#21 Razem damy radę
Zostałem obudzony przez mój telefon, który cały czas nieznośnie dawał o sobie znać. Przetarłem oczy i sięgnąłem po niego. Od razu go odblokowałem i dostrzegłem kilka nieodebranych połączeń od rodziców oraz wiadomości od Sam. Otworzyłem SMS-y od Samanthy.
Samara ♥ : Przemyślałeś moją wczorajszą propozycję?
Samara ♥ : Proszę, odpowiedz mi, muszę wiedzieć co postanowiłeś
Samara ♥ : Carter, proszę powiedz, że jesteś na tak! ♥
Westchnąłem głośno czytając te wiadomości. Nie miałem pojęcia co zrobić. Sam poprosiła mnie wczoraj, żebyśmy wyjechali na kilka dni, żeby spełnić jej marzenia, czyli zwiedzenie Stanów. Miałem wątpliwości co do tego pomysłu, bo Sam miała być pod kontrolą lekarza, a jakbyśmy wyjechali było by to niemożliwe. Znałem konsekwencje. Wiedziałem, że w każdym momencie może jej się pogorszyć i może potrzebować pomocy lekarskiej, a gdy jej nie otrzyma... może stać się nawet najgorsze. Z drugiej strony to jej marzenia, które obiecałem, że pomogę spełnić. Dzięki emu byłaby szczęśliwa. Toczyłem wewnętrzną walkę nie wiedząc jak powinienem postąpić. W końcu złapałem ponownie za telefon i wystukałem odpowiedź.
Ja: Przepraszam, ale się nie zgadzam, to jest za duże ryzyko dla ciebie
Odłożyłem telefon na szafkę nocną i wstałem z łózka od razu przeciągając się. Podszedłem do szafy i wybrałem ubrania i w tym czasie usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Poszedłem po urządzenie i od razu po odblokowaniu go przeczytałem SMS-a.
Samara ♥ : I tak i tak umieram, co to za różnica kiedy to nastąpi czy gdzie
Poczułem narastająco we mnie złość.
Ja: Nie wiem czy zauważyłaś, ale polepszyło ci się i to jest wielka różnica kiedy to nastąpi!
Ja: Dodatkowo nie mam zamiaru mieć cię na sumieniu.
Wkurzony odłożyłem telefon na szafkę i poszedłem do łazienki wziąć prysznic.
****
Po wyjściu z łazienki usłyszałem jakieś krzyki dochodzące z dołu. Zabrałem swój telefon, nawet go nie sprawdzając i zszedłem na dół. Tam zastałem kłócących się rodziców w kuchni.
-Możecie przestać, nie wszyscy chcą wysłuchiwać waszych krzyków - powiedziałem nawet na nich nie spoglądając.
-Nie mieszaj się w to, gówniarzu! - wykrzyknął ojciec.
-Nawet nie mam zamiaru - burknąłem pod nosem.
-Ustaw tego swojego bachora, bo inaczej ja to zrobię! - wykrzyknął w stronę matki.
-Uspokój się trochę - powiedziała ostrym tonem.
Ja w tym czasie zacząłem robić sobie śniadanie nie zwracając nawet uwagi na ich ostrą wymianę zdań, byłem już do tego przyzwyczajony.
-Carter, wyjdź stąd - usłyszałem ostry głos mamy.
-Spokojnie dokończę śniadanie i się zmywam, nie mam nawet zamiaru tu siedzieć.
-Wyjdź w tej chwili! - wrzasnęła.
Spojrzałem na nią i dopiero wtedy dostrzegłem strach w jej oczach i to jak bardzo ojciec był wkurzony.
-Wyjdź - powtórzyła patrząc błagalnie w moje oczy.
Sam nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłem wykonać jej prośby. Nie mogłem zostawić jej samej z nim. Pokiwałem głową na boki.
-Carter... - wyszeptała błagalnie.
Ponownie pokiwałem głową na boki.
-Przestań już pieprzyć, dziwko! - wydarł się ojciec na mamę.
Kobieta nawet na niego nie spojrzała, stała obojętnie.
-Wiesz, że twoja matka to dziwka? - zwrócił się do mnie tata.
-Dlaczego tak o niej mówisz?
-A ty jakbyś nazwał osobę, która z każdym się puszcza? - prychnął.
-Czasami trzeba szukać u innych tego co nie dają nam najbliżsi - wzruszyłem ramionami niby obojętnie.
-Chcesz coś przez to powiedzieć? - warknął zbliżając się do mnie.
-Nie zaczynaj - wtrącił się matka łapiąc ojca za ramię.
-Będziesz teraz bronić swojego synalka? - zapytał spoglądając na nią z kpiną.
-Odpuść - westchnęła głośno.
-Nie! Mam już dość, tego twojego dzieciaka, ciągłe są z nim problemy! Spójrz sobie na moją kochaną Veronicę, widać że to moja córka, bo jest po prostu idealna, a ten... - wskazała na mnie krzywiąc się przy tym -Na pewno nawet nie wiesz kto jest jego ojcem - prychnął.
Patrzyłem na nich oszołomiony. Czułem się jak dziecko, które nie rozumie o czym mówią dorośli.
-Starałem się wychować go na dobrego człowieka, ale jak widać geny robią swoje - prychnął.
-Proszę cię, przestań już - odezwała się wreszcie mama.
-Niech wreszcie, gówniarz, dowie si,ę prawdy - powiedział patrząc na mnie -Nie jesteś moim dzieciakiem, a twój stary to pewnie jakiś ćpun, który leży w jakimś rowie, widać po kim to wszystko masz - zaśmiał się szyderczo.
Nie wytrzymałem. Zamachnąłem się i z całej siły uderzyłem go pięścią w twarz. Mężczyzna aż zachwiał się i upadł.
-To za to wszystko co mi zrobiłeś i nawet nie waż się odzywać, bo oberwiesz po raz kolejny, nie będę już się hamować i dać sobą pomiatać - spojrzałem na jego lekko zakrwawioną twarz z pogardą.
Ruszyłem w stronę wyjścia, ale za sobą usłyszałem jeszcze nawoływanie mojej matki.
-Carter, proszę cię nie wychodź!
-Niby dlaczego miałbym tu zostawać? - zerknąłem na nią przez ramię.
-To twój dom, zostań tu dla mnie i dla twojej siostry.
-Ty mnie przez całe życie okłamywałaś i nawet nie wiem czy mnie kochasz, Ron uważa, że jestem narkomanem, a te dom... On dla mnie nic nie znaczy. Prawie wszystkie wspomnienia stąd są złe, więc nic mnie nie wiąże z tym miejscem - po tych słowach po prostu wyszedłem z domu.
****
Siedziałem w mieszkaniu Iana już kilka godzin. Od czasu przyjścia tu powiedziałem jedynie kilka słów, a tak to bez ruchu siedziałem na kanapie wpatrując się w jeden punkt.
-Potrzebujesz czegoś, stary? - usłyszałem zmartwiony głos mojego przyjaciela.
W odpowiedzi pokiwałem jedynie głową na boki. Usłyszałem głośne westchnięcie ze strony Iana.
Cały czas po głowie krążyły mi natrętne myśli. Jak to w ogóle możliwe, że mój ojciec to nie mój ojciec i jak mogli mi o tym nie powiedzieć?!
-Carter, ktoś przyszedł do ciebie - usłyszałem głos Iana.
Zaciekawiony spojrzałem na niego, a za nim dostrzegłem Nicka i Samanthe.
-Co wy tu robicie? - zapytałem zaskoczony.
-Słyszeliśmy, ze nie jest z tobą za dobrze, więc jesteśmy - Nick wzruszył ramionami.
-Ale skąd? - zapytałem lekko oszołomiony.
-Dobijali się do ciebie, a ty nie odbierałeś, więc wreszcie postanowiłem to zrobić za ciebie i powiedziałem im co nieco - odpowiedział Ian.
Sam jako pierwsza podeszła do mnie, usiadła obok mnie i przytuliła się do mnie.
-Cokolwiek się stało na pewno wszystko z czasem się ułoży, a póki co jesteśmy tu wszyscy, żeby cię wspierać. Razem damy radę.
-No i oczywiście z dużą ilością żarcia - wtrącił się Nick kładąc na stół reklamówki z jedzeniem.
-I troszeczkę alkoholu - dodał Ian z szerokim uśmiechem otwierając wypełniony po brzegi barek.
Mimowolnie na moich ustach pojawił się uśmiech i lekko się zaśmiałem. To się nazywa prawdziwi przyjaciele. Zawsze są, gdy ich potrzebujesz nie ważne co by się działo i wiedzą co zrobić, by twój humor się poprawił.
♦♦♦♦
Siemaneczko kochani! ♥
Dziękuję wszystkim, którzy życzyli mi zdrówka, chyba wasze komentarze podziałały, bo wyzdrowiałam xD
Jestem bardzo ciekawa co sądzicie o dzisiejszym rozdzialiku i z chęcią poczytam wasze komentarze ^^ Jeżeli macie jakieś swoje podejrzenia do tego co może się stać to też piszcie! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro