#18 Nie jestem sobą
Zamiast z samego rana iść do szpitala tego dnia pozwoliłem sobie na trochę więcej snu. Wstałem dopiero po dwunastej. Ogarnąłem się i jak najszybciej wyszedłem z domu. Zarzuciłem kaptur na głowę, a dłonie schowałem do kieszeni. W słuchawkach, które wcześniej założyłem zaczęła lecieć piosenka Eminema "Lose Yourself". Po kilku minutach dotarłem na stary skate park, gdzie czekali już moi kumple. Wyciągnąłem słuchawki i przywitałem się z każdym z nich przybijając piątki.
-Ej, stary, co ci się stało? - zapytał Dom wskazując na moją twarz.
Widocznie był rozbawiony. W odpowiedzi wzruszyłem ramionami i usiadłem obok nich na murku.
-Pewnie ten drugi jest bardziej poobijany? - dopytał Chris.
-Jak zawsze - uśmiechnąłem się cwaniacko.
Chłopacy się zaśmieli.
-Dawno się nie widzieliśmy, od zakończenia roku ani razu się nie odezwałeś, Carter - zwrócił się do mnie Dom.
-Nie miałem czasu - wzruszyłem ramionami.
-Ty nie miałeś czasu? - zapytał rozbawiony Nigel.
-Ta... Pracuję w szpitalu i w sumie większość czasu tam spędzam - wzruszyłem ramionami.
-Ty pracujesz w szpitalu? - zapytali wszyscy razem.
-No, co w tym dziwnego?
-To nawet śmiesznie brzmi: ty i praca - odpowiedział z rozbawieniem Dominick.
-A zwłaszcza dobrowolna - dodał Phil.
-Przesadzacie - przewróciłem oczami -Na początku był to przymus, ale teraz sam, dobrowolnie tam chodzę.
-Naćpałeś się? - zapytał Dom patrząc w moje oczy.
-Nie! Weź się odwal - odepchnąłem go od siebie.
-Siema! - usłyszeliśmy krzyk Iana.
-Co się z nim stało? - zapytał Dom na przywitanie.
-Co się miało z nim stać? - zapytał nierozumiejąc.
-Slyszałeś, że on dobrowolnie pracuję?
-Tak i co z tego? - wzruszył ramionami
-No kurwa, on i praca, błagam! - wyrzucił ręcę na boki.
-Każdy kiedyś dorasta, może ciebie to też kiedyś spotka - zaśmia się Ian, a reszta, oprócz Doma, razem z nim.
-Ej, dobra, koniec już z tym, laski idą - powiedział Chris uśmeichając się szeroko.
Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem podążające w naszym kierunku dziewczyny. Było ich sześć i każda miała na sobie mało zakrywające ciuchy, a na to zarzucone jakieś płaszcze, które były odpięte. Było dzisiaj dość zimno więc nie rozumiałem jak one mogły się tak ubrać.
-Hej chłopcy - przywitała się jedna z nich piskliwym głosem.
-Tsa... Cześć - odpowiedziałem niechętnie w porównaniu do reszty chłopaków, pomijając Iana.
Dziewczyny od razu zaczęły się im wpakowywać na kolana czy też po prostu kręciły się wokół nich. Jedna z nich podeszła też do mnie. Od razu usiadła mi na kolanach i zarzuciła swoje dłonie na mój kark.
-Kto ci pozwolił? - zapytałem ostro.
-Oj, Carter... Nie bądź taki, wszyscy wiemy co lubisz - przygryzła wargę i przejechała paznokciami po mojej skórze.
-No chyba jednak nie - odpowiedziałem zabierając jej ręce z mojego ciała - A teraz z łaski swojej zejdź ze mnie.
-Zrobiłam coś nie tak? - zapytała swoim piskiliwym głosem.
-Po prostu się odwla.
-Ale może być nam tak dobrze - wymruczała wypychając swoje cycki w moją stronę.
-Nie, dzięki - warknąłem.
Dziewczyna wstała z moich kolan i zarzuciła swoimi długimi czarnymi włosami. Odchodząc zakręciła mocno biodrami. Podeszła do swojej przyjaciółi, którą odtrącił Ian i stanęły razem z założonymi ramionami na piersiach. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem, że każdy mój kumpel się na mnie gapi.
-Co się z tobą dzieje, Carter? - zapytał Dom.
-Nic, a co niby ma się dziać? - zapytałem marszcząc brwi.
-Właśnie odtrąciłeś królową lodów, ty nigdy żadnej nie odtrącasz!
-No widzisz, chyba jdnak to robię - wzruszyłem ramionami.
-Stary, co się z tobą stało? - zapytał Chris.
-Nic - odpowiedziałem lekko rozbawiony ich zachowaniem.
-Kiedy ostatnio jakąś zaliczyłeś?
-To nie wasza sprawa - prychnąłem.
-Czyli dawno, bo tak to byś się chwalił, tak jak robisz to zawsze.
-Widocznie minęły mi dawne nawyki - odpowiedziałem podirytowany.
-Ty już nie jesteś naszym kumplem.
-W takim razie chyba już nic tu po mnie - odpowiedziałem zeskakując z murka.
-Odezwij się jak znowu będziesz sobą!
Prychnąłem i zarzuciłem na głowę kaptur, który spadł mi jakiś czas temu i odszedłem od nich. W kieszeni wyczułem paczkę papierosów, więc wyciągnąłem je i odpaliłem jednego z nich. Od razu zaciągnąłem się nim. Wstrzymałem na chwilę dym po czym wypuściłem go z ust, tworząc przez to białą chmure dymu. Szedłem paląc peta. Szwędałem się po okolicy nie wiedząc co ze sobą zrobić, aż w końcu wpadłem na pewien pomysł.
****
Paliłem kolejnego szluga, a w ręce niosłem małą reklamówkę. Po chwili znalazłem się pod szpitalem. Wyrzuciłem niedopałek i wszedłem do budynku. Zrzuciłem z głowy kaptur i poszedłem w bardzo znanym mi kierunku. Bez pukania wszedłem do pokoju Sam i zastałem ją spokojnie śpiącom. Na jej widok na moich ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. Odłożyłem reklamówkę z jedzeniem z McDonalda na szafkę. Usiadłem obok niej i przyglądałem się jej. Na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech, policzki były całe zaróżowione, a włosy rozrzucone po całej poduszce oraz trochę na twarzy. Przybliżyłem do niej rękę. Dotykając jej delikatnego policzka złapałem za kilka kosmyków, które się tam błąkały. Założyłem je za jej ucho. Zanim zabrałem dłoń przejechałem jeszcze opuszkami palców po jej skórze. Widziałem jak zadrżała. Pomyślałem, że zrobiło się jej chłodno, więc od razu zabrałem dłoń i przykryłem ją dodatkowym kocem, który leżał w jej nogach. Spojrzałem ostatni raz na jej twarz uśmiechając się delikatnie. Wstałem ze swojego miejsca i wyszedłem z pokoju jak najciszej zamykając za sobą drzwi. Udałem się do wyjścia ze szpitala, ale po drodze przez przypadek wpadłem na kogoś.
-Przepraszam - powiedziałem od razu nawet nie zerkając na tą osobę, dostrzegłem jedynie kitel lekarski. Już chciałem wyminąć tą osobę i odejść, ale nagle poczułem dłoń na mojej ręcę, więc zostałem zmuszony zatrzymać się.
-Carter? - usłyszałem zdiwiony, kobiecy głos.
Spojrzałem na jej twarz i okazało się, że to moja matka.
-Co ty tu robisz? - zapytała ostro.
-Co cię to obchodzi? - prychnąłem.
-Śmiesz przychodzić tu śmierdząc cały od papierosów? - zapytała wkurzona.
-Nie martw się, już wychodzę - warknąłem wyszarpując swoją rękę. Zanim zdążyła coś jeszcze powiedzieć odeszłem od niej i jak najszybciej wyszedłem ze szpitala.
****
Stanąłem pod kamienicą Iana. Oparłem się o mur i zapaliłem kolejnego tego dnia peta. Wpatrywałem się w zapalone lamy uliczne, przejeżdżające samochdy, mijających mnie ludzi i gwiazdy, których tej nocy było miliony. Po kilku minutach zauważyłem podążającego w moją stronę Iana. Odepchnąłem się od muru i wypuszczając z ust dym zrobiłem kilka kroków w jego stronę.
-Co tak długo, stary? - odezwałem się wyrzucając papierosa.
-Carter? - zapytał zrzucajac kaptru z mojej głowy -Weź mnie tak nie strasz, już myślałem, że jakiś gościu się na mnie czai - oznajmił oskarżycielsko.
-Sorry - odpowiedziałem unosząc ręcę w geście obrony.
-Chodź do środka - wskazał na budynek.
Ian poszdł w stronę swojego mieszakania, a ja tuż za nim. Gdy znaleźliśmy się w środku od razu zdjąłem z siebie obłocone buty.
-Coś chciałeś? - zapytał Ian rzucając się na kanapę.
-Nie, po prostu nie miałem co ze sobą zrobić - wzruszyłem ramionami.
Ian pokiwał głową przymykając oczy. Usiadłem na fotelu na przeciwko niego od razu rozkładając się tak jak bym był u siebie.
-Serio nie jestem sobą? - zapytałem po kilku minutach ciszy.
-Wiedziałęm, że o to chodzi - westchnął głośno siadajac prosto -Carter, nie o to chodzi, po protu jesteś inny... Inny niż kiedyś i ja uważam, że to dobrze, bo zawsze byłeś nieogarniętym dzieciakiem, który nic nie rozumiał, a ta dziewczyna cię zmienia.
-Nie wiem czy tego chcę, czy jestem na to gotowy - odpowiedziałem śmiało wyznając swoje obawy.
-Chyba już jest za późno na wycofanie się, nie uważasz?
-Sam nie wiem - wzruszyłem ramionami.
-To ci wyjdzie na dobre, ta dziewczyna ci pomoże. Ja nie potrafię, a już nie mogę patrzeć na to jak się męczysz, więc pozwól jej to zrobić.
Pokiwałem twierdząco głową rozmyślając nad jego słowami.
-W sumie kim ona dla ciebie jest? - zapytał po chwili.
-Przyjaciółką - wzruszyłem ramionami.
-Nic do niej nie czujesz? - zapytał lekko zdziwiony.
-Nie - odpowiedziałem pewnie.
-Okej... - odpowiedział jakby mi nie wierząc -Ona wie o wszystkim?
-Nie i na razie nie zamierzam jej tego wszystkiego mówić.
-Ona jest osobą, której śmiało możesz zaufać, więc nie czekaj za długo, bo możecie nie mieć aż tyle czasu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro