Opowieść 29: O Posłanniczce bogów.
⋆⋅☆⋅⋆
Tytuł: ❛❛W ogniu zemsty❜❜
Autor: idylliczna
Gatunek: fantasy
Data publikacji: 1.02.2025 r.
⋆⋅☆⋅⋆
❍
━━━━━━━┛ ■ ┗━━━━━━━
INFORMACJE WSTĘPNE
Okres tworzenia: 9.12.2024 r. (6h)
Liczba słów: 2293
Zastosowany motyw: szansa
Elementy projektu: wyróżnione i podkreślone
Nawiązania do książki:
↳ ❛❛Posłanniczka bogów❜❜ – idylliczna¹
Korektor tekstu: xNoorshally
Autor grafiki: idylliczna
Wyjaśnienie: Wspomniane wyżej elementy to słowa, zadania, rym i nawiązania do innych utworów, które autorka w ramach wspomnianego projektu musiała wpleść do tekstu podczas pisania swojej opowieści.
·
¹ W tekście nie zostały wyróżnione wzmianki odnoszące się do książek autorki, gdyż cały tekst stanowi jedno wielkie nawiązanie do jej dzieła, wspomnianego powyżej.
━━━━━━━┓ ■ ┏━━━━━━━
❍
☟
Siedziała na ławce, obserwując, jak słońce powoli znika za horyzontem. Ostre szczyty górskie wbijały się w ogromną złotą kulę zupełnie tak, jakby miały zamiar ją przebić.
Nerissa uwielbiała zarówno ten widok, jak i towarzyszący mu spokój. Czuła się wtedy tak samo, jak gdy przesiadywała blisko płomieni. Gdyby mogła, usadowiłaby się w samym ich centrum. Pośród rzeczy zakazanych to było czymś naturalnym, jakby stanowiło część jej istnienia. Ciepło ognia otulało ją w sposób, który uspokajał wszystkie jej myśli, a jego bliskość napełniała ją poczuciem bezpieczeństwa. Była częścią świata, który dla innych wydawał się zbyt niebezpieczny, ale dla niej był jak dom, w którym czuła się w pełni sobą.
Na zewnątrz przesiadywała zwykle po wyjątkowo trudnych dniach – tak jak tym razem. Nie chciała dokładać zmartwień przyjaciołom, więc uciekła, by pobyć w samotności. I poniekąd uniknąć niechcianych spojrzeń szyderstwa...
Znów przegrała. Po raz kolejny wylądowała na ziemi – siódmy dzień z rzędu.
Tak, liczyła je wszystkie.
Spojrzała na swoje dłonie, które zaczęły drgać na samo wspomnienie minionego treningu i kolejnej porażki.
— Walka z nią to jakiś banał — powiedział Ariantel, biorąc się pod boki. — Dajcie mi prawdziwego wojownika!
Wspomnienie jego słów wywołało łzy cisnące się pod jej powieki. Miała dość bycia bezradną, słabą i stłamszoną. Chciała pokazać im wszystkim, na co ją stać, ale treningi, które zaproponowali jej przyjaciele, ledwo się zaczęły. Na efekty będzie musiała jeszcze ciężko zapracować.
Nieustannie zastanawiała się, dlaczego to wszystko spotykało ją? Przecież to nie była jej wina, że mnisi dostrzegli w niej potencjał i pokładali w niej ogromne nadzieje. Bogowie podarowali jej przecież żywioł – ogień, który tak bardzo kochała. Oczywistym było, że nie stanie się znamienitą wojowniczą od zaraz. Każdy sukces wymaga pracy, a może Nerissa potrzebowała jej dwa albo nawet trzy razy więcej niż inni?
Westchnęła i otarła wierzchem dłoni łzy spływające po twarzy.
Ale jaką miała gwarancję, że podejście adeptów zmieni się, gdy tylko rozwiną się jej umiejętności? Tak po prawdzie, nie potrafiła zrozumieć, dlaczego tak bardzo się na nią uwzięli. Tylko dlatego, że była jedyną, która wychowywała się w Zakonie? Zapominali, że była sierotą, nieznającą smaku rodzinnej miłości. A pragnęła jej najmocniej na świecie...
— Adeptko Nerisso. — Serce od razu podeszło jej do gardła na dźwięk własnego imienia i tonu, w jakim je wypowiedziano. Podniosła się z miejsca i wyprostowała, gdy stanęła przed nią sylwetka mnicha w karmazynowo-czarnej szacie. — Doszły mnie słuchy, że nie byłaś uważna na porannych wykładach u Mistrza Mayrasha. Ostatnio zbyt często ci się to zdarza. To już trzecie takie doniesienie — zwrócił jej uwagę — i jestem zmuszony wyciągnąć konsekwencje.
Nerissa poczuła ścisk w gardle. Dłonie znów zaczęły jej drżeć, więc przycisnęła je mocniej do ciała, starając się nie uciekać wzrokiem od bystrego spojrzenia mnicha.
Odkąd Sylas i Ivelle zaczęli ją trenować, trudno im było znaleźć wolne chwile, więc często robili to po godzinach, aż do późnej nocy. Dlatego rankiem chodziła niewyspana, a uwaga podczas zajęć gdzieś jej umykała. Wmawiała sobie, że w końcu jej organizm się do tego przyzwyczai, ale zanim to nastąpi, musiała odbębnić kolejną karę.
— Chodź ze mną — nakazał mnich, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
Nerissa spuściła głowę i z pokorą podążyła za Mayrashem niczym cień. Ławeczka, przy której siedziała, znajdowała się po drugiej stronie wejścia, więc droga zajęła im dłuższą chwilę. Młoda Posłanniczka postanowiła zająć myśli Zakonem, a konkretnie jego budowlą.
Mówiono, że stał tu kiedyś dwór jakiegoś zapomnianego króla. Nikt nie znał jego imienia ani nazwiska. Krążyły tylko legendy, które straszyły najmłodszych adeptów dopiero co przyjętych do Zakonu po zaprezentowaniu żywiołu przyznanego im przez bogów. Starsi często wykorzystywali te opowiastki do zastraszania ich, a mnisi przymykali na to oko.
Podobnie jak w wielu przypadkach, kiedy nękano Nerissę.
Wrota Zakonu zaskrzypiały, kiedy Mistrz Mayrash je otworzył, a potem za nimi zamknął. Posłanniczka nie wychylała się i czekała, aż mnich pójdzie pierwszy. Nie wiedziała, jakie konsekwencje miał na myśli ani dokąd chciał ją zaprowadzić, ale gdy ujrzała krzywe pochodnie w korytarzu z pęknięciami w ścianach, nabrała przekonania, że zmierzają do jej pokoju. Przynajmniej taką miała nadzieję.
Chwilę później karciła się za swoją naiwność, gdy zatrzymali się przed tymi drzwiami.
— Pogrążenie się w modlitwie do bogów dobrze ci zrobi — oznajmił mnich, po czym pociągnął mocno za zardzewiałą klamkę. — Może oni przemówią ci do rozsądku i wyjaśnią, jak ważną misję otrzymałaś.
Nerissa obejrzała się przez ramię na mnicha, zanim wkroczyła w ciemność, odgrodzoną jeszcze chwilę temu przez drzwi.
— Adepci nie mogą zaniedbywać swoich obowiązków. Szkolenie na Posłannika to nie tylko trening siłowy i zwinnościowy. Umysł jest kluczem do sukcesu. Spryt, przebiegłość, wiedza... — wyliczał, delikatnie popychając dziewczynę naprzód, aż znalazła się pośrodku jednej wielkiej, ciemnej pustki.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, drzwi zatrzasnęły się z hukiem, pozostawiając ją w zupełnej ciemności.
Na początku nie czuła nic; była tylko ona, mrok i krople wody skapujące prawdopodobnie z sufitu. Zza drzwi przez długi czas nie dochodziły żadne dźwięki, choć Nerissa miała nadzieję, że ktoś przypadkiem przejdzie obok. Wówczas mogłaby wyrazić skruchę za swoje zachowanie i być może zostałaby wypuszczona wcześniej.
Nie miała jednak na co liczyć.
Padła na kolana pośród tej kłębowiny cieni i zaczęła modlitwę, tak jak zasugerował jej mnich. Złączyła dłonie i zamknęła oczy, choć nawet bez tego miała przed sobą jedynie bezdenną czerń. Zaciskała je dodatkowo, bojąc się, że coś z ciemności mogłoby nagle wyskoczyć i ją wystraszyć.
W swoich prośbach do bogów błagała, by potraktowali ją łagodnie. Przeprosiła za swoje zachowanie, choć nie miała złych intencji. Zapewniała, że chce godnie reprezentować tego, który ją wybrał — boga ognia.
Po odmówieniu piątej, wyuczonej na pamięć formułki modlitewnej, zatraciła poczucie czasu. W klitce nie było zegara, ale krople wody stały się dla niej namiastką odmierzania chwil. W końcu jednak i to przestało mieć znaczenie.
Tak bardzo chciałaby wrócić do przyjaciół...
。・゚・⚔・゚・。
Nerissa wiedziała, że nigdy nie zapomni tej przerażającej nicości, której skutki odczuwała jeszcze przez cały następny tydzień, odkąd ją stamtąd wypuścili.
Do tej pory pokój, w którym spała, był jej azylem, miejscem, w którym czuła się najbezpieczniej. Teraz? Teraz każda noc, nieważne gdzie, przyprawiała ją o dreszcze. Zwierzyła się z tego przyjaciołom, a Ivelle zdecydowała się zaryzykować i wymykać tuż po ciszy nocnej, tylko po to, by spędzić z Nerissą choć część nocy, aby nie czuła się samotna.
Mnisi naprawdę bywali okrutni. Niby chcieli dać nauczkę młodej Posłanniczce, ale tak naprawdę tylko przyczynili się do jeszcze większych zaległości i nieuwagi na zajęciach z powodu skrajnego braku snu.
Wrócili do treningów, by zająć czymś Nerissie głowę. Okazało się, że noc w odosobnieniu znacznie przyczyniła się do poprawy skupienia podczas walki, z czego zarówno Sylas, jak i Ivelle byli zadowoleni. Nerissa wyglądała zupełnie, jakby była w jakimś transie. Uniknęła niemalże każdego ciosu zadanego przez przyjaciela, a nawet odpowiedziała w kontrze. Po kilku takich sesjach można było powiedzieć, że czuła się w miarę przygotowana do kolejnego sparingu adeptów.
I, oczywiście, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja, mnisi musieli ją wykorzystać.
Na dworze panowała rześka atmosfera. Deszcz ustał w południe, ale kałuże z brudną wodą nadal nie wchłonęły się w ziemię między kamieniami.
— Vallaro, Nerisso, stańcie naprzeciw siebie — nakazał Mistrz, po czym sam odwrócił się od nich i przeszedł kilka kroków, aby dać im stosowną do walki przestrzeń.
Dobrze się stało, że mnich wybrał akurat Vallarę. Nie miała tyle siły i zwinności, co Ariantel, dlatego Nerissa czuła, że będzie w stanie jej podołać. Nie robiła sobie nadziei na wygraną, ale uważała, że będzie w stanie odparować kilka jej ciosów, co już da co poniektórym do myślenia i przestaną jej dokuczać.
— To będzie sama przyjemność — powiedziała pod nosem przeciwniczka, przyjmując pozycję bojową.
Nie mieli drewnianych mieczy; pojedynkowali się na gołe pięści, co nie byłoby aż takie złe, gdyby nie wzrok Vallary, który wywołał u Nerissy dreszcze. Nagle cała pewność siebie, którą zbierała w sobie od kilku dni, tak po prostu uleciała. Czuła, że nogi miała jak z waty, a jej ręce stały się wiotkie, zupełnie niezdatne do wyprowadzenia konkretnego ciosu.
Wtedy też ujrzała Ariantela, który stał w lekkim rozkroku ze splecionymi na piersi rękami. Spoglądał na Nerissę z ukosa, jakby próbował ukryć własne emocje. Wiedziała, co ten wzrok oznaczał. To była zapowiedź, niemal ostrzeżenie. Nie cofnie się przed niczym, byleby powalić ją na kolana i pokazać, że była bezwartościowa; jeśli nie Vallara, naprzeciw stanie właśnie on, a wtedy czeka ją nieuchronna droga do Mistrza Uzdrowiciela.
Nerissa wzięła głęboki oddech, próbując przywołać choćby cień skupienia, które towarzyszyło jej podczas ostatnich treningów. Nie mogła pozwolić, by Vallara wyczuła jej strach – to byłby koniec. Zgięła kolana, podnosząc lekko ręce w gotowości do obrony, choć czuła, jak drżą.
Nie, powiedziała do siebie. Nie dam się stłamsić. Nie tym razem.
Wezbrała w niej nowa, dotąd nieznana siła. Zapłonął w niej żywy ogień i mogłaby przysiąc, że gdyby teraz przywołała swój żywioł, okalałby ją niczym żywa tarcza. Czuła gorąc, ale wcale jej on nie przeszkadzał, a motywował do działania. Zmrużyła oczy i wyobraziła sobie płomienie tańczące w jej tęczówkach.
— Gotowe? — zapytał Mistrz, rzucając adeptkom krótkie, badawcze spojrzenie.
Obie kiwnęły głową.
— Zaczynajcie.
Vallara ruszyła pierwsza. Nerissa ledwo zdążyła unieść ręce, gdy cios przeciwniczki spadł na jej bok. To nie była tylko siła pięści – Vallara walczyła z determinacją, która wykraczała poza zwykłą rywalizację. Nerissa cofnęła się o krok, starając się złapać równowagę. Kolejny cios przyszedł szybko, celując w jej szczękę, ale tym razem zdążyła odchylić głowę.
Tak jak uczył ją Sylas.
— Dobrze, Nerisso! — krzyknęła Ivelle z boku, choć jej głos wydawał się dochodzić z oddali.
Jednak Vallara nie zamierzała jej dać chwili wytchnienia. Nerissa zauważyła, jak przeciwniczka obraca się na pięcie, próbując wyprowadzić kopnięcie. W ostatniej chwili udało jej się opaść na jedno kolano, a stopa przeciwniczki przeleciała tuż nad jej głową. Odruchowo wyprowadziła kontratak, celując w brzuch. Trafiła, lecz nie z taką siłą, jakiej potrzebowała.
Vallara cofnęła się, złapała oddech, po czym spojrzała na Nerissę z czymś, co przypominało szyderczy uśmiech. Zaczęła walkę ze świadomością łatwej wygranej i nawet jeśli Nerissa zaczęła jakkolwiek skutecznie odpowiadać, to nie zwróciło uwagi adeptki, by być uważniejszą.
— To wszystko, co potrafisz, Posłanniczko? — zakpiła z niej.
Te słowa uderzyły mocniej niż jakikolwiek cios. Nerissa poczuła, jak fala gniewu przepływa przez jej ciało, zmuszając ją do działania. Ogień w niej wezbrał. Zacisnęła pięści, a spomiędzy jej palców wydostało się kilka niekontrolowanych płomyków.
Ruszyła, wyprowadzając serię szybkich ciosów, które zmusiły Vallarę do defensywy. Jedno z uderzeń trafiło w ramię przeciwniczki, kolejne otarło się o jej szczękę. Nerissa cieszyła się z tych małych sukcesów, ale nie dała tego po sobie poznać. Jej twarz pozostawała w pełni skupiona tylko na jednym.
— Dobrze! — głos Sylasa przebijał się przez szum w jej głowie.
Vallara szybko jednak odzyskała równowagę. Tym razem to ona zaatakowała z pełną siłą, wyprowadzając szybki lewy sierpowy, który Nerissa ledwo zablokowała. Zaraz potem poczuła, jak drugi cios trafia ją w bok. Ból był przeszywający, ale musiała go wytrzymać.
Na skraju pola walki Ariantel uśmiechnął się lekko, a jego spojrzenie zdawało się mówić: To jeszcze nie koniec. Ale co miał na myśli? Czy zamierzał stanąć do walki jako drugi, gdy Vallara ją wykończy, a on po prostu dobije? Myśl o tym sprawiła, że przełknęła gorzko ślinę, tracąc na chwilę panowanie nad sytuacją. Nie chciała znów czuć tego przerażającego bólu. Choć Posłannicy regenerowali się szybko, ból odczuwali równie intensywnie, a Nerissa zaczynała mieć go dość.
— Twoje ciosy są słabe, to żadna siła. Upadniesz, bo tak kończy każda, co mi się postawiła! — wrzasnęła Vallara.
Nerissa zmusiła się do ponownego skupienia. Musiała przetrwać. Nie tylko dla siebie, ale też dla wszystkich, którzy w nią wierzyli. Przyjęła niższą pozycję, gotowa na następny ruch Vallary. Tym razem nie miała zamiaru się cofnąć.
Vallara, zachęcona chwilą nieuwagi Nerissy, ruszyła do przodu z kolejnym ciosem, mierząc w jej brzuch. Nerissa w ostatnim momencie zareagowała, obracając się w bok. Chwyciła nadgarstek przeciwniczki. Ruch był szybki, instynktowny, a siła, z jaką Vallara naparła na nią, obróciła sytuację na jej niekorzyść. Nerissa pociągnęła przeciwniczkę za rękę, wytrącając ją z równowagi i zmuszając, by Vallara zrobiła krok w tył, aby nie upaść.
— Nie jestem taka słaba, jak myślisz — powiedziała Nerissa przez zaciśnięte zęby. Jej głos brzmiał bardziej pewnie niż wcześniej.
Vallara rzuciła jej wściekłe spojrzenie, ale tym razem atakowała ostrożniej. Wyprowadziła kopnięcie, celując w kolano Nerissy. Ta zdołała odskoczyć i odpowiedziała szybkim ciosem wymierzonym w ramię przeciwniczki. Choć siła jej uderzenia nie była jeszcze wystarczająca, Vallara syknęła z bólu.
— Nerisso, więcej pewności! Wykończ to! — krzyknął Sylas, a jego słowa przebijały się przez szum krwi pulsującej w jej uszach.
Na twarzy Nerissy pojawił się uśmiech. Dłonie zapiekły od gorąca, ale było to przyjemne uczucie. Ciepło nie zadawało bólu — dodawało odwagi do kolejnych ruchów i otwierało umysł na nowe pomysły do wykorzystania w pojedynku.
Zamiast dać się zastraszyć, Nerissa przypomniała sobie wszystkie treningi, porażki, które musiała znieść, i gniew, który gromadziła w sobie przez ostatnie dni. Vallara zaatakowała ponownie, próbując podciąć ją niskim kopnięciem. Nerissa jednak przewidziała ruch – odbiła się lekko, unikając ciosu, i zanim Vallara zdążyła się podnieść, wyprowadziła ostatni, zdecydowany cios w jej brzuch. Vallara zatoczyła się, a chwilę później osunęła na jedno kolano, chwytając się za bok.
Mistrz podniósł rękę.
— Wystarczy. Otraen, Bashe, teraz wy.
Nerissa opuściła pięści, ciężko dysząc. Jej ciało pulsowało od wysiłku, ale mimo to uniosła głowę, nie pozwalając nikomu dostrzec, jak bardzo jest wycieńczona.
Vallara spojrzała na nią z wściekłością, ale nie powiedziała ani słowa. Nerissa wiedziała, że ta walka nie była końcem ich rywalizacji, ale przynajmniej w końcu pokazała, że nie jest kimś, kogo można łatwo złamać.
Mimowolnie jej wzrok powędrował do Ariantela stojącego na skraju pola. Nadal stał ze splecionymi na piersi rękami, tym razem uśmiechając się szerzej, bardziej szyderczo. To spojrzenie przyprawiło Nerissę o dreszcze.
Wiedziała, że zaprezentowanie nowych, dotąd nieznanych umiejętności wcale jej nie pomogło. Co odniesie choć mały sukces, on przyjdzie, żeby pokazać jej, że była nikim.
Ale nie zamierzała się poddać. Za każdym razem miała zamiar podnosić się z uniesioną brodą, zmotywowana do dalszego rozwoju. Nie przestanie trenować – nie, dopóki nie pokaże mu, kim naprawdę jest.
⋆⋅☆⋅⋆
Od autorki opowieści:
Uff... napisanie tego krótkiego opowiadania nie było dla mnie łatwą sprawą. Nie jestem dobra w takie formy, więc tym bardziej nie poszłam w coś oryginalnego, a finalnie weszłam w świat mojej Posłanniczki i potraktowałam to jako wspomnienie z przeszłości Nerissy - głównej bohaterki „Posłanniczki bogów". Choć nie obyło się bez trudów i potknięć - także czas nie był dla mnie sprzyjający (tu ogromnie dziękuję xNoorshally za cierpliwość do mojej chaotycznej osoby!), udało mi się sfinalizować ten krótki projekt. Muszę przyznać, że była to wyśmienita zabawa; próbować wpleść wszystkie wylosowane zdania i słowa, które musiałam tutaj zawrzeć. Bardzo świetna inicjatywa, gorąco zachęcam każdego, kto będzie miał taką możliwość, by podjąć się wyzwania.
⋆⋅☆⋅⋆
To była opowieść napisana przez idylliczna, której serdecznie dziękuję za zaangażowanie i chęć wzięcia udziału w projekcie. Zapraszam Was teraz do odwiedzenia jej profilu, gdzie publikuje swoje prace. To będzie dla niej bardzo miły gest, który z pewnością doceni!
⋆⋅☆⋅⋆
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro