rozdział dziewiętnasty: prośba regulusa
- Syriusz!
Black zatrzymał się, kiedy tylko usłyszał swoje imię wołane dobrze znanym głosem. Na kilka krótkich chwil zamknął oczy i wziął głęboki oddech, starając się opanować zszargane nerwy.
- Może zostawię was samych? - zaproponował cicho Remus, zerkając na swojego chłopaka niepewnie.
Łapa skinął głową, po czym podał Lupinowi mapę, którą do tej pory trzymał w ręku.
- W razie czego, będziesz wiedział, gdzie mnie szukać - powiedział z bladym uśmiechem.
Lunatyk energicznie pokiwał głową i mocno zaciskając pergamin w dłoni, ruszył korytarzem dalej, pozwalając braciom Black porozmawiać w spokoju i odosobnieniu.
- Co tam, Reg? - zapytał starszy z nich, siląc się na beztroski ton głosu. Musiał przyznać, że od kiedy Reggie spotykał się z Jamesem, oni dwaj stali się sobie bliżsi. Może to dlatego, że Potter wybił Regulusowi z głowy jego dziwne pomysł związane z czarną magią, a może przez to, że zamiast myśleć o Voldemorcie, Reggie sam zajmował swoje myśli kimś o wiele bliższym jego sercu. Właściwie nie było chwili, żeby piętnastolatek nie myślał o Jamesie. Był zakochany po uszy.
- Mama do mnie napisała - wyznał chłopak, patrząc bratu w oczy tak podobne do jego własnych.
- Twoja matka? - zakpił Syriusz, nie panując nad tym. - Musi być przesympatyczną kobietą.
- Napisała, że nie odpisałeś na żaden z jej listów - kontynuował Regulus, ignorując ironiczne komentarze brata.
- Och, tak, wiesz, Incendio jest ostatnio moim ulubionym zaklęciem - rzucił lekko Syriusz, lekceważąco machając przy tym ręką.
Naprawdę podpalał wszystko, co tylko przyniosła mu sowa i było oznaczone obrzydliwym, pochyłym pismem Walburgi. Nawet tego nie otwierał. Nie chciał wiedzieć, co jest w środku. Nie obchodziło go to nawet w najmniejszym stopniu.
- Syriusz, proszę, potraktuj mnie poważnie chociaż ten jeden raz - westchnął Regulus, błagalnym wzrokiem przyglądając się bratu. - To prawda, o czym mi pisała? Chciała, żebyś torturował jakiegoś pierwszoklasistę, rzucając Cruciatus, ale ty zignorowałeś jej polecenie, więc ma zamiar cię wydziedziczyć?
- Tak - odpowiedział spokojnie chłopak, chociaż na samo wspomnienie tego biednego dzieciaka, coś skręcało go w środku, a obiad podchodził mu do gardła. Nie wybaczyłby sobie, gdyby to zrobił. Tamten Puchon był przerażony, kiedy tylko stali w ciszy w pustej klasie, nie mógłby, nie potrafiłby... Nie. Nie żałował, że tego nie zrobił. Żałowałby, gdyby zrobił. - To trochę niehumanitarne, nie uważasz, braciszku?
- Nawet bardzo - westchnął Reg, po czym zacisnął wargi w wąską linię. Miał w zwyczaju zachowywać się tak, żeby jego rodzina była zadowolona, a przynajmniej, żeby dała mu święty spokój. Wcześniej też nie zauważał za dużo wad w zachowaniu rodziców i nie rozumiał, dlaczego Syriusz ciągle tak się buntuje. Od kiedy jednak zobaczył, jak może wyglądać życie, od kiedy James mu to pokazał, coraz lepiej rozumiał swojego brata. Reggie nie chciał nawet myśleć, jak zareagowaliby Walburga i Orion, gdyby dowiedzieli się o jego związku.
- Coś jeszcze?
- Tak. - Regulus oprzytomniał nagle, wyrwany z rozmyślań. - Chce się z tobą zobaczyć przed ostatecznym wypaleniem.
Syriusz prychnął pod nosem, z niecierpliwością przestępując z nogi na nogę. Poprawił torbę na ramieniu, a na ustach zaigrał mu kpiący uśmieszek.
- Napisz jej, że jeśli chce mnie zobaczyć, może wpaść na mój pierwszy mecz. Gryffindor kontra Slytherin, co to będą za emocje, młody. Mam nadzieję, swoją drogą, że skopiemy wam tyłki. - Wypowiedziawszy te kilka zdań z przesadnym entuzjazmem, chłopak odwrócił się i zaczął odchodzić bez pożegnania.
- Syriusz, wiesz, że nie o to jej chodzi - zawołał za nim brat. Oczywiście, że wkurzał się na Syriusza za jego lekkomyślność, za to, że nie bierze jego słów na poważnie. Ale znał tego nastolatka zbyt długo, by spodziewać się po nim czegokolwiek innego.
Syriusz odwrócił się przodem do brata, ale wciąż oddalał się powoli, idąc tyłem. Rozłożył ramiona szeroko i uśmiechnął się przesadnie wesoło.
- Nie obchodzi mnie to, Reggie! - zawołał. - W końcu już nie jest moją matką, pamiętasz? Wydziedziczyli mnie. To się nazywa wolność, dzieciaku. Yoohoo!
Regulus zamknął oczy i pokręcił głową z dezaprobatą. Naprawdę chciał pomóc Syriuszowi, ale on jak zawsze uważał, że wie lepiej, co robi. Że wie, co dla niego dobre. Uniósł wzrok i przez chwilę patrzył na oddalającą się sylwetkę brata. Pomyślał, że może poprosi Jamesa, żeby jeszcze spróbował z nim porozmawiać. Rodzina. Przeklęte więzy krwi.
Tymczasem Lupin wiercił się w jednym z foteli w pokoju wspólnym, przyglądając się Mapie Huncwotów. Widział, jak Syriusz wychodzi z zamku, a potem nagle w zabójczym tempie przemierza błonia, udaje się do Zakazanego Lasu i wiedział już, że rozmowa z Regulusem była dla niego ciężka. Jego chłopak zawsze to robił. Zawsze, kiedy czuł się z jakiegoś powodu gorzej, kiedy coś wyprowadzało go z równowagi, używał swoich niezwykłych zdolności, żeby nieco się wyszumieć. Remus rozumiał to, Black potrzebował ruchu, ciągłego działania. To właśnie ich różniło, ale Lunatyk cieszył się z tego powodu. Nie mogli być tacy sami, bo to byłoby nudne.
+++
at first, kocham syriusza w tym rozdziale całym moim sercem, dajmy mu trochę uwielbienia, na które zasługuje
second, wybaczcie, że nie było rozdziałów przez tydzień, jestem w słabym stanie psychicznym i nie dałam rady niczego napisać, nie chciałam dawać Wam byle-czego, poza tym przeżywałam depresję pokoncertową i zmagałam się z totalnym brakiem weny, sooo, yep.
ALE za to wczoraj w nocy popełniłam coś, co powinno się Wam spodobać, a mianowicie one shota, bardzo słodkiego one shota o wolfstarze, którego wrzucę na wttp jutro popołudniu. I hope you will enjoy ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro