Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział piętnasty: święta huncwotów

Ostatnie półtora miesiąca Remusowi, Syriuszowi i Jamesowi minęło na angażowaniu się w relację między Peterem, a Mary McDonald. Byli tym tak mocno zaabsorbowani, że nawet nie zauważyli, kiedy minęła cała jesień i profesor McGonagall kazała uczniom zadeklarować, kto zostaje na Święta Bożego Narodzenia w Hogwarcie.

- Zostańmy - nalegał James, dziarsko wspinając się po schodach w stronę wieży Gryffindoru. - Chłopakiii - jęknął, przeciągając ostatnią samogłoskę. - Wiecie, ile frajdy nas czeka? Pete mówił, że nie wraca do domu, a Lily zdradziła mi, że ona i jej psispsióły też zamierzają spędzić Święta w szkole. Z taką ekipą! Musimy zostać.

Remus wymienił rozbawione spojrzenie z Syriuszem. Oni dwaj już dawno zadecydowali, że chcą spędzić Boże Narodzenie razem, a mieli taką możliwość tylko w Hogwarcie, jednak zachowanie ich przyjaciela było na tyle zabawne, że nie zamierzali jeszcze mu przerywać.

- A co na ten temat mówił mój brat? - zainteresował się Black, korzystając z chwili, w której Rogacz umilkł, by wziąć oddech.

- Nie przekonałem go - westchnął Potter. - Powiedział, że mama by go zabiła.

- Cóż, to prawda. - Syriusz wzruszył ramionami. - Właściwie, jeśli ma to wkurzyć moją matkę, chyba faktycznie zostanę w szkole.

- A ty, Lunio? - naciskał James.

- Mam do wyboru ponad tydzień spędzony z moim najpiękniejszym chłopakiem lub z dala od niego. No nie wiem, Jamie, jak myślisz?

Rogacz uśmiechnął się szeroko, zadowolony ze swojego przekonania, że udało mu się namówić przyjaciół do swojego pomysłu.

W tym roku dość sporo uczniów nie opuściło Hogwartu, co okropnie cieszyło Pottera, bo wciąż miał całkiem niezłą widownię dla swoich popisów. 

- Wesołych, panowie! - zawołał o brzasku, dwudziestego piątego grudnia, wyskakując z łóżka.

Syriusz wymamrotał kilka wulgarnych słów w kierunku swojego przyjaciela, po czym odwrócił się na drugi bok, tym samym wtulając w ciepłe ciało swojego chłopaka. Lunatyk przytulił go mocno, złożył delikatny pocałunek na jego czole, a następnie posłał Jamesowi długi, promienny uśmiech.

- Wracaj do łóżka, Rogacz - polecił. - Do śniadania jeszcze dwie godziny.

- Tak, wracaj do łóżka - jęknął Peter, przykrywając głowę poduszką.

- Naprawdę nie rozumiem braku entuzjazmu w waszej trójce - sapnął z rezygnacją, ale ostatecznie wśliznął się pod kołdrę i nawet udało mu się usnąć na kilka następnych kwadransów.

Po ostatecznej pobudce cała czwórka rozpakowała swoje prezenty (Syriusz dostał z domu wyjca, w którego natychmiast wycelował płomieniem ze swojej różdżki), przebrali się w wygodne i ciepłe ubrania, po czym zbiegli do Wielkiej Sali, gdzie przy stole Gryffindoru siedziały ich dobre koleżanki - Lily, Dorcas, Marlene i Mary. Na widok ostatniej z nich buzię Petera spowił jaskrawy rumieniec, przez co James szturchnął Syriusza w bok i brodą wskazał na Glizdogona.

Dumbledore tradycyjnie uraczył ich życzeniami, po czym zalecił uczniom usiąść przy jednym stole, dlatego też po raz pierwszy w życiu Severus Snape z własnej woli zajął miejsce naprzeciw Huncwotów, ponieważ chciał mieć blisko swoją dziewczynę.

- Spróbujcie nie kłócić się chociaż w święta - poprosiła Evans, pod stołem łapiąc dłoń Ślizgona.

- Dla ciebie wszystko, psiapsi! - zadeklarował James, uroczyście kładąc dłoń na sercu. 

- Zignorujcie go - westchnął Remus, nie przerywając nakładania puree na talerz swojego chłopaka, a potem na swój. - Robi się bardziej dramatyczny od Syriusza, kiedy za długo nie widzi się z Reggim.

- Wiecie co myślę? - odezwał się Black, ignorując poprzednią wymianę zdań. - Dziękuję, kochanie - zwrócił się do swojego chłopaka, biorąc od niego talerz z posiłkiem. - Myślę, że możemy porobić coś wszyscy razem w naszym pokoju wspólnym. Pogramy w jakieś mugolskie gry, Lily pewnie zna ich dużo. Możemy zakopać wszelkie wojenne topory na czas Bożego Narodzenia. To tylko dwa dni, chyba damy radę, co?

- Jestem za! - Evans ochoczo pokiwała głową. - Ja i Sev w to wchodzimy.

- W takim razie my też - zadeklarowała Drocas za siebie i Marlene.

- Nie będę inna - przytaknęła Mary. - A wy, chłopcy?

- J-Jasne - zająkał się Peter.

Remus i James nie musieli się deklarować, żeby wszyscy wiedzieli, że nie ominą takiego wydarzenia. Lupin od razu zrozumiał też, co robi Łapa. Wcale nie zależało mu na integracji z chłopakiem przyjaciółki, on po prostu chciał zaaranżować popołudnie, które zbliżyłoby do siebie Petera i Mary. 

Dlatego właśnie zaraz po śniadaniu cała dziewiątka usiadła w kółku w pokoju wspólnym Gryfonów, przy rozpalonym kominku. Przynieśli ze sobą masę przekąsek, żeby nie zgłodnieć do obiadu, a Lily przytargała ze sobą butelkę po soku dyniowym. Nie chciała jednak odpowiadać na pytania, po co jej ona.  Dopiero kiedy poprosiła wszystkich o ciszę i po chwili faktycznie otrzymała pożądany efekt, zabrała się za wyjaśnianie.

- Zagramy w prawda czy wyzwanie - oświadczyła z dumnym uśmiechem. - To bardzo popularna gra wśród mugoli. Jestem pewna, że wam też się spodoba.

Rudowłosa pierwsza zakręciła butelką, a jej szyjka wskazała na Jamesa. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, widząc niepewność na twarzy Pottera.

- Prawda czy wyzwanie?

- Uhm, prawda - rzucił niepewnie.

- Ha, pizda - prychnął Syriusz, a za co oberwał po głowie od swojego chłopaka.

- Zaczniemy grzecznie - stwierdziła Lily. - Gdybyś miał wybrać między Regulusem, a Qudditchem, jaki byłby twój wybór? 

- To cios poniżej pasa - westchnął Rogacz. - Ale niech będzie, wstrętna babo. Odpowiedź brzmi: oczywiście wybrałbym miłość mojego życia, Regulusa Blacka.

- O, jakie to słodkie - zachwyciła się Marlene.

- Zaraz się porzygam - mruknął Syriusz, wywracając oczami. - No, dalej, Potter. Teraz ty kręcisz.

Trójka huncwotów i Lily czekali tylko na moment, w którym szyjka butelki wskaże na Mary lub Petera. Czała ich czwórka wiedziała, że grają w tę grę nie tylko po to, żeby miło i zabawnie spędzić czas, ale przede wszystkim po to, żeby ruszyć do przodu tą relacją, która od prawie dwóch miesięcy stała w miejscu.

W końcu nastał ten długo oczekiwany przez nich moment i Syriusz dostał ten przywilej, by zadać Peterowi pytanie. 

- Pete, drogi przyjacielu - zaczął, poważnie patrząc w jego przerażone oczy. - Wybrałeś pytanie, zatem powiedz mi, kto ci się podoba. Nie patrzcie tak, drogie panie, nasz przyjaciel jest dość skryty, gdy w grę wchodzą emocje. Nie każdy jest taki otwarty i cudowny jak ja, nie każdy jest w stanie wyznać całemu światu, kogo kocha.

Remus prychnął pod nosem, przypominając sobie panikę Blacka, gdy ten próbował wyznać mu, co czuje. Był blady, drżący i plótł farmazony niedorzeczne nawet jak na niego.

- No, Pete - ponaglił Łapa. - To kto gości w twoim serduszku, huh?l

Glizdogon pobladł, a jego ręce zaczęły drżeć nieznacznie. Rzucił krótkie, nerwowe spojrzenie w stronę Mary, ale nie wyłapał go nikt poza Lupinem i Evans, którzy zaraz potem spojrzeli na siebie, oboje powstrzymywali przy tym uśmiech, by nie wyjść na niegrzecznych.

- Czekamy, Pete - przypomniał mu James. - No dalej, sami swoi, nikomu nie powiemy.

- To Mary - wyrzucił z siebie chłopak szybko, po czym opuścił głowę, by ukryć coraz żywszy rumieniec. Było mu wstyd.

Tymczasem wspomniana dziewczyna popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Ostrożnie założyła włosy za uszy i uśmiechnęła się słodko.

- Naprawdę? - zapytała szeptem.

Nikt nie odważył się im przeszkodzić. Cała siódemka wpatrywała się to w Petera, to w Mary, czekając na rozwój wydarzeń.

- Ta, uhm, tak - mruknął Pettigrew, niepewnie unosząc wzrok na obiekt swoich westchnień. Mary wyglądała tak ślicznie ze swoimi mlecznoczekoladowymi, ogromnymi oczami i brązowymi włosami, luźno opadającymi na ramiona. - Jakoś tak od dwóch miesięcy.

- Ojej - westchnęła, po czym wyciągnęła rękę w stronę chłopaka. - Dlaczego nie mówiłeś? Przecież bym cię nie wyśmiała ani... nic.

Glizdogon wzruszył ramionami, ale chwycił dłoń Mary.

- Gramy dalej? - zapytała Dorcas, kiedy pomieszczenie wypełniła cisza. - Czy macie sobie coś jeszcze do powiedzenia.

- Gramy - zadecydował Peter, równocześnie kręcąc butelką. - O, Severus. Prawda czy wyzwanie?

- Wyzwanie.

- Wymień trzy najładniejsze dziewczyny w całym Hogwarcie.

- Lily. Evans. I Lily Evans - odpowiedział natychmiast Ślizgon.

- Cóż, nie koniecznie to miałem...

- Cicho, Pete - wtrącił się James, uśmiechając się na odpowiedź Snape'a. Chociaż tego nie mógł mu odmówić - traktował swoją dziewczynę jak prawdziwą księżniczkę, z szacunkiem i uwielbieniem, tak jak na to zasługiwała.

- Mary, prawda czy wyzwanie? - zapytał Severus, gdy butelka wskazała na nastolatkę.

- Wyzwanie - zadecydowała niepewnie.

- Wyzywam cię do pocałowania Petera.

Syriusz zakrztusił się pitym akurat kremowym piwem, słysząc słowa chłopaka. Nigdy nie przypuszczałby, że Snape kiedykolwiek będzie po ich stronie, a tymczasem on robił... właśnie to.

- C-co? - zająkała się dziewczyna. - A-ale... Merlinie - sapnęła. 

Wstała, podeszła do Glizdogona i poczekała, aż i on się podniesie. Czuła się maksymalnie niezręcznie z tym, że wszyscy ci ludzie właśnie na nich patrzą. Chciała mieć to już za sobą. Nie dlatego, że nie podobała jej się idea pocałowania tego chłopaka, który zresztą podobał jej się od jakiegoś czasu, ale przez te wszystkie zwrócone w nich oczy.

Wspięła się na palce, zacisnęła powieki i na krótką chwilę przycisnęła usta do warg Petra. I już chciała si odsunąć, kiedy on przytrzymał ją przy sobie. Uśmiechnęła się, pozwalając mu na to. 

- O cholera - mruknął Remus. Poczuł się na tyle niekomfortowo, że odwrócił wzrok. To było dziwne, przyglądać się Peterowi z dziewczyną. Musiał przywyknąć.

Black w dramatycznym geście zakrył sobie oczy rękoma, a James, idąc w ślady przyjaciela, rzucił się na brzuch i zakrył głowę ramionami.

- Co za dzieci - westchnęła z rozbawieniem Lily, przyglądając się przyjaciołom.

Dorcas i Marlene spojrzały na siebie z satysfakcją. Obie miały już dość wysłuchiwania Mary, kiedy mówiła, jaki słodki jest Peter i jak nie ma odwagi, by do niego zagadać. 

Ten wieczór zdawał się rozwiązać ich problemy. Mogli nazwać to cudem Bożonarodzeniowym.

++++

od kilku dni zastanawiam się, czy byłabym w stanie napisać tu smuta z Wolfsarem... Idk, chcielibyście to w ogóle przeczytać? 

A, no i Mary i Pete, yaay!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro