Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 11




Margo POV

Cztery godziny później czułam, jak mi nogi włażą w dupę. Codzienne bieganie i pilates chyba nie były pomocne. Nie dałam rady usiąść na dłużej niż pięć minut. Wydawało mi się, że po ostatnich siedmiodniowych, dwunastogodzinnych szychtach nic mi nie będzie. Nic bardziej błędnego. Nogi bolały mnie niemiłosiernie. Przygotowałam kolejny zestaw dla Sary. Oparłam się ciężko o blat.

Parę sekund wytchnienia i mojemu ciału wydawało się, że to koniec na dzisiaj. Zachciało mi się siku. Przestąpiłam z nogi na nogę. Chciałam poczekać na Sarę, ale natura była nieubłagana. Naciskała na mnie. Wszystkim, co miała. Z bezgłośnym jękiem pobiegłam do toalety. Dotarłam na czas i westchnęłam z ulgą.

Czasem przydałoby się, żeby w tle leciała muzyka podpowiadająca Ci, co za chwilę się stanie. Mógłbyś rozpoznać czy to wróg, czy przyjaciel i czy Ci ktoś za chwilę nie włoży noża w plecy. Wychodząc z pomieszczenia, niemal wpadłam na Isabel. Zlustrowała moje ubranie.

– Cześć. – przywitałam się uprzejmie.

– O proszę, proszę! Właściwy człowiek na właściwym miejscu. – powiedziała, patrząc na mnie z wrogością. A tej, co niby zrobiłam! – Po tym co odwaliłaś Tess i Jenny, aż dziwne, że ktoś cię tu wpuścił.

Uniosłam brwi do góry w zdziwieniu. No tak, solidarność jajników czy coś tam.

– Z tego co wiem, nie znaleziono nic przy mnie oraz – zaznaczyłam, unosząc palec w górę – Nie postawiono mi zarzutów.

Pochyliła się w moją stronę z wrednym uśmieszkiem.

– Ale obie wiemy, kto Ci pomógł i jak za to zapłaciłaś, co nie? Mam dla Ciebie nowinę – szepnęła mi do ucha – Dzisiaj będzie zadowalał mnie.

Coś dziwnego zakłuło mnie w piersi, ale to zignorowałam. Bo co innego miałabym zrobić? Złapać za te doczepione kudły, popchnąć ją do toalety, a potem wepchnąć głowę do muszli i spuścić wodę? Wszystko godne licealistów na poziomie zero. Byłam dużo dalej i miałam o wiele większe doświadczenie w byciu suką. Ignorowanie debili było dla nich najgorszą karą. Odsunęłam się i protekcjonalnie poklepałam ją po policzku, uśmiechając się szeroko, kiedy moje oczy pozostały lodowato zimne.

– To świetnie, mama mnie uczyła, że używane zabawki trzeba oddawać potrzebującym.

Odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam do kuchni, po drodze wyrzucając sobie, jaka to była dziecinada. Jakbyśmy rywalizowały o ulubioną zabawkę. Byłam tak rozproszona, że nie zauważyłam męskiego ramienia, które złapało mnie w talii i z półobrotu popchnęło na ścianę. Uderzyłam o nią plecami. Zanim wykonałam jakikolwiek ruch, żeby się bronić, do mózgu dotarł unikalny zapach, należący do jednego mężczyzny.

Jego usta opadły na moje w żądającym poddania pocałunku. Chciałam zaprotestować, ale jak za każdym razem, po pierwszej sekundzie nie mogłam się już oprzeć. Robił mi papkę z mózgu! Traciłam zdolność myślenia. Chciałam tylko czuć. Wtargnął językiem do moich ust i rozpoczęliśmy walkę, jakby wczorajsza noc się nie wydarzyła. Spragnieni siebie do granicy obsesji.

Przesunęłam palcami po jego przedramionach, zostawiając ślady paznokciami. Wplotłam dłonie w jego włosy. Dłonie wślizgujące się pod spódnicę otrzeźwiły mnie nieco, przypominając, gdzie jesteśmy. Palce sięgnęły do koronki pończoch samonośnych. Przerwałam pocałunek, uderzając głową o ścianę.

– Musimy przestać. – wyszeptałam, przymykając oczy. Zwinne palce gładziły mój pośladek. Zerknął w dół. Powiodłam za nim wzrokiem. Ciemna opalona dłoń pieściła skórę między górnym rąbkiem koronki a pełnymi majtkami, które musiałam nałożyć, żeby nic się nie odznaczało pod sukienką.

– Kurwa, co za widok! – mruknął namiętnie.

Głośne chrząknięcie przywołało nas do porządku. Marco pozwolił, żeby spódnica sukienki opadła. Nie odsunął się jednak. Nadal przyszpilał mnie do ściany. Popchnęłam do lekko. Nie zareagował.

– Nie zadowalają Cię przekąski na górze? – spytał Paul ze śmiechem.

– Szukałem czego... szczególnego. – jego głos wibrował w moim ciele, posyłając dreszcze wprost do spragnionego atencji środka – Wyrafinowanego.

W końcu odsunął się na tyle, żebym wyślizgnęła się pod jego ramieniem. Posłałam mu gniewne spojrzenie, poprawiając ubranie i włosy, które rozsypały się w nieładzie. Kiedy, kurwa, zdążył dopuścić się takich zniszczeń?

– Nikt Cię nie nauczył, że nie zaczepia się obsługi? – spytałam z irytacją. Pociągnął mnie za sukienkę i dopiął suwak. Nosz kurwa mać, kiedy on to zrobił? Jak długo się całowaliśmy? Włosy, suwak, sukienka!

– Ale rozumiem dlaczego.... – wymamrotał Paul, kręcąc głową z niedowierzaniem – ten ogień.

Marco odwrócił się w jego stronę. Paul uniósł dłonie do góry, a ja sztyletowałam go spojrzeniem ze swojego miejsca.

– Paszli! – warknęłam na pokaz – Obaj!

Blondas włożył dłonie do kieszeni.

– Z tobą policzę się później.

Wyraźne ostrzeżenie. Prychnęłam pod nosem, układając kanapki.

– Aż nie mogę się doczekać, co masz w repertuarze. – wymamrotałam z lekceważeniem, po raz drugi dzisiejszego wieczoru.

W zielonych tęczówkach pojawił się niebezpieczny błysk. Rzucanie mu wyzwania było głupie, ale nie pozwolę się poniżać.

– Mówiłam Ci Paul, jak ją zatrudniałeś, że to same kłopoty. – doszedł nas od progu jadowity głos Isabel – Oh Marco co się stało? Wariatka jakaś! Podrapała cię! Trzeba to zdezynfekować.

Przymknęłam oczy, usiłując ukryć irytację i niedowierzanie na te kretyńskie słowa.

– A może to wścieklizna. – zanuciłam sobie pod nosem, w rytm melodii znanego tuszu do rzęs – A może po prostu wariata.

– Czy ciebie coś pojebało? – spytał twardo, patrząc na Isabel. Kątem oka widziałam, jak strząsa z siebie jej ręce. Pierwszy raz słyszałam, żeby był niemiły dla jakiejś kobiety. – Nie masz pojęcia, co tu się działo.

– Na pewno nic pozytywnego, wnosząc po obrażeniach. – splotła dłonie pod biustem, wypychając go do góry niemal pod jego nos. Przeniosła na mnie swoje jadowite spojrzenie. – Nie wiesz, że trzeba być miłym dla solenizanta?

– A może to ja na nią napadłem? – zasugerował – A ona się broniła?

– Kochanie, ty nie musisz niczego brać siłą. – zagruchała, a ja przewróciłam oczami, wzdychając niecierpliwie.

– Możecie się wynieść z tej kuchni?! – zaproponowałam gniewnie. Wolałam nie wiedzieć, z czym chciał wypalić. Lepiej, żeby Isabel nie wiedziała o naszym romansiku. Marco przesłał mi spojrzenie spod zmrużonych powiek. – Usiłujemy pracować! Paul! Zrób coś.

– Isabel, przyjęcie jest na górze. Wiem, że masz problemy z orientacją. Nawet u mnie czasem zabłądzisz za składzik – przygryzłam wargę, starając się nie roześmiać na ten przytyk, jak przyłapał ją parę razy na uprawianiu seksu w składziku na przybory do sprzątania – Na łodzi, z toalety wróć tą samą drogą, a nie zabłądzisz. Nie ma po co zwiedzać statku, no, chyba że Patrick dał ci pozwolenie?

Uniosła do góry brodę i wymaszerowała. Paul wskazał wyjście Marco.

– To nie koniec! – zastrzegł. Zaśmiałam się lekceważąco.





Margo POV

Była prawie północ, gdy w kuchni pojawiła się Oana. Zrzuciła z nóg buty w progu. Usiadła na wolnym blacie, machając nogami. Była wyraźnie czymś wzburzona.

– Co jest?

– Prezent niespodzianka. – niemal z siebie wypluła – I to twoja wina! – wycelowała we mnie palec wskazujący – Gdyby Aiden wiedział, że się spotykacie, nie zrobiłby tego, ale ponieważ uważa, że Marco nikogo nie ma.... – a więc Aiden załatwił striptizerkę. Jakie niezaskakujące. – Dziewczyny zbunkrowały się w saloniku na dole.

– I pewnie biada każdemu z żonatych jeśli zejdzie na główny pokład? – spytałam, udając, że mnie to nie rusza.

– Dokładnie.

Uniosłam brwi do góry.

– Co potrzebujesz? Zanieść dziewczynom coś do picia? Jedzenia?

Pochyliła się w moją stronę, przechylając głowę na lewo.

– Nie zachowuj się, jakby nie robiło to na tobie wrażenia, że jakaś laska będzie wywijać dupą i gołymi cyckami przed twoim facetem.

– Nie rusza. – powiedziałam, opierając się o blat łokciami i wypinając tyłek, żeby odciążyć nieco kręgosłup to wielogodzinnym staniu – Bo po pierwsze: to nie mój facet. A po drugie: suka nie da, jak pies nie weźmie.

– To powiedzenie, chyba brzmi nieco inaczej. – fuknęła – Jak cię nie rusza, to idź i obejrzyj cały spektakl. Zastąpię cię na te parę minut. – mamiła słodkim głosem, prowokując.

To był wieczór pod patronatem przewracania oczami. Czy była do tego jakaś grecka muza? Jak na razie Talia – ta od komedii oraz Melpomena – ta od tragedii miały używanie. Było mi bliżej do Polichymni z tym całym manelem przewracania oczami i wzdychania.

– Proszę bardzo!

Kręcąc tyłkiem, przekonana o własnej wspaniałości, niezniszczalności i odwadze poszłam na górę. Nie da się mnie tak łatwo złamać, prawda? Z któregoś z górnych tarasów będę miała lepszy widok. A nóż widelec spektakl będzie wart obejrzenia? Może laska będzie zajebista? Giętka balerina o wyglądzie upadłego anioła?

Nie trzeba było szukać daleko. Wystarczyło, podążyć za śmiechami i gwizdaniem. Stanęłam na ostatnim stopniu, wpatrując się w scenę poniżej. Marco siedział rozwalony na krześle tuż przy samej barierce. Doskonale widoczny dla wszystkich. Podwinięte rękawy odsłaniały muskularne przedramiona. Rozpięte trzy guziki ukazywały skrawek opalonej skóry. Założył dłonie na kark i śmiał się z czegoś, co powiedział Adam, który stał obok obejmując ramieniem Sofię.

Przygaszono światła zostawiając tylko obrysówki. Z głośników doszedł mnie wstęp do Hurts Silver Lining. Nigdy nie wybrałabym tej piosenki, skoro jest tyle innych lepszych, o rytmice dopasowanej do występów na rurze. Przygotowany szczegółowo lap dane miał w sobie magię. To nie było bezsensowne ocieranie się ciałem o faceta, tylko przygotowana inscenizacja, mająca za zadanie dostarczyć walory wzrokowe i cielesne.

Dziewczyna była śliczna jak obrazek. Wysportowana, na co wskazywały umięśnione łydki, ale zarazem przyjemnie zaokrąglona. Zwróciłam uwagę, że całe ciało miała proporcjonalne. Wysokie piersi zebrane do środka w białym staniku. Była uosobieniem niewinności. Nawet w wysokich szpilkach wiązanych wstążką na łydce. Dwie idealne kokardy pod kolanem.

Nieprzyjemne uczucie zagnieździło mi się w żołądku. Oparłam łokcie o barierkę, starając się nie brać tego, co widziałam do siebie. Mężczyźni wpatrywali się w widowisko z uśmiechami, docinając co chwilę, jakim jest szczęściarzem, a ten palant szczerzył się, jakby co najmniej ktoś narobił mu w kieszeń. Kobiety natomiast patrzyły na to z mieszaniną niesmaku i ewidentnej zazdrości. Ile z nich chciałoby być na miejscu rudzielca?

– I co? Podoba ci się? – spytała Oana, opierając się obok mnie.

– Miałaś być na dole. – przypomniałam.

Laska zsunęła się między jego nogami w dół, opierając się wysoko o masywne uda. Wbiła paznokcie w materiał spodni, przesuwając tyłkiem po kroczu. Nie pokazuj, że cię to rusza.

– Nic się nie dzieje, i to nie jest odpowiedź na moje pytanie.

– Chyba sobie uszkodziła ostatnio kolano, bo parę razy jej już uciekło.

Oanie opadły ramiona.

– I tylko to widzisz?

– A co mam widzieć? – spytałam, odwracając wzrok – Ładnie tańczy, dobra rytmika, świetne ciało i idealnie dobrany strój. Sto na sto!

– Ja byłabym wściekła, że mojego faceta dotyka inna laska. – zaczęła się nakręcać – Ociera się o jego ciało tak... frywolnie.

– Frywolnie? – zaśmiałam się z tego słowa.

– Wiesz, o co mi chodzi Margo!

– Wiem i mam to w dupie. – skłamałam, bo żołądek zaciskał mi się w węzeł, na widok jego uśmiechu. Muzyka umilkła i posypały się brawa, gwizdy i niewybredne teksty. – Dobra, pora wracać do roboty.

Odwróciłam się tyłem do gości na dole. Poprawiłam dwie wsuwki we włosach. Spojrzenie pewnych zielonych oczu wypalało mi dziurę w plecach. Poklepałam pocieszająco Oanę po ramieniu i zeszłam po schodach. Sukienka Isabel mignęła mi za załomem korytarzyka prowadzącego do sypialni.

Ki chuj?

Zaczęłam się skradać za nią. Zniknęła mi za załomem. Opierając się o ścianę, wyjrzałam zza rogu. Domykały się właśnie drzwi do jednej z kajut. Doszedł mnie znajomy zapach, a gorące usta pocałowały punkt, gdzie pod skórą w spokojnym rytmie bił puls.

– Czyja to sypialnia drugie drzwi na prawo?

– Nawet nie sprawdziłaś, kto Cię całuje. – mruknął z niezadowoleniem, przyciskając mnie do swojego ciała ręką, która objęła mnie w talii. Był wyraźnie podniecony.

– Czułam twoje perfumy, odkąd wszedłeś do korytarza. Wszędzie bym je rozpoznała. – przyznałam, łapiąc się na tym, że znów powiedziałam za dużo – Moment, moment – usiłowałam oderwać jego dłoń od ciała – jakaś inna laska cię podnieciła, a ty przyłazisz do mnie i chcesz, żebym Ci zrobiła dobrze?

Poruszył biodrami, ocierając się o pośladki. Gorące usta całowały szyję.

– Jak ty dużo gadasz. – gderał z rozbawieniem – Cały czas miałem w głowie twój taniec w Oblivione.

– Bo Ci uwierzę! – prychnęłam, usiłując wykręcić się w jego ramionach.

– Jak mi nie wierzysz, to zaszyjemy się u mnie w sypialni, puszczę Ci Bedroom Hymns i zatrzesz złe wrażenie, jakie na mnie zrobiła.

Sięgnęłam ręką między nas i zacisnęłam palce na sztywnej męskości.

– Właśnie czuję, jak złe wrażenie zrobiła. Hipokryta!

– To ty mnie pytasz, która to sypialnia Patricka, więc... przyganiał kocioł garnkowi. – wessał skórę na mojej szyi.

– Pytam, bo Isabel właśnie tam wlazła skradając się. Myślałam, że to twoja.

Zamarł i natychmiast mnie puścił, odwracając w swoją stronę.

– Idź na dół i powiedz Patrickowi, żeby tu przyszedł.

Skrzyżowałam buntowniczo ramiona pod piersiami.

– Marzy wam się trójkącik? – syknęłam – Powiem wszystko Anji! – zagroziłam.

Wydawał się rozbawiony zamiast urażonego.

– Zapewniam cię, że jej pierwszym skojarzeniem nie będzie trójkącik. – odparł, ponaglając  – Już!

– A co będzie? – spytałam podejrzliwie – Dzieliliście się już kiedyś nią, żeby jej to nie ruszyło? – uniósł brew do góry z wyraźnym rozbawieniem – No co? To nie tajemnica, że ją ochraniasz. Wiesz: shoulder to cry on, is a dick to ride on?

Odwrócił mnie w stronę wyjścia i klepnął w tyłek.

– Totalnie nie masz racji! Przestań sobie dodawać i idź po Patricka. – rozkazał – Teraz!





to cry on, is a dick to ride on - gra słów. Coś w stylu: Ramię do wypłakania i kut*** do ujeżdżania. W domyśle, że pocieszana laska łatwiej pozwoli sie przelecieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro