Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI."Tylko oni, ty i ja jesteśmy tu prawdziwi."


Gdy tylko wszedł do pałacu z instrumentem pod pachą, wyczuł zmytą niedawno krew, krzyki cierpienia, które zostały już na wieczność zawarte w ścianach podziemia, wspomnienia, które nawet po śmierci nie zniknął. Spojrzał na stojącego przed nim, nastoletniego chłopca o ciemnej skórze rozjaśnianej sztuczniej pyłem z kredy, czarnych oczach, które obrysowywały dookoła czarne linie, i rozłożystej peruce przypominającej odcieniem grafit. Po jego szczupłej sylwetce spływała biała, luźna tkanina, a na prawym nadgarstku widniał ciasno opleciony skarabeusz. 

Książę, zwany po swoim ojcu Dżeser z przydomkiem, Teti, natychmiast utkwił spojrzenie w jego twarzy, tak innej od tych, które widywał na co dzień: zbyt pięknej, niezwykle bladej o zielonych jak oszlifowane szmaragdy oczach, które przyciągały jak magnes. Były żywymi, uważnymi kamieniami, droższymi niż jakiekolwiek noszone przez niego na pierścieniach.

- Kogo to miejsce pogrzebało?- zapytał Lucyfer.

Teti aż cofnął się o krok na jego słowa. Zmarszczył grube brwi, chwytając w nieświadomym odruchu za skarabeusza.

- Skąd to wiesz?- szepnął.

- Krew wciąż czuć w powietrzu- stwierdził jedynie Lucyfer, biorąc lirę w obie dłonie.

- Czy ty...- Książę wrócił o krok do przodu, nie spuszczając wzroku z jego oczu i zamilkł. Zabrakło mu słów, to co chciał zapytać po prostu rozwiało się w jego głowie. Przez myśl mu przeszło, że stoi przez bogiem, który ukrywa się za sztuczną, ludzką powłoką. Takich oczu nie mógł mieć żaden człowiek.

- Powiesz mi, kogo odebraliście dzisiaj temu światu?- zapytał ponownie Lucyfer.

Teti mocniej zmarszczył brwi i mocniej zacisnął palce na skarabeuszu. Dopiero kiedy poczuł pod palcami jego ostre krawędzie, puścił gwałtownie.

- Dziś zmarł mój wuj...- powiedział powoli, jakby ważąc słowa i sprawdzając, które jest najlżejsze, które najłatwiej uleci z ust.

- Nie zmarł. Zaszlachtowano go jak zwierzę.- Lucyfer przeciągnął z zamyśleniem palcami po jednym z boków liry.

- Nie powinieneś tego wiedzieć.- Teti pokręcił głową, a peruka lekko zjechała z jego głowy. Natychmiast ją poprawił, przypadkowo muskając swoją twarz i ścierając z niej długi pasek pyłu z kredy.

- Lecz wiem i wciąż chcę usłyszeć odpowiedź.

Książę przełknął ślinę i postąpił o kolejny krok do przodu, po raz pierwszy spuszczając wzrok na lirę oraz biorąc długi, głęboki oddech.

- Słyszałem opowieści o twoich dziełach, Lucyferze. Chciałem zobaczyć je na własne oczy. Ludzie powiadają, że są wykute rękami bogów, a ich brzmienie to ich głosy- zaczął niepewnie, kolejny raz dotykając skarabeusza, na czym po chwili się złapał i opuścił rękę.- Jeśli powiesz mi, jak je tworzysz, to ja opowiem ci, co się dziś wydarzyło w pałacu.

Lucyfer przyjrzał się uważniej Tetiowi, po czym odpowiedział.

- Wyrabiam je własnymi  wspomnieniami prawdziwych bogów. Myślami tworzę światło i nadaję kształt oraz brzmienie, jakie zapragnę.

- Nie rozumiem- stwierdził cicho książę.

Lucyfer chwycił lirę w jedną dłoń, po czym uniósł prawą rękę, pod której skórą zaczęło pulsować zielone światło. Teti otworzył szeroko oczy, szepcząc.

- Jesteś bogiem?

- Nie jestem bogiem, lecz to on mnie stworzył, jestem jego pierworodnym synem.

Książę był gotowy w tym momencie rzucić się na kolana przed Lucyferem. Czcić, obsypać złotem i wszystkim, czego zapragnie, jednak znów wpadł w niewole jego cudownego, krystalicznie czystego spojrzenia. Stał niczym pomnik przed bramami miasta, niczym istota wykuta w skale.

- Teraz opowiedz mi, co się tutaj stało.

- Mój ojciec rozkazał pociąć wuja za zdradę. Nie tylko zabić, pociąć jego ciało na kawałki i rozsypać po całym świecie, aby nie mógł kroczyć nawet po śmierci.

- Czemu to zrobił?

- Bo wuj okrzyknął się prawdziwym faraonem. Był najstarszym synem, lecz dziadek twierdził, że zniszczy ten kraj i przekazał władzę mojemu ojcu.

- Twój ojciec trudził się na próżno. I tak twój wuj będzie kroczył po śmierci.- Teti zamrugał zdezorientowany.- Lecz to od jego postępków zależy, co go czeka. Raj czy koszmar, po którym gdy się budzimy, dziękujemy wszechświatu, że był tylko snem.

I tak powstał mit o Horusie, Sethcie i Ozyrysie. Nieprawdziwych bogach, w prawdziwych wydarzeniach.

                                                                                    ***

Lucyfer nie mógł zabić brata. Mógł jednak postąpić z nim tak, jak zrobił to Dżeser. Rozczłonkować ciało, wsadzić kawałki do małych, srebrnych skrzynek i roznieść po całym, wielkim świecie, zbyt wielkim, aby Samael mógł się odrodzić. Zabić go, tak naprawdę nie zabijając.

Otworzył drzwi od męskiej części akademika. Nie pozwolił sobie choćby raz spojrzeć w stronę dawnego mieszkania Abigail. Dziś miał znaleźć drogę do zemsty, nie skręcić w kierunku bolesnych wspomnień. Wtedy jednak one same się odezwały. Usłyszał dochodzący z oddali, idący echem głos.

- Nie jestem Nir.

Zesztywniał i zamarł tuż za progiem. Jego własny głos odpowiedział za niego w przestrzeni.

- Nigdy bym cię z nią nie pomylił.

Odetchnął głęboko, po czym zmusił się do ruszenia dalej. Od początku wiedział, co go czeka po uleczeniu matki Dariusa. Robił to już kilkakrotnie przez te wszystkie lata i za każdym razem po kilku dniach nadchodziły halucynacje, powrót bolesnych, choć niegdyś szczęśliwych wspomnień, tego, o czym tak starał się nie myśleć. Tym razem jednak jego własny umysł miał więcej amunicji, o wiele ostrzejszej, niedawno wyrobionej, należącej do gatunku tych, które rozpadają się w ciele i pozostają w nim na zawsze.

Stanął przed pokojem Tony'ego, natychmiast wyczuwając czarną, zgniłą obecność po drugiej stronie, obecność następnego demona. W jego dłoni zalśniło ostrze, a twarz wciąż miała obojętny, pokerowy wyraz, mimo że wewnątrz niego urósł wielki, zadowolony uśmiech, uśmiech drapieżnika.

Gwałtownie otworzył drzwi i w jednej sekundzie znalazł się przy niskim, grubszym chłopaku o dużych, niebieskich oczach, sterczących, zielonych włosach i cienkim, wybrakowanym wąsiku nad małymi ustami. Jego całą twarz szpeciły pryszcze, głębokie blizny po ospie oraz pieprzyki. Popchnął go na ścianę i przyłożył do jego gardła miecz. Chłopak zamarł w bezruchu, przyglądając mu się z niedowierzaniem oraz przerażeniem, które sączyło się z niego wraz z silnie cuchnącym potem.

- Miałeś posprzątać po tym, czego nie zdołał zrobić Tony?- mruknął, przyglądając mu się uważnie.

Chłopak zachłysnął się powietrzem i mocno wczepił palce w ścianę, a jego usta zsiniały, jakby zabrakło mu tlenu.

- Jeśli nie odpowiesz, przetnę tym mieczem twoje gardło- oznajmił, mocniej przyciskając ostrze do jego gardła.

Chłopak otworzył wargi, jakby chciał coś powiedzieć, lecz nie mógł nic wydusić. Oczy stały się przekrwione i zamglone przez napływające łzy. Lucyfer dostrzegając to, cofnął miecz zrobił krok do tyłu. Chłopak upadł na kolana, chwytając łapczywie powietrze i podpierając się rękami o napuchnięte panele. Zwiesił głowę, napinając wszystkie mięśnie.

Lucyfer czekał, aż się uspokoi. Strach sparaliżował go do tego stopnia, że nie mógł udzielić mu żadnej sensownej odpowiedzi, jakby przerażenie przejęło nad nim kontrolę i zacisnęło gardło. Schował miecz i stał, przyglądając mu się uważnie. Chłopak uniósł wzrok dopiero po kilku minutach. Spojrzał na Lucyfera z niedowierzaniem, jakby sądząc, że to wszystko jest halucynacją.

Lucyfer wyczuł od niego smród amfetaminy, którą wpompowywał w siebie dzień w dzień, alkoholu oraz papierosów. Dziwił się, że dzieciak wciąż jest w stanie żyć w prawdziwym świecie. Jego umysł był zniszczony, zjedzony żywcem przez narkotyki, pokręcony w sposób, który widział wiele razy.

- Jestem prawdziwy. Miecz też jest, więc lepiej odpowiedz na moje pytanie: czy miałeś posprzątać wszystko po Tonym?- powtórzył, zaciskając sugestywnie palce na rękojeści miecza.

- Kazali... - wychrypiał chłopak powoli, jakby musiał się zastanowić dłużej nad słowami.- Mi... Wszystko... Znisz... zniszczyć.

- Cały pokój?

Chłopak pokiwał w odpowiedzi głową, lecz Lucyfer natychmiast wyczuł chwilowe, ledwie zauważalne zawahanie.

- To nie wszystko. Co jeszcze kazali ci zrobić?

Chłopak przełknął, spuszczając wzrok z rezygnacją i wyszeptał.

- Wziąć... pergaminy.

Lucyfer uśmiechnął się w duszy jeszcze szerzej, jeszcze bardziej przerażająco i powiedział.

- Pewnie nie tego oczekiwałeś zawierając umowę, prawda? Skończyłeś jeszcze gorzej niż zaczynałeś. Tak jest za każdym razem, nie ważne, czy już po śmierci.

Gdy postąpił o krok, chłopak cofnął się, uderzając plecami w ścianę.

- Przekaż Królowi Piekła wiadomość, że czekam, aż przestanie być tchórzem i się ze mną zmierzy. Przecież jest Jadem Bożym. Czego się tak boi?- rozkazał, po czym zamachnął się. Miecz zalśnił w powietrzu. Głowa z farbowanymi, zielonymi włosami potoczyła się po podłodze. Krew trysnęła, barwiąc drastycznie ścianę oraz wyciągnięte ubrania chłopaka.

Lucyfer odsunął się i rozejrzał po pomieszczeniu. Ciemnoniebieskie ściany były pozawieszane plakatami, a meble odzwierciedleniem pokoju Abigail. Dwa łóżka, dwa biurka, dwie szafy po przeciwstawnych stronach. Pierwszym, co zrobił, to zerwał wszystkie plakaty, upewniając się, że na za nimi żadnej wydrążonej skrytki. Poprzerzucał materace, rozpruł je, przeszukał biurka oraz szafy, odsunął je od ścian, zerwał żyrandol, lecz nic nie znalazł. Stanął pośrodku pokoju i okręcił się dookoła, oglądając każdy jego skrawek. Zatrzymał spojrzenie dopiero na zarysowanej w jednym listwie. Ukląkł i oderwał ją. Zobaczył ukryte za nią, zgniecione pergaminy, obwiązane gumkami recepturkami. Sięgnął po nie, lecz w ostatniej sekundzie zatrzymał rękę. Przyjrzał się ponownie pergaminowi, dostrzegając delikatne, złote lśnienie na jego powierzchni. Z całej siły rozłupał ścianę nad listwą. rękojeścią miecza i zerwał resztki tynku. Za ścianą znajdowały się prawdziwe pakty, które natychmiast wziął, a iluzja za listwą rozpłynęła się w powietrzu. Gdyby ją ruszył, oryginały spłonęłyby. Beliar był demonem kłamstw i oszust, lecz to Lucyfer był pierworodnym synem Boga, istniał dłużej niż samo piekło i zdołał poznać już wszystkie sztuczki.

Wtedy jednak pomyślał o tym, jak zdołał oszukać go Samael. Wcale nie poznał wszystkich sztuczek. Pozwolił wyprowadzić się w pole, ponieważ zbyt długo przebywał z ludźmi. Stał się arogancki, pewny swoich mocy i inteligencji. Zbyt pewny. Zacisnął zęby i wstał z ziemi. Zdjął gumki z pergaminów, po czym rozwinął pierwszy. Nie liczył, że Samael przyjmie jego wyzwanie, był na to za mądry. Musiał teraz znaleźć kogoś, kto wiedział, gdzie on jest, jak się do niego dostać, kogoś znajdującego się wyżej niż Beliar, lecz podatnego na wpływy. 

Obrzucił wzrokiem tekst i zaskoczony na dole nie ujrzał podpisu Tony'ego, a znajome, nabazgrane imię "Gadriel".

                                                         ***

Lucyfer spojrzał ku ziemi. Po gęstej, jaskrawo zielonej trawie szedł anioł, którego opuszczone skrzydła ciągnęły się za nim. Wpatrywał się w kierunku Drzewa Życia, mimo że ból spowodowany jego blaskiem musiał być nie do zniesienia. Jego brązowe, długie włosy falowały za nim niczym peleryna, którą wiatr bawił się jak dziecko nową zabawką. Lucyfer zahamował, rozpościerając skrzydła i nabierając w nie powietrza. Opadł powoli w dół i kilka metrów przed ziemią, znowu zaczął machać skrzydłami. Podleciał do młodego anioła, po czym opadł za nim na trawę.

Spojrzały na niego czarne, zdziwione oczy obramowane gęstymi, długimi rzęsami. Były spuchnięte i zaszklone od silnego światła, lecz wciąż niezwykle piękne.

- Blask Drzewa Życia będzie cię oślepiał, nie ujrzysz go. Jest to dane tylko serafinom.

- Jesteś serafinem?- zapytał anioł.

- Tak. Moje imię to Lucyfer. Jak brzmi twoje?

- Gadriel- powiedział powoli, jakby smakując brzmienie tego słowa.

- Witaj Gadrielu w Raju.

                                                                              *

- To miejsce jest piękne, lecz mam wrażenie, jakbym oglądał teatr- oznajmił Gadriel, przyglądając się swoim stopom, które stawiały powolne, lekkie kroki na ziemi.

- Teatr?- Lucyfer spojrzał na niego z niezrozumieniem.

- Teatr- potwierdził niepewnie Gadriel.- Wszyscy tu udają, są ciągani na sznurkach.

- Wypełniamy rozkazy Ojca, lecz to nasz dom.

- Tak, ale...- Gadriel urwał i zerknął na Lucyfera.

- Nie wiem, o co ci chodzi, Gadrielu- wyznał Lucyfer.

- Nic. To nowe dla mnie. Coś sobie wmówiłem- przyznał szybko, ukrócając temat, lecz w myślach dokończył "Tak, ale aktorzy grają na scenie, to właśnie na niej żyją".

                                                                                       *

Gadriel i Lucyfer siedzieli plecami do Drzewa Życia. Gadriel wpatrywał się zamyślony w kierunku sadu, a Lucyfer przyglądał się mu zmartwiony.

- Coś cię martwi, prawda?- zapytał, przerywając nieskończoną ciszę.

- Tak- przyznał Gadriel.- Ojciec mnie dzisiaj wezwał. Postanowił powierzyć mi pierwsze zadanie.

Lucyfer obrócił się ku niemu całym ciałem, a jego skrzydła opadły luźno na ziemię.

- Więc czym się martwisz? Jeśli Ojciec powierzył ci jakieś zadanie, to cudownie. Przecież cały czas na to czekałeś.

- Owszem- zgodził się Gadriel i dopiero teraz spojrzał na Lucyfera.- Lecz zadanie jakie mi powierzył jest...- urwał, po czym pokręcił głową i znowu zaczął.- Nie rozumiem nawet, na czym ma polegać. Powiedział, że mam sprawować pieczę nad ludźmi.

- Opiekuj się nimi.- Lucyfer uśmiechnął się do niego pokrzepiająco.- Bądź przy nich. Obserwuj, rozwiewaj wątpliwości. Będziesz wiedział, co robić.

- Obawiam się, że coś zniszczę- wyznał Gadriel.

- Jesteś aniołem stworzenia. Nie potrafiłbyś niczego zniszczyć, Gadrielu.

                                                   *

Gadriel uśmiechnął się niepewnie i poprosił cicho.

- Czy mógłbyś mi opisać Drzewo Życia, Lucyferze?

- Jest potężne. Jego kora ma odcień dębu w sadzie.- zaczął Lucyfer, zerkając w kierunku Drzewa.- Liście wiecznie tańczą nawet na najmniejszym wietrze. Mają kolor bursztynu, lecz w świetle błyszczą złotem, czasem srebrem.- Przeniósł spojrzenie na Gadriela.- A czemu pytasz?

Gadriel tylko spuścił tylko wzrok, nie odpowiadając.

                                                              *

- Czasem zazdroszczę ci twego zadania. Chciałbym wymienić choć jedno słowo z ludźmi- stwierdził Lucyfer.

- Nie pożałowałbyś. Tylko oni, ty i ja jesteśmy tu prawdziwi.- Gadriel zerknął w kierunku sadu.

- Co masz na myśli?

- Nic- zapewnił Gadriel.

- Gadrielu, przecież widzę, że o tym wciąż myślisz.- Lucyfer zatrzymał się.- Wiesz, że mi możesz wyznać wszystko. Nigdy nie będę cię osądzał.

- Wiem- szepnął Gadriel.- Jesteś dla mnie ojcem bardziej niż Bóg- następne słowa wypowiedział tak cicho, że Lucyfer ledwie zdołał je usłyszeć.

- A ty jesteś dla mnie jak syn- zapewnił go Lucyfer, mimo że poczuł,jak igła zaniepokojenia kuje go w serce.- I dlatego proszę, bądź ze mną szczery. Co się dzieje?

- To miejsce jest teatrem. Nie widzisz tego? Poczułem to, jak tylko pierwszy raz otworzyłem oczy.

- Nie czuję- przyznał Lucyfer.

- Wiem i teraz rozumiesz, czemu nie próbuję tego tłumaczyć.

- Gadrielu, to że czegoś nie czuję, nie oznacza, że nie rozumiem. Masz wrażenie, że wszyscy są sztuczni, jakby odgrywali swoje role.

- Tak...- westchnął Gadriel.

-  Jeśli to teatr Gadrielu, musisz zrozumieć, jaka sztuka jest przestawiana.

                                                                      *

- Nie mogę w to uwierzyć. Lucyferze... Jesteś pewny?- Gadriel wpatrywał się z niedowierzaniem w puste, szaro- błękitne niebo.

- Jestem. Też nie mogłem uwierzyć.

- Miałem troszczyć się o ludzi, oczywiście, że pójdę za tobą...

- Ale?- Lucyfer mocno zacisnął dłoń na rękojeści miecza.

- Ale sądzę, że wynik jest z góry przesądzony. W końcu gramy w teatrze. Ktoś już napisał scenariusz.

------------------------------------------------------------------------------------
Ludzie, ludzie. Nie komentujcie ostatnio. Co was też porwali kosmici?

I w końcu jest kolejny rozdział, tak trudno mi się go pisało, ale powstał. Nienawidzę tego uczucia, które mnie przytłacza za każdym razem, gdy wprowadzam nowego bohatera: Czy aby na pewno jest dobrze wykreowany? Czy nie wydaje się zbyt płytki itp? Cholera nienawidzę. Ugh.

No nie ważne. Jest rozdział i sądzę, że Księga II też będzie miała 20 rozdziałów, ale zobaczymy, jak to wyjdzie. Różnie może być. Przyznam, że już powoli zaczynam myśleć o nowej książce z Lucyferem w roli głównej, oczywiście nowe opowiadanie i nowy Lucyfer. Jeśli powstanie po zakończeniu tego, wpadniecie? Już mam nawet ogólny pomysł na fabułę.










Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro