Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 10


Margo POV

Nogi literalnie właziły mi w dupę. Pracowałam siódmy dzień pod kolej. Miałam dość, ale kiedy Paul zaproponował mi, żebym została i stanęła za barem do zamknięcia o drugiej. Zgodziłam się tylko dlatego, że pozwolił mi, chodzi boso. Było to przeciw wszelkim regulacjom safety (BHP), ale naprawdę miałam to gdzieś. Prawdopodobieństwo, że wdepnę w szkło, było takie samo jak to, że moje auto magicznie naprawi się samo. Poza tym obiecał odstawić mnie do domu.

Wyszłam się przewietrzyć i usiąść na chwilę. Miałam SMS od Marco.

Marco: Free tonight?

Margo: Always expensive. 

Na parking wtoczył się taki sam mercedes, jakim jeździł. Kurwa! Serce mi się zatrzymało. Zza kierownicy wysiadł Fabiano. To się Oana ucieszy. Miał na sobie szorty, ciemną koszulkę i japonki. Mafiosi w japonkach. Ale w końcu świat uwielbiał Bibera, przysięga ślubna powinna być zmieniona na: dopóki kredyt nas nie rozłączy, a kobiety w związkach nosiły spodnie! I nie zapomnijmy o metroseksualnych mężczyznach. I koczkach na głowach facetów wielkości drwali. 

– Hej.

– Hej. A gdzie twój wrak ?

– Ha ha ha! No, jakie to zabawne – skrzywiłam się – Parę dni pod rząd to już nie robi takiego efektu.

– W końcu jest bezpieczniej na drogach.

Sprzedałam mu środkowy palec, co tylko wywołało szerszy uśmiech na jego twarzy.

– Pójdę zawołać królewnę.

Wróciłam do środka przez wejście służbowe. Wrzuciłam telefon do plecaka. Oana właśnie zmieniała buty.

– Twój książę na czarnym koniu właśnie zaparkował rumaka. – rzuciłam, nakładają fartuszek.

– A ty co?

Westchnęłam ostentacyjnie.

– Paul poprosił, żebym stanęła za barem.

– A ja poprosiłam Marco, po raz kolejny i kolejny, żeby nam zorganizował transport.

– Tobie zorganizował. – poprawiłam ją – Idź, baw się dobrze.

– Czekaj. – złapała mnie za rękę – Jak bez auta wrócisz do domu?

Wzruszyłam ramionami, bagatelizując

– Dam radę. Co wymyślę. Paul, mnie gdzieś podrzuci. Obiecał.

– Wiesz, jak z nim jest obiecanki cacanki.

– Paszła! – powiedziałam po rosyjsku.

Cmoknęłam ją w policzek i poszłam za bar. Przed pierwszą wpadł zdyszany Paul. Chwycił kluczyki i swój telefon i pognał do wyjścia.

– Co jest?

– Familly emergency. (nagły wypadek) – wrzasnął – Zamknij! – dodał i wybiegł. Jego auto zostawiło chmurę kurzu.

Realizacja konsekwencji tego co się stało, była przytłaczająca. Zostałam sama w środku pustkowia bez samochodu. Była pierwsza w nocy.

– Ja pierdolę, kurwa mać! – zawołałam po rosyjsku i tupnęłam nogą.

– Czym się tak denerwujesz królewno? – spytał jeden z pijących przy barze gości.

Obejrzałam się na niego. Ah tak: „niechciane awanse".

– Nic, w czym mógłbyś mi pomóc. – uśmiechnęłam się słodko. Jeszcze by tego brakowało, żebym prosiła podpitego klienta o transport do domu. – Kolejka?

– Kochanie dla Ciebie poszedłbym na koniec świata.

– Po co czekać? „Szczęśliwej drogi już czas" – zaintonowałam śpiewnie.

Nie minęło pół godziny, a zaczęłam powoli dawać im znać, że kończymy na dzisiaj. Kiedy drzwi się znów otworzyły, miałam ochotę wrzasnąć na cały głos „Zamknięte! Nie widać tabliczki?". Nie dość, że muszę jakoś wywalić maruderów, to jeszcze jeden mi się napatoczył! Odwróciłam się na pięcie, chcąc zmrozić intruza spojrzeniem, ale napięcie opadło ze mnie, kiedy dostrzegłam Marco. Znów wyglądał na zmęczonego.

Omiótł spojrzeniem zgromadzonych. Wszedł za bar, objął mnie ramieniem w talii i cmoknął w policzek, jakbyśmy byli parą od lat.

– Myślałem, że będziesz już na fajrancie o drugiej.

Westchnęłam, odstawiając ostatnią butelkę do lodówki.

– Paul miał family emergency.

– Pomogę Ci zamknąć.

– Czego się napijesz? – zapytałam z uprzejmym uśmiechem.

– Wody.

A to coś nowego! Nalałam mu szklankę.

– Zgodnie z zamówieniem: kieliszek wybornego Chateau de Faucet. – zacytowałam jeden z fanficów, który czytałam niedawno – Młody rocznik, ale myślę, że uznasz, ją za wyborną! Jest intensywnie orzeźwiająca, aromatyczna i jakże ekstrawagancką!

Uśmiechnął się i usadowił na stołku barowym obok ostatnich dwóch klientów. Normalnie magia, bo obaj nagle zaczęli szukać telefonów, żeby ktoś ich odebrał. Może powinien się pojawiać częściej? Wyszłam zza baru i oparłam się o niego biodrem tuż obok Marco. Zmierzył mnie spojrzeniem posiadacza od japonek przez szorty. Jego oczy nie sięgnęły moich, a zatrzymały się na cienkich ramiączkach koszulki i staniku. Powinnam przyznać w tym miejscu, że zainwestowałam w porządny biustonosz, który sprawił, że moje piersi wydawały się co najmniej dwa rozmiary większe a wszystko to, dzięki temu, że był dobrze dobrany i jeszcze lepiej skonstruowany.

– To się nazywa: wprowadzająca w błąd reklama, i jest prawnie karane w Unii Europejskiej.

– Słucham?

Nachylił się do mojego ucha.

– Widziałem cię nagą. – przypomniał – Twoje piersi idealnie pasują do moich dłoni, a jednak... – zrobił wymowny gest dłonią w stronę mojej koszulki.

– Tak zarabiam na życie. Im lepszy widok, tym lepsze napiwki. – odchyliłam się do tyłu – Prawda chłopaki?

Obaj zerknęli na mnie, ale natychmiast odwrócili wzrok. Jeden oznajmił, że musi się przewietrzyć a drugi, że mu dotrzyma towarzystwa. Miałam ochotę się roześmiać. Przecież mój „dręczyciel" nie był taki straszny! Przynajmniej dla mnie. Widocznie na nich jego zacięte, władcze spojrzenia miały siłę oddziaływania.

– To straszne! – przyłożyłam teatralnie dłoń do piersi – Aż się boję, kiedy zobaczysz mnie bez makijażu.

– Nie wiedziałem, że jakiś masz.

Wskazałam na niego palcem.

– Oto chodzi w dobrym makijażu.

Prawda była taka, że przy takim upale nie byłabym w stanie mieć pełnego makijażu. W tej chwili, mimo że była druga w nocy, miałam ochotę otrzeć koszulką pot z czoła. Pewnie świeciłam się jak choinka.

– Co tu robisz?

– Podziwiam widoki.

– Jezu jaka szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego.

Uśmiechnął się arogancko, odgarniając pasemko z mojego spoconego czoła.

– Kłamczuszka.

Postawiłam na szczerość.

– Jestem zmęczona, spocona i napierdalają mnie nogi. Naprawdę nie w głowie mi seks.

– Jak widzisz, też nie jestem dzisiaj okazem ogiera. Bliżej mi do ogra – parsknęłam śmiechem na tę szczerość – Jestem zmęczony, ale nie pogardziłbym orgazmem.

Nie ma to jak rozmowa bez owijania w bawełnę. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Jego słowa sprawiły, że dreszcz podniecenia przepłynął do mojego centrum. A może by się tak potargować? I tak byłam na sto procent pewna, że odwiezie mnie do domu. Pytanie tylko jak szybko.

– Przysługa za przysługę?

– Co ci chodzi po głowie?

Wzięłam go za rękę i ściągnęłam ze stołka barowego. Pchnęłam go do tyłu. Usiadł na krześle. Uklękłam między jego rozstawionymi nogami. W kilku ruchach rozpięłam jego rozporek. Oblizałam usta, uwalniając jego męskość. Wplótł dłonie w moje włosy, odchylając moją głowę, żebym na niego spojrzała.

– Nie musisz tego robić.

– A co jeśli chcę? – rzuciłam wyzywająco – Może kręci mnie robienie loda? – widziałam po błysku w jego oczach, że podobały mu się moje słowa. Liznęłam go. Wciągnął powietrze.

– Tylko dla mnie.

Oblizałam go od postawy, aż po grubą główkę.

– Tego nie powiedziałam.

Pociągnął mnie za włosy. W jego oczach błysnęło coś mrocznego. Zaborczość i coś jeszcze, co sprawiało, że traktowałam go jak swoją Alfę.

– Niech ta niewyparzona buźka nie wpędzi cię w sytuację, której nie podołasz.

– Ahhhh skarbie nie dałbyś sobie ze mną rady, nawet gdybyś mnie dostał z obszerną instrukcją obsługi!

Uśmiechnęłam się i wciągnęłam go głębiej w usta. Jego jęki i pomrukiwania były jak muzyka.



Margo POV

Stałam w całkowitej ciemności. Ukryta przed wzrokiem imprezowiczów, którzy bawili się na jachcie. Widziałam ze swojego miejsca wszystkich tych eleganckich ludzi. Wystrojone kobiety stukające obcasami na pomoście. Szmer rozmów. Blask światła odbijający się w biżuterii. Mimowolnie dotknęłam dekoltu, którego nie zdobiły ani diamenty, ani szafiry, ani żadne brylanty. Nawet nie perły. Nie było na nim nic. W porównaniu do rozbawionego towarzystwa byłam kopciuszkiem, o którym zapomniała matka chrzestna.

Oparłam się ciężko o barierkę, przez chwilę żałując, że zupełnie nie pasuję do tego tłumu. Po raz kolejny zawibrował telefon w torebce. Albo Paul pytał, czemu się spóźniam, albo Oana pytała, kiedy się w końcu zjawię. Początkowo zamierzałam zadowolić ich oboje. Teraz jednak zaczęłam uważać, że to durny pomysł.

Westchnęłam ciężko. Może zadowolę siebie i po prostu wrócę do domu?

Do moich nozdrzy doszedł zapach morza, soli, kardamonu i drzewa sandałowego. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kto to. Oparł się obok mnie. Pocałował moje ramie na samym jego szczycie, przy ramiączku sukienki. Uparcie wpatrywałam się w jacht.

– Będziemy mieli prywatną imprezę?

– Nie. – powiedziałam tak cicho, że chyba musiał się domyślić.

– Idziemy? – zaproponował.

Żołądek zacisnął mi się w węzeł.

- A mogę ci najpierw zadać pytanie? – pogłaskał mnie palcem po ramieniu – Dlaczego usiłujesz popsuć seks relację między nami? Nie da się chodzić na randki z osobą, z którą łączy cię zajebisty seks, ale tylko seks. Czemu chcesz zrobić ze mnie człowieka, kiedy możesz spełnić męskie marzenia, mieć zajebiste stukanie bez żadnych zobowiązań? Ci ludzie mają pewne wyobrażenie o tym, jak powinna wyglądać kobieta u twojego boku. Usiłuję Ci powiedzieć, że nie pasuję do tego. – wskazałam na bawiących się ludzi. 

– A czy ja prosiłem, żebyś się dopasowała?

Boże jak się zrywa z facetem? Jak mu powiedzieć, że nie chcę należeć do tego świata?

– Nie – westchnęłam – ty masz po prostu nierealistyczne oczekiwania. Chciałeś mnie, bo mówiłam ci: NIE. I robiłam to publicznie, a nikt nie podważa twojego autorytetu. Miałeś mnie i... no nie wiem, to tyle?

– I teraz co? – spytał spokojnie. Czułam na sobie ciężkie spojrzenie. Nie chciałam widzieć tego co było w jego oczach.

– Powinniśmy przestać.

– Po tych paru zajebistych razach powinniśmy przestać? – zasugerował bezbarwnie.

Dobra tu mnie miał. Seks był zajebisty. On zawsze wiedział, a jak nie, to wystarczyło go nakierować. Najlepiej głosowo, bo to działało na niego jeszcze bardziej. Coś  jak "Alexa, pokieruj proszę Marco na mój punkt G. Trochę abrdziej na lewo. Taaaaaaaaaaaak."

– Nie mam nic przeciwko spotykaniu się na seks, ale to.... – wskazałam na imprezę – To nie jest moja bajka.

Lekki wietrzyk sprawił, że jego perfumy otuliły mnie niczym bezpieczny kocyk.

– Więc mogę się z tobą pieprzyć po kątach, wziąć cię na masce samochodu, albo poprosić, żebyś mi obciągnęła, ale nie mogę cię przytulić przy swoich znajomych. – jego głos był klinicznym tonem bez emocji.

– Wszyscy wiedzą, jaki jesteś. – szepnęłam – A ja nie chcę łatki twojej kolejnej zdobyczy.

Musimy to skończyć, zanim się dobrze zacznie! To nie miał sensu. Im dalej zabrniemy, tym później będzie gorzej. Przyciągało nas coś do siebie, ale jeszcze byliśmy w stanie się powstrzymać. Nie potrzebowałam uczuć. Nie chciałam się angażować. Nie pozwolę, aby facet złamał mi serce.

– Czy ty się mnie wstydzisz?

Boże czemu mnie pokarałeś bezrozumnym debilem! Czemu przeinaczał moje słowa?

– Nie to usiłuję Ci powiedzieć! – zaprzeczyłam.

– A co? Że jestem dobry, żeby się ze mną pieprzyć, ale nie żeby iść ze mną na imprezę?

Zacisnęłam dłonie w pięści. Czy to nie taki tekst zazwyczaj rzucały laski facetom?

– Ty zazwyczaj mówisz to swoim podbojom, ale jak ja ci to teraz mówię to już, źle tak?! To był fatalny pomysł! – warknęłam sama do siebie – Nie nadaję się na to związkowo–uczuciowe gówno. Nie znam się na tym. Rozumiesz? Nie potrafię. Chcesz ze mną sypiać? Świetnie. Wpadnij jutro, ale na to – wskazałam na łódź – się nie piszę. A teraz wybacz, jestem już spóźniona do pracy.

Złapał mnie za łokieć, a ja zdusiłam odruch obronny. Przyciągnął mnie do siebie i obdarzył głębokim, długim pocałunkiem. Ujął moją twarz w swoje dłonie i smakował nieśpiesznie. Delektowaliśmy się sobą wzajemnie. Oderwaliśmy się, by zaczerpnąć powietrza. Muskał swoimi ustami moje. Kurwa! Był w tym mistrzem. Jeszcze chwila i obiecam mu Camelot!

– Będziesz myśleć o tym pocałunku przez cały wieczór. – szepnął, przenosząc dłonie na moje biodra. Co za, kurwa, Ego! Czy naprawdę uważał, że jego pocałunki padną mi na mózg i zrobią z niego papkę? Że tak po prostu wtedy zgodzę się iść z nim na tę imprezę? Chyba go zdrowo przypiekło słońce. Pojebało nawet! Chyba by musiał całować mnie cały czas.

– Nie będę. – odpowiedziałam wrednie, strząsając z siebie jego dłonie. Na drogę dojazdową wtoczył się samochód dostawczy. Podeszłam do niego szybko.

– Jezu, Margo, spadłaś mi z nieba! – zawołał Paul, wysiadając.

– Wygrzebałam się z piekła jeśli już.

– Nieważne – zaśmiał się – jak zwykle ratujesz mi tyłek.

– Ktoś musi! – zaśmiałam się sztucznie, wyciągając sobie z koszyka biały fartuszek. Zawiązałam troczki w talii. Zebrałam włosy na karku i spięłam w ciasny węzeł. Mogłabym teraz robić za Niewolnicę Izaurę! Na nogach miałam już wcześniej czarne baleriny, bo żadne inne buty nie pasowały.

– Cześć Marco! Wszystkiego dobrego! – życzył mu szczerze – Jedna z dziewczyn się pochorowała i Margo zdecydowała się w ostatniej chwili mi pomóc.

– Jak szlachetnie z jej strony. – obrzuciłam go podejrzliwym spojrzeniem, bo ten ton wydawał się jednoznacznie ironiczny.

– Zażądała potrójnej stawki. – zaśmiał się.

Uderzyłam go żartobliwie w ramię.

– Nie zdradzaj mu naszych wszystkich sekretów.

– Ratujesz mnie ostatnio zbyt często Margo!

– Nie mam męża i dzieci, za to dużo czasu. – odparłam skromnie.

– Może chociaż faceta? – zapytał Marco.

Serio!? Co ty w liceum jesteś? Zaraz mnie zapytasz, czy będę z tobą chodzić!

– Też nie. Okazjonalne pieprzenie kogoś się nie liczy.

Wyraźnie mu się to nie spodobało.

– Dżizas Margo! – jęknął Paul niemal z zakłopotaniem.

– O co Ci chodzi. Powinnam kłamać? Kawa na ławę i bezpośredniość jest najlepszym wyjściem.

Paul nakładał marynarkę. Kolejny samochód zaparkował obok nas.

– Tu jest nasz solenizant! – zawołała Isabel, wysiadając. Miała na sobie kolejną skandaliczną kreację wiszącą tylko na biuście a kończącą się tak, aby zakryć tyłek. Niebotyczne szpilki deformowały stopy. Obwieszona jak choinka, stąpała śmiało w stronę Marco. Obcałowała go w oba policzki. – Wszystkiego dobrego! Idziemy?

Podał jej ramię i oboje odeszli. Podążyliśmy za nim. Oana widząc mój strój, zacisnęła usta. Ktoś odwrócił jej uwagę, a ja mogłam swobodnie czmychnąć za Paulem.

– Mogę wszystko szykować, ale nie zmuszaj mnie do biegania między gośćmi. – oznajmiłam stanowczo, przekraczając prób kuchni – Nawet będę myć szklanki.

– Spoko, spoko! Co tylko chcesz. – zapewnił.

Chciałabym znajdować się gdzieś daleko stąd. Nie widzieć Isabel uwieszonej na mężczyźnie, który jeszcze wczoraj pieprzył mnie na stole w restauracji, bo obciągnięcie mu to nie było do końca to, czego pragnął. Nie nadawałam się do tego związkowego gówna. Wydrapałabym oczy połowie kobiet, a resztę odstrzeliła lub zamordowała. To nie było dobre uczucie. To było jak palący kwas. Niepotrzebne. Seks, tak! Uczucia, nie!

– Co ty do diabła robisz! – krzyknęła donośnie Oana, wchodząc do kuchni. Zdejmowałam właśnie folię z kanapeczek. Wrzuciłam jedną z nich ostentacyjnie do ust. Paul pogroził mi palcem. – Jesteś tu gościem!

– Pracuję dzisiaj.

– Nie, kurwa! – zawołała – Nie pracujesz! Paul powiedz jej coś!

– Pracuje. – powiedział z westchnieniem, rozpakowując karton z alkoholami – Posłuchaj! – zwrócił się do niej tonem, którego używał do swojej niesfornej trzylatki – Laurze rozchorowało się dziecko, a Angelika się pochorowała. Rzyga dalej, niż widzi. Nie mam kogo ściągnąć. Sara! – zawołał na dziewczynę wchodzącą z kuchni – Nie rób pustych przelotów. Weź tacę i powiedz Roberto, żeby przyszedł po alkohol.

Oana spojrzała na mnie ze złością. Podeszła do mnie bliżej i ściszyła głos.

– Myślałam, że po tym co się stało.... – zawiesiła głos.

– Uprawiamy seks. To cieszy nas oboje. I tyle! – zaznaczyłam dobitnie równie cicho – Ty sobie do tego dorabiasz historię, a nie minie tydzień, będziesz słyszeć dzwony weselne! To iluzja! Opanuj się! Isabela jest kimś, kim może się pochwalić znajomym. Mnie po prostu rżnie po kątach.

Zamrugała, jakby nagle dostała olśnienia. Spojrzała na mnie sceptycznie.

– Wow dwoje pierdolonych cyników.... Dobraliście się jak w korcu maku.

– Nie, dwoje ludzi lubiących seks. Może ja też sobie stawiam kreski na ścianie?! – Oana prychnęła – Daj mi pracować. Idź się bawić.

– To moja impreza, ja Ci płacę! – zaprotestowała.

– Płacisz mi. – sprostował Paul, który wrócił z pokładu – Tak dla odmiany. – zaśmiał się, a potem rozkazał niczym szef – Wyjazd!

Oana pogroziła mi placem, kiedy Paul wypychał ją z kuchni.

– To nie koniec! – zawołała.

– Aż nie mogę się doczekać, co masz w repertuarze! – odkrzyknęłam.




Marco: Free tonight? To taka gra słowna, free oznacza wolna lub nie mam planów, ale też bezpłatna, za darmo.

Margo: Always expensive.  zawsze droga, w rozumieniu: nie stać cię


wspomniany fanfic to Waiting game, the complete story. By: DyanSwan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro