Motywacja
*** ten rozdział spróbuję napisać innym stylem***
Kazumie i Ivanowi coraz ciężej się oddychało. Byli prawie na szczycie góry. Żaden z nich nie miał siły się odezwać. Kazuma pokazał Ivanowi ręką, aby zatrzymali się.
- Nie....mam siły - wydyszał Kazuma
- Tak niewiele nam zostało do szczytu...- powiedział równie z trudem Ivan
-Ale jeszcze trzeba będzie zejść.
-Nie marudź idziemy.- powiedział stanowczo Ivan
Po kilku minutach dobiegli do szczytu. Odpoczęli 5 minut i wyruszyli w drogę powrotną. Kazuma poczuł, że drętwieją mu nogi, a następnie rozmazuje mu się obraz przed oczami.
-Iva- Kazuma nie dokończył zdania i padł na ziemię.
- Kazuma wstawaj nie mam siły na twoje głupoty.- Ivan zaczął szturchać go nogą.
Po jakimś czasie zorientował się, że Kazuma jest nie przytomny.
- O kurwa. - westchnął Ivan - No dobra.
Wziął Kazume na barana i w taki sposób zeszli na sam dół nie natykając się na większe przeszkody. Kiedy doszli do domku Urokodakiego ten już na nich czekał.
- Co tak długo?- powiedział lekko zniesmaczony Urokodaki
Ivan nie miał siły odpowiedzieć po prostu padł na ziemię.
Kazume obudziły promienie słońca wpadające przez okno, rozejrzał się po pokoju obok niego spał Ivan.
- Witaj młodzieńcze, jako iż Ivan zniósł cię z góry mam dla ciebie specjalne zadanie - Powiedział Urokodaki stojąc w drzwiach.
Kazuma z lekkim leniem w dupie wstał i wyszedł za Urokodakim na podwórko.
Urokodaki wskazał na wysokie drzewo - Chcę, żebyś ściął to drzewo i pociął je na kawałki, tutaj leży siekiera. Fajnie by było gdybyś zrobił to do wieczora.
- A-ale - powiedział zrezygnowany Kazuma -...no dobrze...
Urokodaki odwrócił się i wrócił do chatki. Kazuma podniósł siekierę i stanął przed drzewem, nie wiedział od czego zacząć.
- ehhhhh...
Zaczął energicznie uderzać w drzewo pod kątem. Zniechęcił go fakt, że jego wysiłki dają bardzo kiepski efekt. Spociły mu się ręce, zamachnął się jeszcze raz i siekiera wyleciała mu z rąk i prawie wbiła mu się w nogę.
- Całe życie szmatą w ryj. - w głosie Kazumy dało się wyczuć rozczarowanie i gorycz.
- Dlaczego się poddałeś? - Zapytał Urokodaki zza pleców Kazum, który się wzdrygnął.
- Bo widzę, że to nic nie daje.
- Naprawdę chcesz się się poddać, bo nie wyszło ci za pierwszym razem? Zabójcy demonów się nie poddają tak łatwo. - głos Urokodakiego zmienił się na bardziej życzliwy
- Ale ja nie jestem zabójcą demonów...- odezwał się Kazuma po jakimś czasie.
- Ale do tego dążysz, prawda?
W oczach Kazumy można było zauważyć przebłysk nadziei. Kazuma ponownie złapał za siekierę i z całej siły uderzył w drzewo zostawiając głębokie pęknięcie. Nie udało mu się ukryć zadowolenia i uśmiechu, zamachnął się jeszcze kilka razy i drzewo zaczęło się chwiać, aż w końcu z ogromnym hukiem upadło na ziemię. Kazuma uśmiechnął się od ucha do ucha. Odsapnął chwile i zabrał się do cięcia drzewa na kawałki. Na początku szło mu nie najlepiej, ale po jakimś czasie szło mu coraz lepiej.
- Dzień dobry, panie robotniku. Jakiż to masz syndrom Gepetto? powiedział Ivan, który nie był w stanie nie zaśmiać się z własnego żartu.
Kazuma, aż podskoczył.
- Przepraszam, nie chciałem spłoszyć sarenki. - powiedział Ivan z widocznym zacieszem na twarzy.
- Widzę, że jesteś w wyśmienitym chumorze.- odburknął mu Kazuma.
- A żebyś wiedział - Ivan uśmiechnął się jeszcze szerzej - Potrzebujesz pomocy?
- Nie, już kończę - powiedział Kazuma rozbijając gruby kawałek drewna na pół.
- Plecy mnie przez ciebie bolą. - powiedział Ivan znudzony ciszą
- Oh nie, co my teraz zrobimy! Starucha bolą plecy! - Kazuma się uśmiechnął
- Nie pierdol tylko tnij. - powiedział zaczepliwie Ivan.
- KAZUMA! IVAN! SZYBKO! - to był krzyk Urokodakiego z domu.
Chłopcy popatrzyli sie na siebie i pobiegli w stronę chatki.
***
jezu sory, że nic nie wstawiałam, ale kurde zapomniałam, że mam wattpada XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro