prolog: sekret Jamesa
- James Potter! Nawet nie chcę o tym słyszeć. Jeśli, albo raczej kiedy Syriusz się dowie...
- To co zrobi?
- Nie przerywaj mi, James, to niegrzeczne. Tak jak mówiłem, kiedy Syriusz się dowie, wpadnie w szał, po czym wpędzi się w trzydzieści osiem stanów depresyjnych.
James wywrócił oczami z bladym uśmiechem. Doskonale znał swojego przyjaciela i jego niekryte skłonności do przesady. Syriusz uwielbiał dramatyzować, to prawda, a wszystko, o czym właśnie nieprzerwanie mówił Remus, było bardzo prawdopodobną opcją. Jamesowi pewnie łatwiej byłoby ocenić sytuację, gdyby faktycznie słuchał Lupina, ale tak bardzo skupił się na wyobrażaniu sobie Blacka, rwącego włosy z głowy na tę niecodzienną wieść.
- Cóż, Lunatyku - wtrącił się przyjacielowi po raz kolejny. - Póki co, Syriusz o niczym nie wie, wszyscy zatem mogą spać spokojnie. Och, nie, poczekaj, jutro jest pełnia? Więc wszyscy mogą spać spokojnie od wtorku.
- James! - upomniał go znowu Lupin, strofując surowym spojrzeniem.
Remus kochał Jamesa Pottera jak brata, ale w związku z tą miłością, pojął sens relacji Syriusza i Regulusa. Ci dwaj byli skłonni się pozabijać, ale po cichu zamykali buzię każdemu, kto w zły sposób mówił o tym drugim. Co prawda Blackowie nigdy nie byli tak blisko, jak ich czwórka, wilkołak i trzech nielegalnych animagów, jednak sens był ten sam.
- Co "James"? - mruknął znudzony Potter. - Nie po to mówiłem ci to wszystko, żebyś mnie pouczał. Jestem dużym chłopcem, Luniu. Potrafię sam dokonywać wyborów.
- A co z Lily? - zaniepokoił się Remus. Miał w zwyczaju przejmować się wszystkimi wokół, ten poziom empatii nawet jego samego momentami męczył.
- Wciąż jest moją przyjaciółką. To, że całowałem się z nią parę razy, kiedy wypiłem kufel albo dwa kremowego piwa, nie znaczy jeszcze, że kiedykolwiek była moją dziewczyną.
Remus westchnął cicho i oparłszy łokieć na oparciu fotela, zaczął rozmasowywać skronie. Od tej dyskusji zaczynała boleć go głowa. Argumenty Jamesa, chociaż wyciągnięte jak ostatnie asy z rękawa, chociaż wymyślone na poczekaniu i chociaż czasami brzmiące płytko, wbrew wszystkiemu miały sen. Oni oboje wiedzieli, jak cała ta sprawa wygląda z boku, ale Lupin za dobrze rozumiał swojego przyjaciela, żeby tylko go negować. Chciał przecież wszystkiego, co najlepsze dla tego chłopaka.
- Dobra - mruknął w końcu i na twarzy Pottera natychmiast rozkwitł szeroki uśmiech, jakby tylko czekał na zgodę Remusa, co było przecież absurdalne. - Chcę twojego szczęścia i jeśli masz zamiar osiągnąć je w taki sposób... Proszę bardzo. Chociaż wiedz, że nie popieram tego. Nie powiem niczego Syriuszowi, ale jeśli domyśli się sam i zapyta, nie będę kłamał.
- Zgoda! - James energicznie pokiwał głową, po czym dwoma długimi krokami pokonał odległość, jaka dzieliła go od przyjaciela i objął go mocno. - Jesteś najlepszym wilkołakiem, jakiego znam, Luniu!
Remus pomyślał tylko, że James zna tylko jego, ale nie powiedział tego głośno. Zamiast tego poklepał go po barkach.
Miał złe przeczucia związane z tym pomysłem. Chociaż nie, złe przeczucia towarzyszyło mu przy Jamesie i Syriuszu bez ustanku, bo ci dwaj bez przerwy pakowali się w kłopoty, pociągając go za sobą. Teraz jego przeczucia były co najmniej fatalne.
Ale czego nie robi się dla przyjaciół...
+++
kocham ten kontent, powaga. Mam nadzieję, że będziecie kochać go ze mną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro