Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Opowieść 8: O lwie i mieczu.


⋆⋅☆⋅⋆

Tytuł: ❛❛Lew i miecz❜❜
Autor: FannyBrawne99
Gatunek: low fantasy

Data publikacji: 13.04.2024 r.

⋆⋅☆⋅⋆

━━━━━━━┛ ┗━━━━━━━
INFORMACJE WSTĘPNE

Okres tworzenia: 8 styczeń – 28 luty 2024 r.
Liczba słów: 4080
Zastosowany motyw: szansa
Elementy projektu: wyróżnione i podkreślone
Nawiązania do książek:
↳ ❛❛Wyroki Gwiazd - Edyp i Sfinks❜❜ – FannyBrawne99
↳ ❛❛She will be loved - Ariadna❜❜ – FannyBrawne99
↳ ❛❛Miłość, która nie ocala❜❜ – FannyBrawne99
↳ ❛❛Grecy i Trojanie❜❜ – FannyBrawne99
↳ ❛Tiestes❜❜ – Seneka Młodszy¹
↳ ❛❛Agamemnon❜❜ – Seneka Młodszy¹
Nawiązania do filmu:
↳ ❛❛Król Lew❜❜ (1994 r.) – reż.: Roger Allers, Rob Minkoff

Korektor tekstu: xNoorshally
Autor grafiki: FannyBrawne99

Wyjaśnienie: Wspomniane wyżej elementy to słowa, zadania, rym i nawiązania do innych utworów, które autorka w ramach wspomnianego projektu musiała wpleść do tekstu, podczas pisania swojej opowieści.
·
¹ W tekście nie zostały wyróżnione wzmianki odnoszące się do książek innych autorów, gdyż cały tekst stanowi jedno wielkie nawiązanie do dzieł wspomnianych powyżej.

━━━━━━━┓ ┏━━━━━━━

               Dwunastoletni chłopiec przemierzał leśne polany. Próbował wyobrażać sobie, że jest wielkim wodzem i wiedzie za sobą tysiące żołnierzy, ale prawda jest taka, że prowadził jedynie stado meczących kóz. Starał się myśleć o nich ciepło i z sympatią, w końcu były to jedyne istoty, które go potrzebowały, a on w pewnym sensie potrzebował ich. To one go wykarmiły i sprawiły, że przeżył, po nich nawet dostał imię – Ajgistos.

               Wierzył jednak, że jest stworzony do czegoś lepszego. Nie wiedział nic o swoich prawdziwych rodzicach, poza tym, że matka miała jasne włosy i porzuciła go po urodzeniu. Czasami więc rozmyślał o tym, że mógłby okazać się synem księcia, króla, a może nawet boga. Czyż mało było tego typu historii? Apollo przez jakiś czas był pasterzem, Zeus i Dionizos wychowali się na lasach i łąkach, dokarmiani przez zwierzęta. A on od zawsze miał pewność, że jego miejsce nie znajdywało się w chacie pod lasem, gdzie para pasterzy zmuszała go do pomagania im w pracy w ramach podziękowań, że nie dali mu umrzeć jako niemowlę.

Nie czuł do nich specjalnej wdzięczności. Zapewne już wtedy zauważyli w przygarnięciu go wymierne korzyści.

— W końcu wróciłeś — powitała go jego ,,przybrana matka", Mirona. — Zawsze się tak wleczesz. Mógłbyś trochę poćwiczyć, nie byłbyś taki blady i słaby.

Ajgistos tylko prychnął i nie odpowiedział. Nie traktował Mirony jako rodziny, ale nie mógł zaprzeczyć, że doskonale go znała i rozpoznawała jego słabości. Od małego nie odznaczał się tężyzną, miał mizerną budowę ciała. Zawsze przegrywał w zabawach w zapasy z innymi chłopcami, przez co śmiali się z niego, bili i nazywali podrzutkiem. Kilka pierwszych razów go zraniło, ale z czasem nauczył się traktować to jako hartowanie ducha. Nie tracił nadziei, że pewnego dnia zemści się na swoich oprawcach.

— Na kolację maca z kozim serem albo możesz zjeść resztę polewki z fasolą i czosnkiem z obiadu — dodała Mirona.

— Może być polewka — odparł chłodno Ajgist. Nie znosił zapachu koziego sera.

Zjadł, nie rozmawiając już z Mironą. Nie przepadał za nią i jej mężem, nawet jeśli wszyscy sąsiedzi nazywali ich jego rodzicami. Traktował pobyt u nich jako coś, co trzeba znieść w drodze do lepszego życia. Szkoda, że nie miał pojęcia, gdzie jest to życie.

Umył się w zimnej wodzie w beczce, a potem położył się do łóżka. Wiedział, że od rana znowu czeka go żmudna praca przy pilnowaniu kóz.

,,Nie powinienem się przejmować" przekonywał siebie, patrząc przez okno na gwiazdy. ,,Zeus przecież też wychował się z kozicami i jedną tak pokochał, że gdy zmarła, wykorzystał jej zwłoki do stworzenia Egidy i rogu obfitości. Może ja też pochodzę z wielkiej rodziny i kiedyś pomszczę się za moje krzywdy".

Ale czy mógł liczyć, że świat go doceni, skoro własna matka go nie chciała? Podobno, gdy zatrzymała się u Mirony i Zozyma, wciąż płakała i powtarzała, że jej stan jest przeklęty. Nie pragnęła go, nie kochała. Musiała wiedzieć, jakimi ludźmi są Mirona i Zozym, a pozwoliła im wychować własne dziecko.

,,Na niej też mógłbym się zemścić" kontynuował rozważania. ,,W końcu tych, którzy krzywdzą swą rodzinę, powinny ścigać Erynie. A co jeśli one nie mają czasu na zajmowanie się wszystkim? Wtedy ludzie muszą je zastąpić".

Następnego dnia Ajgist znów wybierał się pasać kozy. Od kiedy podrósł, Mirona i Zozym coraz częściej odpuszczali sobie pracę i przekazywali obowiązki jemu. Uważali, że powinien im się odwdzięczyć za to, że go wychowali, bękarta, którego własna matka nazwała przeklętym. Zgadzał się na wszystko i znosił swoją rolę, chociaż jego opiekunowie i tak twierdzili, że jest krnąbrny i ich nie szanuje.

Doszedł na małą, zieloną polanę i usiadł na trawie. Wyjął chleb z serem, który Mirona dała mu na dzisiaj i chciał dołączyć do kóz w posiłku, gdy zauważył nadchodzącego Hysena, jednego z okolicznych chłopców, którzy zawsze go wyśmiewali i z niego kpili. Nazywali go jajogłowym, z powodu nietypowego kształtu jego czaszki, i wypominali, że jest podrzutkiem. Gdyby zauważył chłopaka wcześniej, dyskretnie zabrałby się stąd i poszedłby z owcami w inną stronę. Ale teraz nie przyzwałby stada, zanim owce się nie najedzą. Musiał znieść kolejne wyzwiska i mieć nadzieję, że uda mu się to znieść z godnością i wytrwałością.

– Hej, ty, bękarcie! — Usłyszał gruby jak na dwunastolatka głos. — Uciekaj stąd! Będę tu ćwiczył!

— To sobie ćwicz. — Ajgist wzruszył ramionami. — Ja muszę pracować — dodał z mimowolną wyższością.

— Pewnie chciałbyś się czegoś nauczyć, wymoczku, ale ja nie mam zamiaru tolerować twojej brzydoty i smrodu. — Skrzywił się Hysen. — Zabieraj mi się stąd ze swoimi kozami.

— Nie mam zamiaru. Sam się zabieraj. — Ajgist uniósł głowę z dumą. Nie miał zamiaru się przed nikim płaszczyć. Może wychowywali go obcy pasterze, ale skąd ludzie mogli wiedzieć, że nie pochodzi z szacownego, spokrewnionego z bogami rodu? Jedyną pamiątką, jaką zostawiła mu matka, był bogato zdobiony miecz. Ona lub jego ojciec musieli pochodzić od szlachty.

— Ach, tak? — prychnął Hysen. — Jak mówiłem, pewnie chciałbyś zobaczyć, jak to jest być silnym i wyćwiczonym. Zaraz ci pokażę.

Podbiegł do niego tak szybko, że Ajgistos nie miał czasu wymyślić żadnego wybiegu. Hysen rzucił się na niego i przygniótł go do ziemi. Następnie z pięści zaczął bić drugiego chłopca po twarzy i klatce piersiowej. Ajgist próbował walczyć, odpychać go, kopać, ale rzeczywiście był za słaby. Od dziecka miał trudności z ćwiczeniami fizycznymi, a jako niemowlę podobno charakteryzował się wątłością i skłonnością do chorób.

Po chwili Hysen zszedł z niego, dysząc ciężko. Ajgistos pragnął się podnieść, ale coś go paraliżowało. Czuł krew na ustach i policzkach, ból w każdej kości.

— Dziś ci już odpuszczę, ale następnym razem mi się tu nie pokazuj, przybłędo — zagroził Hysen i jeszcze splunął mu w twarz. Ślina zmieszała się z krwią.

,,Pewnego dnia zniszczę ciebie i takich jak ty, bezmózgich osiłków" postanowił sobie Ajgist, zagryzając zęby. ,,Udowodnię wam, że rozum też się liczy".

— Tylko dzisiaj nie wdawaj się w żadne burdy — pouczyła go Mirona następnego dnia przy śniadaniu. — Nie nadążę prać twoich ubrań z krwi.

— Myślisz, że ja kogoś prowokuję? — zapytał chłopiec mimo woli.

— Patrząc na twoje zachowanie w domu, nie zdziwiłbym się — zadrwił Zozym.

Ajgistos zignorował to. Poczekał, aż jego opiekunowie wrócą do swoich spraw i na chwilę skierował się jeszcze do swojej izdebki. Pod łóżkiem leżał miecz, który przyniosła ze sobą jego matka. Był prosty, stalowoszary, ale rękojeść była złocona i wygrawerowano na niej małego lwa. Chłopiec próbował uczyć się nim walczyć, ale jego słabe zdrowie utrudniało mu stanie się prawdziwym wojownikiem. Mimo to postanowił dzisiaj ukryć miecz w prowizorycznej pochwie i pójść z nim na pasanie kóz. Jeśli znowu spotka jakieś durnia, zagrozi mu i może bogowie będą łaskawi mu pomóc. Zmówił krótkie modlitwy do Ateny i Aresa, a przede wszystkim Eryni, bogiń zemsty, i wyszedł z domu.

Niestety, istoty wyższe chyba jednak go nie kochały. Trzymał pochwę przy tobołku z chlebem i prowadził kozy tak jak każdego dnia, ale miecz dorosłego mężczyzny nie dawał się unieść słabowitemu dwunastolatkowi. Z każdym krokiem czuł coraz większe zmęczenie i ciężar. Zatrzymywał się co jakiś czas, ale wiedział, że niewiele mu to pomoże, a sprawi, że wróci do domu później i jego opiekunowie będą źli, że ociąga się z pracą.

W końcu nie dawał już rady. W jednej chwili miecz wysunął się z pochwy i padł na trawę. Ajgistos pochylił się, by go podnieść, gdy nagle usłyszał nad sobą czyjś głos:

— Czyje to ostrze?

Chłopak podniósł głowę. Stał nad nim niski czarnowłosy mężczyzna o opalonej twarzy okolonej zarostem. Siedział na dużym czarnym koniu, nosił ciemny płaszcz i prostą, ale gustownie uszytą szatę. Wyglądał na człowieka z wyższych warstw społecznych, a tacy się tu nie zapuszczali.

— M... moje — wydusił Ajgistos. Ten mężczyzna miał w sobie coś onieśmielającego. — Po matce — dodał.

Srogi wyraz twarzy nieznajomego mężczyzny nagle się zmienił. Przybysz zeskoczył z konia i uśmiechnął się do niego zachęcająco. Pogłaskał go po twarzy i spojrzał na niego z dumą i radością.

— Zatem znalazłem mój cud — szepnął z zadowoleniem.

— N... nie rozumiem... — wybąkał Ajgist.

Sytuacja była dziwna i niepokojąca. Słyszał o tym, że niektórzy starsi mężczyźni mają upodobanie do młodych chłopców i robią z nich męskie nałożnice. Głośna była historia o królu Lajosie, który zniewolił młodziutkiego Chrysipposa, syna Pelopsa z rodu Tantala. Lajos podobno odrzucał bliskość własnej żony, ponieważ pożądanie budziły w nim tylko nierozwinięte, niewinne ciała dzieci. Jednak został ukarany za swoje zbrodniePelops przeklął go i w rezultacie Lajos zginął z ręki własnego syna. Ajgistosowi było niedobrze na samą myśl o tej historii.

— Proszę dać mi spokój! — zawołał. — Nie będę niczyją dziwką!

Nieznajomy zabrał rękę i cofnął się ze zdziwieniem. Patrzył na niego jak na wariata.

— Ty... ty myślisz, że jestem jakimś obrzydliwcem? — spytał. — A ja jestem tu, by ci pomóc. — Znów położył ręce na jego ramionach. — Jestem twoim ojcem. Król Tiestes z Myken.

Wysunął rękę i pokazał mu sygnet rodowy. Znajdował się na nim lew – taki sam jak na mieczu.

— Jesteś dzieckiem danym mi przez bogów — dopowiedział Tiestes i przygarnął go do serca. Ajgistos zamarł i nie mógł się ruszyć. — Teraz już wszystko będzie dobrze.

Mirona i Zozym prawie zemdleli, gdy zobaczyli, że uzbrojony i bogato odziany mężczyzna wchodzi do ich chaty. Pewnie bali się, że coś im skonfiskuje, ale on powitał ich słowami:

— Dziękuję, że zajęliście się moim synem. Nie wiem, czy wystarczająco dobrze, ale przynajmniej nie zginął.

Małżonkowie złapali się za ręce. Ajgist uśmiechnął się pod nosem. Nie rozumiał jeszcze w pełni, co się stało i czy chce mieć coś wspólnego z Tiestesem z Myken, ale przyjemnie było, gdy ktoś się z tobą liczył.

— Staraliśmy się, panie... — wybąkała Mirona. — Wybacz, lecz nie znamy twojego imienia.

— Jestem król Tiestes z Myken. Wasz pan — wyznał z dumą przybysz. — Macie coś do picia?

— Mam trochę wina, które zostało z Dionizji — zaoferował Zozym.

— Znakomicie. Nalej mi, a ja wyjaśnię, co się tu zdarzyło.

Zozym szybko spełnił polecenie, nie zastanawiając się nad dziwnością sytuacji. Był prostym człowiekiem, który przyjmował świat z całym dobrodziejstwem inwentarza. Analizowanie tego, co nieoczywiste sprawiało mu trudność.

— Jestem synem wielkiego Pelopsa, który przed laty opuścił Lidę i udał się do Myken — zaczął Tiestes po zwilżeniu gardła. Ajgist przypomniał sobie, że w chwili spotkania przyszedł mu do głowy właśnie Pelops. — Na stare lata osiedlił się w królestwie swojej żony, a mojej matki, Hippodamei, w Pizie, a Mykeny zostawił mnie i memu bratu Atreusowi. Ale szybko ten zdrajca ogłosił się jedynym władcą, przekonał do tego możnych, a mnie wygnał z kraju. Udałem się wtedy do wyroczni delfickiej i poprosiłem o pomoc i jakiś znak. Zatrważające wiadomości nie świadczyły o niczym dobrym. Dowiedziałem się, że koronę odzyska dla naszego rodu mój syn... którego mam spłodzić z własną córką, Pelopią.

Ajgistos zadrżał. Teraz zrozumiał, dlaczego matka się go wyrzekła i uważała za przeklętego. Kazirodztwo było dobre dla bogów, ale u ludzi zajmowało czołowe miejsce wśród praktyk występnych i zakazanych.

— Trudno dopuścić się takiego czynu, ale nie miałem wyboru — kontynuował jego ojciec i dziad zarazem. — Pelopia była moją nieślubną córką, spłodziłem ją jako bardzo młody człowiek z nałożnicą. Potem ożeniłem się i miałem jeszcze czterech synów. Pelopię postanowiłem oddać na kapłankę Ateny. Teraz musiałem udać się do świątyni. Bogowie mi sprzyjali. Gdy dotarłem na miejsce, moja córka wychodziła, by zaczerpnąć wody. Ukryłem się pod kapturem, by mnie nie poznała, złapałem ją w pół, zaciągnąłem w krzaki... i spełniłem swój obowiązek. — W jego głosie nie było słychać żadnych emocji. — Wiedziałem, że nie mogę dopuścić, by prawda wyszła na jaw, więc po akcie zostawiłem Pelopię i na jakiś czas zrezygnowałem ze zdobycia dziecka. W ostatniej chwili moja córka wyrwała mi rodowy miecz, który nosiłem przy boku. Po nim rozpoznałem ciebie, dziecko. — Spojrzał z dumą na syna.

— Wierzę ci, panie... — wydukała Mirona. — Ta biedna dziewczyna po dotarciu tu wyznała mi, że była kapłanką Ateny, ale ktoś ją napadł i zbrukał jej czystość, więc uciekła, by nie zostać ukarana.

— Dziwne, że nie rozpoznała znaku rodu Pelopidów — skomentował Tiestes. — Ale od dawna dorastała poza rodziną królewską. Może dla niej to był zwykły lew. — Pogłaskał Ajgista po głowie. — Jak cię nazwała?

— My go nazwaliśmy. Ajgistos — wyjaśniła Mirona. — Ta dziewczyna uciekła stąd zaraz po porodzie. Nie mogła patrzeć na dziecko.

Ajgist zacisnął ręce. Dlaczego nawet teraz ta kobieta musiała mu wytykać, że był niechciany i odrzucony? Własna matka się go wyparła. Tiestes popełnił okropny czyn, ale on przynajmniej był z niego dumny i chyba na swój sposób go kochał.

— Cóż, moja córka wiele wycierpiała, ale to z woli sił wyższych... Zapłacę wam za opiekę nad nią i moim synem. A potem z Ajgistosem ruszymy do Myken.

— Ja się jeszcze nie zgodziłem — przypomniał mu chłopak.

Mirona pokiwała głową na te słowa. Też była przerażona gwałtem dokonanym przez Tiestesa. Ale co ona mogła powiedzieć? Nigdy nie dbała o Ajgistosa, zgadzała się z tym, że był przeklęty.

— Jesteś synem królewskim — przypomniał mu ojciec. — Twoje miejsce nie jest wśród kóz i lasów. Przy mnie zamieszkasz w wielkim, bogatym królestwie. Odzyskałem je od Atreusa, ale ty nadal jesteś wybrany i z pewnością dokonasz czegoś wielkiego. Ze mną to będzie możliwe. I zasługujesz na to, by w końcu mieć rodzinę.

,,Co to za rodzina, gdzie bracia się nienawidzą, a ojciec gwałci córkę i jest jednocześnie dziadkiem jej syna?" pomyślał Ajgistos. Słyszał co nieco o rodzie Pelopidów. Wiedział, że zostali naznaczeni klątwą zła i przemocy, gdy ich protoplasta, Tantal, zabił na mięso własne dziecko. Najwidoczniej przekleństwo się sprawdziło. Pelops zamordował swego teścia. Jego synowie się znienawidzili. Jeden z nich zniewolił własną córkę... Ajgistos nie wiedział, jak ma codziennie jeść obiad z takim ojcem, nawet jeśli był bogaty i wpływowy. Walka z myślami za i przeciw skutkowała ostrym bólem głowy, powodując przyspieszone tętno.

Ale czemu miał żałować matki, która go porzuciła i nie zainteresowała się nawet, czy przybrani rodzice o niego zadbają? Była dla niego nikim, nie musiał się martwić jej cierpieniem. Teraz stanął przed wielką szansą. Mógł udowodnić wszystkim, że jest silny i coś znaczy. To było warte każdej ceny. A odrobina bezwzględności nie jest niczym złym.

— Dobrze, ojcze. — Po raz pierwszy zwrócił się tak do Tiestesa. — Pojadę z tobą.

— Spójrz, synu. — Tiestes uniósł palec. — To brama mykeńska.

Ajgistos wyjrzał przez okno w wozie. Rzeczywiście, zbliżali się do wapiennej, piaskowej bramy, na środku której znajdywały się dwa zwrócone ku sobie lwy. Była prosta i surowa, ale bił od niej majestat i siła.

Ja i mój brat byliśmy dwoma takimi lwami. Dwoma skłóconymi braćmi... — wspominał król. — Mówi się, że śmierć krewnego to największa zbrodnia, ale zaryzykowałem i w ten sposób odzyskałem tron. Teraz nasza gałąź zapanowała nad tą Atreusa. Musisz dbać, by zawsze tak zostało. — Poklepał syna po ramieniu.

— Jak właściwie odzyskałeś tron, ojcze? — zapytał Ajgist. — Ja żyłem na odludziu, nie znam wszystkich opowieści.

— To długa i bolesna historia, ale opowiem ci ją, byś mógł zostać prawdziwym Pelopidą. Niedługo przed wygnaniem mnie Atreus poślubił Aerope, córkę Katreusa z Krety, potomkinię Minosa i Pazyfae. Urodziła mu trójkę dzieci, ale gdy żyłem poza krajem, dochodziły mnie wieści, że nie jest szczęśliwa. Znałem swego brata. Był bardzo gwałtowny, lubił urządzać jej awantury, podobno raz uznał, że go zdradza, bo ich drugi syn urodził się z jasnymi włosami, gdy oboje mieli ciemne. Sam oczywiście przyjmował nałożnice. Jest wiele opowieści o tym, co potrafi zdziałać kobiecy gniew... Postanowiłem to wykorzystać. W przebraniu spotkałem się z Aerope, wzbudziłem jej litość, a potem uwiodłem. Przekonałem, że gdy pozbędziemy się Atreusa, będziemy władać razem, a jej dzieciom nic się nie stanie. Nie znosiła męża i bała się go, ale je bardzo kochała. Już oczami wyobraźni widziała najstarszego, Agamemnona, na tronie Myken...

Ajgistos słuchał w skupieniu. To było coś, co rozumiał. Prymitywna siła była mu obca, ale wpływanie na ludzi, używanie rozumu i sprytu... To mógł osiągnąć. Może miał coś z Tiestesa. Może kiedyś też będzie tak dobrze naginał innych do swojej woli.

Atreus przekonywał wszystkich, że do sprawowania władzy upoważnia go stare złote runo, które dawno temu sprowadził Jazon. Aerope pochodziła z tego samego rodu, co czarownica Medea, która pomogła je zdobyć. Miała do niego pewne prawa. Zatem pewnej nocy je ukradła i przekazała mnie. Ale ten drań, mój brat, wszystkiego się domyślił. Przekonał radę, że kradzież nie nadaje praw i że nadal on jest prawowitym władcą. A Aerope oczywiście zabił. Uwięził ją w worze i utopił w morzu. Podobno na oczach ich synów, Agamemnona i Menelaosa. Starszy miał wtedy dziesięć lat, a młodszy pięć.

Tiestes mówił o tym ze spokojem i chłodem, jakby w ogóle nie żałował dawnej kochanki. Ajgistos zastanawiał się, czy ten człowiek jest zdolny do jakiejkolwiek miłości. Bo na swój sposób chciał u niego na nią zasłużyć.

— Spodziewałem się, że jeszcze przez długi czas będę musiał ukrywać się przed bratem i że dopiero mój syn zrodzony z Pelopii da radę odbić tron Myken. Jednak w pewnym momencie Atreus zaoferował mi zgodę i ponowne wspólne rządy. Zapewniał, że cudzołożna kobieta nie może stanąć między rodzonymi braćmi. Nie do końca mu wierzyłem, ale postanowiłem spróbować. Gdy znalazłbym się już w Mykenach, łatwiej byłoby mi wywrzeć zemstę. Na znak ufności wysłałem wcześniej do niego moich trzech synów, Aglaosa, Kallileona i Orchomenosa, których spłodziłem już w związku małżeńskim. Najmłodszego, Tantalosa, zostawiłem w domostwie z niańkami. Przybyłem do Myken, brat wyprawił na mą cześć ucztę. Jadłem mięso, pokrzepiałem się, a Atreus wydawał się zadowolony i spokojny. Uwierzyłem, że może naprawdę żywił do mnie jakieś braterskie uczucia. W pewnym momencie zapytałem, kiedy zobaczę moje dzieci i czy nie sprawiają mu kłopotów... A on... odparł, że już zawsze będę miał je przy sobie... bo właśnie je zjadłem.

Ajgistosa przeszedł lodowaty dreszcz. Zastanawiał się, czy w Mykenach spotka się z przyrodnimi braćmi i trochę na to czekał. W końcu mógłby mieć przyjaciół i towarzyszy. Tymczasem... oni nie żyli, a jego ojciec dopuścił się nie tylko kazirodztwa, ale i kanibalizmu. Popełnił dwa występki zaprzeczające człowieczeństwu i naturze.

,,Ale to nie on zawinił, tylko Atreus" uświadomił sobie Ajgist. ,,To on zabił moich braci i uknuł tę intrygę, by obciążyć ojca hańbą. Powtórzył czyn Tantala". Poczuł głęboką nienawiść do tego człowieka i żałował, że nie może się już na nim zemścić.

— Przez jakiś czas byłem bardzo udręczony. Najpierw los zmusił mnie do skrzywdzenia własnej córki, a potem nieświadomie uczyniłem coś jeszcze gorszego synom — kontynuował Tiestes. Po raz pierwszy jego głos zadrżał, a w oczach pojawiły się łzy. — Brzydziłem się sobą i pragnąłem śmierci. Ale w końcu pojąłem, że głównym winowajcą jest mój brat. To on musiał zapłacić. Dlatego przez jakiś czas ćwiczyłem i zbierałem wojska. W końcu pewnego dnia zaatakowałem. Moja determinacja pomogła mi zabić Atreusa. Pragnąłem także zrobić to samo z jego dziećmi, aby zniszczyć tę przeklętą linię i odpłacić mu okiem za oko, ale przeczuwając los, wysłał je do mojego ojca Pelopsa do Pizy. Ojciec nigdy nie był dla nas czuły. Stracił pierworodnego syna, a nas traktował jak namiastki. Nie chciał angażować się w nasz spór, ale zapowiedział, że nie da skrzywdzić wnuków i sam je wychowa. Agamemnon i Menelaos dorastają pod jego okiem. Ich młodsza siostra, Anaksibia, jest pod opieką mojej siostry, Astydamei, która jakiś czas temu owdowiała i wróciła do domu ojca.

Ajgist spuścił głowę. Rodzina, do której wszedł, nie była tą ciepłą i słodką, o jakiej marzył, gdy był mały. Dowiedział się teraz samych ponurych rzeczy – dzieciobójstwa, bratobójcze walki, gwałty, brak zasad. Zdał sobie sprawę, że tu też nie będzie bezpieczny. Nie znał jeszcze swoich kuzynów, ale czuł, że są wrogami i będzie zawsze musiał mieć się na baczności, aby nie odebrali mu przywilejów. Cały czas będzie musiał zachowywać czujność i nieufność. Ale żyjąc w lesie, już się tego nauczył. Właściwie był idealnym synem dla Tiestesa.

— Teraz wiesz, synu, jaka jest nasza rodzina. Odzyskałem Mykeny, ale linia Atreusa trwa. Pewnego dnia Agamemnon i Menelaos zapragną pomsty za śmierć ojca i matki i uderzą na nas, czuję to. I dlatego muszę mieć ciebie. Tantalos jest bardzo łagodny i miękki, za wrażliwy do tego zadania. Ty dorastałeś w surowych warunkach, znasz życie lepiej niż większość książąt. Ty zawsze wyciągniesz rękę po to, co nam się należy.

Ajgist pokiwał głową. Znajdywali się już w mieście i chociaż nigdy tu nie był, to widok uliczek i murów budził w nim jakąś dziwną nostalgię. Jakby zawsze tu przynależał.

— Nie zawiodę cię, ojcze.

Ajgistos po raz pierwszy czuł, że ma dom. Może Tiestes nie był tym ojcem, który poświęcałby wiele czasu dzieciom i bawiłby się z nimi, ale Ajgist czuł, że mimo to go kocha i zależy mu na nim. Poza tym miał powody do chłodu i zachowywania dystansu. W końcu jego brat zabił mu dzieci i zmusił do kanibalizmu.

Tantalos, najmłodszy ślubny syn Tiestesa, został nazwany po okrutnym przodku, ale nie miał chyba z nim nic wspólnego. Zawsze zachowywał się spokojnie i łagodnie, nigdy nie wszczynał kłótni, nawet do służby zwracał się bardzo delikatnie. Ajgist domyślał się, że trudno mu przebywać w jego towarzystwie ze świadomością, jak wyglądała historia ich rodziny, ale zawsze traktował go miło. To było dziwne, że ktoś na ciebie nie krzyczy, nie rozkazuje, po prostu jest uprzejmy, mimo że nie ma w tym żadnego interesu.

Czasem zastanawiało go, co dzieje się z jego matką. Czy wróciła do służby bogini, nawet jeśli nie była już dziewicą? Czy znalazła męża, a on miał więcej rodzeństwa? Czy w ogóle o nim myśli? Przyłapywał się na tym, że za nią tęskni. Skoro ojciec go pokochał, może ona też by mogła. Może żałowała swojego czynu albo pożałuje, gdy go pozna. Rozumiał już, dlaczego uważała go za przeklętego i trochę jej współczuł. Pewnego dnia przed pójściem do łóżka udał się do domowej kapliczki, zapalił kilka owoców granatu na ołtarzu Hery i pomodlił się:

— ,,Wszechwładna Hero, nieśmiertelna królowo o tronie złocistym

Ciebie szczęśliwi mieszkańcy wielkiego Olimpu czczą i szanują

Spełniona małżonko Zeusa egidodzierżcy co świetną urodą jaśniejesz

Ty też świętych więzów strzeżesz co śmiertelników wiążą

Zechciej przybyć, życzliwa, radując się naszą ofiarą."

Poczekał chwilę, aż dym wzniesie się ku górze. Następnie spojrzał w chmury i próbując wyobrazić sobie twarz boskiej małżonki, wyszeptał:

— Skoro jesteś patronką małżeństw i rodzin, sprowadź do mnie matkę. Chciałbym ją zobaczyć przynajmniej raz.

Kilka dni później ojciec próbował trenować go z mieczem, ale Ajgistosowi nie szło najlepiej. Miał nadzieję, że na pałacowym, pożywnym jedzeniu nabierze sił, stanie się mocniejszy i sprawniejszy, ale obecnie wciąż był dość... cherlawy. Niektórzy synowie dworzan drwili z niego, ale Tiestes szybko przywołał ich do porządku, a Tantal stanął w jego obronie. Sam był dość delikatny i szczupły, ale dobrze ćwiczył.

— Może sprawność cielesna nie będzie twoją najmocniejszą stroną, ale to nic — pocieszył go teraz ojciec. — Rozum też jest ważny. Tylko w ten sposób będziesz przewidywał kroki twoich wrogów.

Ajgist skinął głową. Cieszył się, że jego ,,tata" uważa go za mądrego i sprytnego. Wreszcie ktoś go doceniał i traktował jako kogoś ważnego.

— Panie... — Na dziedziniec wbiegł jeden ze strażników. — Jakaś kobieta dobija się do drzwi. Twierdzi, że jest twoją córką.

— Pelopia? — wykrztusił natychmiast Tiestes. Jego wzrok był zdumiony i błędny. Pewnie nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś ujrzy córkę. Ale Ajgistos poczuł przyśpieszone bicie serca. W końcu miał zobaczyć matkę. Hera spełniła jego prośbę. Odzyska oboje rodziców.

— Chcę z nią porozmawiać. Mogę? — zapytał natychmiast.

Ojciec potrząsnął głową i zamyślił się na dłużej. Syn rozumiał, że spotkanie z córką, którą zniewolił, nie będzie dla niego przyjemne, ale przecież ma na swoją obronę wolę bogów. Pelopia będzie musiała to zrozumieć, a potem przyjąć i pokochać przeznaczone dziecko.

— Dobrze, chodźmy — zgodził się niechętnie Tiestes. — W końcu trzeba stawić czoło przeszłości.

Ujął syna za rękę i zaprowadził do sali tronowej. Czekała tam już na nich Pelopia. Ajgistos nie znalazł w niej żadnych swoich rysów. Musiał wrodzić się w ciemnowłosego Tiestesa o czarnych oczach i twardych rysach. Jego matka wyglądała na trochę mniej niż trzydzieści lat. Miała delikatną, prawie młodzieńczą twarz, jasną cerę i bardzo szczupłą sylwetkę, jakby nigdy nie rodziła. Jej włosy były złote, a oczy niebieskie. Nosiła prostą białą sukienkę pasującą bardziej do wiejskiej kobiety niż księżniczki.

— Witaj, córko — powitał ją drżącym głosem Tiestes.

— Witaj, ojcze — odparła Pelopia. Patrzyła na niego ufnie i niewinnie. W końcu nie wiedziała, że to on ją skrzywdził. — Przepraszam, że pojawiam się po tylu latach... Wstydziłam się.

— Rozumiem, dziecko — uspokoił ją ojciec. — To nic. Zaraz podamy obiad.

— Nie, najpierw muszę ci wszystko wyznać! — zawołała Pelopia. Zupełnie nie zwracała uwagi na stojącego obok Tiestesa chłopca. —Trzynaście lat temu kiedy wyszłam ze świątyni, jakiś nieznany mi mężczyzna zaatakował mnie... i wziął siłą. — Spuściła głowę. Oddychała ciężko, zaciskając ręce. Najwidoczniej po tak długim czasie wciąż przeżywała tę chwilę. — Ukrywałam to, bo się wstydziłam, czułam się nieczysta i niegodna. W końcu ślubowałam dziewictwo. Ale po jakimś czasie dostrzegłam, że moje piersi puchną i miesięczne krwawienie nie nadchodzi. Zrozumiałam, że jestem ciężarna. Uciekłam ze świątyni, bałam się, że zabiją mnie za niedotrzymanie ślubów. Znalazłam jakąś rodzinę pasterzy, która zgodziła się przyjąć mnie do siebie. Mój brzuch wciąż rósł, a ja nienawidziłam tego dziecka. Przypominało mi o moim bólu i zhańbieniu. Urodziłam syna, był mały i uroczy, ale potrafiłam myśleć tylko o tym, że kiedyś stanie się taki, jak jego ojciec. Ludzie, u których żyłam, nie mieli swoich dzieci. Dlatego... gdy tylko doszłam do siebie, odeszłam od nich i zostawiłam im syna na wychowanie. Wiedziałam, że nie powinnam, ale bałam się, że to dziecko mnie unieszczęśliwi albo że ja pewnego dnia zrobię mu krzywdę...

Ajgist poczuł, że traci oddech. Oczywiście, wiedział od Mirony, co matka mówiła o ciąży, ale co innego domyślać się, a usłyszeć prawdę z ust najważniejszej osoby. Matka go nie kochała, nie chciała go. Nienawidziła go. Bała się, że wyrośnie na złego człowieka, że będzie zbyt podobny do swojego ojca. Ale on chciał przypominać Tiestesa. Chciał być odważny, inteligentny i umieć wykorzystywać sytuację.

— Przykro mi, dziecko... — wydusił Tiestes, ale jego twarz był kamienna. Odruchowo dotknął miecza, który miał przy pasie.

— Skąd to masz? — zdziwiła się Pelopia na widok ostrza. Wpatrywała się szeroko rozszerzonymi oczami w wygrawerowanego lwa. — Bardzo podobny... miał mój oprawca.

Tiestes westchnął. Ajgistos domyślił się, że ojciec liczył na ukrycie prawdy, ale sprawa wymknęła się spod kontroli i jako prawdziwy mężczyzna musiał stawić czoło rzeczywistości.

— Dziecko... wybacz mi — westchnął. — To ja ciebie zaatakowałem. A to nasz syn. — Położył rękę na ramieniu Ajgista. Chłopiec nabrał pewności. Przynajmniej ojciec był po jego stronie i się go nie wypierał.

Pelopia nie odpowiadała. Stała nieruchomo i patrzyła na miecz, jakby bała się przyjrzeć dziecku, które przedstawiono jej jako własne.

— Zobacz, dziecko... — Tiestes podszedł do niej i wyciągnął miecz z pochwy. Położył go na dłoniach tak, że kobieta mogła go dotknąć. — Dziwne, że nie zapamiętałaś symbolu, ale dorastałaś poza Mykenami. To znak rodu Pelopsa. Jesteśmy lwami. I czasem musimy trzymać się prawa dziczy... — Potrząsnął głową. — Gdy straciłem królestwo z rąk brata, wyrocznia powiedziała mi, że odzyska je mój syn spłodzony w związku z córką. Nie mogłem pozwolić, by Atreus się tu panoszył. Wybrałem mniejsze zło... Znalazłem cię w świątyni i... — Zamilkł.

— Co? — Pelopia odsunęła się od ojca, ale przytrzymywała lekko miecz. — Mój własny ojciec... Popełnił takie plugastwo? — W końcu zwróciła wzrok na Ajgista. Spoglądała z rozpaczą i szaleństwem. — Mój syn... jest moim bratem? Bogowie, co za hańba...

— Nie jestem żadną hańbą! — krzyknął Ajgistos. Nie mógł już słuchać tych słów. — Nie udawaj niewinnej, sama nie jesteś idealna! Porzuciłaś mnie, jedyne dziecko, oddałaś ludziom, którzy wcale o mnie nie dbali! Ojcu przynajmniej na mnie zależy, a ty myślisz tylko o swoim bólu! Nienawidzę cię! Wolałbym nie mieć matki, tylko samego ojca, jak bogini Atena!

— Nienawidzisz mnie? Nie mam nikogo? — szepnęła Pelopia.

Patrzył na nią z zaciętością. Nie chciał dopuścić do siebie czułości i zrozumienia. Jego matkę spotkało zło, pewnie cierpiała przez wiele lat, a powrót do rodzinnego domu nie przyniósł jej ukojenia i nadziei. Nie wiedział, co działo się z nią po porzuceniu go, ale teraz go to nie obchodziło. Przez nią pozbawiono go miłości i ciepła, a ona myślała jedynie o sobie.

— Tak. Wolałbym cię nigdy nie poznać — odparł.

Pelopia wyrwała broń z rąk ojca. Zanim Tiestes zdążył zareagować, wbiła sobie miecz w serce. Jej ostatni krzyk przeszył usta Ajgista. Zadrżał, gdy jego matka upadała na podłogę, a z jej bladego ciała trysnęła krew.

— Jak się czujesz? — zapytał Tiestes stojącego na balkonie syna.

— Nie wiem. Dziwnie. Ja jej prawie nie znałem... — odparł chłopiec, nie patrząc na niego. Dobrze, że Tantalos rankiem pojechał na przejażdżkę ze swoimi przyjaciółmi.

— To prawda. Była moją córką, przykro mi, że musiała ponieść taką ofiarę, ale dobro rodu jest najważniejsze. Jeśli chcesz być lwem, musisz ostrzyć swój kieł — powiedział sentencjonalnie król. Pogłaskał syna po głowie. — Nie możemy pozwalać sobie na skrupuły i sentymenty. Nadal musimy bronić naszych praw. Synowie Atreusa kiedyś dorosną i zapragną go pomścić. Mogą mnie skrzywdzić... Wtedy ty będziesz musiał stanąć na czele rodziny.

— Dobrze, ojcze — odparł odruchowo Ajgistos. Nie zastanawiał się nad tymi słowami, ale nagle poczuł dumę. To w nim Tiestes widział następcę, nie w Tantalosie.

— I nie przejmuj się tym gadaniem, że powstałeś w wyniku hańbiącego czynu, że to sprzeczne z naturą. Bogowie żyją w kazirodczych związkach. Są zazdrośni, więc nam tego zabraniają, ale przekraczanie granic i brak strachu przed wcielaniem w życie zakazanych czynów sprawiają, że jesteśmy silni i ponad innymi śmiertelnikami. Ty jesteś kimś wyjątkowym, synu. Pamiętaj o tym.

W tym momencie Ajgist odważył się oprzeć o ojca. Po raz pierwszy ktoś powiedział mu coś takiego. Potraktował jako kogoś ważnego i cennego, nie podrzutka i bękarta. Nieważne, co Tiestes zrobił Pelopii czy swojemu bratu. Dla niego był dumnym, oddanym ojcem. Musiał zawsze stawać po jego stronie.

— Dziękuję. Nie zawiodę cię, tato.

⋆⋅☆⋅⋆

Od autorki opowieści:
Dziękuję wszystkim za przeczytanie, a autorce akcji za zaproszenie do zabawy 😊 To było spore wyzwanie, ale na co dzień piszę o mitologii greckiej, która jest pełna historii i motywów, więc postanowiłam oprzeć się na tym, co znam. Ajgistos jest jednym z bohaterów moich dwóch powieści ,,Grecy i Trojanie" oraz ,,Grecy i Trojanie. Tom II. Po burzy". Poznajemy go jako okrutnego, bezwzględnego, chytrego mężczyznę, który po latach powraca do Myken, by uwieść i wykorzystać królową Klitajmestrę, a potem jest nieczułym i surowym ojczymem dla jej dzieci. Tutaj próbowałam pokazać jego ,,character development", to co go ukształtowało i jak wyglądały zdarzenia, które w ,,Grekach" są tylko opowieściami. Oczywiście krótka forma sprawia, że pewne rzeczy trzeba sobie dopowiedzieć, ale mam nadzieję, że historia Was zaciekawiła. Po inne losy rodu Pelopidów zapraszam do ,,Greków" oraz shota ,,Miłość, która nie ocala".

Pozwoliłam sobie na pewne odstępstwa od najpopularniejszych wersji mitologii. Zazwyczaj przyjmuje się, że Tiestes spłodził Ajgistosa dopiero po tragicznej uczcie i śmierci Aerope. Zmieniłam to, żeby bohaterowie ,,Greków" mogli być w zbliżonym wieku. Zazwyczaj też przyjmuje się, że to Atreus odnalazł i wychował Ajgistosa, a po latach Tiestes odnalazł syna w pałacu brata, wyznał mu prawdę o swoim pochodzeniu i namówił do zabicia Atreusa. Czasem mówi się też, że Atreus poślubił własną bratanicę Pelopię, gdy była w ciąży, i tak oto spotkała ona ponownie swojego ojca na dworze mykeńskim. Zmienione dla dramatyzmu i spójności fabuły 😉

Wiem, że ta konkretna historia jest dość makabryczna i nie ma najsympatyczniejszych bohaterów, ale myślę, że może być miłą odskocznią od omawiania mitów w szkole, gdzie praktycznie w liceum nadal powtarza się to, co w podstawówce. Liczę, że zaciekawiłam Was tematem 😊

⋆⋅☆⋅⋆

To była opowieść napisana przez FannyBrawne99, której serdecznie dziękuję za zaangażowanie i chęć wzięcia udziału w projekcie. Zapraszam Was teraz do odwiedzenia jej profilu, gdzie publikuje swoje prace. To będzie dla niej bardzo miły gest, który z pewnością doceni!

⋆⋅☆⋅⋆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro