Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#2 Nie przejmuj się

SAMANTA POV.

Poczułam delikatne promienie słońca na twarzy. Usłyszałam cichutki, bardzo znajomy mi głos. Nawet nie patrząc wiedziałam kto tam jest.

-Brooke? - odezwałam się lekko zachrypniętym głosem.

Uchyliłam powieki, a moim oczom ukazała się Brooke i jakiś chłopak, któremu nawet nie miałam okazji się przyjrzeć

-Witaj, słoneczko - Brooke podeszła do mojego łózka, a ja podniosłam się by ją uścisnąć.

-Dzień dobry - uśmiechnęłam się szeroko.

-Znowu przespałaś cały dzień? - zapytała zaniepokojona Brooke, gdy się od niej odsunęłam.

-Tak jakoś wyszło - wzruszyłam ramionami uśmiechając się delikatnie.

-Właśnie - Brooke klasnęła w dłonie -Sam poznaj Cartera, to mój nowy pomocnik.

-Hej - uśmiechnęłam się do niego delikatnie intensywnie się mu przyglądając.

Miał czarne włosy postawione do góry z wyciętymi delikatnie bokami. Jego skóra była lekko opalona. Jego kości policzkowe były bardzo uwydatnione. Oczy w kolorze ciemnej zieleni intensywnie się we mnie wpatrywały. Ubrany był w czarną bluzę oraz tego samego koloru spodnie, ale mimo to dostrzegłam, że nie należy do jakiś chuderlaków, a raczej tych, którzy pakują na siłce.

-Cześć - odburknął.

Nie byłam zaskoczona tym niemiłym przywitanie, już się do tego przyzwyczaiłam i nauczyłam się nie zniechęcać takim zachowaniem, więc postawiłam zagadać.

-Cieszę się, że pomagasz Brooke, przyda się jej pomoc - powiedziałam cały czas się uśmiechając.

-Tsa... - sapnął pod nosem -Wychodzę - burknął i po prostu wyszedł z pomieszczenia.

-Nie przejmuj się nim - Brooke westchnęła głośno siadając obok mnie na łóżku.

-Nie będę, przecież znasz mnie - zaśmiałam się lekko.

-Znam chyba aż za dobrze - szturchnęła mnie żartobliwie w ramię -I wiem, że za niedługo twoje siedemnaste urodziny - uśmiechnęła się szeroko.

-Mam nadzieje, że uda mi się wyjść wtedy stąd - zacisnęłam kciuki.

-Postaram się to załatwić - puściła mi oczko.

-Jesteś najlepsza - uśmiechnęłam się szeroko, a ona od razu to odwzajemniła.

****
-Mamo, przyjedziesz dzisiaj do mnie? - zapytałam z nadzieją rozmawiając z nią przez telefon.

-Bardzo bym chciała, ale nie mogę, przepraszam Sam - usłyszałam w jej głosie smutek i skruchę.

-Dobrze, mamo, rozumiem - starałam się mówić normalnym tonem głosu, nie pokazując mojego smutku.

-Jutro przyjadę, bo będę miała mniej pracy, dobrze?

-Dobrze, mamo, ale proszę nie przemęczaj się tak w pracy - powiedziałam z troską.

-Wcale się nie zamęczam - zaprzeczyła od razu.

-Oczywiście... - odpowiedziałam sarkastycznie -Mamo, przecież słychać, że jesteś zmęczona.

-Nie przejmuj się mną -odpowiedziała lekceważąco -Muszę dużo pracować, przecież wiesz jak jest.

-Wiem - westchnęłam głośno.

-Nie zamartwiaj się tym Sami. Jutro cię odwiedzę, a teraz muszę już kończyć, bo skończyła się mi przerwa. Do jutra, kocham cię.

-Ja ciebie też mamo, pa.

Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, ale od razu ją starłam. Załamywało mnie to jak moja mama musi się dla mnie poświęcać. Zamęcza się w pracy, żeby mieć pieniądze na moje leczenie. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro