Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#32 Syn

Wziąłem głęboki oddech. Byłem już w Dallas, przed wielkim budynkiem, w którym ponoć pracował mój ojciec. Wszedłem do środka i no nie powiem było tam elegancko. Przez chwile stałem w miejscu i nie byłem w stanie się ruszyć. Mój ojciec tu pracuje - tylko ta myśl chodziła mi po głowie.

-Echem... Przepraszam, mogę w czymś pomóc? - zapytała młoda recepcjonistka uśmiechając się do mnie.

-Emm... Tak, szukam Cartera Huffmana- odpowiedziałem niepewnie podchodząc trochę bliżej.

-Był pan umówiony a spotkanie? 

-Yyy... Nie, ale to bardzo ważne.

-Myślę, że mogę gdzieś pana wcisnąć - odpowiedział patrząc na monitor -Czy koniecznie dzisiaj?

-Byłoby najlepiej - uśmiechnąłem się speszony.

-Ma pan teraz dziesięć minut, piętro piętnaste, biuro 220 - powiedziała wskazując na windę.

-Dziękuję bardzo - uśmiechnąłem się szeroko.

Wsiadłem szybko do windy  pojechałem na wskazane przez recepcjonistkę piętro. Podszedłem do drzwi z numerem 220, a pod nim była tabliczka z napisem "Carter Huffman, dyrektor działu prawnego". Wziąłem głęboki wdech i zapukałem kilkukrotnie. Po usłyszeniu głośnego, szorstkiego "proszę" wszedłem do środka. Mężczyzna siedział na fotelu przy biurku zanurzony w papierach, za nim było okno na całą ścianę, z którego był idealny widok na Dallas. 

-Sprężaj się, masz tylko dziesięć minut - powiedział spoglądając na mnie.

Byłem do niego bardzo podobny. Ciemne włosy, mocno zarysowana szczęka i kości policzkowe, taki sam nos. Wręcz identyczny ton głosu. Chyba tylko oczy mam po mamie, no dobra i odstające uczy.

-Myślałem, że będziesz inny... - wyszeptałem.

-Słucham? - zapytał marszcząc brwi w ten sam sposób co ja.

Mężczyzna przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, a ja wciąż stałem w milczeniu przed drzwiami.

-Byłeś już tu kiedyś?

Zaprzeczyłem ruchem głowy.

-Widzieliśmy się gdzieś? Znamy się? - pytał dociekliwie.

Ponownie zaprzeczyłem ruchem głowy.

-Hmm... Dziwne - szepnął podnosząc się z krzesła.

-Ale znamy tą samą osobę, nawet bardzo dobrze...

Mężczyzna podszedł bliżej mnie i przyglądał mi się uważnie.

-Te oczy... Te usta... 

-Jestem twoim synem - wyznałem.

-Carter... - wypowiedział szeptem.

Nagle mężczyzna przyciągnął mnie do siebie i po prostu przytulił.

-Tyle na to czekałem... Masz już osiemnaście lat, prawda? - zapytał odsuwając mnie od siebie, na jego ustach widniał wielki uśmiech.

-W sumie wczoraj miałem urodziny - uśmiechnąłem się speszony.

-Wszystkiego najlepszego! - powiedział radośnie -Nie wiem co mam powiedzieć, musimy się poznać, musisz mi wszystko opowiedzieć, co się działo u ciebie przez tyle lat, co u Amandy i Ronnie, a może są one z tobą?

-Niestety nie, tak jakby uciekłem z domu - podrapałem się po karku.

-To tym bardziej musisz mi opowiedzieć co się stało - powiedział troskliwie -Ale najpierw pójdziemy na jakiś obiad.

Mężczyzna podszedł do krzesła zabrał swoją marynarkę od razu zakładając ją na siebie. Wyszliśmy z gabinetu, a następnie zjechaliśmy na dół.

-Gabriela, proszę cię powiedz, że wyszedłem i niech kto mnie zastąpi, albo po prostu odwołajcie wszystkie spotkania na dzisiaj - zwrócił się do recepcjonistki przy wyjściu.

-Dobrze, panie Huffman- uśmiechnęła się miło

-Do widzenia, Gabrielo.

-Do widzenia - zwróciłem się także do recepcjonistki.

-Do widzenia, życzę miłego dnia panom - uśmiechnęła się ładnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro