5. Jesteś silna, Emily.
Emily POV:
Od paru minut dźwięk mojego budzika nie dawał mi spokoju, dlatego postanowiłam wstać. Przetarłam oczy i w sekundę później powróciły wspomnienia z poprzedniego wieczoru. Spojrzałam w lustro, które wisiało nad umywalką w łazience, oblałam twarz zimną wodą i uśmiechnęłam się do siebie. Nie żałowałam pocałunku, bałam się przywiązania i uczucia, które powoli rosło. Bałam się kolejnego odrzucenia i rozczarowania, a najbardziej przerażała mnie myśl, że go dziś spotkam. Nie wiedziałam, jak on to odebrał. Zapewne działał tylko i wyłącznie pod wpływem alkoholu. Przerwałam swoje myślenie wchodząc pod prysznic. Ubrałam się dziś w czarne szorty i zwykły skromny zgniło zielony T-shirt. Włosy splotłam w warkocz, chwyciłam telefon oraz klucz od pokoju i udałam się na śniadanie. Serce biło mi tak mocno, jak nigdy. Miałam wrażenie, że wszyscy je słyszą. Nałożyłam sobie na talerz dwie kromki ciemnego pieczywa i dwa plastry sera, zajęłam miejsce przy stole, siadając obok Ann.
-Co tam? - Zapytała z uśmiechem.
-Całowałam się z Shawnem. - Powiedziałam jej na ucho, po chwili zastanowienia, czy na pewno chcę, aby to wiedziała.
-Żartujesz? - Jej oczy znacznie się powiększyły słysząc tę informację.
-A wyglądam na taką co żartuje? - Odpowiedziałam, zanurzając usta w kanapce.
-Widzę, że masz mi wiele do opowiedzenia...
Przytaknęłam tylko i zaczęłam opowiadać Ann wszystko, co wydarzyło się ostatnio. Poczułam ukucie w sercu, kiedy zwróciłam uwagę na to, jak wiele tego jest — powinnam była poświęcić jej więcej uwagi, podczas gdy ona pewnie siedziała sama w pokoju, ja zabawiałam się w jakieś pijackie gierki na plaży. Jest chyba jedyną osobą tutaj, z którą tak dobrze się dogaduje, więc nie chce stracić z nią kontaktu.
-Zabije tę dziewczynę! - krzyknęła marszcząc brwi, kiedy doszłam do momentu jak bardzo nie lubię Kate za jej wredne zachowanie. -Od razu jej nie polubiłam.
Zaśmiałam się, widząc jak jej czoło składa się w delikatne fałdki, a brwi prawie tworzą całość.
-To chyba wszystko, co powinnaś wiedzieć. Od tej pory będziesz na bieżąco. - Obiecałam dziewczynie, kiedy dochodziłyśmy na miejsce zbiórki.
Pan Mullins siedział oparty o murek i z przyklejonym uśmiechem powitał nas niezgrabnym ruchem głowy. Chciałam się zaśmiać, kiedy to zobaczyłam, lecz zdecydowałam się na odpowiedzenie tym samym gestem.
-Pstt, Shawn idzie. - usłyszałam przy swoim uchu szept mojej rudowłosej koleżanki.
Od razu poczułam jak przez moje ciało przechodzi fala dreszczy i ciepła — nie ciepła — ognia.
Jak mam się zachować? Czy on komuś powiedział? Boże. Wiele myśli przebiegających teraz przez moją głowę i odtwarzających wczorajszą scenę pocałunku uderzyło we mnie nagle jak fala.
-Emily! - spoglądam przed siebie i widze blondyna machającego przed moją twarzą swoją dłonią. Uff to nie Shawn. Zaraz, dlaczego stoi parę metrów dalej i udaje, że mnie nie widzi?
-Ee, hej. - odpowiadam mu uśmiechem.
-Jak ci się spało? - pyta.
-Myślę, że w porządku. - nie zadaje mu tego samego pytania, czuje się upokorzona po wczorajszej sytuacji i chcę, żeby się oddalił.
Za chwilę, kiedy cała nasza grupa jest pełna i nikogo nie brakuje Mullins przedstawia nam co będziemy dziś robić:
-Witam wszystkich tego pięknego ranka w gorącym Las Vegas.- Co mu dzisiaj odbiło? Zastanawiam się podczas jego 'oficjalnej' przemowy. - Dzisiejszym naszym głównym celem jest zwiedzenie Muzeum Neonu, gdzie czekają na nas niepowtarzalne perełki reklam świetlnych, które przyozdabiały Las Vegas od chwili, kiedy to piękne miasto powstawało i rozwijało się jako metropolia wszelakich rozrywek i hazardu.
-I to tyle? - wyrywa się widocznie zadowolona Kate. Stoi obok Shawna. Czuje lekkie pieczenie w brzuchu i zazdrość kiełkującą się w moim umyślę, kiedy to zauważam. Co się ze mną dzieje?
-Tak Kate, to tyle. Jest to wycieczka objazdowa, więc zahaczamy miejsca tanie i łatwo dostępne. Później macie czas wolny i możecie zwiedzać więcej, na własną rękę. To miasto grzechu i stolica światowej rozrywki. Na pewno znajdziesz sobie coś do robienia. - odpowiada szatynce z widoczną irytacją w głosie. - A i pamiętajcie, że jutro, o szóstej jedziemy do Los Angeles. Piąta trzydzieści jest zbiórka tu, pokoje mają być zostawione w takim stanie, w jakim je zastaliście. Zrozumieliśmy się? - dodaje.
Kiedy już wszyscy zgadzają się z opiekunem kierujemy się w stronę muzeum. Shawn nadal nie odezwał się do mnie słowem jako jedyny. Bruno, Jake i nawet Amy zaczepiali mnie parę razy. Czuję się przygnębiona, mam wrażenie, że wstydzi się i żałuje tego, co wczoraj zrobił. Bo przecież to on zaczął mnie całować, tak? Tak.
W drodze do muzeum podziwiamy rozświetlone i rojące się od tłumów uliczki tego pięknego miasta.
-Wow! - tylko tyle udaje mi się wypowiedzieć, kiedy dochodzimy na miejsce i przed oczami mam biały, oszklony budynek.
Wszystko we wnętrzu tego cudownego miejsca robi wrażenie, oczywiście nie takie, jakie robiłoby pewnie wieczorem, ale mogę się domyślać, że jest równie ogromne. Wielkie litery i przeogromne podświetlone reklamy są niesamowite. Co jakiś czas zerkam na Shawna, z nadzieją, że on również spojrzy w moją stronę. Niestety, złudna ta nadzieja, ponieważ tak się nie dzieje.
Kiedy opuszczamy miejsce, które zwiedzaliśmy przez ostatnią godzinę, dochodzi czternasta.
-Idziesz z nami zjeść? - zachęca mnie Bruno i zapewnia, że spędzenie z nimi czasu jest świetnym pomysłem.
Spoglądam na Ann, która stoi tuż obok. Obiecałam sobie, że będę spędzała z nią czas.
-Tak, chętnie się z wami przejdziemy, żeby coś zjeść. - Odpowiadam mu z uśmiechem świadoma, że tylko ja miałam zaproszenie, ale uważam, że ona może być moją osobą towarzyszącą i łapie dziewczynę pod rękę.
-No więc gdzie idziemy? - odpowiada wyraźnie zaskoczona, ale również zadowolona moją odpowiedzią.
Po dłuższej wymianie zdań z Ann i Bruno, podążając za krokami reszty osób docieramy do miejsca o nazwie Tap Sports. Chwile zastanawiam się nad beznadziejną nazwą tej restauracji, ale stwierdzam, że skoro większość osób mieszka tu i wybrali właśnie to miejsce, to jest ono odpowiednie i smacznie. Długo nie myślę, kiedy zauważam wystrój 'restauracji'. Jestem kretynką. To nie jest restauracja, tylko bar i można to zauważyć po samym jego wnętrzu. Mogłam się domyślić, że nie jadają oni w restauracjach. Tłum ludzi tańczących, jedzących i spożywających alkohol w jednym miejscu mnie denerwuje. Nie jestem otoczona na co dzień taką ilością osób, raczej nie pojawiam się w klubach, czy takiego typu miejscach. Raczej? Nigdy się nie pojawiam. To będzie krępujące, jeść przy tych wszystkich ludziach. Po zajęciu swojego miejsca zaczynam żałować swojej decyzji i tego, że zabrałam tu Ann. Chociaż ona wydaje się być zadowolona tym, że tu jest. Chociaż tyle mnie pociesza.
-Co bierzecie? - pyta się Shawn. Pierwszy raz dziś słyszę jego głos i czuję, jak serce zaczyna mi przyśpieszać.
-Ja wezmę chyba grillowanego kurczaka, a ty Emily? - pyta mnie rudowłosa dziewczyna siedząca obok mnie. Wiem, że zrobiła to specjalnie, ponieważ zauważyła napięcie pomiędzy mną a Shawnem. Wcale go nie zmniejszyła, czuje się jeszcze bardziej zdenerwowana, szybko przeglądam kartę i wybieram pierwsze, na co się napotkałam.
-CHEESY MAC BITES — Czytam nazwę dania nie zbyt pewna swojej odpowiedzi. Wiem, że głos mi cały drży i wiem też, że wszyscy to zauważają.
Miałam tego nie robić, ale spoglądam na Shawna, który siedzi obok Jake'a i Kate. Widze, jak jego kąciki ust delikatnie unoszą się w górę zaznaczając jego idealnie dopasowane dołeczki. Nie wiem, czy chce się ze mnie śmiać, czy po prostu się uśmiechnąć, ale mimo oporów, które sama sobie stawiam, odpowiadam tym samym gestem.
Boże, jaka ty jesteś łatwa. - jęczę sama do siebie w myślach.
Kelnerka ubrana w skąpy strój zbiera od nas zamówienia. Jestem zadowolona i dumna ze swojego szybkiego wyboru pod presją dania, bo okazuje się, że kosztuje mnie ono niecałe 6$ i jest pyszne. Delektuje się każdym kęsem i przyłapuje się na tym, że znów jestem zazdrosna o Kate, która szepczę coś Shawnowi do ucha. Czuję, że już się we mnie gotuje. Mam ochotę wykrzyknąć jej, że całowałam się z brunetem, od którego nie może się odkleić, ale coś mi podpowiada, że ona robiła z nim dużo gorszę rzeczy. Ta myśl przyprawia mnie o mdłości. Uderzam paznokciami prawej ręki o stół, przeskakując z palca wskazującego na środkowy i wybijając nimi lekki rytm.
Przyklejam sobie uśmiech na twarz słuchając opowieści Amy z dzieciństwa, które wydają się śmieszyć wszystkich prócz mnie i Ann. Patrzę na godzinę w swoim telefonie, a gdy zauważam, że dochodzi osiemnasta postanawiam zacząć się zbierać, przypominając sobie, że o dwudziestej jestem umówiona z ojcem. Trochę się zasiedzieliśmy. Nie wierzę, że poświęciłam swój ostatni dzień w Las Vegas, żeby siedzieć z tymi wszystkimi ludźmi, to mija się z celem mojej podróży tu i wydanych przez rodziców na mnie pieniędzy.
-Będę się zbierała. - mówię półszeptem podnosząc się ze swojego miejsca.
-Dlaczego? - odzywa się pani gwiazdeczka. Kate.
-Bo jadę się z kimś spotkać. - mówię, nie spoglądając jej w oczy.
-Ze swoim chłopakiem? - pyta kpiąco ze mnie Shawn. Chyba się przesłyszałam, kurwa. Dlaczego taki jest? Nie powinnam przejmować się jakimś chłopakiem, którego ledwo znam, ale nie jestem w stanie nic poradzić na to, że w jakiś sposób działają na mnie jego słowa.
-Żebyś wiedział. - podnoszę wzrok ku niemu, patrząc prosto w jego ciemne, pełne satysfakcji oczy. - Biorę swoje rzeczy, a następie oddalam się, żegnając się ze wszystkimi machnięciem dłonią i wymuszonym uśmiechem.
Kiedy opuszczam bar, wkładam słuchawki do uszu, przeglądam swoją playlistę na spotify i włączam utwór Over My Head kolejnego z moich ulubionych zespołów The Fray. Muzyka mnie uspokaja. Przypomina mi, że nie tylko ja na tym świecie mam tak przerąbane i dziwne życie. Kiedy moje nogi poruszają się w kierunku hotelu drogą, którą poruszaliśmy się wcześniej w przeciwną stronę mam wrażenie, że to trwa wieczność. Dlaczego taki jest? W tym momencie moje myśli znów powracają do wysokiego bruneta. Wiem, że się w nim zauroczyłam, ale nie wiem z jakiego powodu. Bo pobiegł wczoraj za mną i opieprzył Kate za jej zachowanie w stosunku do mnie? Za to, jak przegryzł wargę przed autokarem, paląc jednocześnie papierosa? Za to, że zaniósł mnie na swoich plecach pod drzwi mojego pokoju? Za to, że pocałował mnie tak, jak nigdy nie zrobił tego mój były 'chłopak'? Co ja sobie myślałam? Że ten niewychowany typ z tatuażami jest dla mnie? Tak, właśnie tak myślałam, zauroczył mnie. Dobrze, że zdążył mi pokazać, jaka jestem głupia. Nienawidzę takich ludzi i nie chodzi tu już tylko o niego. Dlaczego ten świat tak kipi nienawiścią? Ludzie na każdym kroku robią sobie okropne rzeczy, dla własnego dowartościowania się. Wszystko jest zatrute. Moje myślenie przerywa dźwięk dzwoniącego telefonu. Spoglądam na ekran komórki — to Ann. Właśnie, dlaczego z nimi została? Naciskam zielony przycisk kciukiem i przeciągam nim, żeby odebrać.
-Tak, słucham? - pytam sucho, zbyt sucho jak na Ann. - Znaczy... Czy coś się stało? - poprawiam się.
-Hej, gdzie jesteś? - słyszę głos Ann w słuchawce.
-Docieram powoli do hotelu. Czy coś się stało? - powtarzam swoje pytanie.
-Nie, miałam właśnie zapytać o to samo.
-U mnie wszystko w porządku. Ann, przepraszam cię, muszę kończyć. Cześć, do zobaczenia później. - mówię obojętnie próbując być miła i rozłączam się, nie dając szansy dziewczynie odpowiedzieć. Cholera, zawsze jestem dla wszystkich miła. Za miła.
Przez kolejne trzydzieści minut siłuje się ze swoimi zbyt brutalnymi myślami o życiu, aż w końcu docieram do tymczasowego miejsca zamieszkania. Jest dziewiętnasta trzydzieści, kiedy zamykam za sobą drzwi mojego pokoju, więc droga zajęła mi trochę więcej niż się spodziewałam. To dobrze. Dzwonie do taty i dowiaduje się, że będzie on punktualnie. Przebieram się tak, by czuć się swobodniej i wygodniej. Zakładam czarne legginsy i szarą za dużą bluzę, nawet nie wiem, skąd ja mam. Włosy spinam w koka na środku głowy i wychodzę przed hotel powolnym krokiem. Kiedy srebrne BMW wjechało na podjazd przed budynkiem, od razu rozpoznałam siedzącą za kierownicą uśmiechniętą twarz ojca.
-Cieszysz się, że tu jesteś? - zadaje mi pytanie ojciec, kiedy siedzimy na murku.
-Tak, chyba tak. Jest fajnie, ale wyobrażałam sobie to trochę inaczej. - próbuję przytrzymać przyklejony uśmiech, spoglądając na moje stopy zwisające swobodnie w dół.
-Wiedziałem, normalnie skakałabyś podekscytowana i opowiadałabyś mi wszystko z zapartym tchem nie nadążając za własnymi słowami. - uśmiecham się słysząc te słowa, tak dobrze mnie zna, mimo że tak rzadko się widujemy.
-Znasz mnie. - odpowiadam cicho.
-Oczywiście, że znam. - mówi, patrząc mi w oczy i przytrzymując za dłoń. -Przepraszam za wszystko. - dodaje.
Dlaczego robi to w tym momencie?
-Za co? - chcę, żeby to powiedział, żeby przyznał, że zniszczył mi dzieciństwo, że zniszczył mamę i moją relację z nią. Chcę to usłyszeć. Jeżeli chodzi o ten temat, nie jestem w żadnym stopniu wyrozumiała. Przeszywa mnie to cholernie, ten ból, który czułam po jego odejściu.
-Za wszystko. - odpowiada widocznie zestresowany. Tego mogłam się spodziewać. Przewracam oczami i nie zamierzam odpowiadać, nie powiem mu, że mu wybaczam i nic nie szkodzi. Nie tym razem.
Jesteś silna Hardesty. - powtarzam sobie te słowa w głowie, kiedy łzy pragną napłynąć do moich oczu.
-Jesteś taką niesamowitą osobą. Żałuje, na prawdę. Kocham cię.
Kiedy słyszę ostatnie dwa słowa zamieram. Nie powtarza tego często albo przynajmniej nie tak często, jak tego potrzebuję.
-Jestem. - przyznaje. - Ja ciebie też kocham, tato. - dodaje po chwili. Wiem, że on też potrzebuje to usłyszeć.
Po kolejnych trzydziestu minutach naszej rozmowy rozstajemy się, dzieląc ostatnim uściskiem. Nie wiem, kiedy znów będę miała go w objęciu, dlatego moje ramiona ściskają go tak mocno, jak tylko dają radę.
-Do zobaczenia, Emily. - powtarza ostatni raz, a następnie odjeżdża. Brzmiało to, jak pożegnanie co najmniej na 20 lat.
Wracam do pokoju, zdejmuję buty i rzucam się na łóżko pokryte białą pościelą.
Chyba usnęłam, bo gdy otwieram powieki na ekranie telefonu, którego światło mocno uderza w moje oczy dochodzi już dwudziesta trzecia. W ciągu trzydziestu minut udaje mi się sprzątnąć pokój i wziąć szybki prysznic. Nie odczuwam już zmęczenia, dlatego, kiedy wsuwam na stopy grube skarpetki, biorę telefon wraz ze słuchawkami w dłoń i udaję się na balkon. Tym razem płynie w nich Honest The Neighbourhood. Muzyka przeszywa moje ciało, a ja włączam piosenkę chyba już szósty raz z rzędu. Zamykam powieki i próbuję wsłuchać się w każde słowo. Otwieram oczy ze względu na poczuty okropny zapach tytoniu. Wyciągam słuchawki z uszu, odwracam się i widzę Shawna stojącego w przejściu na balkon. Serce natychmiast przyśpiesza, a przez moje ciało przepływa dotkliwy dreszcz spowodowany tym, co zaraz powiedział trzymając papierosa w swoich wargach.
-Musimy porozmawiać, Emily.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro