Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#7 My księżniczki mamy swoje humorki

-Sam prosiła, żebyś do niej przyszedł - poinformowała mnie Brooke, gdy po szkole od razu przyszedłem do szpitala.

Zdziwiony zmarszczyłem brwi, ale o nic nie pytając po prostu do niej poszedłem. Bez pukania wszedłem do pokoju i zobaczyłem dziewczynę leżącą na łóżku, okrytą kocem i z laptopem na kolanach.

-Nazywasz się Carter Rogers, za trzy miesiące masz osiemnaste urodziny, czyli dziewiętnastego sierpnia - zaczęła mówić patrząc na mnie -W tym roku kończysz szkołę średnią, o ile się postarasz, bo twoje wyniki nie są najlepsze - spojrzała na mnie karcąco -Twoimi rodzicami są Amanda i Joseph Rogers, twoja mama pracuję w tym szpitalu jako chirurg, a twój tata ma kancelarie prawniczą w Portland. Mieszkasz z obojgiem rodziców i siostrą na naszych pięknych przedmieściach Portland. Przyjaźnisz się z niejakim Ianem Hatersonem, ma on dwadzieścia jeden lat, ale o nim nie będę więcej wspominać, bo to na tobie miałam się skupić. W szkole jesteś typowym bad boyem, łamaczem kobiecych serc, niesfornym uczniem i jakkolwiek cię nazywają, mnie to jakoś nie obchodzi - machnęła lekceważąco ręką - Dziewczyny wymieniasz jak rękawiczki, nie bawisz się w związki tylko jednorazowe przygody. Twoim ulubionym kolorem jest granatowy. Uwielbiasz jeść pizze, a nienawidzisz sushi. Często chodzisz na siłkę i interesujesz się sztukami walki - zakończyła swój monolog z uśmiechem na ustach, a ja przez chwile patrzyłem na nią oniemiały nie potrafiąc wydusić z siebie ani jednego słowa.

-Wow, widzę, że się przygotowałaś - odezwałem się po chwili lekko się śmiejąc -Chociaż przyznam, że to trochę przerażające, że wiesz już o mnie tak wiele - dodałem rozbawiony.

-Tak wiele? Człowieku, to tylko suche fakty o tobie, nie interesuję mnie to co mogę przeczytać o tobie na portalach społecznościowych, czy dowiedzieć się od ludzi, mnie interesuję jaki naprawdę jest Carter Rogers i mam zamiar się tego dowiedzieć - uśmiechnęła się tajemniczo.

-Już się boję - zaśmiałem się.

-Bój się - wyszczerzyła się.

-Nie wierzę, że chciało ci się tego wszystkiego szukać - powiedziałem nie dowierzając.

 Usiadłem obok niej na łóżku przesuwając w swoją stronę jej laptopa i przeglądając co tam ciekawego ma.

-Mam dużo czasu - wzruszyła ramionami -A poza tym chciałam ci pokazać, że wzięłam to na poważnie - powiedziała poważnie spoglądając na mnie.

Pokiwałem jedynie twierdząco głową nawet nie odwracając głowy w jej stronę. W jednej z kart przeglądarki internetowej miała włączonego facebooka. Zerknąłem na jej imię i nazwisko.

Samantho Moon ja też cię sprawdzę - pomyślałem zaintrygowany.

Przeglądałem dalej co miała na laptopie, ale ona nagle zamknęła jego klapkę i zabrała z moich rąk.

-Co ty tam masz, że tak szybko mi go zabrałaś? - zapytałem uśmiechając się znacząco.

-Nic o czym myślisz - zaśmiała się.

-Jasne, jasne, mnie nie oszukasz - powiedziałem pewnie z uśmiechem na ustach.

Położyłem się na jej łóżku kładąc dłonie do góry za głowę.

-A ty co królewiczu się tak rozłożyłeś? - zapytała rozbawiona siadając obok mnie po turecku.

-A co nie mogę? - zapytałem unosząc wysoko brwi, ale wciąż się uśmiechając.

-Jeżeli będziesz się tak uśmiechać, a nie robić tą swoją wiecznie obrażoną minę, to możesz - uśmiechnęła się lekko.

-Wiecznie obrażoną minę? - dopytałem śmiejąc się.

-To nie jest śmieszne, wyglądasz wtedy jak obrażona księżniczka - odpowiedziała z rozbawieniem.

-Dzięki Samaro - odpowiedziałem niby obrażony.

-Samaro? - zapytała unosząc brwi do góry, ale wciąż się uśmiechając -Ja jestem Samantha, nie Samara - wytknęła na mnie język.

-Wiem, ale Samara lepiej do ciebie pasuje - wyszczerzyłem się.

-Ale z ciebie niemiła księżniczka - powiedziała oskarżycielskim głosem, ale słyszałem w nim rozbawienie.

-My księżniczki mamy swoje humorki - odpowiedziałem piskliwym głosem zarzucając swoimi nieistniejącymi, długimi włosami.

Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, a ja wraz z nią.

-Dlaczego taki nie jesteś na co dzień? - zapytała poważnym głosem, gdy się uspokoiliśmy.

Na jej pytanie z moich usta automatycznie zniknął uśmiech, a dłonie zacisnęły się w pięści.

-Po prostu z natury jestem skurwielem - wzruszyłem ramionami jakby nigdy nic.

-Nie prawda, może nie znam cię długo, ale wiem, że nie jesteś taki naprawdę.

-Nie znasz mnie, nie wiesz jaki jestem - odpowiedziałem spokojnym głosem.

-To pozwól mi się poznać.

-Przecież ci nie zakazuję - wzruszyłem ramionami.

-Prawdziwego Cartera - dodała.

Zacisnąłem wargi w jedną linię.

-Chyba powinienem już iść. 

Podniosłem się do pozycji siedzącej i spuściłem nogi z łóżka. Gdy chciałem już wstawać poczułem małą, zimną dłoń na mojej. Od razu przeszedł mnie dreszcz czując dużą różnicę temperatur miedzy naszymi rękoma.

-Proszę - wyszeptała błagalnie delikatnie głaszcząc moją dłoń.

Spojrzałem na nasze ręce i przez chwilę się im przyglądałem. Nikt w tak delikatny sposób nie dotykał mojej dłoni i może dlatego po chwili te słowa samoistnie wypłynęły z moich ust.

-Dobrze - wyszeptałem spoglądając w je błękitne oczy.

Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, a ja nie potrafiłem tego nie odwzajemnić. 

-Ale teraz na serio muszę już iść.

-Jasne, rozumiem - uśmiechnęła się delikatnie i zdjęła swoją dłoń z mojej.

Wstałem z łóżka i odwróciłem się w jej stronę.

-Trzymaj się, Sam - puściłem jej oczko.

-Ty też, Carter - uśmiechnęła się szeroko.

Poszedłem w stronę drzwi. Już chciałem chwytać za klamkę, gdy nagle się same otworzyły. Od razu rzuciły mi się w oczy blond włosy. Zacisnąłem pięści oraz szczękę. Nicholas cały się spiął, a na jego policzkach pojawiły się czerwone plamy. Wypuściłem głośno powietrze. Nie odzywając się po prostu wyminąłem go w progu potrącając ramieniem. Szedłem wkurzony, na nic nie zwracając uwagi. Chwilę później skręciłem w jeden z korytarzyków i zniknąłem za ścianą. Od razu się o nią oparłem i westchnąłem głośno. Schowałem twarz w dłonie i kilkukrotnie po niej przetarłem. Następnie przeniosłem ręce na włosy i pociągnąłem za nie dość mocno. Walczyłem z chęcią wrócenia tam i przywalenia temu pedałowi. Z jednej strony pragnąłem tego jak niczego innego, a z drugiej strony coś mi na to nie pozwalało. 

-O, Carter, tu jesteś - usłyszałem głos Brooke.

-Tak, jestem - odpowiedziałem poddenerwowanym głosem spuszczając dłonie wzdłuż ciała.

-Chciałam... - kobieta zacięła się wzdychając głośno -Chciałam cię przeprosić za wczoraj.

-Nie musisz - machnąłem lekceważąco dłonią.

-Ale chcę - odpowiedziała pewnie -Nie powinnam tego wszystkiego mówić, nie powinnam cię osądzać, bo tak naprawdę nie wiem nic - w jej głosie słychać było skruchę -Wybaczysz mi to? - zapytała z nadzieją.

-Wybaczę pod warunkiem, że wybaczysz mi to jak ja się zachowywałem - uśmiechnąłem się krzywo drapiąc się po karku.

-Oczywiście, że tak - uśmiechnęła się szeroko.

Nagle Brooke podeszła do mnie i przytuliła się do mnie. Zaskoczy przez chwilę stałem tak w bezruchu, ale po chwili oddałem uścisk. Ogarnęło mnie dziwne, ale przyjemne uczucie. 

-Ale już koniec z byciem obrażalską księżniczką - powiedziała z rozbawieniem odsuwając się ode mnie.

-Serio? Ty też Brooke? - zaśmiałem się.

-Wywnioskowałyśmy z Sam, że to do ciebie pasuje - zaśmiała się ocierając łzę z policzka.

-Czyli o mnie gadacie - wywnioskowałem uśmiechając się szeroko.

-Może... - odpowiedziała tajemniczo.

-Co o mnie mówicie? - zapytałem zaintrygowany.

-Prędzej świnie zaczną latać niż ja ci powiem - odpowiedziała z rozbawieniem.

-Jeszcze zobaczymy - uśmiechnąłem się tajemniczo.

-Carter... Pamiętaj, że jeżeli będziesz czegoś potrzebować, chociaż głupiej rozmowy to jestem - ścisnęła moją dłoń.

Pokiwałem twierdząco głową delikatnie się uśmiechając.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro