Krew na śniegu
Ivan podszedł do okna, ale nic tam nie zobaczył. Otworzył okno i wyszedł przez nie. Co prawda trochę nie zdarnie, bo nogą zachaczył o parapet i upadł na ziemię. Wpadł w usypaną kupkę śniegu, ale szybko wstał i się otrzepał. Wciąż nikogo nie widział. Chciał już wracać do okna, ale usłyszał szelest. Obrócił się. Przed nim stał...Muzan Kibutsuji. Zamarł. Muzan zmierzył to wzrokiem po czym z niewiarygodną prędkością go wyminoł i wskoczył przez okno do pokoju Ivana. Ivan pobiegł do okna i wyszedł przez nie. Drzwi do jego pokoju były wyrwane z zawiasów. Ivan pobiegł korytarzem. W salonie ujrzał jego rodzinę...martwą. Wszyscy leżeli cali we krwi i nie było ani śladu po Kibotsujim. Zbliżył się do ojca, który leżał na ziemi.
Ojciec Ivana: T-to ty powinieneś umrzeć...
Ivan z całej siły kopnął go i krzyknął.
Ivan: ( Chyba go już dobiłem...dobrze mu tak )
Podszedł do Hero i jego matki, oboje już byli zimni. Pobiegł do swojego pokoju po czarną pelerynę. Odwrócił się, żeby wyjść, ale przeszkodził mu w tym...Kibutsuji. Nagle wszystko zrobiło się czarne.
Ivan: Czy ja umarłem? To już koniec?
Ivan obudził się. Jakby został wyrwany z transu. Był jakiś...inny. Podszedł do lustra. Miał rację. Był inny. Był demonem. Miał 2 czarne rogi wyrastające z jego czoła, miał kły, a jego skóra była bledsza.
Wybiegł z domu.
Ivan: To nie możliwe! NIE!
Wybiegł do miasta, ale nikogo nie było. Była godzina koło 1:00. Po jakimś czasie natknął się na rosłego demona, który był w trakcie zjadania człowieka. Demon wyglądał na w miarę młodego 18-20 lat.
Ivan: Kim jesteś?
Demon: Demonem.
Ivan: ( Wow, jakiej ja się spodziewałem odpowiedzi? )
Demon: A Ty?
Ivan: Ja chyba też...ale...dopiero od kilkunastu godzin.
Demon: Oh, jesteś 5 Kibutsujego...
Ivan: * z niedowieżaniem * Kim jestem??
Demon: Czarodziejem.
Ivan: ...
Ivan odwrócił się i poszedł w stronę jakiegoś domu. Czuł w nim...krew. Drzwi do niego były otwarte. Wszedł. Jakiś mężczyzna krzyczał na chłopaka. Mnie więcej w wieku Ivana. Mężczyzna uderzył chłopaka, na którego właśnie krzyczał. Ivan nie mógł na to patrzeć. Jednym ruchem ręki uderzył mężczyzną o ścianę.
Ivan: ( jakby telepatią...)
Mężczyzna był cały we krwi. Popatrzył się na chłopaka.
Ivan: Nie ma za co.
Chłopak: To był mój ojciec...
Ivan: A szkoda Ci go?
Chłopak: Nie...
Ivan chciał już wyjść.
Chłopak: Czekaj! Mogę iść z Tobą?
Ivan: Jeśli chcesz.
Chłopak: Jestem Kazuma.
Ivan: Super.
Kazuma: A t-
Ivan złapał Kazume za bark i przyciągnął do siebie.
Ivan: Jeśli komukolwiek powiesz, że jestem demonem zabiję cię.
Kazuma: ...
Ivan póścił Kazume i szedł dalej. Kazuma nadal szedł za nim.
Ivan: Ivan.
Kazuma: Co?
Ivan: Jestem Ivan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro