rozdział dziesiąty: reakcja syriusza
- Lupin!
Remus zamknął czytaną książkę z trzaskiem i obdarzył stojącego w progu przedziału Syriusza znudzonym spojrzeniem.
- Na Maerlina - jęknął prześmiewczo. - Kazałeś mi się odwalić. Raz bezpośrednio, a raz nawet na piśmie. Jesteś bipolarny? Czego chcesz?
Black zmieszał się odrobinę śmiałymi słowami Remusa. Nie był przyzwyczajony do takich reakcji chłopaka. Lunatyk zazwyczaj był przecież taki spokojny, wyrozumiały i cierpliwy. Najwidoczniej, kiedy nie otaczał się swoimi przyjaciółmi, tak głośnymi i przebojowymi, umiał sam pokazać rogi.
- Daję ci szansę - odpowiedział Syriusz, a w jego głosie pobrzmiewała nuta agresji. - Proszę bardzo, udowodnij, że nie rzucasz słów na wiatr.
- Aha, czyli jemu dajesz drugą szansę, a mnie nie?! - obruszył się James, który zajął miejsce naprzeciw Remusa, chociaż jeszcze nie zebrał się na odwagę, by z nim porozmawiać.
James był impulsywny, ale to Black nigdy nie odpuszczał. Potterowi już przeszła złość i pewnie teraz też liczył, że wszystko wróci do normy, tylko głupio było mu się do tego przyznać.
- Och, zamknij się - fuknął Remus, odrzuciwszy książkę na bok, na kolana Petera.
Lupin doskonale wiedział, że nie chodzi o, jak James to nazwał, drugą szansę. Syriusz odwoływał się do ich krótkiej wymiany zdań z Pokątnej kilka dni temu, ale przecież pozostała dwójka nie mogła o tym wiedzieć. Lunatyk wstał, wciąż patrząc prosto w oczy Blacka. Z trudem przełknął ślinę. Nie należał do typu odważnych chłopców. Może potrafił pokazać swój cięty język, ale nie był taki brawurowy jak jego przyjaciele. Teraz stał tak blisko Syriusza, którego niezaprzeczalnie kochał, a serce waliło mu w piersi jak oszalałe. Czuł, jak zimna stróżka potu spłynęła mu po karku i nagle tak trudno było mu oddychać. Ale został wystawiony na próbę i wyłącznie sam sobie mógł być winien. Gdyby nie próbował być złośliwy, nie musiałby teraz niczego udowadniać.
- Co się do cholery dzieje? Chłopaki? - James próbował zwrócić na siebie ich uwagę, ale oni obaj byli całkowicie skupieni na wpatrywaniu się sobie w oczy. Wyglądało to, jakby toczyli jakąś walkę, zupełnie niezrozumiałą dla Pottera, nie mówiąc już o biednym Peterze.
- Świat nie kręci się wokół ciebie - sapnął Remus, który czuł już na twarzy ciepły oddech Blacka.
- Co jest, Lupin? Tchórzysz? - zapytał szeptem Syriusz, prychając przy tym cicho.
Lunatyk wciągnął powietrze przez nos, prostując się. Nie mógł pozwolić Syriuszowi na zwycięstwo. Nie teraz, nie takim kosztem.
Zrobił jeszcze jeden krok do przodu, a potem wszystko działo się zbyt szybko, żeby mógł się nad tym zastanawiać. Chwycił starszego chłopaka za kark i wspinając się na palce, przyciągnął go do pocałunku.
Syriusz uśmiechnął się do siebie. Faktycznie sprawdzał Remusa. Sprawdzał, czy dla niego jest w stanie pokonać swoje własne bariery, czy dla niego wyjdzie ze swojej strefy komfortu. Zrobił to. Teraz Black już nie mógł dłużej się gniewać. Chwycił Lunatyka w pasie i przyciągnął go jeszcze bliżej, łapczywie pogłębiając pocałunek. Już kompletnie nie obchodziło go, kto ich zobaczy i to, że stoją w progu przedziału. Teraz ważny był tylko Lupin i to, jak bardzo Syriusz był go stęskniony.
- Wow, ten widok jest ostatnim, jakiego się spodziewałem - odezwał się ktoś na korytarzu.
Łapa niechętnie odsunął się od całowanego chłopca i obdarzył zirytowanym spojrzeniem swojego młodszego brata. Regulus jak zawsze wyglądał perfekcyjnie, co tylko bardziej denerwowało starszego Blacka.
- Zamknij się, Reg - mruknął Syriusz, przyciągając Lupina do swojej piersi. - Ja już napatrzyłem się na ciebie i Pottera, teraz ty możesz się trochę pomęczyć i zaakceptować moje szczęście u boku tego cudownego człowieka.
Regulus machnął ręką na wypowiedź swojego brata, jak zawsze przesadzoną i naznaczoną dramatem.
- W związku z tym, że tu jesteś, zgaduję, że nie macie już wolnego miejsca w przedziale? - zapytał.
- W sumie mamy. - Syriusz uśmiechnął się krzywo do brata. - James może zawsze usiąść na podłodze.
Potter wywrócił oczami, słysząc to, ale nie protestował. Rozumiał, że starszy Black wciąż jest zły, dlatego nie zamierzał dyskutować. Chciał jak najszybciej pogodzić się z przyjacielem. Te sprzeczki po prostu już mu się znudziły.
Usiadł między kolanami Regulusa i wyciągnął nogi przed siebie, aż pod siedzenie, jakie zajmował Remus. Potem ułożył głowę na udzie swojego chłopaka i pozwolił mu bawić się jego włosami. Z przyjemności przymknął powieki, ale od czasu do czasu zerkał to na Reggiego, którego tak mocno kochał, że nie mógł się powstrzymać przed podziwianiem jego pięknej twarzy, to na swoich przyjaciół, którzy byli kompletnie zajęci sobą nawzajem. Miło było widzieć, że są ze sobą szczęśliwi. Im dłużej James o tym myślał, tym bardziej wydawało mu się, że ci dwaj od zawsze tak na siebie patrzyli, a ich relacja nigdy nie przypominała tej, którą on sam miał z jakimkolwiek przyjacielem kiedykolwiek, Remus i Syriusz zawsze byli sobie bliżsi w jakiś szczególny sposób, który dla Pottera dopiero teraz nabrał sensu.
Podróż do Hogwartu minęła im ciszej niż zawsze, mało ze sobą rozmawiali, ale z pewnością była bardziej udana od drogi powrotnej, dwa miesiące wcześniej. Tak na dobrą sprawę wszyscy oni byli szczęśliwi. Remus, ponieważ odzyskał i Syriusza, i Jamesa (nawet jeśli jeszcze nie rozmawiał z Rogaczem, w momencie, w którym ten zajął miejsce naprzeciw, Lupin wiedział, że między nimi wszystko gra). Syriusz, ponieważ znów miał dla siebie swojego ukochanego chłopca, znów mógł cieszyć się samą jego obecnością, każdym uśmiechem, nie mówiąc nawet o najczulszym dotyku. Potter, bo wiedział, że to tylko kwestia czasu, aż wszystko wróci do normy. No i miał Reggiego, a z nim każdy problem wydawał się łatwiejszy do pokonania. Peter, bo nie musiał słuchać narzekań Blacka na pozostałą dwójkę.
+++
Koniec rozdziałów napisanych z wyprzedzeniem 😳 Ale spoko, chyba mam wenę, żeby to nadrobić ;).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro