rozdział drugi: zazdrość syriusza
Remus Lupin wiedział, że ten dzień będzie okropnie trudny, od kiedy tylko rano wszedł do Wielkiej Sali. Lily siedziała naprzeciw Jamesa, obok Jamesa, jak zawsze, miejsce zajmował Syriusz, a obok niego wiercił się Peter. Miejsce po lewej stronie Evans pozostało puste, czekało, aż zajmie je Remus. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, a jednak Lupin poczuł na sobie oceniające spojrzenia przyjaciół, kiedy tylko dosiadł się do nich. Dopiero teraz też przypadkowo zwrócił uwagę na to, że pomiędzy ramieniem jego, a Lily, idealnie widać siedzącego przy ślizgońskim stole Regulusa i mimowolnie uśmiechnął się na tę myśl.
- Dzień dobry, Luniu - przywitał się James, a na jego twarzy gościł szeroki, nieco głupkowaty uśmiech, na widok którego Remus miał ochotę przewrócić oczami, ponieważ doskonale znał powód, przez który Potter tak się uśmiechał. - Nie widziałem, kiedy wczoraj wróciłeś do dormitorium.
- Ja też nie - wtrącił się Syriusz, jednak jego mina była poważna, nieco obojętna. - Późno to było?
- Wiesz, kiedy wróciłem - zauważył Remus, starając się zabrzmieć neutralnie. Sięgnął po grzankę i zaczął niespiesznie smarować ją masłem, starając się skupić na tym całą swoją uwagę. - Widziałem cię na pierwszym piętrze. - Posłał Blackowi krótkie, znaczące spojrzenie.
Po spacerze z Lily, Remus odwiedził jeszcze Hagrida. Nie chciał wieczorem wpaść na przyjaciół, nie chciał znosić ich bezsensownych pytań o Evans. Wrócił później, niż planował, bo całkiem się zasiedział, ale kiedy wspinał się po schodach, zmęczony całym minionym dniem (bardziej psychicznie aniżeli fizycznie), zauważył duży, czworonożny cień na jednej ze ścian. Nie musiał sprawdzać, by wiedzieć, że to Syriusz.
- Jak się spało? - wtrąciła się Lily, czując rosnące napięcie w grupie. - Ja spałam jak zabita.
- Bajecznie, dzięki, że pytasz - prychnął Blak.
Lupin westchnął ciężko, po czym wgryzł się w swoją grzankę.
Kiedy wyszedł z Wielkiej Sali, Syriusz ruszył za nim i chociaż na co dzień Remus uwielbiał te nieliczne chwile, kiedy zostawali sam na sam, teraz nie czuł się za dobrze.
- I jak udała się randka? - zapytał Black, akcentując ostatnie słowo, gdy tylko zrównał krok z młodszym przyjacielem.
- Syriusz...
- Nie wiedziałem, że podoba ci się Lily, myślałem, że to James za nią biega.
- Posłuchaj, ja naprawdę...
- No ale powiedz, jak bawiłeś się na RANDCE?
Remus uniósł dłoń i ścisnął nasadę nosa, starając się zebrać ostatki cierpliwości. Syriusz naprawdę doskonale wiedział, jak wyprowadzić go z równowagi w trzech słowach.
- To nie...
- Lily istotnie jest bardzo ładną, mądrą i utalentowaną wiedźmą, nic dziwnego, że wpadła ci w oko. O czym rozmawialiście? Pewnie o literaturze? Żaden z nas nie porozmawia z tobą o książkach, a ona...
- Syriusz! - uniósł się Lupin, doprowadzony do białej gorączki. Zazwyczaj nie miał w sobie tyle siły przebicia, by uspokoić przyjaciół, ale teraz czuł w sobie prawdziwą furię. Black nie tylko nie dopuszczał go do słowa, ale w ironiczny, prześmiewczy sposób snuł domniemania o jego rzekomej randce. Remus naprawdę nie chciał się z nim kłócić, ba, była to ostatnia rzecz, jakiej mógłby chcieć, jednak ta dziecinna zazdrość przyjaciela sprawiała, że nie panował nad sobą. - Pytasz mnie, jak spędziłem czas z Lily, ale nie dajesz mi odpowiedzieć.
Black odchrząknął niezręcznie, po czym skinął głową. Patrzył na Lunatyka, stojącego przed nim z książkami ściśniętymi w dłoniach i brązową torbą przerzuconą przez ramię. Patrzył na swojego wieloletniego przyjaciela, na te jego włosy, które w zależności od światła wydawały się albo jasnobrązowe, albo przybierały kolor ciemnego blondu. Ale niezależnie od tego, zawsze były rozwiane przez wiatr, jakby Remus w ogóle zapominał o istnieniu grzebienia. To wydawało się Syriuszowi urocze w banalny sposób, bo przecież Lupin był taki porządny we wszystkim i zawsze, ale nigdy nie pamiętał o tym, by ułożyć włosy. I jeszcze oczy. Takie duże, błyszczące oczy, które teraz patrzyły na niego z niekrytą złością. A te usta... Gdyby tylko mógł... O, Merlinie.
- Jasne - mruknął niewyraźnie. - Obiecuję, że nie będę przerywał. To jak było na randce?
Syriuszowi ledwo to przechodziło przez gardło. Kiedy dzień wcześniej James powiedział mu, że Lunio pożyczył od niego niewidkę, żeby spotkać się z Evans, coś w nim zadrżało. Nie mógł w to uwierzyć. Przede wszystkim nie rozumiał, dlaczego Lily zgodziła się na tę randkę, kiedy jeszcze jakiś czas temu on sam mówił jej, jak bardzo zadurzony jest w Remusie. I dlaczego nie powiedziała mu wtedy, że ona też czuje coś do Lupina? I czemu Remus nie przyznał się wcześniej, że podoba mu się Lily. A poza tym nie chciał dać wiary, że James naprawdę tylko się z nią przyjaźni, mimo że mówił to za każdym razem, kiedy wychodził się z nią spotkać. To wszystko wydawało się takie beznadziejne i sprawiło, że Syriusz musiał wyjść z pokoju wspólnego Gryffindoru, poczuł, że musi coś ze sobą zrobić. Dlatego w postaci psa przez długie godziny biegał po Zakazanym Lesie, starając się wybiegać te zalegające i rosnące z każdą chwilą żal i niezrozumienie.
- O, tutaj jesteście! - zawołał James, dobiegając do przyjaciół. Zaraz za nim pojawił się Peter, który ledwo nadążał na swoimi przyjaciółmi. - Gotowi na kolejne zajęcia z transmutacji?
Potter uwiesił się na ramionach przyjaciół i razem z nimi ruszył w stronę klasy. Nie miał nawet pojęcia, w jak ważnej rozmowie właśnie im przerwał.
Zajęcia mijały Remusowi szybko, z czego bardzo się cieszył. Przed obiadem zostały im już tylko eliksiry, na które uczęszczali razem ze Ślizgonami, z czego James czerpał ogromną przyjemność, bo to stwarzało idealne okazje do podokuczania znienawidzonemu Severusowi Snapowi.
Lily zazwyczaj pracowała w parze właśnie z Severusem, ale tym razem, w związku z kłótnią, po której jeszcze się z nim nie pogodziła, poprosiła Lupina, żeby ten jej towarzyszył, a on, mając dość słuchania ironicznych pytań i komentarzy swoich przyjaciół, zgodził się bez chwili wahania.
- I jak z Syriuszem? - szepnęła Lily, udając, że czyta przepis na eliksir w swoim podręczniku.
- Beznadziejnie - odszepnął, ustawiając kociołek na ogniu. - A jak ze Snapem?
- Również słabo.
Dziewczyna uśmiechnęła się ponuro, po czym zabrała się za krojenie składników do eliksiru, który mieli warzyć tego dnia. Remus czuł na sobie spojrzenia trzech kumpli, ale udawał, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest obserwowany.
Po prostu skupił się na pracy.
Ale jeśli myślał, że ten dzień był paskudny do obiadu, potem zaczął być zwyczajnie koszmarny.
Profesor Slughorm zatrzymał Lily po zajęciach, więc Remus był zmuszony udać się do Wielkiej Sali z Peterem, Jamesem i Syriuszem. Nie był zadowolony z tego powodu.
Przez całą drogę ta trójka zasypywała go pytaniami o Evans, równocześnie nie dopuszczając go do słowa. Nie mógł odpowiedzieć, ani się bronić.
- Więc Lily to już twoja dziewczyna? - zapytał Black, kładąc obrzydliwy nacisk na ostatnie słowo.
Remus nerwowo zacisnął palce na podręczniku. Nie chciał, żeby to wyglądało w ten sposób, właściwie, nie chciał, żeby to w ogóle jakkolwiek wyglądało, bo absolutnie nie był gotowy na takie wyzwania, ale gdyby usłyszał jeszcze choćby jedno słowo na temat Evans, rzuciłby jedno z zaklęć niewybaczalnych na siebie samego.
- Nie! - fuknął, zatrzymując się na środku korytarza. Na szczęście większość uczniów jadła już obiad, więc nie miał za dużej widowni. - Nie jest moją dziewczyną i nigdy nią nie będzie!
- Co? - zdziwił się Potter, marszcząc brwi w niezrozumieniu. - Ale przecież... Dała ci kosza?
- Merlinie - jęknął żałośnie Lupin, przyciskając swoje książki do piersi. - Nie byliśmy na żadnej randce, Lily mi się nie podoba, okłamałem cię, James.
- To nie z nią byłeś na randce? Więc z kim?
- Z nikim, Potter - odezwała się Evans, zatrzymując się obok chłopców. Oparła się na ramieniu Remusa i uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. Widziała, do czego zmierza ta rozmowa i wiedziała, że Lupin nie chce mówić głośno o swoich uczuciach, dlatego postanowiła mu pomóc. Była pewna, że zrobiłby dla niej to samo. - Spotkaliśmy się, ale to nie była randka. Pokłóciłam się z Severusem i chciałam porozmawiać na osobności, dlatego poprosiłam, żeby Lunio pożyczył od ciebie pelerynę niewidkę.
Z każdym następnym słowem dziewczyny, uśmiech na twarzy Syriusza się powiększał i tak samo znikał na buzi Jamesa.
- Próbowałem wam powiedzieć - sapnął Lupin, wbijając wzrok w podłogę.
- I dlatego pracowaliście razem na eliksirach - zauważył radośnie Syriusz. - Nie chciałaś rozmawiać z tym ślizgońskim kretynem.
- Ej, to wciąż mój przyjaciel, więc uważaj na to, jak go przy mnie nazywasz - skarciła chłopaka Lily. - Ale istotnie, był to powód. Przyjaźnimy się, prawda Remy?
- Tak - zgodził się Lunatyk, potakując przy tym głową
- Właśnie. A przyjaciele mówią sobie różne istotne rzeczy... Poza tym, Syriuszu, chyba nie sądziłeś, że po tym wszystkim...
- Lily! - zawołał Black, z przerażenia otwierając oczy szerzej.
Evans mrugnęła do niego porozumiewawczo, po czym bez słowa ruszyła w stronę Wielkiej Sali, ciągnąc za sobą Jamesa i Petera za rękawy ich szat.
Remus wciąż nie ruszył się z miejsca, ze strachem wpatrując się w plecy dziewczyny. Wiedział, że Syriusz teraz mu się przygląda i przez to zrobiło mu się słabo.
- Mam wrażenie, że ona coś insynuowała - odezwał się cicho Black.
Remus spojrzał na niego, w głębi duszy podziwiając jego aparycję.
- Skąd znasz takie słowo?
- Pewnie słyszałem, jak go używasz.
- Więc słuchasz tego, co mówię?
- Oczywiście, że słucham.
Lupin pokiwał głową, wciąż z niewielką nieśmiałością przyglądając się chłopakowi, na widok którego pociły mu się ręce, a sensowne zdania ulatywały mu z głowy.
Syriusz był wszystkim, o czym kiedykolwiek mógł marzyć. Był piękny, zabawny, dobry, troskliwy... Musiał tak dobrze przytulać i pewnie jeszcze lepiej całować. Chłopak natychmiast zarumienił się na tę myśl i odwrócił wzrok, zbyt onieśmielony swoimi własnymi wyobrażeniami.
- Dzisiaj nie dałeś mi tego odczuć - wyznał spokojnie, unikając spojrzenia przyjaciela.
- Wiem, wiem, przepraszam. Nie byłem dziś najlepszym słuchaczem, ale po prostu, sam nie wiem, byłem zazdrosny, bo o niczym mi nie powiedziałeś, a James wiedział i jeszcze Lily jest taka fajna, że mógłbyś zostawić nas dla niej, a tego bym nie chciał.
- Naprawdę byłeś zazdrosny o Lily Evans?
- Tak, byłem. Miałem ku temu podstawy, przecież mówiłem, że jest śliczna i inteligentna, i...
- I jest dziewczyną - wtrącił mu Lupin, co kompletnie nie było w jego stylu, ale przy Syriuszu tracił wszelkie hamulce, ten chłopak tak okropnie go prowokował i sprawiał, że Remus był w stanie robić rzeczy, o których normalnie nigdy by nie pomyślał. - Jest dziewczyną, nie mógłbyś być o nią zazdrosny, Łapa.
- Co? - zmieszał się Black. Teraz przyglądał się przyjacielowi spod zmarszczonych brwi. - A niby co to ma do rzeczy?
- To, że jestem gejem, Syriusz!
Remus znowu odwrócił wzrok. Nie wierzył, że naprawdę to powiedział. Nie chciał zobaczyć w oczach obiektu swoich westchnień czegoś niepożądanego. Odrazy lub zawodu. Nie przeżyłby tego. Co prawda Evans powiedziała, że Syriusz też nie jest względem niego obojętny, ale co jeśli było to tylko chwilowe uczucie, które już minęło, a Black uważał je za błąd? Lupin zadręczał się podobnymi myślami przez pół nocy.
- Jesteś... To znaczy... Nie wiedziałem przecież.
- Naprawdę się nie domyśliłeś? - zapytał cicho Lunatyk, rzucając przyjacielowi pospieszne spojrzenie. - Lily wiedziała.
- Po raz trzeci tego dnia powtórzę ci, że uważam, iż jest ona bystrzejsza ode mnie, Jamesa i Petera razem wziętych - zauważył Syriusz, po czym przeczesał swoje przydługie włosy palcami, tym samym odgarniając je z twarzy. - Ale skoro mówisz, że wiedziała, to znaczy, że rozmawiałeś z nią o czymś więcej poza tym zapyziałym durniem?
- Może - odpowiedział ze wzruszeniem ramion. Bał się przyznał do swoich uczuć i nie chciał też wyznać, że dziewczyna wydała Syriusza. Sam nie wiedział, czego tak naprawdę chce. W tamtym momencie był tak przerażony, jak każdego miesiąca, gdy zbliżała się pełnia. - A może wie już od dawna.
- Niemożliwe, żeby wiedziała od dawna - zaprzeczył szybko starszy z nich.
- Skąd ta pewność?
Syriusz zawahał się przez chwilę. Zaśmiał się nerwowo, żałując, że zawsze najpierw mówi, a dopiero potem myśli.
Remus wiedział doskonale skąd, ale chciał to usłyszeć z ust przyjaciela.
Oboje milczeli przez chwilę, która zdawała się ciągnąć wiecznie, zanim Black znowu się odezwał. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak czymś się denerwował, bo do życia podchodził raczej z dystansem. Zdarzały się jednak wyjątki, takie jak ten, nazywany przez wszystkich Remusem Lupinem. Do tego wyjątku podchodził bardzo poważnie.
- Może chodźmy już na obiad. Umieram z głodu.
Lupin uśmiechnął się pobłażliwie, ale skinął głową. Nie chciał naciskać, on sam chyba też potrzebował jeszcze trochę czasu.
++++
sksksk, James, coś ty narobił
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro