – ugryzłem ją lekko, pociągając zębami za sutek – Trudno Cię za to winić.

– Tron jest zbudowany z kości moich wrogów i pokryty ich skórami, więc może się zdarzyć, że będziesz mnie uwierał w tyłek.

– Suka. – zaśmiałem się, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Pachniała jak grzech. Który chętnie znów popełnię.

– Komplementy!

Po raz kolejny skończyliśmy, pieprząc się na masce samochodu. Znów odpadła w drodze do domu, jak niemowlak, który zasypia w foteliku, jak tylko samochód zaczyna się poruszać. Najwyraźniej dźwięk silnika Mercedesa był dla niej kojący. A może po prostu czuła się bezpieczna w samochodzie ze mną? Wiedziała, że nie musi mieć wszystkiego pod kontrolą. 



Living a dream! - takie angielskie sarkastyczne stwierdzenie na "w porządku"

Każdy napakowany mięśniak myśli, że „nie" znaczy „tak", a „spadaj": „weź mnie jestem twoja". cytat z kreskówki Hercules by Disney. 

The samaller the dick, The louder the mouth. - czym mniejszy sprzęt tylko, tym głośniejszy facet. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro