#15 Zakład?
-To było niesamowite! - krzyknęła Sam skacząc w miejscu i ruszając chaotycznie dońmi -Dziękuję wam - powiedziała trochę się uspokajając -Jesteście niesamowici - uśmiechnęła się szeroko.
Sam podeszła do swojej mamy i ją mocno do siebie przytuliła, nasytępnie do Nicka, a na końcu do mnie. Jeszcze ani razu od tamtego momentu w helikopterze nie spojrzała w moje oczy i tym razem, gdy mnie przytulała także tego nie zrobiła.
-Ale to jeszcze nie koniec! - zawołał Nick, gdy się od siebie odsunęliśmy.
-Nie? - zapytała zaskoczona.
-Oczywiście, że nie, kruszynko! Mamy calutki dzień! - krzyknął uradowany.
-Ou... Cały dzień - mruknęła jakby zawiedziona.
-Nie cieszysz się? - zapytała jej mama podchodząc do niej bliżej.
-Oczywiście, że się ciesze - uśmiechnęła się szeroko, chociaż ja zobaczyłem, że było to wymuszone.
-Nic się nie martw, mam wszytskie twoje leki, nic ci się nie stanie - kobieta pocałowała ją w czoło przyciągając do siebie.
****
-Wiem, że dawno tu nie byłaś, a zawsze byłaś fanką, więc nie mogłem się zgodzić, zebyśmy jedli w innym miejscu - oznajmił radośnie Nick, gdy wchodziliśmy do McDonalda.
-Dobrze, że jeszcze o tym pamiętałeś - szturchnęła go żartobliwię w ramię.
-Takich rzeczy się nie zapomina - uśmeichnął się szeroko zarzucając dziewczynię rękę na ramiona -Z tym miejscem jest powiązanych tyle wspomnień... O! Na przykład to jak zrobiłaś wielką aferę, że nie dali ci zabawki do zestawu happy meala - zasmiał się, a dziewczyna wytknęła mu język, ale później także zaczeła chichotać.
Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Nick oświadczył, że to on pójdzie zamówić, więc po tym jak wszyscy powiedzieliśmy mu co chemy poszedł do kasy. Sam cały czas rozmawiała ze swoją mamą, a ja siedziałem cicho, do czasu aż nie zadzwonił telefon kobiety. Odeszła na chwilę od stolika tłumacząąc się, że to pilne i musi odebrać. Gdy zostaliśmy sami zapanowąła niezręczna cisza. Oboje wierciliśmy się na swoich miejscach i żadne z nas nie patrzyło się na siebie.
-Przepraszam, ale musze was zostawić - oznajmiła mama Sam, gdy wrócila do stolika.
-Stało się coś, mamo? - zapytała zaniepokojona Sam.
-Nie, spokojnie, nie denerwuj się, kochnaie - kobieta posłała jej pocieszający uśmeich -W pracy mnie potrzebują i szef grozi mi, że jak nie przyjdę to mnie zwolni - burknęła niezadowolona -Ale obiecuję, że wrócę do was jak najszybciej, uważaj na siebie i jakby coś się działo to dzwoń. Nie zapomnij, żeby wziąć tabletki po zjedzeniu. Bawcię się dobrze - pocałowąła swoją córkę w policzek i machając odeszła od stolika, a następnie wyszła z budynku.
Znowu zostaliśmy sami, a między nami zapanowąła ta niezręczna cisza.
-Carter.
-Sam.
Odezwaliśmy się w tym samym czasię. Od razu na siebie spojrzeliśmy i obydwoje zaśmielismy się nerwowo.
-Mów pierwsza - nakazałem.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić:
-Od momentu tego incydentu w samolocie jest między nami... niezręcznie - zaczeła niepewnie -Ja naprawdę nie chcę, żeby tak było i nawet sama nie wiem co mną kierowało, żeby to zrobić, ale najlepije będzie jak o tym zapomnimy, wróćmy do tego luźnego, przyjacielskiego stanu, nic więcej. Nie komplikujmy tego - przygryzła wargę spogladajac na mnie.
-Zgadzam się, tak będzie najlepiej - przyznałem jej rację i odetchnąłem z ulgą.
Czułem się jakby wielki kamień spadł mi z serca. Bałem się, że ona pocałowała mnie, bo się we mnie zakochała, a ja byłbym najmniej odpowiednią osobą do tego, bo ja nie potrafię kochać i nie mógłbym odwzajemnić jej uczucia. Ona na to nie zasłużyła, nie zasłużyła na takiego palanta.
-Czyli... Pzryjaciele? - zapytała niepewnie.
-No janse, Samaro! - uśmiechnąłem się szeroko, a ona pacnęła mnie w ramię -Oj chodź tu - uśmiechnąłems się do niej lekko i przyciągnąłem do swojej klatki piersiowej zamykając ją w uścisku. Dziewczyna objęła mnię rękoma. Pocałowałem ją w czubek głowy i uśmiechnąłem się szeroko.
Teraz naprawdę czułem się szczęśliwy. Nie przejmowałem się nawet poobijaną twarzą czy tym co mnie spotka po powrocie do domu, liczy się to co tu i teraz.
-A o jaką listę ci chodziło? - zapytałem wciąż ją przytulając, gdy sobie przypomniałem, że wspominala o czymś takim przed naszym skokiem.
-Nie rozmawiajmy o tym teraz - zbyła mnie.
-A co to za obściskiwanie się za moimi plecami? - usłyszeliśmy rozbawiony głos Nicka.
-My jesteśmy grzeczni - odpowiedziałem rozbawiony unosząc dłonie do góry w geście obrony i jednocześnie odsuwając się od Sam.
-Jasne, jasne - odpowiedział niedowierzając.
-O boże - usłsyzałem szept Sam.
Spojrzałem na nią, a ona wpatrywała się w coś maślanymi oczami, a usta zakrywąła dłonią.
-Wszytsko w porządku? - zapytałem zaniepokojony.
-To wygląda tak pięknie - odezwąła się zachwycona - Chodźcie do mamusi - powiedziała radośnie przysuwając do siebie pudełeczko kurczacków.
-Ta... To jej malutkie dzieci - powiedział rozbawionym głosem Nick.
Zaśmaiłem się pod nosem cały czas obserwując dziewczynę. Sam od razu zabrała się za jedzenie. Gdy wzięła pierwszego kęsa mruknęła zadowolona przymykając oczy i wiem, że musiała się hamować, żeby nie wydobyć z siebie głośniejszego dźwięku. Zaśmiałęm się jeszcze głośniej.
-Nie śmiej się - powiedizała z pełną buzią -Jakbyś przez tak długi czas jadł to szpitalne żarcie też byś tak reagował - zmrużyła oczy.
-Dobrze, dobrze, wybacz - odpowiedziałem z rozbawieniem unosząc ręcę do góry w geście poddania.
Ja i Nick także zabraliśmy się za jedzenie. Przy stoliku cały czas kręciła się rozmowa na jakiś temat. Po kilku minutach Sam skończyła jeść kurczacki i zabrała się za kanapkę, na którą reagowała tak samo jak na poprzednie jedzenie. Następnie były frytki, cola, lody.
-Teraz to ja jestem zadowolona - uśmiechnęła się szeroko kończąc swoje jedzenie.
-Nie ogarnaim jak ty możesz tak wyglądać - powiedział Nick pod nosem chyba sam do siebie, ale oboje z Sam to słyszeliśmy.
Dziewczyna wzruszyła ramionami nie odpowiadając na to w żaden sposób.
-Dobra, zbierajmy się. Mamy przecież jeszcze dużo rzeczy do zrobienia.
-Okej, tylko wezmę tabletki i możemy się zmywać - Sam posłała mi dleiakatny uśmiech.
Po kilku minutach wyszliśmy z fast fooda i zaczęliśmy podorzać wąskim, kamiennym chodnikiem.
-Gdzie teraz? - zapytała zaciekawiona Sam.
-Serio myślisz, że ci powiemy? - zapytał Nick unosząc wysoko brwi i uśmeichając się cwanaiacko.
-No wiesz, są moje urodziy i powinniście spełniać każdą moją prośbę... Więc teraz życze sobie, żebyście mi powiedzieli gdzie się wybieramy - wyszczerzyła się spoglądając na nas.
-Przykro mi, mała, to niespodzianka - Nick się zaśmiał, a ja razem z nim.
-Chociaż próbowałam - westchnęła ciężko spuszczjaąc głowę.
Nick poczochrał jej włosy i przyciągnął do siebie otaczając ją jednym ramieniem.
Po kilkunastu minutach wędrówki dotarliśmy do naszego celu. Weszliśmy do sporych rozmiarów budynku, w którym mieściła się kręgielnia.
-Tu was pokonam - uśmiechnęła się szeroko Sam.
-Jasne... Ze mną nie wygrasz, Samaro - odpowedziałem pewnie.
-Zakład? - zapytała spoglądając na mnie wyzywająco.
-Nie radzę - usłyszałem rozbawiony głos Nicka.
-O co? - zapytałem zbywając słowa chłopaka.
-Jeżeli wygram szczerze odpowiesz na każde moje pytanie - odpowedziała uśmiechając się cwaniacko.
-Tylko jedno pytanie - zarządziłem.
-No dobra, a jeżeli ty wygrasz...?
-Niech będzie to samo - puściłem do niej oczko.
Już zacząłem rozmyślać nad pytaniem, które mógłbym jej zadać. Nie musiałem długo myśleć, aż znalazłem to idealne. Chiałem się dowiedzieć co taknaprawdę nią kierowało, gdy mnie pocałowała i o to miałem zamiar zapytać. Wtedy nie będzie mogła sie wykręcić, szczerze to szczerze.
-Dobra, chodźmy już po te buty, bo chce wam skopać dupska - powiedziała radośnie Sam.
Dziewczyna w podskokach podbiegła w stronę kas. Zaśmiałem się wraz z Nickiem z niej, a już po chwili poszliśmy do niej.
Po kilkunastu minutach byliśmy już na torze, gotowi do gry. Jako pierwzy był Nick i nie zbił nawet połowy. Następnie byłem ja i do zbicia wszystkich zabraknął mi tylko jeden kręgiel, przez co byłem na siebie zły, że tak wyszło. Po mnie nastapiła kolej Sam. Przyglądałem się uważnie jej ruchom. Była bardzo skupiona i nawet nie zwracała uwagi na teksty, które rzucałem w jej stronę. Największym zdziwieniem dla mnie było, gdy zbiła wszystkie kręgle. Chyba jednak moja wygrana nie jest taka pewna.
****
-Ja się pytam jak? - zapytałem wciąż będąc w szoku.
-No cóż, musisz się nauczać przegrywać, słoneczko - powiedziała Sam przesłodzonym, rozbawionym głosem.
-Mówiłem, żebyś się z nią nie zakładał - zaśmiał się Nick.
-Ale... - zacząłem, ale nie wiedziałaem co dalej powiedzieć.
-Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś ją pokonał - blondyn wzruszyl ramionami.
-Kto cię nauczył tak grać? - zapytałem zaskoczony.
-Mój ojciec - odpowedziała delikatnie się uśmiechając.
Pierwszy raz słyszałem coś o jej ojcu i byłem bardzo ciekawy co się z nim stało, bo mieszka ona jedynie ze swoją matką, a żadnego faceta, który mógłby być jej tatą nigdy nie spotkałem. Będę musiał się tego dowiedzieć, ale niestety to ona będzie zadawać mi pytanie, na które będę zmuszony szczerze odpowiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro